4. „Będą z nią problemy"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dokumentowanie słów prokuratora Juliusza Grabskiego nie należało do najprzyjemniejszych ani tym bardziej najłatwiejszych czynności. Tosia miała już wprawdzie nieco wprawy w pisaniu protokołów oględzin, ale wciąż jeszcze potrafiła się gdzieś zagubić. Grabski takich błędów nie wybaczał — przeważnie bezwzględnie szedł dalej, wymuszając na policjantach samodzielne poprawki. Jeśli jakimś cudem by ich nie wprowadzili, czekała ich wyjątkowo ostra reprymenda zaserwowana przez naczelnika wydziału. Prokurator najczęściej nie kwapił się z bezpośrednim zwracaniem uwagi. Wszelkie ewentualne niedociągnięcia zapamiętywał, a kiedy coś wyjątkowo mu się nie spodobało, informował o tym przełożonych, którzy z przekazanymi wiadomościami robili należyty porządek.

Węcińska, nieco przerażona wizją wysłuchiwania kolejnego kazania naczelnika, starała się zapisywać wszystko jak najszybciej, a przy tym nie tracić dokładności. Mimo że bardzo bolał ją już nadgarstek, z zaciśniętymi zębami wciąż notowała linijki protokołu dyktowane przez prokuratora. Kucający obok niej technik miał dokładnie to samo zadanie, a dodatkowo musiał od czasu do czasu zrobić odpowiednie zdjęcia, będące na równi z protokołami podstawą dokumentacji całego zdarzenia.

Dokończyli pierwszą część oględzin ciała. Teraz firma transportująca zwłoki zajęła się obróceniem trupa na drugą stronę, a kiedy kilku mężczyzn go podniosło, Tosia z zaskoczeniem odkryła, że pod spodem znajdowało się coś jeszcze. Sprawnie przeliczyła rozrzucone na chodniku przedmioty. W sumie otrzymała ich sześć.

Damska pomadka do ust, czarny portfel, nóż ubrudzony zaschniętą krwią, telefon komórkowy, pęk jakby wyrwanych długich, czarnych włosów, a na samym końcu bransoletka z nadrukowanym na drewnianej tabliczce napisem: „D+A".

Kryminalna zszokowana obejrzała się za siebie, szukając wzrokiem Sebastiana, którego jednak nie było nigdzie obok. Domyśliła się, że pewnie zdążył już zabrać zgłaszającego na posterunek i właśnie prowadził przesłuchanie. Żałowała, że akurat teraz nie było go obok. Mógłby nieco bardziej doświadczonym okiem spojrzeć na leżące przedmioty, a być może nawet coś z nich wywnioskować.

— No proszę, robi się coraz ciekawiej — skomentował tubalnym głosem prokurator. — Idźcie po dodatkowe protokoły, jeżeli nie macie ich ze sobą, bo dokumentacji będzie znacznie więcej, niż zakładaliśmy — zwrócił się do nich, więc Tosi nie pozostało nic innego, jak skierować kroki do skody.

Nieoznakowany radiowóz na całe szczęście był otwarty i nie musiała się martwić, jak zdobędzie klucze, które najprawdopodobniej wziął ze sobą jej służbowy partner. Podeszła do lśniącego w majowym słońcu samochodu, otworzyła drzwi od strony pasażera, po czym wyjęła ze schowka potrzebne jej dokumenty, klnąc na nieporządek panujący w środku. Radiowóz był eksploatowany przez całe dwa wydziały — kryminalny oraz dochodzeniowo-śledczy, ale nie każdy policjant, który go prowadził, lubił dbać o czystość w środku. Węcińska od zawsze starała się zostawiać po sobie porządek i uważać na samochód. Bardzo lubiła jeździć skodą — ten wóz posiadał znacznie więcej potencjału niż jej prywatne auto, a osiągami bił suzuki Tosi niemal na głowę. Nie było się zresztą co dziwić. Radiowozy w większości cechowały się mocnymi silnikami, nierzadko dodatkowo uturbionymi, co pozwalało na prowadzenie pościgów z naprawdę dużymi prędkościami.

Zamyślona wróciła na przystanek i znów zabrała się za dokumentację. Dokończyli pisanie protokołu oględzin zwłok, a następnie zaczęli po kolei szczegółowo opisywać każdy znaleziony pod ciałem przedmiot, co za którymś razem zaczęło się robić monotonne. Przy opisie ostatniego policjantka modliła się już tylko o jak najszybsze zakończenie prowadzonych czynności. Znacznie bardziej wolałaby siedzieć już na komendzie i zajmować się ciekawszymi aspektami sprawy, jak na przykład ustaleniem tożsamości trupa.

Podczas robienia zdjęć prokurator poinformował ją, że tak naprawdę praca kryminalnej z protokołami kończyła się w tym miejscu, co dało Tosi okazję na rozprostowanie zastałych kości i rozejrzenie po okolicy. Przesunęła wzrokiem przez rosnące w otoczeniu ratusza drzewa, by po sekundzie skupić go na jednej z pobliskich ławek, gdzie dostrzegła znajomą twarz.

Zmarszczyła w konsternacji brwi. Krzysiek chyba miał rację, kiedy mówił, żeby dobrze zapamiętała Agatę Wojciechowską. Z ciężkim westchnieniem postanowiła podejść do dziewczyny i spróbować spokojnie z nią porozmawiać. Miała nadzieję, że to trochę ostudzi niezdrową fascynację nastolatki.

Kiedy Agata zobaczyła, że Węcińska zmierza w jej kierunku, z początku wyraźnie chciała się wycofać. Potem chyba stwierdziła, że spróbuje konfrontacji, bo jedynie wstała z miejsca i oczekiwała na Tosię. Kryminalna przystanęła naprzeciwko niej już kilka sekund później.

— Chyba się już dzisiaj widziałyśmy — zaczęła ostrożnie, uważnie obserwując nastolatkę.

Agata zmierzyła ją spojrzeniem stalowoniebieskich oczu, po czym odsunęła za ucho niesforny kosmyk bardzo jasnych, prostych włosów. Nie była pewna, czego może się spodziewać po tej kobiecie, która podczas ich pierwszego spotkania nie odezwała się praktycznie słowem. Mimo wszystko wolała zachować swoją wyniosłą postawę na wypadek, gdyby policjantka okazała się podobna do swoich kolegów po fachu, którzy nie tak dawno temu próbowali ją stąd przepędzić.

— Widziałyśmy... — przytaknęła wreszcie niepewnie.

— Wiesz, że naprawdę nie powinno cię tu być? — zagadnęła jej rozmówczyni łagodnie.

Agata przez chwilę myślała nad odpowiedzią.

— Czekam na koleżankę — rzuciła pierwsze, co wpadło jej do głowy.

Stojąca przed nią kryminalna uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Oj, kłamać to ty nie umiesz — stwierdziła beztrosko. — Chciałam ci tylko wyjaśnić kilka spraw — podjęła, kiedy nie spotkała się z żadną odpowiedzią. — Dobrze rozumiem, że ciekawi cię, co się tutaj stało. Może nawet chciałabyś uczestniczyć w tych czynnościach, być jakkolwiek pomocna, ale my nie możemy ci na to pozwolić i mamy ku temu uzasadnione powody — wyjaśniła spokojnie.

— Niby tak... — odparła niechętnie Agata.

— Strzeżenie bezpieczeństwa, pilnowanie porządku i dochodzenie do prawdy zostaw nam. Ty możesz sobie bardziej zaszkodzić, niż pomóc, jeżeli będziesz próbowała wtrącić się nie tam, gdzie trzeba — powiedziała Tosia.

Wojciechowska przewróciła oczami z dużą dozą irytacji.

— Nikt mnie nie rozumie — burknęła, nim gwałtownie odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem zaczęła odchodzić.

Tym razem nie zniknęła za budynkiem ratusza. Weszła w którąś z uliczek odbiegających od rynku i zdawało się, że nie wróci już dzisiaj pod przystanek. Tosia westchnęła ciężko. Nie takiej reakcji oczekiwała, ale przynajmniej udało jej się, przynajmniej tymczasowo, zażegnać problem. Również się odwróciła, powolnym krokiem zmierzając z powrotem na przystanek, gdzie czekał już na nią Sebastian rozmawiający akurat z technikiem. Kiedy przystanęła obok nich, służbowy partner posłał jej pytające spojrzenie.

— Osiągnęłaś coś z tą nielatą? — rzucił.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

— Nie chciała współpracować — skwitowała ponuro, ewidentnie przybita własną porażką.

Brodzki uśmiechnął się pobłażliwie.

— Będą z nią problemy — uznał. — Zbieramy się na komendę, Tośka — dodał po chwili, a zaraz potem zerknął na zegarek. — Jedenaście godzin zrobiłem, mam naprawdę dość tej dzisiejszej służby.

***

Agata wściekle zacisnęła w dłoni trzymany przy uchu telefon. Energicznym krokiem zmierzała w stronę swojego domu. Wiedziała, że tego dnia nie pojedzie już do szkoły. Busy do miasta, w którym znajdowało się jej liceum, przestały kursować z powodu zbrodni na przystanku, więc tak naprawdę miała dzień wolnego do dyspozycji.

— Środków przymusu bezpośredniego to będę musieli użyć na mordercy, jak już go złapię — rzuciła rozeźlona do słuchawki. — I od razu załatwię mu też specjalne miejsce w radiowozie — dodała z determinacją.

— Jesteś pewna, że chcesz się w to mieszać? — odparła jej koleżanka po drugiej stronie.

— Nawet bardziej niż pewna — odrzekła bez wahania. — Muszę udowodnić temu całemu aspirantowi Sebastianowi Brodzkiemu, że to ja jestem lepsza w rozwiązywaniu kryminalnych spraw.

Od tego dnia jej jedynym celem stało się wytropienie osoby odpowiedzialnej za zabójstwo tego niewinnego człowieka znalezionego na przystanku. Bo tego, że to zabójstwo, była absolutnie pewna. Inaczej nie sprowadzaliby tam przecież policjantów wydziału kryminalnego, prawda?

Miała już plan, teraz wystarczyło wcielić go w życie. Ona, Agata Wojciechowska, nigdy się nie poddawała. Tym razem też nie zamierzała.

Punktem pierwszym operacji stała się tożsamość denata.

***

Łomot serca słychać było chyba na całą okolicę. Po szaleńczym biegu to raczej normalne. Przed oczami pojawił się długo wyczekiwany obraz — mały zalew, kilka budek dla rybaków, dookoła las. Tak, to idealne miejsce na kryjówkę, przynajmniej tymczasową.

Zapłakane, szare tęczówki uważnie przeskanowały widok przed sobą.

Po chwili ciche uderzenia butów o ziemię dały znać o ruchu, jaki wykonywały nogi. Niemal bezwładne ciało opadło na ławkę. Plecak spoczął tuż obok — zawierał śpiwór, trochę suchego prowiantu i wodę. Ociężałe powieki powoli zaczęły się zamykać, a po chwili widać było już tylko ciemność. Przyjemną, czarną ciemność. Śpiew ptaków, chłodny wiatr, szum wody i cisza. Cisza, której umysł potrzebował najbardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro