28. Coś naprawdę złego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anita Broszko była niewygodna z dwóch powodów. Po pierwsze miała z nim do czynienia twarzą w twarz kilkukrotnie, po drugie napisała naprawdę rzetelny i przedstawiający każdy, nawet najdrobniejszy fakt reportaż odnośnie sprawy śmierci Olgi Dworczyk. Właśnie dlatego musiała zniknąć. Była za blisko prawdy, miała ją właściwie w garści.

Chciał jej pokazać, że zawsze będzie o krok przed nią, że nigdy więcej nie da jej się złapać.

Odniósł niewątpliwy sukces.

Teraz mówiono o jego dziele jeszcze głośniej, szumniej, wyraźniej. Teraz jego dziełem żyła naprawdę cała Polska. Zginęła przecież jedna z najbardziej zaplątanych w śledztwo dziennikarek, ikona jednej z największych polskich stacji telewizyjnych, kobieta niejednego talentu, niesamowicie wręcz dociekliwa, uparta, inteligentna...

Tym zasłużyła sobie na śmierć. Ona nie mogła już dłużej czekać, musiała zatopić swoją kosę w czyimś ciepłym, wciąż jeszcze żyjącym ciele, musiała polać się krew.

Jego wargi zadrżały na samą myśl o tym uczuciu. Zabił po raz drugi. Ten smakował zdecydowanie inaczej, lepiej. To zabójstwo było bardzo, bardzo dobre. Już z chwilą, gdy układał jej martwe ciało na krzakach jeżyn za hotelem, mógł to śmiało stwierdzić, co nie zdarzało mu się za często, bowiem nie był porywczym człowiekiem, a decyzję, czy coś mu się udało, czy nie, potrafił podejmować nawet latami.

W tym jednym przypadku było inaczej. To było spontaniczne, nie dojrzewało w nim długo, ale przyniosło znakomite owoce. Już nie widział krwi na rękach, nie czuł się osaczony przez dziwne wizje. Był wolny. Kompletnie wolny. Miał ochotę krzyczeć to na każdą stronę świata.

Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy, pokonując zakręt płynnym ruchem, a po wyjściu z niego dociskając mocniej pedał gazu. Nie bawił się nawet w oszczędzanie tego i tak zajeżdżonego samochodu, bowiem wiedział doskonale, że już niedługo nie będzie mu on potrzebny. Srebrna toyota jakich wiele skończy na jakimś poboczu czy parkingu kompletnie porzucona i gdy policja jakimś cudem zdoła ją odnaleźć, on będzie już daleko od tamtego miejsca.

Bezpieczny i bezkarny.

Ta wizja była wspaniała.

— Widzisz, Dworczyk — rzucił ochryple. — Tak kończy się zadzieranie ze mną. Pozbawiłeś życia moją Edytę, ja pozbawiłem życia waszą córkę, a teraz jeszcze tę niewygodną kobietę. Chyba Anitę... Widzisz? Nawet nie pamiętam już jej imienia. Nic nieznaczące informacje szybko wyrzucam z głowy. Ciebie i twoich win nigdy nie wyrzuciłem. Jesteś wyjątkowy, wiesz? Gdybyś tylko jeszcze żył, byłbyś następny. Zajebałbym cię jak psa, bez godności, bez honoru, bo ta jebana godność i honor ci się nigdy nie należały! — wrzasnął. — Nigdy, Dworczyk! Nie byłeś godny mojej Edytki, nie byłeś godny służenia w tym zapchlonym oddziale! Magdalenka, pamiętamy! — krzyczał jak w amoku, zapominając całkowicie o wszystkim innym.

Dla niego liczyło się teraz tylko jego własne życie. To on był panem sytuacji, on wygrywał grę, choć kiedyś stał na straconej pozycji.

Przez Dworczyka stracił brata i narzeczoną.

Teraz wyrównał stare rachunki dwoma życiami.

Co lepsze, niczego nie żałował.

***

Wycie policyjnych syren było niebywale przytłaczające tego dnia. Jak na złość rozbrzmiewało co chwilę, bowiem co chwilę ktoś dostawał do czegoś wezwanie. Radiostacja w pokoju nadawała jak oszalała i nie stygła praktycznie odkąd tylko Tosia pojawiła się w środku.

Wiedziała już, że coś mocno nie grało w kwestii trupa pod hotelem, jednak nie mogła jeszcze jasno stwierdzić, co to było. Sebastian nie odzywał się odkąd wyjechał na zdarzenie, więc wnioskowała, że miał pełne ręce roboty. Z doniesień, które wymieniali między sobą policjanci na jednostce, kryminalna nie dowiedziała się wiele, a nawet jeśli już coś sensownego wpadło jej do uszu, to było zbyt ogólne, by móc na nim oprzeć jakąkolwiek logiczną myśl.

Z tego, co udało jej się wyłapać, sytuacja miała się bardzo nieciekawie, bowiem trup pod hotelem wyglądał na stuprocentowe zabójstwo, a to z kolei mogło bezpośrednio odbić się na prowadzonym przez nią śledztwie. Jeżeli bowiem ten trup był w jakiś sposób powiązany ze sprawą Olgi Dworczyk, wszystko, co do tej pory udało im się ustalić, całe zbudowane podstawy, spekulacje, analizy upadały ze spektakularnym hukiem. Śmierć osoby powiązanej w jakikolwiek sposób ze śledztwem oznaczała dla komendy powiatowej kompletną klęskę, a przy tym bardzo wyraźnie dawała do zrozumienia, że wciąż nawet nie zbliżyli się do sprawcy całego zamieszania.

Tosi nie chciało się wierzyć, że śmierć sławnej pisarki i tajemniczej osoby spod hotelu w Krzesikowie nie były ze sobą powiązane. Przestała wierzyć w przypadki po batalii z seryjnym mordercą i od tego czasu stała się o wiele bardziej wyczulona na ewentualne powiązania. Radykalnie rzadko bowiem mówiło się o przypadku w kwestii jakiegoś przestępstwa. Tam wszystko miało cel, przyczynę, skutek, a cienki margines błędu policji kończył się właśnie na definicji przypadku. Wszystko stawało się możliwe, kiedy w grę wchodziło zło.

Z letargu wyrwał ją wchodzący do pomieszczenia Sebastian, który bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego. Węcińska poderwała nieco głowę, omiotła partnera spojrzeniem, a widząc, że nie było mu do śmiechu, sama westchnęła ciężko, podpierając brodę na zaciśniętej w pięść dłoni.

— Nie masz dobrych wieści, prawda? — bąknęła cicho, na co Brodzki jedynie uśmiechnął się krzywo pod nosem.

— Nie mam — przyznał po dłuższej chwili napiętego milczenia. — Padło na Anitę Broszko. Laska była dziennikarką, zajmowała się bezpośrednio całą sprawą naszej prawniczki. To była ta najbardziej uparta, dociekliwa i załażąca za skórę reporterka spośród chyba wszystkich, których mieliśmy pod komendą — wyjaśnił.

Ponownie zapadła cisza. Tosia opuściła wzrok na drewniany blat biurka, Sebastian usiadł zajął miejsce na swoim stanowisku i wybudził z uśpienia komputer, by po chwili móc wstukać do niego hasło.

— I jesteś pewien, że to zabójstwo? — zapytała po chwili jego partnerka z nutą nadziei w głosie.

— Dałbym sobie głowę uciąć, Tosia — odparł miękko. — Ona była rozebrana do naga, miała poderżnięte gardło, najprawdopodobniej też ktoś ją zgwałcił. Tutaj nie ma nawet mowy o czymś innym niż zabójstwo — dodał, zerkając na nią przelotnie.

Nie podniosła głowy, wciąż trwała w poprzedniej pozycji, starając się przetrawić wszystkie informacje, które przed chwilą zostały jej przekazane.

— Wiesz coś więcej czy póki co niewiele? — mruknęła po chwili, wreszcie unosząc odrobinę głowę i nawiązując z partnerem kontakt wzrokowy.

— Tyle, co zazwyczaj. Wszystkie jej rzeczy poszły do laboratorium, zrobią pewnie daktyloskopię, badanie materiału biologicznego z jej okolic intymnych, może kilka innych badań. Oprócz tego nie wiem, co mogę ci jeszcze powiedzieć. Była położona na takich krzakach jeżyn za ogrodzeniem, znalazły ją dwie młode dziewczyny pracujące w tym hotelu, okazało się też na koniec, że ona tam była zakwaterowana. Klientki rozpytał na miejscu patrol, teraz ściągnęliśmy je na komendę i zaraz idę przesłuchiwać, więc dokładniej może nakreślę ci sytuację, jak wrócę — powiedział, po czym wziął do ręki telefon, który jak na zawołanie w tamtym momencie rozbłysnął, a na ekranie pojawiło się tak dobrze znane Sebastianowi nazwisko naczelnika. — Czekaj moment, Darek dzwoni — bąknął jeszcze, nim odebrał połączenie.

Przyłożył urządzenie do ucha, wstał z miejsca i podszedł do okna, opierając się o parapet wolną ręką. Dłuższą chwilę po prostu stał, lustrował wzrokiem obraz za oknem, a przy tym słuchał wypowiedzi przełożonego. Po kilku minutach obrócił się przodem do Węcińskiej, która odkąd tylko rozpoczął rozmowę, wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym znaków zapytania. Posłał jej delikatny, uspokajający uśmiech, po czym zabrał się za wyjaśnianie naczelnikowi tego, co tamten chciał wiedzieć. Sprawozdanie z wyjazdu na miejsce zdarzenia zajęło mu kolejne kilka minut, w trakcie których zdążył poważnie zmarkotnieć.

Tosia obserwowała zmiany w wyrazie twarzy partnera, z każdą kolejną minutą mając coraz silniejsze przeświadczenie, że tego wieczora mogą nie wrócić żywi do domu. Domyślała się przecież, że naczelnik nie będzie ani trochę zadowolony z biegu wydarzeń. Z tyłu głowy ciągle też kołatała jej myśl, że zabójca dalej jest na wolności i może pozbawiać życia kolejne osoby.

Wreszcie doszła do wniosku, że czuła się okropnie, jakby jakiś niewidzialny, ciężki kamień spoczął na jej barkach i przygniatał coraz silniej do ziemi, wyciskając z płuc resztki życiodajnego powietrza. To nie był dobry stan. Ba, nie był nawet dostateczny. Tosia czuła się po prostu okropnie przybita wszystkimi wydarzeniami, które ją tego dnia spotkały. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i wyjść dopiero w momencie, gdy to wszystko się skończy.

Na swoje nieszczęście nie miała takiej możliwości.

Ponownie skierowała wzrok na oczy służbowego partnera, odczytując w jego tęczówkach jedynie podobne przygnębienie. Postanowiła poczekać, aż skończy rozmowę, wypytać go o wszystko to, co powiedział naczelnik, i dopiero potem podejmować ewentualne kroki. Teraz bowiem, gdy w grę weszło następne zabójstwo, czas z ich sprzymierzeńca stał się raptownie wrogiem. Rozpoczął się wyścig między nimi a winnym, trzeba było działać bardzo szybko.

— Tak, zaraz się tam zjawimy — mruknął tymczasem do słuchawki Sebastian, czym sprowadził na siebie pełnię uwagi Tosi.

Widząc, że omiata go zaniepokojonym spojrzeniem, westchnął cicho, a po chwili pożegnał się krótko z naczelnikiem, podchodząc też nieco bliżej jej stanowiska.

— Chodź, mamy się oboje stawić u Darka w biurze — bąknął smętnie.

— Powiedział ci coś więcej?

— Pozwolę sobie spuścić na to zasłonę milczenia. — Sebastian posłał jej delikatny uśmiech, który Tosia odwzajemniła swoim, równie niemrawym.

— Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy pogrzebani? — mruknęła, zadzierając głowę nieco do góry i mierząc go badawczym wzrokiem.

— Noo, nawet żywcem, żółtodziobie — odpowiedział powoli, czym wywołał nieco szerszy uśmiech na jej ustach.

— Mamy jakąś chorą tendencję do pakowania się w kłopoty — stwierdziła, podeszła do drzwi i spojrzała na niego przez ramię. — Idziemy?

— Idziemy — potwierdził, przepuścił ją w przejściu, potem sam wyszedł, zamknął za nimi drzwi i finalnie zrównał krok z partnerką. — I masz rację, my jesteśmy jakimś beznadziejnym przypadkiem — stwierdził z delikatnym rozbawieniem.

Uśmiechnęła się pod nosem.

— Żarty żartami, ale to naprawdę mnie niepokoi, Seb — powiedziała już nieco poważniej. — Dwa zabójstwa to nie jest bajka, możemy mieć powtórkę z rozrywki i znowu seriala — dodała rzeczowo.

Westchnął cicho, po czym zaprzeczył ruchem głowy.

— Nie chce mi się w to wierzyć. Wiesz, dlaczego? — Odszukał jej spojrzenie w mroku korytarza. — Ta laska, która zginęła, napisała na temat śmierci Olgi Dworczyk reportaż. Prawdopodobnie zasłużyła sobie u tego psychola na śmierć — wyjaśnił.

Tosia zaczerpnęła więcej powietrza, marszcząc brwi i wpatrując się w Sebastiana morderczym wzrokiem.

— Czemu ty nigdy nie mówisz mi takich ważnych rzeczy? — jęknęła ciężko. — Czasem dalej wydaje mi się, że jesteśmy wciąż tą Tośką i tym Sebą sprzed kilku lat, kiedy nawet się jeszcze dobrze nie znaliśmy i na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy, jak ze sobą gadać — dodała, uśmiechając się mimo wszystko do wspomnień minionych dni.

— Bo może w niektórych kwestiach wciąż jesteśmy tą Tośką i tym Sebą. — Szturchnął ją delikatnie, na co zmroziła go spojrzeniem. Uśmiechnął się pod nosem. — Na przykład wciąż jesteś cholernie zabawna, kiedy się denerwujesz, i wciąż widzę, że błyszczą ci się oczy przy niektórych sprawach — dodał rozbawiony.

Tosia westchnęła ciężko, przewracając przy tym oczami.

— A ty wciąż cholernie kochasz mnie denerwować i wciąż cwaniakujesz — odparowała stanowczo.

— I tylko jedno się zmieniło... — rzucił filozoficznie, wkładając ręce do kieszeni, spoglądając przed siebie, na kończący się powoli korytarz, a przy tym uśmiechając tak delikatnie, że prawie nie dało się tego zauważyć w panującym półmroku korytarza — ...uczeń przerósł mistrza, żółtodziobie — dokończył i spojrzał na nią z góry.

Parsknęła cichym śmiechem, co nie umknęło jego uwadze. W tamtej chwili pomyślał, że nigdy nie chciałby jej stracić. Do głowy wpadło mu coś jeszcze, jednak ta myśl wciąż jarzyła się bardzo słabym blaskiem, jakby dopiero wstawała do życia po długim, głębokim śnie. Istotnie tak było. Aspirant Sebastian Brodzki pomyślał bowiem, że tak naprawdę byłby gotów spędzić z kobietą idącą obok niego całą resztę życia. Taka myśl wpadła mu do głowy wcześniej tylko raz i nigdy nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek powróci.

A jednak.

— W końcu to przyznałeś. Szkoda, że cię nie nagrałam — rzuciła zgryźliwie.

— Twoja strata — odpowiedział beztrosko, nim oboje zapukali do drzwi biura naczelnika wydziału kryminalnego lubaczowskiej jednostki.

***

Ciasne, ciemne i kręte uliczki Przemyśla były dla niego jak zbawienie. Od pozostawienia samochodu w Jarosławiu musiał przemieszczać się niemal niezauważalnie, przestać rzucać w oczy, grać pozory zupełnie normalnego, niezestresowanego i spokojnego. Nie było to wcale takie łatwe, bowiem na samą myśl o dokonanych czynach w środku zaczynało nim trząść. Był ze swojej obiecanej zapłaty tak dumny, że nie mógł momentami utrzymać się w ryzach. Raz nawet ktoś w autobusie zapytał, czy wszystko z nim w porządku. Odpowiedział wtedy, że jak najbardziej, tylko urodziła mu się córka i jest przeszczęśliwy.

Cóż, jeżeli córką można było nazwać zemstę, to nawet mocno nie skłamał.

Przecisnął się obok jakiegoś zaspanego mężczyzny, spojrzał na zegarek i uśmiechnął się delikatnie. Do czwartej zostało mu jeszcze nieco ponad cztery godziny. Nie wiedział, w jaki sposób spędzi ten czas, ale cieszył się przy tym, że wyrobił się ze wszystkim idealnie, a nawet miał w zapasie dodatkowe godziny.

Podjął ostatecznie decyzję, że przejdzie się po opustoszałym o tej godzinie mieście. Nie mógł stać przecież w miejscu, musiał stale działać, poruszać się, uciekać. Teraz jeszcze był ścigany. Droga do wolności stawała się jednak coraz krótsza...

Przeszedł kilka szybkich kroków wzdłuż rynku, by już po chwili zniknąć w kolejnej z ciemnych, brukowanych uliczek. Teraz mógł już zwolnić, bowiem był pewien, że w tych ciemnościach nikt go nie zauważy. Ruszył więc nieśpiesznym krokiem w sobie tylko znanym kierunku, pozwalając myślom płynąć do przeszłości.

Był taki szczęśliwi, woził się drogimi samochodami przy dźwiękach Bon Joviego, odwiedzał przyjaciół, bawił się i miał po prostu sielankowe życie bogatego człowieka. Tak już działała mafia, tak działał przestępczy półświatek. Dorobić się wcale nie było łatwo, ale gdy już osiągnęło się pewien pułap, niełatwo było z niego spaść. Mając więc odpowiednią pozycję, trochę kasy i przestępstw za uszami, można było pozwolić sobie na całkiem luksusowe, jak na lata dziewięćdziesiąte, życie.

On wszystkie te warunki spełniał. Oprócz nich miał też coś jeszcze. Miał Edytę. Kobietę, o którą w tamtym czasie naprawdę wielu się starało. To właśnie jego wybrała i to właśnie z nim deklarowała spędzenie całej reszty swojego życia. Nie oponował, w końcu była naprawdę grzeczna, nie wypytywała go niepotrzebnie o to, czym się zajmował, a on umiejętnie to ukrywał. Może i czegoś się domyślała, ale wiedział, że kompletnie mu to nie zagrażało.

To się liczyło.

Ona mogła żyć u jego boku w naprawdę dobrych warunkach, on nie wtajemniczał jej w swoje sprawy, ale od czasu do czasu zabrał na jakąś niezobowiązującą imprezę czy spotkanie.

Wszystko trwało w idealnym ładzie do pamiętnego dnia.

Dnia, w którym powiedziała mu, że odchodzi, bo nie chce mieć z tym wszystkim nic wspólnego.

A potem przepadła.

Nie miał pojęcia, skąd się dowiedziała, w końcu naprawdę o niewielu sprawach ją informował, ale tamtego pamiętnego dnia poczuł się naprawdę mocno zdradzony. Gdy do jego uszu kilka miesięcy później doszła wieść, że zaczęła kręcić z antyterrorystą, krew się w nim zagotowała. Nie reagował jednak. Wiedział, że jego sprawy były bezpieczne, a dopóki ten priorytet pozostawał zachowany, wszystko inne mogło się jakoś toczyć. Denerwował go niezmiernie tylko fakt, że zostawiła go dla jakiegoś nic niewartego fagasa. To właśnie nie pozwalało mu normalnie funkcjonować.

Imię Stanisława Dworczyka poznał niedługo później i niemal od razu znienawidził. Ten mężczyzna wyjątkowo mocno zalazł mu za skórę.

A z takimi jak on się nie zadzierało.

***

Stali przed naczelnikiem znieruchomiali jak statuy naturalnej wielkości, oczekując w pełnym napięciu na to, co powie im Wolski, który póki co jedynie wodził wzrokiem od jednego do drugiego, zachowując jednak uparte milczenie.

— Powiem wam, że chujowo to wygląda — stwierdził w końcu spokojnie, wziął do ręki kubek z kawą i upił z niego kilka łyków. Po chwili odstawił naczynie z powrotem na blat i znów skierował spojrzenie na podwładnych. — Teraz tylko pytanie, jak wy z tego wybrniecie, bo to o was gra się toczy — dodał.

— Nie za wiele możemy zrobić. Naprawdę chciałbym już móc wysłać jakąś pogoń za tym zabójcą, ale na razie nawet nie wiem, kto to jest — odparł podobnym tonem Sebastian. — Póki nie dostaniemy daktyloskopii i wyników analiz, możemy opierać się tylko na wynikach przesłuchań — wyjaśnił, choć naczelnik doskonale to wiedział.

— Będziecie dzisiaj słuchać? — zagadnął z wolna Darek.

Sebastian potarł się po karku, a na jego twarzy zagościł delikatny, niepewny uśmiech.

— Właściwie, to... miałem właśnie iść na te przesłuchania — rzucił nieco ciszej.

— Dobrze, że przynajmniej nie ociągacie się z robotą — uznał Wolski. — Nie będę wam zabierać więcej czasu, niż to konieczne. Powiem to, co zawsze mówiłem i będę mówił. Wierzę w was, jesteście dobrzy w te klocki, więc proszę was, nie spierdolcie — podkreślił dwa ostatnie słowa, na co dwójka kryminalnych jednocześnie parsknęła śmiechem. — A teraz wracajcie do obowiązków, nie zatrzymuję was dłużej — dokończył.

Pożegnali się z nim krótko, odwrócili zgodnie na pięcie, a chwilę później zniknęli za drewnianą płytą drzwi. Darek z zafrasowaną miną nieco wygodniej rozsiadł się w fotelu. Choć sprawiał pozory spokojnego i nawet nieco wyluzowanego, tak naprawdę wietrzył coś złego. Naprawdę, naprawdę złego.

Nie wiedział jeszcze tylko, co to miało być.

Późno już, ale i tak jestem z siebie zadowolona, bo wklepanie tego rozdziału z przerwami zajęło mi około 2 godzin, więc takim wynikiem można się pochwalić. :D Bardzo powoli, ale zbliżamy się już do końca tej historii, pewnie też na jakiś czas całej serii, chociaż to jeszcze kwestia do przemyślenia. XD

Do następnego! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro