15. Pozorny spokój

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było spokojnie. Po raz pierwszy od prawie miesiąca było spokojnie, ale tylko z pozoru. Po Krzesikowie mimo tego spokoju wciąż jeździły dwa radiowozy, a na posterunku wciąż dużo się działo. Wszystko to zostawało w murach budynku, a wtajemniczeni w sprawę policjanci coraz częściej musieli odpowiadać milczeniem na pojawiające się pytania dotyczące zabójcy Dawida Mroczyborskiego. Po miesiącu od wydarzeń na przystanku miasteczko nadal huczało, co wcale nie było korzystne dla funkcjonariuszy.

Jedynym plusem całej tej sytuacji był dla policjantów z posterunku fakt, że przynajmniej jeden problem zostawili za sobą, a przynajmniej mieli takie wrażenie. Oczywiście niesłuszne.

Temat Agaty Wojciechowskiej ucichł całkowicie. Zarówno dzielnicowi, którzy od samego początku śledztwa mieli oko na nastolatkę, jak i kryminalni uznali, że dziewczyna po wizycie na komendzie po prostu odpuściła dalsze prowadzenie swojego pseudo-śledztwa. Miażdżąca większość społeczeństwa pewnie tak właśnie by postąpiła. Po kilkunastu upomnieniach, które ostatecznie miały swój finał na wyjątkowo stresującym przesłuchaniu, chyba nikomu nie chciałoby się podejmować dalszych działań w tym kierunku.

To jednak nie było w stylu Agaty. Ona wciąż szukała, choć teraz znacznie zwiększyła ostrożność, nie chcąc sprowadzać na siebie podejrzeń funkcjonariuszy. Jak dotąd odnosiła sukces, co niewątpliwie dawało jej poczucie satysfakcji oraz coraz większej pewności siebie.

Teraz, kiedy siedziała na trawniku, obserwując mecz piłkarski rozgrywany między kolegami jej młodszego brata, również błądziła myślami w okolicach swojego przedsięwzięcia. Czekała tylko, aż rudowłosy chłopak skończy spotkanie. Właściwie tylko po to przyszła na stadion. Musiała wyjaśnić mu parę rzeczy i wreszcie wtajemniczyć chłopaka w swoje działania. Nie mogła dłużej ukrywać tak istotnej sprawy przed kimś, kto niewątpliwie później może jej się przydać. Szczególnie, kiedy podświadomie czuła, że jest już coraz bliżej rozwiązania, a nawet, że ma je tuż pod nosem. Musiała tylko cierpliwie iść po nitce do kłębka, potem ująć przestępcę i wreszcie udowodnić wszystkim, że nadawała się na śledczą jak nikt inny.

Nawet nie wychwyciła momentu, kiedy koledzy z dawnej szkolnej ławki rozeszli się, a przy niej pojawił się młodszy brat. Zerknęła na Mateusza krótko.

— To o czym mieliśmy gadać? — zapytał niepewnie, pakując do plecaka piłkę wraz z rękawicami bramkarskimi.

Agata wzięła głębszy oddech, przezornie rozglądając się dookoła. Od czasu, kiedy jej przyjaciółka rozpowiedziała większość sprawy grupie ludzi z Krzesikowa, musiała bardziej uważać.

Mateusz był jej bratem ciotecznym. Wprawdzie mieszkał kiedyś w Krzesikowie, ale kilka lat temu jego rodzice zdecydowali się na wyprowadzkę do Lublina. W miasteczku bywał tylko na wakacje, toteż nie miał zielonego pojęcia, co wstrząsnęło Krzesikowem przy końcu maja.

— Już ci tłumaczę. Jakoś miesiąc przed zakończeniem roku szkolnego w Krzesikowie sporo się zadziało. Na przystanku ktoś znalazł trupa. Miałam wtedy jechać do szkoły, więc byłam na miejscu przed siódmą. Dlatego to wszystko wiem — podjęła półgłosem. — Wiesz, tego gościa ktoś zabił, a na miejscu było pełno psów, jakiś gość w garniturze, lekarz, technik... Ja stałam totalnie z boku tego wszystkiego i tylko się przyglądałam. Wiesz przecież, że służę w ochotniczej straży pożarnej, więc takie widoki mnie nie przerażają — ciągnęła dumnie.

Przedstawienie całego zarysu sytuacji nieco jej zajęło, ale ostatecznie udało się Agacie opisać kuzynowi wszystko, co chciała. Właśnie z pasją zaczęła wykładać mu plan swojego prywatnego śledztwa, od czasu do czasu wtrącając mało przychylne uwagi na temat policjantów, kiedy Mateusz wypalił z pytaniem:

— Wiesz, że to idiotyczne?

Spojrzała na niego oburzona.

— Wiem, wszyscy mi to mówią — sarknęła po dłuższej chwili milczenia. — Ale ja tak nie uważam. I trzymam cię za słowo, że zachowasz to, co usłyszałeś, dla siebie — dodała twardo.

Chłopak westchnął ciężko, ale ostatecznie potwierdzająco skinął głową. Obiecał, że nikomu nie powie. Nie mógł zawieść jej zaufania. Nic złego się przecież nie stanie, Agata zwyczajnie nie da rady dojść do zabójcy... Tak przynajmniej to sobie tłumaczył.

Spojrzał w znikające za horyzontem słońce. Zmierzchało.

W ciemności i mroku nic nigdy nie jest jasne, granice się zacierają. Zmysły, mimo że wyostrzone, nie są w stanie rejestrować wszystkiego. Ludzie nigdy nie byli stworzeni do nocnego życia i może właśnie dlatego w nocy rozgrywały się zawsze największe tragedie.

Po jego plecach przeszedł dreszcz niepokoju na samą myśl, że gdzieś w miasteczku wciąż może grasować potwór, który pozbawił kogoś życia. A skoro zrobił to raz, na pewno będzie w stanie powtórzyć swój czyn.

***

Wieczory spędzane na komendzie w jakiś sposób stawały się już powoli rutyną kryminalnych. Po szóstym z rzędu dniu służby tak naprawdę było im wszystko jedno, o której skończą pracę. Jedyną perspektywą, na jaką liczyli, stawał się dzień wolny. Chociaż jeden dzień upragnionego odpoczynku.

Pracowali teraz w ciszy. Zarówno Tosia, jak i Sebastian, nie mieli sobie za wiele do powiedzenia od momentu odprawy. Obowiązki wchłonęły ich na tyle silnie, że od trzech godzin nie odezwali się nawet słowem.

Z tego letargu wyrwało ich energiczne pukanie do drzwi. Pierwszy ocknął się Brodzki.

— Proszę — mruknął, niechętnie unosząc wzrok znad monitora. Po chwili mógł już patrzeć na stojącą w progu sekretarkę. Odpowiedział na posłany w jego stronę uśmiech swoim, nieco wymuszonym. — Cześć.

— Cześć — odparła Ewa, nim weszła do środka. — Macie się oboje pojawić u naczelnika tak szybko, jak dacie radę. To dość pilna sprawa — wyjaśniła.

Jej słowa wyrwały z zamyślenia Węcińską, która podniosła na koleżankę badawczy wzrok.

— Wiadomo, po co? — rzuciła nieco zaintrygowana.

Ewa skinęła głową, odsuwając sprzed oczu blond grzywkę.

— Przyszło coś z wojewódzkiej, tyle wiem — oznajmiła.

Kryminalni bez dalszego dopytywania podnieśli się z zajmowanych miejsc i zgodnym krokiem podeszli do miejsca, gdzie stała sekretarka. Chwilę później szli już w towarzystwie kobiety przez puste korytarze komendy. Tosia właściwie została nieco z tyłu, zaabsorbowana tym, co akurat pisała do niej Justyna. Zrzuciła na barki Sebastiana rozmowę z Ewą, co chyba nawet grało na korzyść sekretarki, bo Węcińskiej udało się dostrzec błysk wdzięczności w jej oczach. Tosia, odkąd tylko zaczęli razem pracować, wiedziała, że Sebastian podobał się płci przeciwnej. Nic zresztą dziwnego, loteria genetyczna wyjątkowo hojnie go obdarowała. Mimo to Węcińska wciąż zastanawiała się, co takiego można było zobaczyć w jej służbowym partnerze. Poza przyciągającym wzrok wyglądem nie cechował się tak naprawdę niczym szczególnym. Miał paskudną wręcz osobowość, o czym nierzadko się już przekonała. W jej oczach był zimnym, pozbawionym uczuć i jakiejkolwiek empatii człowiekiem. Nie wyobrażała sobie, że Sebastian byłby w ogóle zdolny do nawiązania z kimś cieplejszych relacji. Przekładało się to zresztą na rzeczywistość. Nigdy nie wspominał o swojej drugiej połówce. Domyślała się, że nikogo nie miał, i wcale jej to nie dziwiło. Chyba nikt nie byłby w stanie wytrzymać chłodu, który aż emanował z tego człowieka.

Do pokoju naczelnika wchodzili jedno po drugim kilka minut później. Węcińska schowała telefon do kieszeni z chwilą przekroczenia progu biura przełożonego, przywracając myśli na tory śledztwa.

— Co tak bez energii? — zaczął pogodnie Darek, co skłoniło Brodzkiego do ironicznego uśmiechu.

— Domyśl się — rzucił podobnym przesłodzonym tonem, który tym razem naczelnik skwitował złośliwym uśmieszkiem.

— W takim razie zepsuję wam humory jeszcze bardziej. WTO* odesłało nam nagrania z poprawioną jakością. Swoją drogą, zrobili to po mistrzowsku, nawet podpisali się pod robotą — podjął ich przełożony po chwili milczenia.

Uśmiech na twarzy Sebastiana nabrał nieco innego tonu.

— Niech zgadnę, Maks — rzucił rozbawiony.

Naczelnik bez słowa wyjął z otwartej koperty świstek papieru.

— Ze szczególnymi pozdrowieniami dla księżniczki. Zabierz się w końcu za prawdziwą robotę. Maks — odczytał liścik, nim przekazał go aspirantowi. — Będziesz miał na pamiątkę — dodał, a kiedy zerknął na skonsternowaną całą sytuacją Tosię. — Nie znasz Zielińskiego, co?

— Chyba nie... — mruknęła. — Ale dobrze, że jest ktoś, kto odkrył prawdziwe oblicze Seby — dopowiedziała momentalnie, już nieco pewniejszym głosem.

Nadkomisarz Wolski parsknął szczerym śmiechem.

— Zdecydowanie dobrze — przyznał. — Maksa będziesz miała być może okazję poznać. Czasem się tu pojawia, kiedy nasi policjanci nie dają sobie rady z jakimiś bardziej skomplikowanymi, na przykład wymagającymi zakładania podsłuchu śledztwami. Odkąd służysz jeszcze się takie nie trafiło, ale znając twoje i Brodzkiego szczęście do parszywych spraw, to raczej kwestia czasu. — Wzruszył nonszalancko ramionami. — Dobra, do rzeczy. Chodźcie tu oboje. Obejrzymy sobie ten materiał.

Po chwili miał już po obu stronach kryminalnych, którzy wbijali zaintrygowany wzrok w to, co wyświetlało się na ekranie jego laptopa. Obraz przedstawiał nagranie z kamery zlokalizowanej przy posterunku. Obiektyw obejmował schody prowadzące do budynku, miejsce, gdzie zazwyczaj w ciągu dnia stał radiowóz, a także maleńki skrawek parkingu na tyłach posterunku.

Naczelnik nacisnął spację. Rozpoczęło się odtwarzanie nagrania. Około dwudziestej trzeciej drzwi do posterunku otworzyły się. Na zewnątrz wyszli dwaj policjanci. Rozmawiając, zeszli po schodach, a potem przeszli na parking, co również zostało ujęte na nagraniu. Przez chwilę odtwarzany materiał był jeszcze jaśniejszy za sprawą świateł samochodów, którymi funkcjonariusze odjechali do domów.

Darek zatrzymał nagranie.

— Oni pojechali, ale na posterunku był jeszcze kierownik. Do tego czasu na przystanku nie mogło być trupa, bo przybliżony czas zgonu z sekcji nie pokrywa się z godziną ich wyjścia. Zresztą, przecież by mu pomogli — wyjaśnił krótko, nim ponownie nacisnął odpowiedni przycisk na klawiaturze.

Nic się nie działo aż do dwudziestej czwartej trzydzieści siedem, kiedy budynek opuścił następny funkcjonariusz. Zamknął drzwi posterunku na klucz, zbiegł po schodach, jednak nie skierował kroku tam, gdzie wcześniej szło dwóch jego kolegów. Przeszedł w zupełnie inną stronę — tam, gdzie poza okiem kamery znajdował się przystanek autobusowy. Naczelnik ponownie zatrzymał nagranie, zatoczył kursorem krąg wokół godziny, a później przeszedł do drugiego pliku, w którym znajdowały się zbliżenia na twarz policjanta.

Obrócił się przez ramię, obserwując szok na twarzach kryminalnych.

— Sprawdziliśmy już z komendantem jego grafik. Wszystko się zgadza. Przed wami kolega po fachu, aspirant sztabowy Łukasz Dożołek, kierownik posterunku — mruknął.

Sebastian pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Niemożliwe.

Jego przełożony parsknął pod nosem cichym śmiechem.

— A jednak. Prokuratura już wie. Zawiesili go w czynnościach służbowych. Wasze zadanie sprawdza się na doprowadzeniu go jutro na komendę. Przesłuchaniem zajmie się pewnie ktoś z BSW* — wyjaśnił. — Powiadomcie dzielnicowych, którzy kończyli wtedy służbę. Ich też prokurator kazał przesłuchać — dodał jeszcze. Tosia zaoferowała, że zadzwoni do kolegów, więc naczelnik mógł przejść do kolejnej kwestii: — Na dniach dostaniemy jeszcze nagranie z budynku gminy. Komendant wojewódzki mówił, że chłopaki mają z nim dość spore problemy. Niestety z tej kamery też nie ma bezpośredniego widoku na przystanek, ale będziemy wiedzieć, kto jeszcze kręcił się ewentualnie w okolicy.

Sebastian uśmiechnął się pod nosem. W tym uśmiechu radość została jednak zastąpiona podenerwowaniem.

— Nie do uwierzenia, że naprawdę coś takiego mogłoby się stać — skwitował ponuro.

— W tym momencie niestety to on łapie się w przedział czasowy śmierci denata — rzucił naczelnik.

***

Obchód był nadzwyczajnie wręcz spokojny. Widzieli spacerujących ludzi cieszących się ciepłem letniego wieczoru, a służba tamtego dnia stała się czystą przyjemnością. Nie otrzymali żadnych niepokojących sygnałów, nie wyjeżdżali na żadną pilną interwencję. Panował idealny ład.

Wszystko wciąż pozostawałoby w tym niemalże idealnym, niczym niezmąconym stanie spokoju, gdyby Krzysiek nie otrzymał telefonu od policjantki wydziału kryminalnego współprowadzącej śledztwo dotyczące niedawnego zabójstwa.

— Halo? — rzucił do słuchawki po odebraniu połączenia.

— Cześć, Krzychu. Jest sprawa niecierpiąca zwłoki. Mamy ważne rzeczy do obgadania, ale to wszystko wyjaśnię ci jutro. Na którą masz służbę? — zapytał śmiertelnie poważny głos Węcińskiej w słuchawce.

— Na siódmą. O co chodzi? — odparł z nutą zawahania.

— O wasz posterunek i nasze śledztwo, w takim dużym skrócie. Na razie nie chcę ci więcej mieszać. Musiałam się tylko upewnić, czy na pewno oboje będziecie w robocie przed dziewiątą. Przyjedziemy do was — wyjaśniła krótko.

— Jasne... — bąknął coraz bardziej skonsternowany.

Tosia pożegnała się i rozłączyła, a on został sam z burzą myśli w głowie. Kiedy zespołowy kolega spojrzał na dzielnicowego z pytaniem w oczach, Żergowski odetchnął ciężko.

— Nie pytaj mnie, o co chodzi, bo sam nie mam zielonego pojęcia. Dzwoniła Tośka, mają jutro przyjechać na posterunek i wszystko nam wyjaśnić. To coś odnośnie tego trupa — rzucił zwięźle.

— Może to nic istotnego...

Krzysiek uśmiechnął się ponuro.

— Nie brzmiała, jakby to było coś nieistotnego.

*BSW — Biuro Spraw Wewnętrznych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro