Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ziarniste Serce był na patrolu łowieckim. Szło mu fatalnie, gdyż ciągle myślał o kotach, które przez niego straciły życie. Efektem jego zamyślenia było spłoszenie ryjówki Lamparciego Skoku i gdy tropił sójkę, nadepnął na gałąź. Ta pękła, a ptak przestraszony hałasem odleciał pomiędzy gałęzie.

Wojownik wrócił do obozu, trzymając w pysku mysz, która nawet nie była jego, a Sroczego Połysku.

-Coś się ostatnio z tobą dzieje.

Miauknął przyjaźnie partner Czarnej Skóry,  Rzudzikowe Skrzydło.

Rudy wojownik nawet nie wiedział, ile było prawdy w tym, co przed chwilą powiedział.

Ziarniste Serce już wcześniej próbował rozwikłać jego problem. Wiedział, że nikomu innemu się to nie przytrafia. Nie wiedział jednak, czemu to akurat on musi mordować te wszystkie koty.
Z zamyślenia wyrwał go ostry głos Bzowego Pyska:

-Nic dziś nie przyniosłeś. Pójdziesz teraz w takim razie na granice z Klanem Potoku. Pójdą jeszcze Kolczasty Kwiat, Poranny Ptak i Przebijająca Czerń.
To miauknąwszy, odszedł do legowiska wojowników.

Niezadowolony, Ziarniste Serce stanął pod wejściem do obozu i poczekał na resztę patrolu. Gdy wyszli z obozu, skierowali się w lewą stronę, gdzie mieli swoją granicę z Klanem Potoku.

Wojownik modlił się do Klanu Świata, by nikogo nie spotkali. Klan Światła najwyraźniej go wysłuchał, gdyż patrol minął bez większych, czy mniejszych przeszkód i wojownicy spokojnie wrócili do obozu.

Ziarniste Serce razem z Kolczastym Kwiatem usiadł w cieniu Kamienia Spotkań. Zjedli wspólnie wiewiórkę i wtedy szary kocur przysunął się bliżej biało-brązowej wojowniczki.

W promieniu słońca zamknął oczy i położył pysk na łapy. Przypomniał sobie wydarzenia, z wczorajszego zgromadzenia. Przeszył go dreszcz. Nie miał pojęcia jak powstrzymać te ataki. Poderwał się nagle, czym przestraszył Kolczasty Kwiat.

-Muszę iść się przewietrzyć.

Powiedział szybko i wybiegł z obozu. Nie zastanawiał się, jak musiało to wyglądać. Nagle poczuł obcy zapach. Jego oczy zalała fala czerwieni. Na jego łapach czół lepką ciecz. Domyślał się, co to musiało być. Krew. Wiedział, co to oznacza. Zabił kolejnego kota. Zobaczył samotnika. Był martwy. W jego oczach dało się dostrzec strach.

Ziarniste Serce niewiele myśląc, zakopał ciało. Nie chciał, by klan martwił się o mordercę na ich terenie. Wpadł na pomysł. Nie podobał mu się, lecz jeśli miał on uratować pozostałe koty przy życiu, chciał to zrobić. Nie ważne, jaką cenę za to zapłaci.

Skręcił w stronę granicy z Klanem Potoku. Minął kładkę, po której ów klan szedł na zgromadzenia i spojrzał w przepaść pod swoimi łapami. Był nad przepaścią wąwozu, gdzie potok zmienił się w wodospad.

-Raz, dwa, trzy!

Krzykał, jednak jego łapy nie chciały odrywać się od ziemi. Nie chciał umierać.

-Mysi móżdżku! Tamte koty też nie chciały umierać!

Warknął sam do siebie.

-Jeszcze raz. Raz... Dwa...

Przed skokiem powstrzymał go znajomy głos. Podbiegła do niego Kolczasty Kwiat.
Najwyraźniej nie miała pojęcia, co chciał uczynić szary kocur. Usiadła koło niego jakby nigdy nic.

-Też lubię tu przychodzić, gdy muszę pomyśleć.

Powiedziała beztrosko.

-Muszę dalej żyć. Dla dobra Kolczastego Kwiatu.

473 słowa

Jak myślicie, Ziarniste Serce popełniłby samobójstwo, gdyby nie Kolczasty Kwiat?

Trzeba jej przyznać, ma idealny timing (tak to się pisze?)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro