22. „Zwrócić Tośce honor"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pokonywały kolejne kilometry stałym, spokojnym tempem, bez zbędnego śpieszenia się na złamanie karku. Od czasu do czasu wymieniały między sobą krótkie zdania — a to Paulina zadała pytanie Tosi, a to znowu Tosia zapytała o coś Paulinę. Droga z Krzesikowa do Lubaczowa upływała im raczej na stosunkowo przyjemnej rozmowie, niedotyczącej już bezpośrednio wydarzeń, których nie tak dawno temu były świadkami. Teraz zbaczały z wcześniej obranej drogi dialogu, poszerzały wiedzę o sobie nawzajem, znajdowały nowe wspólne tematy i wymieniały się spostrzeżeniami, które udało im się dostrzec w ogólnym funkcjonowaniu policji. Węcińska nieco nakreśliła swojej młodszej koleżance wizję służby, jaka jawiła jej się przed oczami po przepracowaniu kilku lat w formacji, opowiedziała ciut więcej o funkcjonariuszach na komendzie oraz ich podejściu do nowicjuszy, a także wymieniła absolutne podstawy, które młoda policjantka musiała przyswoić. Na koniec zapytała Paulinę o jej służbowego partnera.

— Wiesz... Niewiele chyba mogę jeszcze o nim powiedzieć — zaczęła niepewnie rudowłosa, pocierając się z zamyśleniem po szyi i zerkając za szybę, na tonący w mroku las. — Ale nie jest zły, nawet go lubię. Nie traktuje mnie jakoś z góry, dobrze się dogadujemy... Więc chyba jest w porządku — dodała po chwili, uśmiechając się delikatnie.

— I właśnie tak ma być. Dogadacie się, zobaczysz. — Na ustach Tosi również zamajaczył cień delikatnego uśmiechu, gdy zaciskała ręce nieco mocniej na kierownicy czarnej skody, a do jej pamięci wdzierały się nowymi falami wszystkie wspomnienia ubiegłych lat.

— A ty? — wypaliła znienacka dziewczyna obok niej, na co Węcińska nieco bardziej uwidoczniła swój uśmiech, przy okazji czyniąc go też odrobinę kpiącym.

— Ja co? — zapytała złośliwie.

— No, jak się dogadujesz ze swoim partnerem. Nie kłócicie się, nie spieracie? — wyjaśniła Paulina, zerkając na profil starszej stopniem koleżanki z wyraźnym zainteresowaniem.

Tosia roześmiała się pod nosem, po chwili wzdychając lekko i z pewną nutą nostalgii.

— Oczywiście, że się kłócimy i spieramy. Powiem więcej, robimy to bardzo, bardzo często, bo mamy inne spojrzenie na świat, inaczej postrzegamy różne sprawy. I w twoim przypadku kłótnie też będą nieuniknione, ale powiem ci, że one są czasem zwyczajnie potrzebne, żeby znaleźć złoty środek. I pomimo tych kłótni, warto mieć do siebie sporo zaufania. Ono też gra dużą rolę. A wracając jeszcze do twojego pytania, to z Sebastianem dogaduję się nawet lepiej, niż chyba powinnam. — Na moment oderwała wzrok od drogi, posyłając rudowłosej krótkie spojrzenie i puszczając jej oczko.

Paulinie więcej nie było trzeba. Oparła głowę o zagłówek i z delikatnym uśmiechem obserwowała drogę przed nimi. Pomyślała, że też chciałaby zbudować tak dobre partnerstwo, a zaraz potem jej umysł rozjaśnił kolejny przebłysk. Zrobi to, bez względu na wszystkie swoje słabości czy niedociągnięcia.

***

Lubaczowska powiatówka aż dudniła od natłoku rozmów, które prowadzili ze sobą policjanci.

Sebastian pokonywał korytarz z niemałym strachem, zmierzał bowiem do naczelnika wydziału kryminalnego, przez którego został wezwany nie tak dawno temu. Darek, gdy do niego dzwonił, był delikatnie zdenerwowany, co prawdopodobnie spowodowane było faktem, że wiedział już o całym zajściu z powieszeniem bądź co bądź jednego z głównych podejrzanych w sprawie śmierci Olgi Dworczyk. Brodzki miał świadomość, że delikatnie mówiąc dali ciała w tej kwestii, ale jednocześnie wiedział też, że nie mogli za wiele zrobić. Stojąc w patowej sytuacji, nie mieli zbyt szerokiego spektrum rozwiązań.

Nieco pewniejszy siebie stawał przed drzwiami do biura swojego przełożonego, a po chwili znajdował się już po drugiej ich stronie, przed stanowiskiem nadkomisarza Dariusza Wolskiego — naczelnika wydziału kryminalnego.

— Sypie się — westchnął nad wyraz łagodnie Wolski na powitanie.

— Sypie — przytaknął Sebastian — ale my z tego wyjdziemy, a przynajmniej się postaramy — dodał jeszcze, zaplatając ręce na piersi, opierając się o ścianę plecami i patrząc prosto w oczy przełożonego z determinacją wymalowaną w brązowych tęczówkach.

— Trzymam cię, Brodzki, za słowo. A na razie siadaj, bo czeka nas dość długa gadka — rzucił Dariusz, uśmiechając się krzywo, gdy dostrzegł nagłą utratę pewności, która biła z całej postawy jego podwładnego. Kiedy policjant już zajął miejsce naprzeciw niego, naczelnik oparł zgięte w łokciach ręce o blat biurka, jeszcze raz zerknął mu w oczy, a następnie przeszedł do rzeczy: — Na ile było pewne, że ten typ mógł mieć udział w zabójstwie? Chodzi mi o to, czy mieliście na niego jakikolwiek sensowny dowód, cokolwiek, co mogłoby go bezpośrednio udupić.

Sebastian wyraźnie zesztywniał, ale zaraz nieco rozluźnił się, a nawet oparł delikatnie o krzesło, pozwalając swoim nogom na nieco większe rozprostowanie.

— Mieliśmy podejrzenia, cały czas szukaliśmy dowodu, ale niczego nie znajdowaliśmy. Wiemy, że przedobrzał z alkoholem, przypuszczamy, że narkotyki też mogły wchodzić w grę. Tośka pojechała na zdarzenie do niego do domu, więc jak wróci, będę miał trochę więcej informacji, czy cokolwiek tam znalazła. Na tę chwilę to były tylko przypuszczenia — wyjaśnił po dłużej chwili namysłu. — Kimkolwiek był ten zabójca, musiał się cholernie dobrze na to przygotować, zaplanować całą akcję i wszystko przemyśleć. Udało mu się do tego stopnia, że naprawdę nie wiemy, co tam zaszło, kto zawinił... — Przejechał dłońmi po twarzy w geście bezsilności, wzdychając przy tym ciężko, jakby na sercu ciążył mu stutonowy kamień.

— I jesteś pewien, że wszystko zrobiliście tak, jak należy? — Naczelnik uniósł pytająco brwi, wciąż zawzięcie lustrując uważnym spojrzeniem aspiranta.

— Jestem pewien. Każdego, kogo mogliśmy, sprawdziliśmy. Na nikogo nic nie znaleźliśmy, wszyscy mieli raczej czyste karty. Zdarzyła się jedna odsiadka dwóch lat za posiadanie narkotyków, ale gość był przypadkowym świadkiem zdarzenia, no i narkotyki to kompletnie nie to, czego szukamy. — Brodzki zerknął na moment w stronę Darka, próbując jakkolwiek wybadać jego reakcję. Nie udała mu się ta sztuka. — Więc ostatecznie nie mamy kompletnie nic. Teraz jeszcze doszło to powieszenie... — mruknął, kierując spojrzenie z naczelnika na obraz za oknem i ciemniejącą tam noc. — Nie wiem, co o tym myśleć, będąc szczerym — zakończył, po czym zamarł w jednej pozycji, wciąż wodził spojrzeniem po gwiazdach na niebie i, jak się wydawało, popadł w zamyślenie.

Darek przez moment milczał, również analizując przekazane mu przez podwładnego informacje, a kiedy już zakończył, podniósł się z zajmowanego miejsca, podszedł do okna i wyjrzał za szybę, na drogę przed komendą.

— Jest kiepsko. Bardzo kiepsko, Sebastian, nie będę cię oszukiwał — rzekł poważnie, tym samym wyrywając podwładnego z amoku, w jakim się znajdował. — Rozmawiałem dzisiaj z Grabskim — dodał, odwracając się w stronę policjanta i wyłapując w półmroku jego pełne zaskoczenia wymieszanego z niewielką, acz bardzo wyraźną nutą obawy spojrzenie.

— I co? — ponaglił go Brodzki, podrywając się z miejsca.

Wolski wzruszył ramionami i wydął delikatnie usta. Nie chcąc dłużej patrzeć w te świdrujące go brązowe oczy, skierował wzrok na lampkę, która stała na jego biurku. Przez moment jeszcze zastanawiał się nad odpowiedzią, ale ostatecznie westchnął ciężko, zaczynając bębnić palcami o krawędź parapetu, który w tamtym momencie pełnił funkcję jego podpory.

— Nie jest zadowolony — wydusił dyplomatycznie, na co policjant przed nim parsknął gorzkim śmiechem, opuszczając głowę w dół.

— Zajebiście, jeszcze tego nam brakowało — wymamrotał pod nosem.

— Musicie znaleźć cokolwiek, bo media nie nacierają tylko na nas. Grabski jest wściekły głównie przez to, że znajduje się teraz w ogniu pytań, a nie ma nawet ochłapu, żeby rzucić go tym hienom, bo my sami nic nie osiągamy. Wiem, że to skomplikowane, wiem, że sprawa jest ciężka, ale obiecaj mi, że zrobisz co w twojej mocy, żeby jakoś doprowadzić to do końca.

Szare spojrzenie napotkało na swojej drodze to brązowe, a między mężczyznami niemal dało się wyczuć przeskakujące iskry. Napięcie rosło z każdą kolejną minutą i nie zanosiło się, by miało jakkolwiek spowolnić, a już na pewno nie zatrzymać. Sebastian miał ochotę uderzyć w coś z wściekłości, naczelnik natomiast rozważał coraz to nowe wyjścia i scenariusze, starając się przewidzieć efekt wszystkich tych działań. Ani jeden, ani drugi nie osiągnął tego, czego by chciał. Wciąż jedynie stali w milczeniu, tocząc niemą bitwę na spojrzenia, przypominającą jakąś próbę sił.

Pewnie trwałoby to w nieskończoność, gdyby nie telefon młodszego z nich, który w jednej sekundzie zaczął dzwonić tak natarczywie, że nie sposób było przejść obok tego obojętnie.

Bitwa dobiegła końca. Wynik wciąż pozostawał nieznany i miał taki pozostać jeszcze długo, długo później.

Sebastian sięgnął niechętnie do kieszeni spodni, przeprosił naczelnika i odebrał połączenie, tłumacząc jeszcze pokrótce, że dzwoniła do niego służbowa partnerka. Po sekundzie mógł już skupić się na prowadzonej rozmowie i głosie Tosi, dobiegającym do niego przez słuchawkę.

— Gdziekolwiek jesteś, chciałam cię tylko poinformować, że nic nowego niestety nie mamy, a powieszenie wygląda jak typowy przypadek — mruknęła smętnie Węcińska. Mógł doskonale wyczuć zawód w jej głosie, choć tak bardzo starała się go ukryć.

— Jasne, Tośka. Zaraz będę w pokoju, to porozmawiamy trochę dłużej — mruknął w odpowiedzi i już miał się rozłączać, kiedy Darek postanowił wtrącić do całej konwersacji swoje trzy grosze.

— Powiedz jej, żeby się tu zjawiła — rzucił szybko, by zdążyć, nim Sebastian zakończy połączenie.

Udało się. Brodzki sprawnie przekazał informacje służbowej partnerce, następnie pożegnał się i finalnie rozłączył, chowając telefon z powrotem na właściwe miejsce. Kiedy zakończył wykonywaną wcześniej czynność, zdecydował się na powrót przysiąść przed biurkiem przełożonego, jednak wciąż zachowywał uparte milczenie, które coraz bardziej drażniło naczelnika.

— Czasem zachowujesz się jak księżniczka — skwitował nieco złośliwie Dariusz, na co jego podwładny parsknął śmiechem.

— Tia... Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi. Wybacz, zamyśliłem się nad tym syfem — wyjaśnił przepraszająco, posyłając krótkie spojrzenie w stronę nadkomisarza.

Ten jedynie skinął potwierdzająco głową, westchnął raz i drugi, a chwilę później i on siedział już na swoim miejscu w oczekiwaniu na przybycie Tosi do biura. Policjantka nie kazała na siebie długo czekać — kilkadziesiąt sekund później była już na miejscu i witała się ze zgromadzonymi przelotnym, krótkim: „cześć". Zamknęła drzwi, podeszła do ściany i oparła się o nią plecami, wodząc pełnym znaków zapytania wzrokiem po twarzach towarzyszy.

— Co ugrałaś na tym zdarzeniu? — Jako pierwszy głos zabrał Darek, blokując z Tosią spojrzenie.

Kobieta westchnęła cicho, odgarniając za ucho zbłąkany kosmyk czekoladowych włosów.

— Niewiele. Na pewno nic, co wniosłoby coś więcej do tej sprawy. Muszę jeszcze przesłuchać zgłaszającą i właśnie przygotowywałam się do tej rozmowy, ale mnie wezwałeś, więc musiałam się pojawić — wytłumaczyła, po czym uśmiechnęła się półgębkiem, gdy nadkomisarz mruknął z niezadowoleniem.

— Zabrzmiało, jakbyś mi robiła wyrzuty, Tośka — burknął, na co roześmiała się pod nosem, wciąż omiatając go rozbawionym spojrzeniem.

— Absolutnie nie mam wyrzutów, po prostu podałam ci suche fakty. — Wzruszyła ramionami, wciąż zachowując delikatny uśmiech na ustach. — Wzywałeś tylko po to, żeby zapytać się, jak mi poszło? — zapytała po chwili, unosząc delikatnie brwi.

— Nie. Chciałem przedyskutować z tobą całą sprawę, bo z tego, co mówi Sebastian, jesteście w ciemnej dupie — odparł ze stoickim spokojem Wolski. — Warto byłoby więc poznać twój punkt widzenia i sposób, w jaki się na to zapatrujesz — dodał, zerkając porozumiewawczo na Brodzkiego, który do tej pory milczał jak zaklęty i jedynie przysłuchiwał się wymianie zdań między naczelnikiem a swoją służbową partnerką. — Zrobiłbyś miejsce koleżance — mruknął, a na jego twarz wkroczył cień krzywego półuśmiechu, kiedy policjant przed nim podniósł się z miejsca, posyłając Dariuszowi spojrzenie z nutą wyrzutu. — Siadaj, Tośka, i mów, co ty o tym myślisz — zakomenderował na koniec.

Tosi nie pozostało nic innego, jak tylko przysiąść na krześle, które jeszcze przed sekundą zajmował jej partner, a później odetchnąć i przygotować się do wyłożenia swojego poglądu na sprawę.

— Nie wniosę wiele, jeżeli powiem, że to śledztwo jest jednym z najtrudniejszych, z jakimi miałam do czynienia, prawda? — zagadnęła, a widząc, jak jej przełożony pokręcił na boki głową, sama kiwnęła swoją w geście zrozumienia, nie szczędząc też sobie delikatnego uniesienia prawego kącika ust. — Łatwo nie jest, ale myślę, że raczej nie cofamy się do tyłu. I to chyba jedyny z pozytywów...

Wolski roześmiał się, słysząc jej słowa, ale po chwili znów spoważniał, powracając do swojej zwyczajowej miny.

— A coś więcej? — pociągnął, nakłaniając Węcińską do mówienia.

Kobieta westchnęła, zastanawiając się, co więcej mogła by dodać. Po chwili namysłu jej oczy zabłyszczały dziwnymi iskrami, a postawa Tosi zmieniła się z nieco przygarbionej na o wiele pewniejszą.

— Ciągle szukam. Mam wrażenie, że to przesłuchanie dzisiaj może być przełomowe, ale życie jeszcze moje spekulacje zweryfikuje. W każdym razie, w kwestii odnalezienia zabójcy Olgi Dworczyk stawiam na przeszłość, co może się trochę kłócić z wizją Seby, który bardziej stoi za bieżącymi wydarzeniami. — Obejrzała się przez ramię na mężczyznę, który stał kilka kroków dalej i uważnie śledził przebieg toczącej się w pomieszczeniu rozmowy. Widząc, że udało jej się wyłapać jego spojrzenie w panującym półmroku, posłała Sebastianowi szeroki uśmiech, na który on odpowiedział jedynie ciężkim westchnieniem. Od niedawna między wierszami w prowadzonych ze sobą konwersacjach bardzo często zdarzało im się kłócić w tej kwestii. — Oczywiście szanuję jego spojrzenie, bo jednak wiem, kto tu ma większe doświadczenie, ale wiem też, że nie jestem już taka zielona. A stawiam na przeszłość, bo w teraźniejszości nie znajduję niczego, co by mnie naprowadziło. Za to właśnie ta przeszłość wydaje się strzałem w dziesiątkę — wyjaśniła. — I nie mówię tu o tej niedawnej przeszłości. Mówię o przeszłości rzędu nawet dwudziestu lat wstecz... — zamarła, odczytując w oczach naczelnika wyraz zaskoczenia.

— To absurd, czego ty tam chcesz szukać? — Sebastian postanowił wreszcie wtrącić się do wymiany zdań, co też bezzwłocznie zrobił, podchodząc przy okazji nieco bliżej i wyłaniając się z mroku, którego nie sięgało światło stojącej na biurku naczelnika lampki.

— Zabójcy — rzuciła dziarsko Tosia.

Policjant prychnął pod nosem, zaplatając ramiona na piersi i kręcąc głową.

— Maks do tej pory nie znalazł na temat jej rodziców nic sensownego, co by nas nakierowało — stwierdził trzeźwo. — Myślę, że tam nie ma czego szukać.

— To w takim razie gdzie? Gdzie, jak nie tam? Sebastian, tu nie ma innego racjonalnego wyjścia. My musimy, już nie możemy, ale musimy coś znaleźć. Wolisz dalej trwać w martwym punkcie czy ruszyć z miejsca? — zapytała twardo, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.

Ani trochę go ono nie poruszyło.

— A jak chcesz ruszyć z miejsca? Przeszłość ci nie pomoże. To była normalna rodzina jak każda inna. Matkę wykończył rak, zdarza się, ojca znacznie później zawał serca. Też się zdarza. Co chcesz tam znaleźć? To niemożliwe, żeby ktoś realizował jakikolwiek plan po dwudziestu latach siedzenia cicho. No pomyśl, miałoby to sens? — argumentował, wciąż tocząc z nią też bitwę na wzrok.

— Udowodnię ci, że to zatarg z przeszłości — warknęła, odpuszczając, biorąc głębszy wdech i zerkając przepraszająco na naczelnika, który z uśmiechem przyklejonym do twarzy opierał się wygodnie o swój fotel.

— Jesteście cholernie zabawni, jak się kłócicie, wiecie? — parsknął, mrużąc delikatnie oczy i lustrując podwładnych spojrzeniem. — Nie będę ryzykował, że mi tu oboje wybuchniecie. Wracać do obowiązków, o postępach macie informować na bieżąco — zakomenderował, na co zgodnie po kilku chwilach opuścili jego biuro, nie wymieniając przy tym między sobą nawet słówka.

Darek przewrócił oczami, przeciągnął się, jeszcze raz posłał spojrzenie w stronę płyty drzwi, które przed sekundami się zamknęły, a ostatecznie westchnął, pociągając zdrowy łyk zimnej już niestety kawy z kubka stojącego nieopodal.

— Wyczuwam rozłam w drużynie — bąknął sam do siebie. — Będzie piekło, jak dojdzie między wami do ostrzejszej sprzeczki w tej sprawie, ale, z drugiej strony... niech się dzieje — skwitował beztrosko.

***

— Nie nadajesz się na psa, Brodzki, skoro dalej twierdzisz, że nie będziemy grzebać, a rozwiązanie przyjdzie do nas samo — warknęła wściekle Tosia, maszerując przez jeden z korytarzy komendy.

— To ty się nie nadajesz, skoro twierdzisz, że w tej jej przeszłości cokolwiek znajdziesz — odbił piłeczkę. — To była zwykła laska, która czegoś więcej się dorobiła w życiu — dodał.

— Mhm, i ktoś tak po prostu przyszedł, żeby ją zabić. Z zazdrości — zironizowała, zerkając na niego. Gdy tylko złapali nawzajem swoje spojrzenia, obojgu wydawało się, że gdyby wzrok mógł zabijać, oboje padliby trupem. — A najlepsza część tej historii jest taka, że ten ktoś przyjdzie też niedługo do nas i przyzna się do winy — dodała z kpiną, czując narastającą w jej wnętrzu, palącą złość.

— Nie będę nawet komentował poziomu twojej wypowiedzi w tym momencie — stwierdził wyniośle. — Powiem tylko jedno. Chcesz wojny, to będziesz ją miała. Zobaczymy, kto wygra i czy to znowu będę ja, jak wszystkimi poprzednimi razami, żółtodziobie — rzucił, celowo akcentując ostatnie słowo. Doskonale wiedział bowiem, że tym stwierdzeniem w obecnej sytuacji wyprowadzi partnerkę z resztek równowagi.

— Idiota — sarknęła, zatrzymując się przed drzwiami pokoju przesłuchań i wchodząc do niego bez pukania, a w międzyczasie biorąc też kilka głębszych wdechów, by jakoś się uspokoić. Jeszcze ci pokażę — pomyślała za determinacją, a zaraz potem skupiła pełnię uwagi na czekającym ją zadaniu.

Nieco bardziej opanowana siadała naprzeciw zapłakanej kobiety, która ocierała wierzchem dłoni załzawione oczy. Tosia jeszcze raz odetchnęła, posłała przesłuchiwanej uspokajające spojrzenie, starając się jej nie wystraszyć, a potem przeszła do rzeczy.

***

Sebastian wpadł do pokoju Maksa jak torpeda, zaskakując swoim posunięciem skupionego na wykonywanej pracy przyjaciela. Operacyjny podniósł skonsternowany wzrok na ciskającego gromy samym spojrzeniem policjanta, a następnie uniósł lekko brwi, starając się jakkolwiek zrozumieć jego zachowanie.

— Co ci odbiło, Brodzki? — zagadnął ostrożnie, widząc całe zacięcie, jakie biło z mowy jego ciała.

— Nic, Tośka jest za bardzo pewna siebie i swoich racji. Do tego stopnia, że zdążyliśmy się już pokłócić — burknął. — Ale ja nie w tej sprawie — rzucił po chwili, gdy udało mu się wziąć nieco spokojniejszy, mniej chaotyczny oddech. — Znalazłeś cokolwiek na temat tego Dworczyka i matki Olgi? — zapytał, obchodząc biurko przyjaciela dookoła i stając tuż obok jego krzesła tak, że mógł wyraźnie dostrzec to, co działo się na monitorze, przed którym siedział Zieliński.

— Nie do końca. Prześledziłem trochę ich wspólne życie, ale niczego szczególnego się tam nie dopatrzyłem. I o ile Dworczyka jestem prawie pewien, o tyle ta cała Braun ciągle mnie zastanawia — mruknął, klikając myszką i wchodząc w odpowiedni folder. Po chwili na ekranie pojawiło się zdjęcie jakiegoś otyłego mężczyzny o zasępionym wyrazie twarzy. — Ten gość na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku był związany z tak zwanym gangiem „Mutantów" i kradł dla nich samochody. Też ma na nazwisko Braun, co ciekawe, jest stosunkowo bliską rodziną Edyty — wyjaśnił. — Na nią samą nie mam jednak żadnego dowodu czy czegoś takiego. Tylko to — podsumował, odchylając głowę do tyłu i zerkając na reakcję przyjaciela.

Sebastian w skupieniu analizował fotografię, najwidoczniej próbując cokolwiek z nią skojarzyć.

— Dwóch członków tego gangu nie było przypadkiem tymi z Magdalenki z dwa tysiące trzeciego? — dopytał, na co Zieliński uśmiechnął się.

— Było, dobrze knujesz. Wiesz, kto jeszcze brał udział w tej akcji? — mruknął, spoglądając na Brodzkiego z delikatnym uśmiechem.

Kryminalnemu chwilę zajęło połączenie faktów, ale gdy wreszcie odniósł sukces, cofnął się dwa kroki, patrząc szeroko otwartymi oczami na wyświetlane zdjęcie.

— Chyba nie chcesz mi powiedzieć...

— ...że Dworczyk razem z oddziałem AT, do którego należał — dokończył za niego Maks. — Właśnie to chciałem ci powiedzieć — dodał jeszcze, szczerząc się w szerokim uśmiechu.

— W takim razie czas zwrócić Tośce honor... — skwitował Sebastian.

Jego przyjaciel skomentował to jedynie śmiechem.

Dzień dobry w drugi dzień świąt! Rozdział miał być wczoraj, ale nie udało mi się, bo gdzieś w połowie pisania wena powiedziała mi elo i sobie poszła. Skończyłam więc dzisiaj i myślę, że nie jest nawet taki zły.

Do następnego!

PS Liczba rozdziałów do końca waha się jeszcze w różnych granicach, ale tak wstępnie, to zostało nam ok. 10.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro