~11~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

pov Robert

Obudziłem się rano, a ta mała dalej smacznie spała wtulona w moje plecy. Mimo to jaki dla niej byłem ona tu jest i chce się odwdzięczać. Nie potrzebuję tego, bo nie pomagałem jej dla korzyści tylko po to by była cała i zdrowa. Już dłuższy czas działa na mnie jakoś tak...tak jak jeszcze żadna. Intryguje mnie... A teraz jeszcze to. Sam nie wiem co zaczyna się ze mną dziać..?

- Jak się czujesz? - zapytał lekarz kadrowy.

- Ciszej, bo mała śpi - nie chciałem by się zbudziła. - Bez większych zmian.

- Co ona w ogóle robi na szpitalnym łóżku obok Ciebie?!

- Ja chciałem by tu została. Położyłem ją obok by też mogła wygodnie spać.

- Jeszcze pół godziny i musi znikać - powiedział z lekkim uśmiechem.

Chyba pomyślał sobie ciut za dużo. Nie chciałem by miała problemy więc tak powiedziałem, a co ona rzeczywiście robi ze mną na łóżku? Tego nie wiem... Nie spodziewałem się, ale bardzo pasowała mi tu jej obecność. Sam nie wiem jak ona to zrobiła..?


Obudziłam się obok Roberta. Leżał delikatnie wtulając mnie w siebie. Byłam perfekcyjnie przykryta kołdrą. Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło, że postanowiłam tak oto spędzić noc. Nie wiem czy powinnam była się tu kłaść? W końcu to szpital... Nie chcę kumulować problemów.

- Wyspana? - zapytał nieoczekiwanie.

- Nawet tak...Przepraszam, nie powinnam była się tu wpraszać...

- Nic się nie stało, ale lekarz kadrowy powiedział, że za pół godziny musisz znikać. Wiesz, przyjdą dalej mnie torturować badaniami.

- Muszą się dowiedzieć co Ci jest - powiedziałam cicho.

- Dziękuję - wypalił nagle. - Miło mi, że zostałaś tu ze mną mimo to jak się wcześniej zachowywałem.

- Nie ma za co... Też wiele dla mnie zrobiłeś.

- Ale nie byłem zbyt miłym człowiekiem...

- To nie ważne, każdy zasługuje na szansę.

- Ale nie każdy wychodzi z założenia, że warto tę szansę dać.

Był inni niż zwykle. Potrafił ze mną normalnie porozmawiać i dbał o mój komfort całą noc. Teraz to już wiem na pewno, że nie jest taki zły. Mam nadzieję, że moja kadra zrozumie i da mu spokój.

- Jedź do hotelu, zjedz coś - powiedział.

- Ale chciałam tu zostać...

- To wrócisz później, a teraz odpocznij.

- To spodziewaj się mnie popołudniu.

- Na prawdę bardzo Ci dziękuję...

- Drobiazg - powiedziałam i udałam się do hotelu.

Gdy dotarłam do hotelu cała kadra czekała na mnie w moim pokoju. Widziałam po nich zdziwienie. Chyba każdy był w szoku, że zostałam tam mimo tego jak między nami było.

- Siemka - rzekłam zmęczona.

- Zwariowałaś? - zaczął Markus. - Czy warto było zarywać noc dla tego frajera?!

- Uważam, że tak...

- Rose, odpocznij pewnie padasz na twarz.

- Nie całkiem...Nawet dobrze mi się spało.

- Gdzie ty spałaś? Na korytarzu? - zdziwił się Richard.

- Nie ważne...

- Grunt, że coś tam spałaś - powiedział chociaż jeden normalny Stephan.

- Nawet się nie zapytacie co u niego?

- A po co? Nas ten buc raczej nie interesuje...

- To nie jest buc - powiedziałam stanowczo. - Nawet nie wiecie jaki on potrafi być miły.

-  Oj Rose... Serio potrzebujesz odpocząć...

- Wiecie co..? To nie za fajnie z waszej strony.

Zawiedli mnie... Jak dla mnie nie potrafią racjonalnie oceniać. Nie chcieli nawet dostrzec jego lepszej strony, a teraz to już przeginają. Chyba wiem najlepiej jaki dla mnie był. Poza tym nawet teraz gdy on leży w szpitalu w złym stanie nawet się nim nie zainteresują. Może za dużo wymagam, ale pytanie ,,jak tam" to chyba nie jest nie wiadomo co... Nie chcę by traktowali go z góry, bo on na to nie zasługuje. Poznałam go trochę lepiej i mogę to powiedzieć z czystym sumieniem.

- Jak było? - zapytała Alice.

- O dziwo fajnie...

- Opowiadaj!

- Nie chciał niby nikogo widzieć. Lekarze pozwolili mi tam wejść, ale no nie wiedziałam jak z tego wybrnąć. Stwierdziłam, że i tak się tam znajdę. Nie chciał gadać, nie chciał nawet na mnie popatrzeć, bo podobno źle wyglądał. Odpuściłam, a on myślał, że wróciłam do hotelu. Gdy zasnął to ja jednak weszłam tam z powrotem.

- Oj Rose...

- Nie wiem co strzeliło mi go łba, ale położyłam się obok niego i zasnęłam...

- Grubo stara... I jaka była jego reakcja?

- Gdy przebudziliśmy się nad ranem pogadał ze mną normalnie, nakrył mnie kołdrą. Był bardzo miły. Wtuliłam się w jego plecy i zasnęłam. Rano mi podziękował za to, że z nim zostałam mimo to jaki był dla mnie wcześniej.

- Czyżby tak się przestraszył choroby, że staje się taki pokorniutki?

- Uważam bardziej, że jak każdy ma dwie strony...A może w życiu nie ma lekko.

- Rose, aleś ty naiwna - powiedziała.

Nie wiem do czego ona pije, ale nie podzielam jej zdania. Już wcześniej miewał przebłyski miłego zachowania. Tak jak to było po tej akcji w Sylwestra... Wtedy na balkonie był całkiem do przeżycia. Nie wiem co oni do niego mają, ale ja tego nie popieram. Ciekawe czy chcieli by żeby ktoś tak skreślał ich?


A wy jak uważacie... Przez Roberta przemawia strach czy po prostu jednak nie jest taki zły?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro