Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W mediach kultowe już „Don't Cry” i Gunsi, bo mój sentyment jest wielki.

4 miesiące wcześniej

Cichy kwietniowy wieczór wypełniały po brzegi odgłosy cykających gdzieś w trawie świerszczy. Na ziemi powoli osiadała lodowata rosa, chłodny wiaterek od czasu do czasu muskał gałęzie okolicznych drzew, na niebie błyskały raz po raz spadające gwiazdy.

Tempo patrolowe charakteryzowało się naprawdę powolną jazdą, mającą na celu wyłapać ewentualne podejrzane zachowania, które skłoniłby policjantów do zatrzymania się. Sebastian postanowił przejechać w ten sposób jedynie krótki odcinek trasy, na którym spodziewał się spotkać poszukiwanego od całych dwóch dni podejrzanego o rozbój. Poza tym jednym celem nie miał żadnego innego, który potrafiłby skłonić go do poruszania się tak powoli. Wolał bowiem z całego serca uniknąć jakichkolwiek grubszych akcji na godzinę przed końcem służby i spokojnie wrócić do Lubaczowa.

W radiu cicho grała jakaś energiczna piosenka, której tytułu oraz wykonawcy nawet nie kojarzył, wskazówka prędkościomierza zatrzymała się na czterdziestce, natomiast na obrotomierza — niewiele ponad dwoma tysiącami obrotów. Wszystko wskazywało na to, że będzie spokojnie. Właśnie zbliżali się powoli do ostrego zakrętu, który aspirant wyznaczył sobie na miejsce, gdzie mógł zacząć przyśpieszać. I właśnie wtedy, jakby na złość wszystkim jego planom, a także jemu samemu, zza łuku, który obrał sobie za miejsce rozpoczęcia szybszej jazdy, wypadł samochód. Czarne niczym otaczająca ich noc, sportowe audi przemknęło tuż przed nosem kryminalnych, dosłownie o włos mijając lewe lusterko czarnej skody. Brodzki nie zastanawiał się długo nad ewentualnym rozpoczęciem pościgu. Rejestracja, która mignęła mu przed oczami sekundę temu, była aż za dobrze znana policjantowi.

— Gonimy go, Ruda, więc szczekaj do dyżurnego — mruknął jedynie do siedzącej obok Pauliny, po czym błyskawicznie zawrócił i puścił się pędem za jadącym z zatrważająco dużą prędkością samochodem.

Jechał praktycznie na zderzaku audi, umiejętnie wykorzystując fakt, że jego radiowóz był nieoznakowany, a on sam w żadnym wypadku nie przypominał wyglądem policjanta. Dopiero, kiedy przejechali za samochodem kilkaset metrów po dość ostrych zakrętach, a Sebastian upewnił się, że da radę bez problemu dopędzić tyłu czarnego auta nawet w wypadku, gdy kierowca zacznie uciekać, włączył syreny oraz światła. Błękitna łuna rozlała się po porastających rowy z obu stron krzakach, a głośny sygnał dźwiękowy przerwał harmonię lasu zatopionego w nocnej ciszy. Audi przed nimi wyrwało do przodu z głuchym warkotem silnika, slalomem pokonując kolejne metry na szczęście pustej drogi.

Brodzki zacisnął dłonie na kierownicy. Dopiero teraz dotarł do niego oprócz wycia policyjnej syreny także odgłos szalejącej radiostacji. Adrenalina uderzyła mu do głowy, kiedy zerkał na obrotomierz i dostrzegał, że silnik dostawał od niego naprawdę ostry wycisk. Kompletnie mu to nie przeszkadzało — skoda była doładowana i świetnie się spisywała przy dużych prędkościach mimo swojego wieku.

— On to chyba na bani, coś tak krzywo jedzie — bąknęła Paulina, która dosłownie przed sekundą skończyła korespondencję z dyżurnym.

Sebastian uśmiechnął się krzywo pod nosem, przyciskając pedał gazu niemal do podłogi.

— No widzisz, jednak masz nosa i nie jesteś taka zła, za jaką cię uważałem — odparł złośliwie.

Policjantka o ogniście rudych, spiętych teraz w niewysokiego kucyka włosach fuknęła wściekle, co nie umknęło jego uwadze.

— Jesteś najgorszym, co mnie mogło dzisiaj spotkać — warknęła.

Jej odpowiedzią stał się jedynie śmiech kompana, a potem także głuchy warkot silnika. Nie odezwała się już więcej, bo prędkość praktycznie wcisnęła ją w fotel, gdy Brodzki wypadł z kolejnego zakrętu na prostą.

— Patrz, jak popierdala — mruknął niemrawo pod nosem, jednak na jego twarzy mogła dostrzec cień pełnego satysfakcji uśmiechu. — Nie ze mną te numery, złotko. Coś czuję, że dzisiaj wreszcie pójdziesz pierdzieć — kontynuował, przyśpieszając o ile to możliwe jeszcze bardziej.

Paulina z delikatnym przerażeniem próbowała zawiesić wzrok na czymkolwiek, by tylko upewnić się, że nie jechali wcale tak szybko. Nie udała jej się ta sztuka. Przed oczami migały jej jedynie światła domów jednej ze wsi, na którą niepostrzeżenie się dostali. Nie chciała wcinać się Brodzkiemu w jego robotę — dobrze przecież wiedziała, że posiadał znacznie więcej doświadczenia od niej i że miał świadomość podejmowanego ryzyka, wszystkiego tego, co robił. Potrafił wyważyć tempo, dostosować prędkość do warunków, a przy tym doskonale radził sobie także z siedzeniem na ogonie jadącemu praktycznie na oślep kierowcy. Ograniczyła się więc jedynie do cichego westchnienia, ale nie powiedziała niczego, co mogłoby jakkolwiek wybić z rytmu jej tymczasowego partnera.

— On zaraz będzie w czyimś płocie, idę o zakład — bąknął, a jego głos wymieszał się z przeciągłym wyciem syren.

Paulinę przeszły ciarki ekscytacji wymieszanej ze strachem. Cała otoczka tego pościgu, który nie trwał na dobrą sprawę tak długo, zaczynała coraz bardziej oddziaływać na jej wyobraźnię. Zdawało jej się nawet, że w oknach okolicznych domów stali zaciekawieni ludzie, że wiatr wył zdecydowanie mocniej niż jeszcze chwilę wcześniej, że gdzieś z daleka dobiegły jej uszu grzmoty, a natura całą sobą odczuwała tę szaleńczą pogoń. Pęd radiowozu wciąż nieustannie wciskał ją w fotel, kiedy nieuchronnie z ogromną prędkością zbliżali się do skrzyżowania, na które wpadło już audi.

Ku ich zdziwieniu, zamiast pojechać prosto, samochód gwałtownie i z piskiem opon skręcił w lewo. Sebastian bardzo szybko otrząsnął się z zaskoczenia, przywrócił zdrowy rozsądek do porządku, upewnił się, czy nie zagrozi nikomu błyskawicznym manewrem, potem zaciągnął ręczny i ślizgiem wpadł w zakręt, po chwili znów dopadając tyłu uciekającego pojazdu.

— Dobra, kończmy już ten cyrk, bo robi się nieciekawie. Czas mu pokazać, jak się kończą takie ucieczki — wymamrotał bardziej do siebie niż do dziewczyny obok, potem podjechał ściganemu kierowcy niemal na zderzak, by finalnie móc delikatnie wychylić się przed pędzące auto i spróbować jakkolwiek skłonić go do zatrzymania.

Odniósł zamierzony skutek, choć nie do końca w ten sposób, w jaki się tego spodziewał. Gdy tylko kierowca dostrzegł w lusterku radiowóz wychylony nieco do przodu i zrównany przednimi kołami z jego tylnymi, gwałtownie odbił w prawo, a ostatecznie wbił się z głuchym, nieprzyjemnym trzaskiem w ogrodzenie jednego z domostw. Sebastian w tym samym czasie wyhamował skodę do zera, zatrzymując się niedaleko od zbiega. Zaciągnął ręczny, zgasił silnik, zostawił jednak włączone światła, a potem spojrzał przez przednią szybę. Widok, który się przed nim rozpościerał, był z jednej strony zadowalający, z drugiej zaś nieco bolesny. Skrzywił się, obserwując porysowaną karoserię, oberwane lusterko od strony kierowcy, kompletnie zniszczony przód audi z lewej strony oraz pękniętą tylną szybę.

— Mów dyżurnemu, że po wszystkim i idziemy go wyjąć — rzucił jedynie w stronę Pauliny, która bez wahania wykonała jego polecenie.

Sam w tym czasie wysiadł z radiowozu, uprzednio jeszcze wyciągając ze stacyjki kluczyki, poczekał na swoją towarzyszkę, a gdy kilka sekund później miał ją już obok siebie, spojrzał prosto w oczy koloru morza i uśmiechnął się lekko.

— Zakładamy, że będzie agresywny, więc musisz mnie ubezpieczać w razie, gdyby chciał próbować jakichś sztuczek, okej? — powiedział, co potwierdziła jedynie zdecydowanym ruchem głowy. — To idziemy. Jak będzie dwójka w samochodzie, pilnujesz, żeby pasażer nam nie zwiał.

Podeszli szybkim krokiem do rozbitego audi, Sebastian bez najmniejszego nawet oporu otworzył drzwi od strony kierowcy i odsunął się krok do tyłu, widząc mocno zaciśnięte na kierownicy dłonie oraz pełen narkotykowego obłędu wzrok, który błędnie miotał się po pustej przestrzeni za przednią szybą.

— No w końcu cię mamy, chujku — mruknął pod nosem kryminalny, bez wahania przechodząc do zakucia dłoni zatrzymanego w kajdanki. — Jesteś zatrzymany w związku z popełnieniem przestępstwa z artykułu sto siedemdziesiąt osiem b kodeksu karnego, to jest niewykonania polecenia zatrzymania pojazdu mechanicznego — poinformował chłodno, sięgnął do pasa po kajdanki i schylił się z metalowymi obręczami do dwudziestoletniego chłopaka za kierownicą, przy okazji przekonując też, iż w samochodzie była jeszcze dziewczyna. — Ruda, weź ogarnij klientkę z drugiej strony — bąknął, brutalnie odginając obie ręce chłopaka do tyłu i bez większych problemów go skuwając. Następnie obrócił się przez ramię w stronę Orłowskiej.

— Jasne — odparła jego koleżanka, a chwilę później drzwi od strony pasażera zostały przez nią z niemałym wysiłkiem otwarte.

Sebastian upewnił się, że Paulina poradzi sobie z wyprowadzeniem dziewczyny z audi, i powrócił do czynności. Wyciągnięcie zatrzymanego z samochodu okazało się prostsze, niż na początku myślał, nie miał on bowiem zapiętych pasów, co znacznie ułatwiło Brodzkiemu pracę. Mimo że chłopak próbował rzucać mu się na każdą możliwą stronę, aspirant w mgnieniu oka poradził sobie z położeniem go nieruchomo na ziemi. W międzyczasie do jego uszu dobiegł dźwięk syreny jeszcze jednego radiowozu, a zaraz potem niebieska łuna podwójnie rozświetlała już okolicę, bowiem na miejscu pojawił się wóz dzielnicowych z Krzesikowa. Brodzki wyprostował się, omiatając wzrokiem otoczenie. Już miał podchodzić do wysiadających z auta Krzycha i Michała, ale zorientował się, że Paulina potrzebowała ewidentnej pomocy. Dziewczyna, którą miała wyprowadzić z auta, wyszarpnęła się młodej kryminalnej, a potem zaczęła najzwyczajniej w świecie uciekać. Orłowska krzyknęła za nią kilka słów nakazujących zatrzymanie, ale na niewiele się to zdało. Sebastian westchnął cicho, puszczając się biegiem za uciekającą pijaną pasażerką. Dopadnięcie jej wcale nie było trudne i zrobił to już kilka sekund po tym, jak rozpoczął bieg. Zawołał do siebie nieco skonsternowaną całą sytuacją towarzyszkę, poprosił o kajdanki, po czym skuł dłonie niewysokiej blondynki. Syknęła z bólu i zaczęła cicho płakać, wyklinając go pod nosem, ale niewiele sobie z tego zrobił. Ponownie wrócił do pozycji stojącej, tym razem jednak nawiązując kontakt wzrokowy z rudowłosą, która nieco skuliła się pod naporem jego spojrzenia.

— Co to miało być? — mruknął. — Jakim cudem ona ci w ogóle zwiała? — dodał jeszcze, wciąż nieustępliwie mierząc ją brązowymi oczami.

— Nie wiem. Otworzyłam drzwi, kazałam jej się nie ruszać i chciałam sięgnąć po kajdanki, ale ona wtedy zaczęła się szarpać, no i tak wyszło... — bąknęła ze skruchą pobrzmiewającą w głosie.

Sebastian ponownie westchnął, teraz już jednak znacznie ciężej.

— Na następny raz lepiej pilnuj tego, co masz do zrobienia, i nie dawaj się zdekoncentrować przez mało znaczące bodźce. Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz. Zamiast niej na tym siedzeniu mógł być ktoś znacznie groźniejszy, a jeżeli z nią nie potrafiłaś dać sobie rady, z potencjalnie silniejszym przeciwnikiem też byś nie dała, Paulina. Nie możesz dać się zamotać, kiedy to ty decydujesz o regułach gry — wyjaśnił najdelikatniej, jak tylko potrafił.

Ukryła twarz w dłoniach, przecierając ją kilkukrotnie z pełnym frustracji oraz niezadowolenia warknięciem na ustach.

— Przepraszam... — wyszeptała spłoszona. — Nikt mi tego nie wybaczy, co za porażka... — jęknęła jeszcze, na co aż parsknął rozbawiony, kręcąc na boki głową.

— Gadanie. Każdy ci wybaczy, przestań się dręczyć. To normalne, że popełniasz błędy, bo każdy je popełnia. A dla mnie jedynym niewybaczalnym błędem jest taki, który będzie kosztował kogoś życie. Jeżeli swoją decyzją, działaniem, czymkolwiek doprowadzisz do śmierci niewinnego człowieka, to taki błąd faktycznie będzie okropnie trudny do wybaczenia, jeżeli nie całkowicie niemożliwy. Cała reszta jest jak najbardziej do naprawienia — mruknął. — I pamiętaj, że jesteś tu świeża, popełnisz jeszcze niejedną fatalną pomyłkę, ale to rzecz ludzka. Nie przejmuj się, rób swoje, wyciągaj wnioski. Dobrze na tym wyjdziesz — dodał pokrzepiająco, a gdy dostrzegł, że wpatrywała się w niego wielkimi oczami, które błyszczały teraz w niebieskim świetle policyjnych lamp, nie wytrzymał i roześmiał się. — Zabawny z ciebie człowiek.

— Dzięki za pocieszenie — wybąkała jedynie, uciekając od kontaktu wzrokowego.

— Nie ma sprawy. — Wzruszył ramionami. — Jak sam siebie nie umiem pocieszyć, to dobrze mi wychodzi pocieszenie kogoś innego. Życie to kurwa i nikogo z nas nie oszczędza — skwitował, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę umundurowanych policjantów z Krzesikowa.

Paulina westchnęła, wiodąc za nim wzrokiem. Zrobiło jej się przykro, gdy usłyszała ostatnie słowa, jakie padły z jego ust. Dobrze wiedziała, że nie był już tym, kim zwykł być jeszcze tak niedawno. Chował swoją rozpacz pod maską zwykłego codziennego Sebastiana, ale na nikogo nie działała taka jego zagrywka. Cała komenda wciąż jeszcze przecież żyła wydarzeniami minionych tygodni. Cała komenda wciąż jeszcze przecież pamiętała każdy jeden szczegół tamtego dnia. Ona też. Niemal mogła poczuć ten strach, który wtedy wypełniał całe jej serce.

Pisk opon słyszała już od kilkunastu sekund, co oznaczało, że auto gwałtownie hamowało. Dziecko, które wypadło na drugą, tę bezpieczniejszą stronę ulicy, zaczęło płakać, czyli żyło. Nie na tym się jednak skupiała. Głuchy dźwięk uderzenia ciała o blachę wycisnął z jej oczu nową falę łez. Krzyknęła rozdzierająco, ale jej głos zatonął gdzieś w morzu wszystkich innych, które zalały ulicę. Nim w pełni doszło do niej, co tak właściwie się stało, bezwładne ciało Tosi już leżało na ulicy tuż obok zatrzymanego samochodu, z którego wypadł chwilę później pijany kierowca, zataczając się na każdą stronę.

Cudem było, że wytracił choć część prędkości.

Jako pierwsza przemogła się i zmusiła ołowiane nogi do ruchu, podbiegając do leżącej na ulicy Węcińskiej. Zakręciło jej się w głowie, grunt pod nogami zaczął falować, a ona miała wrażenie, że zwymiotuje, gdy zamglone cierpieniem bursztynowe tęczówki posłały jej ostatnie spojrzenie, nim opadły na nie powieki. Paulina nie zastanawiała się już nad tym, co robiła. W umyśle po tym czasie miała jedynie białą plamę, zwykłą pustkę. Pamięć przywróciło jej dopiero w momencie, kiedy ratownicy krzyczeli, żeby jeszcze pompowała. Robiła to aż do momentu, w którym nie przeszli do defibrylacji.

Potem ktoś ją wymienił. Był w pełnym zestawie przeciwuderzeniowym, pamiętała biały kask leżący na ziemi, rzuconą niedbale pałkę i tarczę z boku. Gdy tak spoglądała na sylwetkę reanimującego policjanta, powoli docierały do niej kolejne bodźce z otoczenia.

Ktoś podał jej maskę z tlenem, bo najwyraźniej praktycznie zemdlała, ktoś inny krzyczał do pozostałych, żeby się odsunęli, a prewencjusz przed nią dalej reanimował... I dalej, i dalej... W końcu odsunął się, ratownicy przejęli od niego ciało, błyskawicznie przetransportowali je do karetki, a finalnie znikali z miejsca zdarzenia jeszcze szybciej, niż się na nim pojawili.

Policjant odwrócił się w jej stronę i dopiero w tamtym momencie zdała sobie sprawę, kto tak naprawdę patrzył na nią z rozdzierającą rozpaczą w brązowych oczach, z tą bezbrzeżną, okrutną bezradnością podnosił wyposażenie z ziemi, po chwili schylając się po coś jeszcze.

Gdy policyjna gwiazda na odznace Tosi odbiła promienie słońca, do Pauliny sto razy mocniej dotarło, kto przejął od niej akcję. Brązowe oczy przepadły gdzieś w mgle łez pełnych cierpienia. Policjantka zadrżała przerażona.

Nigdy jeszcze nie widziała nikogo tak przeraźliwie zrozpaczonego jak wtedy Sebastiana.

Potrząsnęła głową, starając się odgonić napływające wspomnienia. Wbiła wzrok w plecy Brodzkiego, który teraz najzwyczajniej w świecie prowadził luźną konwersację z Krzyśkiem. Postanowiła doprowadzić rozszalały oddech do porządku i również podejść do policjantów, by wdać się w luźną gadkę. Nie chciała przypominać sobie wszystkich fatalnych błędów i złych sytuacji. Chciała po prostu wrócić do domu, położyć się spać, zapomnieć. Nie miała już siły myśleć. Przygniotła ją ta służba, ten pościg, wreszcie te nieznośnie bolesne wspomnienia.

Dobrze zdawała sobie sprawę, że gdyby wtedy wszystko potoczyło się nieco inaczej, nie byłoby jej tu dzisiaj. Najpewniej zostałaby na komendzie i pisała papiery, a nie szlajała się po wsiach w pościgu za szaleńcem. Na jej miejscu w skodzie obok Sebastiana siedziałaby Tosia. Tosia, której nie było. Ani wczoraj, ani dzisiaj, ani jutro.

***

— Bierzcie go sobie i słuchajcie, ja się z Pauliną zawijamy na KPP — mruknął Sebastian, nawiązując kontakt wzrokowy z Krzychem.

— Jasne. Dzięki za pomoc — odparł dzielnicowy, wyciągając w stronę kryminalnego otwartą dłoń.

Brodzki bez wahania podał mu swoją, a po sekundzie wymienili przyjacielski uścisk.

— Nawinął się, to go wziąłem i nawet się nie oglądałem. Chuj się długo nie chciał poddać, ale w końcu chyba zobaczył, że przegrywa, więc zaliczył ogrodzenie i się zatrzymał — wyjaśnił jeszcze pokrótce.

— Zrobiliście robotę. Jeszcze raz dzięki — powiedział na to stojący obok nich Michał.

Chwilę jeszcze rozmawiali między sobą na niezobowiązujące tematy, potem dołączyła do nich Paulina, stali jeszcze kilka minut na chłodzie kwietniowej nocy, a wreszcie zdecydowali się rozejść do obowiązków. Sebastian i Orłowska skierowali się w stronę czarnej skody, natomiast dzielnicowi przeszli do czynności przy zatrzymanych.

Nim Brodzki zdążył choćby sięgnąć klamki, jego telefon rozdzwonił się w kieszeni. Ze zmarszczonymi brwiami zerknął na wyświetlacz, a gdy dostrzegł tam imię oraz nazwisko młodszej siostry Tosi — Izy — wtłoczył więcej powietrza w płuca, ruchem ręki informując Paulinę, by wsiadała do samochodu, co ta bezzwłocznie zrobiła. Gdy już upewnił się, że może spokojnie odebrać, bez wahania przesunął palcem po ekranie i przyłożył urządzenie do ucha, czując drżenie dłoni oraz szaleńcze dudnienie jego własnego serca.

— Cześć, młoda. Co się dzieje? — zapytał z resztkami opanowania.

Gdy w słuchawce zamiast odpowiedzi usłyszał cichy płacz, rytm jego serca jedynie przyśpieszył, boleśnie dając policjantowi znać, jak bardzo pragnął usłyszeć coś więcej.

— Iza — ponaglił ją zaniepokojony — odezwij się.

— Dzwonili ze szpitala... — wydukała słabo, a on miał wrażenie, że w tamtej sekundzie czas zatrzymał się dla niego już na zawsze. — B-boję s-się sama tam iść... o... o tej porze. Przyjechałbyś p-po mnie? — zapytała cicho. Tak cicho, że ledwie ją usłyszał.

Nie kontrolował już nawet własnego ciała. Serce łupiło mu młotem w klatce piersiowej, oddech z każdą sekundą coraz bardziej się spłycał, przed oczami zatańczyły Sebastianowi mroczki, w uszach słyszał tylko jeden wielki szum, żołądek podchodził mu do gardła. Wszystkie te odczucia składały się w jeden obraz najzwyklejszego, a jednak silniejszego niż kiedykolwiek strachu.

— Za pół godziny tam będę. Nie dam rady wcześniej — wyszeptał z niemałym wysiłkiem.

— Będę czekać. Jedź ostrożnie, wszystko ci opowiem, jak przyjedziesz — odparła na to, a po sekundzie zakończyła połączenie, nie dając mu nawet okazji do odpowiedzi.

Pozostał sam z pikaniem w słuchawce, kompletnie załamany. Nie wiedział, co się stało. Miał jednak niejasne przeczucie, że było to coś cholernie złego, coś, co złamałoby go już do reszty. Jednocześnie tak bardzo chciał już wiedzieć, co takiego zaszło w szpitalu, że dzwonili do Izy o tej porze.

Jednego w tamtym momencie był pewien jak niczego innego. Miłość była bólem. Bólem tak niezmiernym, tak dogłębnym, dotkliwym i ogromnym, iż nie dało się tego opisać słowami. Miłość była wyniszczającym uzależnieniem, nałogiem, od którego nie dało się uwolnić, a który doprowadzał całą jego egzystencję do rychłej zagłady. 

Mam ogromną przyjemność przywitać się z Wami w szóstej części (teraz już naprawdę ostatniej, obiecuję xD) Serii Krwi. Wiem, miało nie być już nic, ale tak jakoś mnie natchnęło i tym sposobem powstały „Czerwone oczy”. Mam nadzieję, że ani Was, ani siebie nie zawiodę. Widzimy się w rozdziałach, Buły!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro