Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przypatrywała się białemu sufitowi leżąc rozłożona na swoim łóżku. Trochę już to trwało. Była pogrążona w swoich myślach. Wszystko co przychodziło jej na myśl było rozpatrywane po kilkanaście razy i wykonywane jeszcze więcej z skutkiem niewiadomym. Skoro przyszedł czas na jej egoistyczne pobudki,  musiała działam ku temu kierunku. Spojrzała na zegar. Było grubo po południu. Obiad już dawno minął, ale nawet na nim nie była. Zamiast tego matka przyniosła jej go do pokoju, a Karasu zamiast go zjeść, dała go Nero, który aktualnie był poza domem. Resztki jakie zostały(połowa obiadu)  wyrzuciła i nie przejmując się, że są na widoku, rozłożyła się na łóżku i tak do teraz. Westchnęła i dźwignęła się na rękach. Zsunęła się z pościeli i podeszła do biurka. Rozsiadła się przy jednej szufladzie by ją wysunąć. Białe kartki od razu ukazały się jej oczom. Ale nie tego szukała. Szybko wyciągnęła je by nie zostało w szufladzie nic. Przesunęła ręką po ściankach aż nie natrafiła na małą dziurkę. Chwyciła mały patyczek leżący na biurku i wcisnęła go w wnękę. Drewniana płytka podskoczyła. Odchyliła ją, a jej oczom ukazały się jeszcze inne papiery. Wysunęła je i od razu otworzyła. Kącik ust wygiął się. Właśnie tego teraz potrzebowała. Przegryzła kciuka i spojrzała na wszystkie rozpiski czytając je i zapamiętując. Kiedyś je skopiowała, a nigdy nie miała okazji ich odczytać. Nie czuła potrzeby. Nie tak jak teraz. Koniuszki palców sunęły po już trochę zżółkniętym papierze. O to właśnie chodziło. Sharingan skanował każdą nawet nierówną krawędź i koślawą literę czy linię. 

-Tam muszę się udać. - Szepnęła do siebie po nosem. - Dzisiaj? Nie...

Ktoś zapukał w drzwi. 

-Proszę.

Sarada weszła do środka i odszukała siostrę wzrokiem. Leżała na łóżku tak samo jak ostatnio kiedy tu przyszła. 

-One-san? - Podeszła niepewnie.

-Hm?

-Chciałabyś ze mną wyjść? Na spacer?

-Spacer?

-Ymm, tak. Spacer. - Powtórzyła. Zacisnęła usta w wąską linię. Wytarła trochę spocone dłonie o spodnie i wyczekiwała odpowiedzi. Chciała wyjść z siostrą i się przewietrzyć.

-Zgoda. - Usiadła i spojrzała na najmłodszą Uchiha. Czarne węgielki spojrzały na nią błyszcząco. Były zachwycone i szczęśliwe. Duży uśmiech zagościł na jej twarzy. 

Od razu udały się na świeże powietrze. Dzisiejszy dzień dopisywał jak jeszcze nigdy od tych zaledwie kilku dni. Karasu stanęła na chwile i przyjrzała się pomniejszym domom, które były na około nich. Żaden nie wyróżniał się z tłumu, były nijakie i szare, jak ludzie, którzy właśnie ją mijali. Nie ciekawy by zawiesić na nich wzrok chociaż sekundę. Westchnęła i przeczesała swoje rozpuszczone włosy. Ręce włożyła w kieszeni czarnych dresów i po chwili ruszyła do siostry doganiając ją.  Zostały zmuszone przymknąć powieki gdyż słońce dziś stwierdziło, że rozjaśni ten ponury czas. 
Osadnicy tłoczyli się na ulicach uśmiechnięci i szczęśliwi. 

Zapomnieli.

Nie. Oni chcieli zapomnieć. Ta sprawa już była dla nich tak rozległa jak lata świetlne. Tragiczne wydarzenia były dawno temu i nie warto ich rozpamiętywać. Czas żyć dalej i iść przed siebie dalej idąc szarą rzeczywistością.

Była to poprawna sprawa, każdy tak robił i nie zdziwiło jej, jak każdy już mało co mówił o rozlanej krwi. Cóż, ten spokój został zniszczony przez nagłe pojawienie się Karasu na drodze. Każdy widział i pamiętaj ją z czasów egzaminów jak wbiła się w ścianę, a wszystkich przykuwała jej rana wylotowa, stworzona przez jej własną katanę. Ludzie tylko posyłali jej smutny uśmiech i kiwało. 
Chodź nie chciała odpowiadać to zebrała jakieś siły by odkiwnąć nawet niezauważalnie. Nie oceniali tego i rozumieli jak bardzo musi być jej ciężko.

Nie rozumieli.

Udawali i litościwie składali swoje kondolencje. Brzydził ją sam fakt sztuczności tego wszystkiego. Złapała się za głowę. Czułą się przytłoczona. Ludzie na około niej wywiercali w niej spojrzenie, jakby chcieli uzyskać jej faktyczną żałobę. Nabrała sporo powietrze i wyprostowała się. Nie ma zamiaru pokazać niczego. Dumnie uniosła podbródek i pewniej parła przed siebie. 
Sarada przez cały ten czas patrzyła na siostrę i jej mimikę. Z podziwem patrzyła jak dumnie idzie przed siebie nie okazują mieszkańcom słabości. Jej majestatyczna sylwetka i trochę bladsza od niej cera pięknie komponowała się z jej heterochromią i ciemnymi włosami. Nawet nie wykręcała twarzy. Jej oczy patrzyły tylko w przód. Dłonie wyciągnęła z kieszeni by pokazać cywilom, nie dygoczą. Są stabilne i silne. Wywarła ogromne wrażenie, a każdy schodził jej z drogi. Uśmiechnęła się i skocznym krokiem przemierzała wioskę przy siostrze.
Mimo to dość szybko zeszły z głównych ulic wchodząc w mniejsze. Krasu zauważyła, że siostra prowadziła ją do lasu gdzie leżały tereny do treningów. Nic jednak o to nie zapytała. Przecież znała ją i wiedziała, żadna odpowiedź z jej ust nie padnie. Jak to się nazywało?

Ach, niespodzianka. 

Nad ich głowami przeleciał kruk. Nero zataczał nad nimi wielkie koła by zaraz znowu polecieć dalej. Starsza Uchiha uniosła kącik ust.

Niech patroluje... I zapamiętuje...

Znalazły się na większej polanie. Można łatwo zaobserwować że działy się tu różne abstrakcyjne sytuacje. Wypalony płat trawy, uszkodzone w mniejszym czy większym stopniu drzewa, kamienie skruszone czy przecięte na pół. Pole treningowe. 

Stanęły na środku. Odwróciła się prosto do młodszej siostry i skanowała ją spojrzeniem.

-Daj mi jeszcze chwilę, a się dowiesz. - Tylko tyle wydała z siebie z uśmiechem i okręciła na około własnej osi. -Zostań tu. - Poleciła, a sama bez żadnego wyjaśnienia uciekła z powrotem do lasu. 

Nie minęła sekund a musiała odchylić głowę centymetr w lewo by kunai nie zrobił jej rany. Spojrzała za siebie. Ojciec biegł w jej stronę z kataną w dłoni. Szybko odsunęła się i pochwyciła wcześniejszy kunai, sparowała atak. Patrzyli na siebie siłując się. Karasu nie rozumiała po co cała ta szopka tylko po to by z nią zawalczyć. Chcieli by w ogóle ruszyła dupę i się ogarnęła? W sumie jak by nad tym głębiej pomyśleć, za dużo już przesiedziała w pokoju myśląc nad planem. Zmarszczyła brwi. Nie wzięła tego pod uwagę. Mogli to zrozumieć jakby popadała w depresje czy inne gówno. Skoro chcą się przekonać jak jest, to proszę bardzo, pokaże im to.
Czuła że jej mięśnie dawno nie odczuwały żadnego większego wysiłku, a pobyt w śpiączce niczego nie ułatwiał. Musiała tyko chwile popracować nad ciałem. Nic jej nie przeszkadzało oprócz jeszcze do końca nie zasklepionej rany na brzuchu, mimo to nie odczuwał dużego dyskomfortu. Jej ciało dalej pamiętało i świetnie sobie radziła walcząc tylko kunaiem w walce z ojcem. Aktywowali sharingany i dali się ponieść walce. 

Z trzeciej osoby wyglądało to niesamowicie. Wyglądali jakby tylko tańczyli. Wszystkie ruchy były wytrenowane i idealnie zgrywały się z ruchami ciała. Jakby się nie wygięły to każdy następny ruch wyglądał jak zaplanowany. Bardzo gładkie przejścia między uderzeniami.  Bronie wyleciały im z dłoni, a mimo to dalej walczyli, w ręcz. Nie używali jeszcze żadnej techniki. Do czasu.
Odsunęli się od siebie i stworzyli wielkie kule ognia. Kiedy płomienie zasłaniały widok na przeciwnika, Karasu wykorzystała ten fakt i jeszcze dodała wody. Po zderzeniu się z płomieniami, wielka fala mgły rozlała się po terenie. Szybko i bezdźwięcznie polowała na rodziciela. Co jakiś czas posyłała mniejsze płomienie w losowe kierunku by wysłuchać się w ruchy trawy i powietrza. Musiała go usłyszeć, bądź zobaczyć jak mgła gdzieś szybciej się porusza. 

Znalazła go. Przystąpiła do ataku. W dłoniach tym  zabłysła technika chidori. Ręka leciała i miała właśnie przebić biodro mężczyzny, ale coś w porę ją powstrzymało. Fioletowy szkielet ukazał się na około niego dając mu ochronę absolutną. Zmarszczyła brwi. Czytała o tym. Susano. Wywodzi się z techniki ocznej klanu Uchiha. Niewielu potrafiło ją opanować. Mgła została rozproszona, a jej oczom ukazały się dłonie z kości chcące ją pochwycić. Odskoczyła. 

Drgnęła. W jej głowie zrodził się pomysł. Przymknęła oczy skupiając się tylko na na nich. Sekunda minęła i ukazała ojcowi większy level. Mangekyō sharingan zabłysł. 

-Susano. - Szepnęła. Nie działo się nic. Skupiła się mocniej. Poszukała głębiej, aż przez mili sekundę nie poczuła głębokiego żalu w potężną chęcią zemsty, by zaraz znowu poczuła pustkę. Tym razem coś drgnęło. Odetchnęła i z większą pewnością swoich oczu dodała im więcej czakry. Czuła jak jej instynkt nakazał jej to zrobić.  Poczuła wielką moc. Oddała się w jej objęcia. Niewidzialne liny oplotły jej ciało i szarpiąc w swoją stronę. To było to. Na około niej powstał czerwony szkielet. Jego dłonie pochwyciły te fioletowe. Zderzenie wywołało dużo falę powietrze odpychając wszystko co było na około. Sasuke zdziwiony nie zdążył zareagować w czasie i został odepchnięty na sporą odległość. Szybko się ogarnął i pojął sytuacje. Przecież Karasu była świadkiem śmierci osoby dla niej bardzo ważnej. Odetchnął i ponownie naparł na córkę. 

Walka mogła trwać jeszcze chwile, ale nagły ból w oczach Karasu zaprzestał boju. Krew stróżkami wyciekała pod powiek. Upadła na kolana, susano zniknęło, a dziewczyna podparła się jedną ręką by nie uderzyć głową o podłoże, za to drugą przyłożyła do do jednego oka. Czuła jak szkarłatna ciesz okala jej dłoń by zaraz zacząć skapywać powoli na ziemię. Obok niej już pojawił się Sasuke. Oddychała głęboko i nie wiedząc co za bardzo zrobić. Problemy z oczami jakie ostatni raz miała to za dzieciaka kiedy przyswajała swego młodego sharingana do większych wysiłków. Zapomniała jak to nagiąć ich wytrzymałość.

-Po raz pierwszy używałaś susano. - Stwierdził. Skinęła zgadzając się z jego wypowiedzią. - Wracamy do domu. Sakura się tobą zajmie, a teraz zamknij oczy. - Wykonała polecenia. Czuła jak bandaż zaczął oplatać jej oczy. 

***

-Wasz sparing nie skończył się dobrze. - Westchnęła różowo włosa i szybko znalazła się przy córce kiedy ta przekroczyła próg domu z głową klanu. Sarada spojrzała z kuchni co się dzieje, a widząc bandaż na oczach Karasu przeraziła się. Ciemnowłosa została wpakowana na krzesło w jadalni. Jako iż Sakura była najlepszym lekarzem to od razu teraz mogła zając się poszkodowaną. Zbadała oczy i posmarowała jakąś maścią. 

-Po raz pierwszy spotkałam się z taką siłą mojego dojutsu. - Mruknęła. Ból malał ale ciągle był. Czuła jakby ostre sztylety wbijają się w jej skronie, a oczy nieprzyjemnie pulsują. 

-Nie dziwne skoro niedawno zyskałaś taką moc. - Dodała. - Musisz powili je trenować i przyzwyczajać, nie nadwyrężaj oczu, bo to tylko pogorszy twój stan zdrowia. 

Co ty niby możesz o tym wiedzieć - przeleciało przez głowę czarnowłosej. - Nie bądź żałośniejsza niż jesteś.

Sasuke przypatrywał się temu wszystkiemu w ciszy. Niepokoił go fakt zdobycia tych oczu, ale nie mógł tego kwestionować patrząc na ostatnie wydarzenia. Wiedział, że Karasu będzie chciała trenować susano. Taka potężna moc przyda jej się w niebezpiecznych misjach. Jednak, będzie musiała mieć łączenie oczu jak on. Musi mieć innego mangekyō sharingana, bo inaczej po czasie oślepnie. Pamiętał jak on był na granicy tego. Uratowały go oczy jego brata, Itachiego. Musiał zdobyć dla Karasu oczy. W tych czasach tylko jedna osoba mogła je jeszcze mieć...

W końcu dziewczyna mogła uchylić powieki. Zamrugała jak poleciła matka i spojrzała na ojca. Był czymś niezmiernie zamyślony. Musnęła powieki i odetchnęła. Wiedziała z czym wiązało się użycie susano. Czytała sporo na ten temat w strzeżonych archiwum do którego się dostała kiedyś. Spojrzała przez okno. Już powoli się ściemniało. 

-Jeszcze chwila - napadło jej głowę. W końcu zacznie się punkt kulminacyjny. 

Zaczęła przypatrywać się szczegółowo domowi. Odetchnęła po raz enty dziś i wstała. Udała się do pokoju. Podeszła do swojej szafy. Przedarła się przez ubrania, a tam napotkała płytkę. Uniosła ją w wyciągnięty z pod niej zwój spalając go. 

-Niech nikt nie wiem -pozostawiła spalone szczątki i ogarnęło wszystko by wróciło do swojego porządku. Podeszła do okna. Były otwarte, więc wystawiła przez nie głowę i zagwizdała. Chwile potem Nero wleciał do pokoju. Wylądował na podłodze. Zaraz obok nagle znalazł się pergamin, pędzel jak i tusz.

-Rozrysuj co odkryłeś przez te kilka dni. - Szepnęła do ptaka głaszcząc go po głowie. Zakrakał i zabrał się za swoją robotę. Chwycił mały pędzelek w dziób i zamoczył go w tuszu. 

Czas ponownie ruszył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro