21. „Witamy w naszym świecie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W mediach „American Money” od BØRNS tylko i wyłącznie dlatego, że od jakiegoś czasu katuję ten utwór do każdego pisanego rozdziału. ;)

Dwadzieścia cztery lata. Dokładnie tyle zajęło mu zaplanowanie i dokonanie zemsty za tamtą pamiętną noc oraz kilka innych wydarzeń. Dwadzieścia cztery lata musiał czekać na swoją sprawiedliwość, a kiedy już myślał, że wszystko poszło dobrze, zmuszony został do ucieczki. Mogli go nazywać tchórzem, mogli z niego szydzić, nikt jednak nie mógł wiedzieć, jak dobrze smakowała zemsta po takim okresie.

Nawet jeżeli ucieczka od życia i policji stawała się jedynym możliwym rozwiązaniem, on wiedział, że zrobił dobrze. Obiecana przed laty Stanisławowi Dworczykowi zapłata wreszcie nadeszła. On już spełnił swoją rolę, pora było usunąć się w cień, wyprowadzić śledczych w pole, a samemu przepaść w niebycie.

Strach był zrozumiały w tej sytuacji, igrał w końcu z własnym życiem, ale wiedział, że to mu się opłaci. Już wykonał swoją misję. Czuł wdzięczność wszystkich tych, za których dokonał zemsty. Czuł się jak w śnie. Najlepszym śnie jego życia. Nigdy chyba nie zdawał sobie sprawy, jak nienawiść może napędzać człowieka do działania.

Zaczęło się piątego lutego dwa tysiące czwartego roku. Właśnie wtedy zdał sobie w całości sprawę z faktu, że czara goryczy się przelała. Nie był jednak bezmyślnym głupcem, by wprowadzać w życie zemstę od razu. On potrzebował planu idealnego. Potrzebował przede wszystkim czasu, a wraz z czasem potrzebował też obserwacji. Głównym punktem jego życia nagle stała się osoba tej małej, czarnowłosej dziewczynki, córki Stanisława Dworczyka i jego Edyty. Olga była kimś nieprzeciętnym, wyłamującym się ze schematów już od wczesnych lat dziecięcych, oryginalnym i niepowtarzalnym. Była jednostką, która w swoim życiu mogła osiągnąć naprawdę wiele. Piątego lutego dwa tysiące czwartego roku postanowił, że da jej tę szansę i chwilowo okaże litość nad bezbronnym dzieckiem. Wiedział bowiem, że jego zemsta będzie smakować po stokroć słodziej, gdy dziewczynka wyrośnie na kobietę, która w garści będzie miała wiele sukcesów. Uśmiercenie jej w wieku kilku lat było pozbawione sensu, bo czy ktoś zainteresowałby się śmiercią jednego dziecka w skali całego kraju? Na pewno nie tyle osób, ile on chciałby. A chciał, by wiedziało o tym naprawdę wiele. By jego zemsta była głośna.

Dlatego czekał i obserwował. Był cierpliwy, wyważony oraz niezwykle delikatny w swoich poczynaniach, jak łowca wyborowy przyczajony na upatrzoną ofiarę.

Pierwszym krokiem do zwycięstwa było odkucie się. Kilka lat spędzonych niekoniecznie dobrze wpływało na jego reputację bardzo źle. Jeśli chciał podejść jak najbliższej Olgi Dworczyk, musiał się naprawdę się postarać. Ojciec dziewczyny, mimo że darzony przez niego szczerą nienawiścią, był jednak cholernie doświadczonym oraz utalentowanym policjantem. Tego niestety nie mógł mu odmówić, choć bardzo chciał. Śmierć Edyty tylko spotęgowała i wyostrzyła policyjny szósty zmysł Stanisława, co znacznie skomplikowało sprawę. On jednak wiedział, że każdy ma jakieś słabe punkty, więc cierpliwie czekał.

Mijały lata, Olga rosła i zgodnie z jego przewidywaniami zaczynała coraz bardziej się wyróżniać, wykazując przy tym wrodzoną bardzo silną psychikę, twardą wolę, nieustępliwość w dążeniu do celu, a przy tym ogromne pokłady inteligencji oraz... potencjału. Imponowała mu jako osoba coraz bardziej. Obserwował jej przeobrażenie z gąsienicy w pięknego motyla nieustannie od piątego lutego dwa tysiące czwartego roku, powoli krystalizując także swój plan. By jednak miał on jakiekolwiek szanse na powodzenie, trzeba było wciąż trzymać się bardzo, bardzo blisko Olgi.

To zadanie okazało się banalnie wręcz proste, gdy młoda kobieta wyjechała na studia z rodzinnej Warszawy do położonego na południu Polski Krakowa. Pojechał za nią, zbrojny w nową siłę, zapał do pracy i coraz większą chęć zaprowadzenia porządku raz na zawsze. Musiał się jednak hamować, bowiem dziewczyna, mimo że coraz bardziej rozpoznawalna, wciąż jeszcze nie spełniała jego wymogów. Dalej czekał.

Po pomyślnym ukończeniu studiów prawniczych, młoda Dworczyk rozpoczęła swoją drogę do kariery. Właśnie wtedy, po kilkuletnim okresie wyciszenia, postanowił wkroczyć do akcji i na nowo zakręcić się nieco bliżej kobiety. W ten sposób poznał ją o wiele lepiej, niż na początku zakładał. Dowiedział się, że miała swoje wady — była niezwykle zmienna w życiu prywatnym, nie znosiła nudy, więc nie znosiła też stałych związków i zmieniała partnerów jak rękawiczki. Oprócz tego cechowała się niezwykłym zdecydowaniem, pewnością siebie oraz bezkompromisowością, gdy czegoś się podjęła. Uderzała profesjonalizmem i może właśnie dlatego zbudowała sobie tak udaną ścieżkę do kariery tak prawniczej, jak pisarskiej.

Olga Dworczyk podbiła serca milionów Polaków, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych pisarek na scenie polskiego kryminału, społeczeństwo ją kochało i tą miłością napędzało do dalszego zmierzania na sam szczyt...

Wtedy postanowił definitywnie to zniszczyć.

Doskonałe poznanie jej zwyczajów zajęło mu około czterech lat, ponieważ na każdym kroku musiał uważać, by się nie zdemaskować. I choć wiedział, że nie byłaby go w stanie rozpoznać, bo nigdy nawet nie widziała go na oczy, to mimo wszystko wolał być ostrożny. Opłaciło się. Na krótko przed wyznaczoną przez niego datą porachowania z przeszłością zmarł jednak ojciec Olgi. To ostatecznie przypieczętowało wszystkie podjęte decyzje i spowodowało, że zaplanował uderzenie o pół roku wcześniej, niż zakładał na początku.

Wszystko przebiegło zgodnie z planem, prawniczka została uśmiercona jedną z najbardziej podstępnych trucizn, a on mógł przypisać sobie miano zbrodniarza doskonałego.

Do czasu...

Do czasu, aż do gry nie wkroczyła dwójka policjantów, o których już wiele słyszał i były to zazwyczaj opinie bardzo dobre. Zabójczo skuteczni, piekielnie utalentowani, z intuicjami najlepszych śledczych i instynktami godnymi prawdziwych bestii. Sierżant Antonina Węcińska i aspirant Sebastian Brodzki...

Gdy tylko tamtej nocy dostrzegł ich z ukrycia, już wiedział, że będą jego zgubą. Nie pomylił się, był przesłuchiwany przez Brodzkiego niedługo później, bo okazało się, że jego ukrycie nie stanowiło dostatecznej ochrony. Po tej rozmowie wracał do ukrycia przerażony, a za kilka następnych dni dał się już wchłonąć ciemności. Widział krew na rękach, zaczął odczuwać brutalne konsekwencje własnych czynów.

Teraz to minęło. Dwadzieścia cztery lata od złożonej obietnicy wiedział, że wszystko, czego dokonał, jak najbardziej mu się opłaciło. Powołał do życia swoją zemstę, co lepsze, rozsławił śmierć Olgi Dworczyk dokładnie tak jak tego chciał — na cały kraj. Po tych wszystkich wydarzeniach w jego osobistym morzu słodyczy pozostała jedna kropla bardzo wyrazistej, gorzkiej żółci. Stanisław Dworczyk nie dowiedział się o śmierci własnej córki, bo umarł przed nią.

Tylko to stanowiło dla niego problem. Cała reszta była idealna, doskonała, a on sam mógł nazwać się mistrzem. Mistrzem zła w najczystszej postaci, bowiem nie żałował ani jednego swojego czynu. Wiedział, że tego decydującego też nie pożałuje.

— Raz — charczący od suchego gardła głos przedarł szarpanym tonem powietrze — dwa — głęboki wydech opuścił spierzchnięte wargi — trzy...

Uderzył.

Wydawało mu się, że właśnie tak wyglądał koniec zwycięzcy.

***

Tosia stanęła nad zwisającym z żyrandola ciałem, podpierając dłonie odziane w czarne, nitrylowe rękawiczki na biodrach i przypatrując się całej scenie badawczo.

Pomieszczenie, w którym stała, było stosunkowo duże i dość gustownie urządzone. Po swojej prawej miała kanapę, a za nią w całości przeszkloną ścianę wychodzącą na ogród oraz podwórko za domem. Po lewej natomiast znajdował się wielki plazmowy telewizor w towarzystwie pasujących kolorystycznie do klimatu wnętrza mebli i dodatków. Mężczyzna zwisał dokładnie nad stolikiem kawowym zajmującym centralne miejsce. Za plecami wisielca policjantka dostrzegła regał na książki i wejście do kolejnego pomieszczenia — prawdopodobnie będącego sypialnią.

Odetchnęła ciężej, podnosząc wzrok na twarz trupa zastygłą w grymasie, jakiego nie mogła za żadną cenę podporządkować pod którąkolwiek ze znanych jej emocji. Twarz ta była z nich po prostu w całości wyprana. Przymknięte delikatnie powieki, spod których wyglądały na nią ciemne, zamglone i przepełnione ziejącą pustką tęczówki, spowodowały, że Tosia musiała aż cofnąć się o krok, byleby nie patrzeć bezpośrednio w te przerażające oczy. Zjeżdżając wzrokiem nieco niżej i starając się zapomnieć martwe spojrzenie, kobieta zarejestrowała lekko rozchylone usta, a następnie odznaczającą się dość wyraźnie pręgę na szyi. Dalej nie wyłapała nic, co mogłoby ją zainteresować, więc odpuściła sobie wstępne oględziny i przeszła do rozejrzenia się wokół siebie.

Dookoła walało się mnóstwo pustych butelek po alkoholu, trochę pustych foliowych woreczków i pudełek po papierosach. Ponownie bez entuzjazmu musiała stwierdzić, że nie było tu żadnych cech charakterystycznych lub czegoś, co by ją po prostu naprowadziło.

— O ja pierdolę... — zduszony głos Pauliny otrzeźwił Tosię z letargu.

Obejrzała się przez ramię na młodą policjantkę, która stała kilka kroków za nią i wpatrywała się z szokiem wymalowanym na twarzy prosto w trupa.

— Chodź bliżej, napiszesz papiery z tego — rzuciła, unosząc lekko brwi, gdy Paulina przysłoniła usta dłonią, zamykając oczy.

— Chyba mi niedobrze — bąknęła, na powrót uchylając powieki i biorąc głęboki wdech.

— Jak będzie ci niedobrze na tyle, że będziesz musiała wyjść, to się nie krępuj. Jesteś w stanie póki co podejść trochę bliżej, żebym ci pokazała mniej więcej, co i jak? — zapytała delikatnie Węcińska, bacznie obserwując reakcję koleżanki po fachu.

Paulina niepewnie pokiwała głową, stawiając dwa kroki do przodu, tym samym zatrzymując się tuż obok Tosi.

— Super. To teraz nie patrz już na niego, tylko na to, co ci będę pokazywać. Tu masz protokoły, które będziesz pisać. — Wręczyła rudowłosej plik dokumentów. — Treść podyktuje ci prokurator, zaraz powinien się tu pojawić. Napiszesz protokoły i będziesz ich pilnować jak oka w głowie, dobra? — Zerknęła pytająco na młodszą stopniem policjantkę. Uzyskując potwierdzające skinienie głowy, kontynuowała: — Ja zajmę się zgłaszającą. Są na miejscu dzieci, je ogarnie psycholog. Na razie, póki proroka nie ma, wyprowadź je razem z matką na zewnątrz. Lepiej, żeby długo nie oglądały takich widoków — wyjaśniła. — Gdybyś miała jakieś pytania, to wiesz, gdzie mnie szukać. — Na zakończenie wyszczerzyła się jeszcze w szerokim uśmiechu, poklepała Paulinę po ramieniu i oddaliła się do obowiązków, obserwując jednak kątem oka poczynania dziewczyny za sobą.

Młoda policjantka zgodnie z jej poleceniem zajęła się wyprowadzeniem zgłaszającej wraz z dziećmi na zewnątrz, więc Tosia mogła odetchnąć z ulgą i skierować się nieco bardziej w głąb salonu, by tam poszukać jakichkolwiek innych ewentualnych śladów. Oględziny nie zajęły jej wiele, bowiem niczego interesującego nie znalazła, toteż po kilku chwilach była z powrotem przy wejściu do pomieszczenia i konsultowała swoje spostrzeżenia z technikiem, przy okazji informując go, że tym razem papiery napisze ktoś jeszcze bardzo niedoświadczony. Dla Piotrka była to ważna informacja, bowiem wiedział, że w razie jakichkolwiek komplikacji, to na nim spocznie obowiązek pomocy protokolantce. Kiedy więc otrzymał od Węcińskiej wszystkie niezbędne informacje, podziękował, zaczekał na prokuratora i rudowłosą policjantkę, która sekundę wcześniej znalazła się w domu, a następnie razem z nimi podszedł do trupa, omiatając go badawczym spojrzeniem.

Tosia posłała ostatni pokrzepiający uśmiech w stronę Pauliny, po czym zniknęła za metalową płytą drzwi wejściowych, wychodząc na chłód kwietniowej nocy.

Księżyc stał wysoko na niebie, jego tarcza świeciła jasnym, srebrnym blaskiem, wyróżniając się na tle ciemnego nieboskłonu poprzetykanego miejscami drobnymi, jasnymi punktami gwiazd. Chłodny wietrzyk muskał policzki Węcińskiej, dając jej poczucie orzeźwienia, a wraz z nim delikatny dreszcz przebiegający po rdzeniu. Gdzieś niedaleko pohukiwała słowa, z innej części miasteczka do uszu Tosi dobiegało żałosne zawodzenie psa.

Noc żyła. Żyła w cieniach rzucanych przez wszystko wokół, żyła w zwierzętach, wreszcie — żyła w ludziach, którzy ośmielili się stawić jej czoła. Tosia doskonale wiedziała, że noc potrafiła być tak jej sprzymierzeńcem i partnerką w boju, jak kompletnym wrogiem, który zechce pogrążyć ją w momencie, w którym najmniej się tego spodziewała. Teraz jednak kobieta podświadomie wyczuwała, że krążące po ich policyjnym półświatku powiedzenie: „Noc jest nasza" nie powstało bez powodu. Czuła, że ta noc należała do niej. Więcej — nie miała nawet najmniejszej wątpliwości, że tak właśnie było. Noc była jej. Musiała tylko tę noc odpowiednio wykorzystać.

Podchodząc do rozdygotanej kobiety w średnim wieku i dwójki przerażonych, trupiobladych dzieci, westchnęła ciężko. Czekało ją zadanie trudne, ale do przeskoczenia. Rozmowa ze zgłaszającymi bardzo często nie należała do przyjemnych, jednak po odbyciu kilku podobnych dialogów Tosia wyrobiła sobie już swoistą wprawę w tej kwestii i nieco lżej przychodziło jej rozpytywanie czy przesłuchiwanie zgłaszających.

Teraz musiała jednak podjąć bardzo ważną decyzję, której nie mogła odłożyć na później. Musiała zadecydować, co zrobi z całą trójką, stojącą teraz przed nią. Miała świadomość, że zdecydowanie przydałoby się przesłuchać zgłaszającą bezpośrednio na komendzie, jednak wiedziała przy tym, że musiałaby wtedy zrobić coś z dziećmi, bowiem przesłuchiwanie ich w takich warunkach, w jakich zazwyczaj się to odbywało, nie miało nawet cienia szans na powodzenie. Były za małe, poza tym dzieci z reguły przesłuchiwali biegli sądowi w przystosowanym pomieszczeniu i przy asyście psychologa. Nawet, gdyby chciała, nie posiadała odpowiednich kompetencji oraz środków.

Zdecydowała się ostatecznie na wstępne rozpytanie kobiety, a dopiero później jej ewentualne przesłuchanie na jednostce. I choć wiedziała, że może zebrać za to niezłe lanie później, miała też świadomość, iż branie odpowiedzialności na własne barki leżało u podstaw jej zawodu, więc poniekąd była przygotowana na taki obrót spraw. Poczekała jedynie, aż na miejsce zawita psycholog, a następnie, gdy już została ze zgłaszającą sama, przeszła do rzeczy, skupiając się na wszystkich pytaniach, które miała zamiar jej zadać.

— Sierżant Antonina Węcińska, wydział kryminalny Komendy Powiatowej Policji w Lubaczowie — wylegitymowała się sprawnie, przed siebie wystawiając otwartą blachę z jej danymi osobistymi. — Jako, że to pani zgłaszała zdarzenie, będę mieć do pani kilka pytań.

Widząc w zaszklonych oczach iskry czystego, niczym niezmąconego przestrachu, tylko upewniła się, że łatwo na pewno nie będzie.

***

Paulina już nieco gubiła się w zapisywaniu protokołów głównie dlatego, że prokurator dyktował piekielnie szybko, a ona nie nadążała przez to z pisaniem. I mimo że naprawdę skłaniała się już, by poprosić o delikatne spowolnienie tempa, wstrzymywała się z tym od dobrych pięciu minut, bowiem nie chciała niczym podpaść postawionemu kilka pięter w hierarchii wyżej od niej mężczyźnie. Ostatecznie więc zmuszona była do katowania swojego nadgarstka i błyskawicznego pisania, co zdecydowanie jej się nie podobało. Obowiązek był jednak obowiązkiem, co stale powtarzała w myśli, tym samym próbując jakkolwiek ponieść siebie samą na duchu.

Kiedy zakończyli pisanie, policjantka odetchnęła z ulgą, układając protokoły w równy plik i kierując zaciekawione spojrzenie na to, co miało nadejść za kilka sekund. Obserwowała, jak technik kryminalistyki wydobywa ze specjalnej walizki aparat, następnie kalibruje urządzenie i sprawdza, czy wszystko działa dobrze, by ostatecznie przejść do ustawienia oświetlenia, a zaraz potem — robienia zdjęć. Kilka minut później całe pomieszczenie od czasu do czasu rozjaśniał błysk flesza, a charakterystyczny dźwięk wykonywanej fotografii tylko utwierdzał w przekonaniu, że właśnie odbywała się dokumentacja dowodów znalezionych na miejscu.

Paulina śledziła to wszystko z pełnym zainteresowaniem wymalowanym już nie tylko w oczach, ale i na całej twarzy. Wszystkie te czynności nagle nabrały dla niej innego wymiaru i choć na początku naprawdę nie podobało jej się całe to zajście, teraz młoda policjantka śledziła wszystkie poczynania znacznie bardziej doświadczonych od niej na tym polu osób z niekrytym zachwytem. Czuła się jak w jakimś filmie z wątkiem kryminalnym, bo o ile pisanie papierów wydawało jej się kompletnie pozbawione wyrazu, o tyle robienie zdjęć przez technika już zdecydowanie pobudzało wyobraźnię dziewczyny i podsuwało jej na myśl całe miliony możliwych scenariuszy na dalszy bieg wydarzeń.

— Szybko się uwinęliście. — Tosia przystanęła tuż obok policjantki, zakładając ręce na piersi i tym samym wyrywając rudowłosą z zamyślenia.

— Prokurator strasznie szybko dyktował. Od pisania aż mnie boli ręka... — jęknęła tamta półgłosem, tak, by mężczyzna stojący kilka kroków dalej jej nie usłyszał.

Węcińska roześmiała się pod nosem w odpowiedzi, kręcąc przy tym na boki głową, a ostatecznie posyłając też rozbawione spojrzenie w stronę nowicjuszki.

— Witamy w naszym świecie, żółtodziobie.

Jeeeej, podoba mi się. :D Nic więcej nie mogę chyba powiedzieć, prócz tego, że jestem naprawdę, naprawdę zadowolona z jakości tego rozdziału.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro