~ 35~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Raw Air mojemu mężczyźnie wyszedł świetnie, bo drugie miejsce jest jak najbardziej wspaniałe. Teraz czeka nas miły weekend w Planicy, a potem moi rodzice i dziadkowie mają poznać Roberta...Stresuję się, bo moja mama raczej będzie na nie, z resztą jak ze wszystkim co robię. Robert to wie i obiecał nie przejmować się nią. Stwierdził, że postara się oczarować moich bliskich i nie da się ewentualnym zaczepką mojej mamy. Wiem, że Robert bardzo się tym stresuje, ale da radę, bo jest super facetem. Wiem też, ze nie da się łatwo zgnębić przez moją mamę, choć niech liczy się z tym, że z niej twarda zawodniczka i nie raz będzie próbowała go złamać. Będzie próbowała udowodnić każdemu, że Robert jest najgorszym złem i na bank będzie chciała sprowokować go do pokazania się w jak najgorszym świetle. Reszta rodziny przyjmie go zapewne z otwartymi rękami i nie będzie wydziwiać. Jestem bardzo dumna z tego jakiego mam narzeczonego i cieszę się, że to z nim spędzę resztę życia. Zaraz lecę na pierwszy konkurs w Planicy. Loty to coś co kocham, z resztą tak jak mój narzeczony. Chcę wspierać go w realizacji marzeń i dawać mu szczęścia tyle ile tylko zapragnie. Zdjęcia z lotów na pewno będą cudowne...Zawsze zachwycały mnie fotografie właśnie z nich, a dziś to ja będę je robić. Marzenia się spełniają! I właśnie dlatego chcę by Robert je realizował.

- Jak tam młoda się miewa? - zapytałam patrząc na zachwyconą lotami Alice.

- Świetnie się bawi tak jak ja!

- Już nie mogę się doczekać aż zostanę ciocią - będę na bank rozpieszczać małą.

- Na pewno będziesz super w tej roli! Ciekawe jak to jest latać..?

- Będziesz dziś miała okazję trochę popytać ich o ten temat.

- Ale poczuć nie poczuje...

- Ja to bym się nawet nie odważyła...

- Ja to bym w sumie spróbowała - Alice jest zdecydowanie mniej bojąca się niż ja. - Ale po pierwsze ciąża, a po drugie chyba nie umiała bym tak jak oni. Nie nadrobię lat ćwiczeń - zaśmiała się.

- Jacy oni są odważni...

Bawiłam się super! Świeciło piękne słońce i zdjęcia co za tym idzie były cudowne. Świetnie! Skoki też były udane. Markus nawet stanął na podium, no i czwarte miejsce Roberta również mnie cieszyło. Dziś jest ta słynna impreza skoczków, ostatnia w sezonie. Porobię na niej mnóstwo zdjęć i będę miała pamiątkę oraz bogatsze portfolio. Teraz czas się szykować.

- Podobało się? - od razu w ramiona wziął mnie Robert.

- Bardzo! Planica jest taka malownicza, a skoki na mamucie niesamowite!

- Też lubię loty - rzekł z uśmiechem.

- Ja bym się bała...Nie mogę nadziwić się wam, że latacie...

- Nawet nie wiesz jakie to jest przyjemne. Ile w tym adrenaliny.

- To nie dla mnie...

Ubrana w nieco letniejsze ciuchy, bo na dworze dwadzieścia stopni na plusie i piękne słońce udałam się z moim facetem do wioski skoczków. Tam jak co roku będziemy zajadać regionalne pyszności z różnych krajów, z których pochodzą panowie i coś tam uda się wypić. Zabawa na pewno będzie wspaniała!

- Macie już jakiś plan na dekorację ślubu i wesela? - zapytała mnie dziewczyna Markusa.

- Puki co wiemy tylko, że chcemy dużo bieli.

- Latem, jesienią, a może zimą?

- Zdecydowanie latem - odparliśmy z Robertem niemalże chórem.

- Świetna pora roku na wesele!

Zajadałam się szczególnie kuchnią polską, bo pierogi robią robotę i norweską z takich nowych. Nasza jest jednak najlepsza... Swoją drogą ruska wódka wcale nie jest taka mocna jak mawiają. Aczkolwiek jej walory smakowe są niepodważalne. Jak dla mnie impreza jest wspaniała.

- Kochanie, dobrze się bawisz?

- Najlepiej...Zawsze lubię takie imprezy - taka była prawda, a impreza wspaniała. - Gorzej będzie jutro bo poznasz moich rodziców...

- Nie martw się, już nie z takimi dawałem radę...



Nastał kolejny dzień...Byliśmy w drodze do moich rodziców. Mój stres nie znał granic, a Robert wydawał się być spokojny. Towarzyszył mu taki luz, którego mu dziś zazdrościłam. Wydawał się być podekscytowany i nastawiony pozytywnie nawet do mojej mamy. Po kilku godzinach byliśmy już na miejscu. Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z auta.

- Rose, głowa do góry. Będzie dobrze!

- Oby...

- Rose! A to pewnie jest Robert - przywitała nas babcia. O nią jestem spokojna, bo wiem, że polubi Roberta na pewno.

- Tak, to właśnie mój ukochany.

- Miło mi Panią poznać - rzekł z uśmiechem.

- Ale ciacho - szepnęła do mnie babcia.

- Córcia! - z pokoju wyłonił się mój tata.

- Dojechałam, cała i zdrowa...

- Miło mi Cię poznać Robercie. Moja córka wiele mi o Tobie opowiadała.

- Mi również miło.

- Siadajcie, zaraz będzie obiad.

Stres ani an minutę mnie nie opuszczał zwłaszcza, że mam się jeszcze nie pokazała. Zasiedliśmy do stołu, a atmosfera byłą puki co bardzo dobra. Nagle pojawiła się moja mama...Teraz się zacznie...

- Witajcie kochani! - zaczęła o dziwo bez uszczypliwości.

- Dzień dobry, jestem Robert.

- Miło poznać...

- No zjadajcie - babcia jak zwykle potrafiła nas dokarmić, robiąc moje ulubione spaghetti.

- Bardzo dobre. Lepszego spaghetti jeszcze nie jadłem - Robert zajadał aż mu się uszy trzęsły.

- To jesteś skoczkiem - moja mama ruszyła z pytaniami...

- Tak prze Pani. Dzięki temu też poznałem Rose.

- A to aby na pewno dobrze dochodowa praca?

- Zimą dość tak.

- A latem? Tylko zimą będziesz pracował?

- Nie, ja ,,wypłatę" dostaję cały rok, bo w inne pory roku muszę trenować.

- Niech Ci będzie - jednak musiała coś wypalić...

- A co tam u was? - zmieniłam temat.

- W porządku - odparła mama i atakowała dalej. - A jak coś Ci się stanie? Co wtedy..?

- Kontuzje się zdarzają, ale wbrew pozorom nie tak często. Nie martwi bym się na zapas.

- Życie chwilą to nie zbyt dobre podejście...

- Nie żyję chwilą prze Pani, ale i nie chcę zapeszać.

- Przesądny? - drążyła totalnie wszystko.

- Nie, ale uważam, że nieszczęścia łatwo się ściąga.

- Komu dokładkę? - babcia postanowiła jak zwykle wspomóc jedzeniem.

- Ja poproszę - rzekł z uśmiechem Robert.

Nie ma co..Radził sobie dobrze z moją mamą, ale nie oszukujmy się...Zapewne to jeszcze nie koniec. Mama widzi w nim godnego rywala, bo wybrnął z każdego pytania koncertowo. A ja dalej umieram ze stresu...

- A co po zakończeniu kariery?

- Zamierzam skupić się na Rose i podejmę pracę jako fizjoterapeuta.

- Ambitnie - chyba ją zatkało...

- Tak właśnie miało być.

- A planujecie dzieci? - cholera...

- Szczerze mówiąc nie rozmawialiśmy jeszcze o tym - doparłam.

- Tak jak powiedziała Rose. Jeszcze o tym pomyślimy, nie spieszy się nam.

- Myślałam, ze przed zaręczynami rozmawia się na takie tematy. Bo jak jedno będzie chciało, a drugie nie?

- Powiem tak...Nic na siłę..Jeśli Rose nie będzie ich chciała to ja to zaakceptuję, bo to ona jako kobieta ponosi większość pracy, bo ona nosi ciążę. Główna decyzja należy do niej.

- Fajny chłopak! - moja babcia już była zachwycona.

- Po prostu wiem ile to kosztuje kobietę wyrzeczeń...Nie oszukujmy się, to kobieta musi rezygnować chociażby z marzeń, a ja nie chcę jej tego odbierać.

- Zaimponowałeś mi chłopcze - no i urzekł mojego tatę.

- Rose jest dla mnie najważniejsza!

Nie było najgorzej, ale moja mama próbowała. Poza tym jestem mega dumna z Roberta. Jego podejście do rodzicielstwa jest wspaniałe. Lepiej trafić nie mogłam!



Siemka!

Wreszcie jest rozdział...

Przepraszam, ale wena uleciała na kilka chwil...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro