49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Od odzyskania Francji i państw Beneluksu kraje mogły przez chwile wypocząć i odzyskać siły na dalszą walkę. Zbliżała się połowa wakacji więc większość arystokracji zapominała, że nadal trwa wojna i w każdej chwili na nowo mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie. Helena miała już dość widoku jak piją i się zabawiają. Skoro i tak nie była potrzebna chciała wracać do domu i tam zająć się problemem jaki nadal gnębił jej naród.

 Polska zaczęła się pakować. Nie planowała wyjeżdżać bez zapowiedzi i pożegnania, ale nie potrafiła pożegnać niektórych, a inni mieli ją w poważaniu. Nim zapakowała już wszystkie ubrania jakie miała, a nie było ich wiele ktoś wyłączył radio. Gdy muzyka ustała przez chwile nadal tańczyła do rytmu który nuciła w ogóle nie przejmując się brakiem muzyki. Uznała, że pewnie znowu jest przerwa z dostawą prądu co ostatnimi czasy zdarzało się często. Poczuła nagle czyjeś dłonie na biodrach i delikatne pocałunki na szyi. Uśmiechnęła się na ten gest, ale po chwili posmutniała. Odwróciła się aby patrzeć w te bursztynowe oczy.

-Wracam do Warszawy. Trwa wojen i nie mogę siedzieć bezczynnie na dupie, kiedy moi ludzie umierają

-Rozumiem cię i nie mam zamiaru powstrzymać.-Francja pocałował ją- Coś nie tak?

-Bo...dowiedziałam się, że...Armia Czerwona zatrzymała się na Wiśle i obawiam się, że może się stać coś złego. Czuję niepokój

-Jeśli się okaże, że coś ci grozi to zrobię wszystko by cię chronić.

-Wiem-pocałowała go- Pomożesz mi zasunąć walizkę?

-Jasne. Kiedy wyjeżdżasz?

-Jutro wieczorem, ale chciałam mieć wszystko spakowane. Spędzimy razem ten wieczór? Tylko ty i ja.

-C'est ce que je veux (tego właśnie pragnę)-kiedy zamknął walizkę wziął ją na ręce całując i zaniósł do łóżka. Teraz liczyli się tylko oni dwoje. To była ich chwila. Taka przyjemna i pełna miłości...

 Leonard obudził się o koło dziesiątej, Helena nadal spała w jego ramionach więc postanowił jej nie budzić, po prostu leżał wpatrując się w nią. Nagle podniosła powieki i obdarzyła go przecudnym uśmiechem. Ich poranne pocałunki przerwało im chrząknięcie. Helena na ten dźwięk zakryła się kołdrą. Na ten widok Anglia uśmiechnął się chytrze.

-Widzę, że dziwka wróciła do dawnych zwyczajów. Aż tak ci brakowało bogatego faceta?

-Pierdol się! Cały czas ciągle się na mnie wyżywasz, a ja nic ci nie zrobiłam! Uratowałam ci dupę a ty mi się tak odwdzięczasz!

-Ja...

-No dalej Jack. Powiedz o co ci chodzi. Czego od niej chcesz?- Francja o dziwo był spokojny

-Nie ważne! Róbcie sobie co tam chcecie...przynajmniej wam się udało ... -Wyszeptał i się zasmucił

-Jack? Co się stało?

-Nic. Dobrze robisz wracając. Przydasz się tam i to bardzo

-Coś się tam dzieje? Masz jakieś wieści?

-No...Żegnaj-wyszeptał nim wyszedł,

 Słowa Anglii nadal brzmiały w głowie Polski, ale niebyły teraz najważniejsze. Po opuszczeniu posiadłości i pożegnaniu wszystkich udała się z Leonardem na dworzec. Nim wsiadła do pociągu miała problem odejść z jego objęć. Nie chciała się rozdzielać z nim. Ponownie zaczęła kochać i poczuła się, ze ktoś kocha ją. Ale nie było wyjścia, bo od paru miesięcy nie miała kontaktu z Warszawą i to ja niepokoiło.

 Po dotarciu do Warszawy przemknęła przez zatłoczone ulice prosto do kamiennicy będącą jej dawną kryjówka. Wewnątrz był bardzo cicho co ja zaniepokoiło więc wyciągnęła pistolet z torebki nim weszła do mieszkania. Na pierwszy rzut oka wydawało się puste, ale gdy weszła głębiej usłyszała jakąś rozmowę o jedzeniu więc postanowiła się ujawnić znajomym jej głosom. Alek i Natalia wyglądali na zdziwionych jej widokiem ale po chwili uściskali ją.

-Tak bardzo za wami tęskniłam! Dlaczego nic nie pisaliście> Jaka jest sytuacja?- oni tylko spojrzeli po sobie nie pewnie

-Słyszeliśmy o tym jak walczyłaś dzielnie na froncie. Gratulacje za Monte Casino- Natalia próbował zmienić temat, ale widać było, że Helena coś podejrzewała

-Dziękuję. A teraz gadać o co chodzi

-No bo ten teges...No...Myśleliśmy, że teraz nie wrócisz tylko jak będzie już po wszystkim-Alek wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego

-Czemu miałabym nie wracać? Co się dzieje?

-My dowiedzieliśmy się dopiero wczoraj więc nie krzycz-Białorusinka lekko spanikowała

-O czym? Powie mi ktoś o co kurwa chodzi?

-Jutro dowódcy zaplanowali przeprowadzenie zbrojnego powstania na wzór paryskiego.

-Powstanie? Jutro?!...A co na to alianci? Wiedzą?-miasta tylko wzruszyły ramionami.

-Powiedziano nam, że pierwszego sierpnia o godzinie siedemnastej ruszamy. Wielu polskich komunistów wierzy w pomoc od strony Armii Czerwonej.

-A ty? W końcu jesteś jednym z miast Grigorija więc co o tym sądzisz?

-Nic. Nie mam pojęcia czy pomogą czy nie. Ale chciałbym, aby jednak pomogli...Jakieś masz rozkazy?

-Co? A yy...Skoro jutro rozpęta się tu piekło to...spędźmy ten czas udając, ze jest dobrze i nic się nie dzieje. Proszę...Chcę przejść się po mieście, zjeść lody i posiedzieć w parku jak dawniej i choć na chwile nie myśleć o tym co nas czeka...

-Ja jestem za

-Ja też. A więc w drogę kochani.

 I tak im minął ostatni dzień jakiegokolwiek spokoju jaki panował w mieście. Wszyscy cieszyli się pięknem i ciepłem ostatniego dnia lipca tego roku. Spacer po starym mieście z lodami minął im w ciekawych rozmowach o wszystkim tylko nie o tym co ich miało czekać i tego co się obecnie działo. Wyglądali na zwyczajnych przyjaciół spędzających razem czas, a nie żołnierzy , których czekała krwawa walka o wolność.

 Z rana spotkali się z pozostałymi miastami, które postanowiły pomóc Warszawie w tej trudnej sytuacji. Kraków i Lwów zobowiązały się do opieki nad rannymi, a pozostali mieli walczyć. Nim spotkanie się skończyło miastom udało się połączyć z Paryżem, aby Polska mogła porozmawiać z Francją ten ostatni raz ni wybuchnie powstanie, bo nie wiadomo kiedy znów się zobaczą.

-Halo?

-Leonard...-na dźwięk jego głosu uśmiechnęła się smutnie

-Pologne? Nic ci nie jest? Dlaczego płaczesz?- słychać było troskę w jego głosie

-Bo boję się tego co mnie czeka. Nie wiemnawet czy przetrwam kolejne dni. Jack wiedział, ale nie mam mu tego za złe. Chce teraz się pożegnać kochany

-Co wiedział? Co się dzieje? Dlaczego chcesz się pożegnać?

-Dziękuję, że nauczyłeś mnie od nowa kochać i za te wszystkie wspólne chwile jaki mi oddałeś

-Co ci jest?

-Proszę, abyś nie zrobił nic głupiego gdy się dowiesz

-Helena! O co chodzi?!

-Kocham cię Leonardzie- po mimo uśmiechu po jej policzkach spływały łzy

-Helena?!

-Żegnaj kochany...-jej głos się łamał. Odłożyła słuchawkę na miejsce i wyszła do domu

 Dochodziła godzina nazwana „godziną W". Wszyscy przygotowali broń i zaczęli powoli i pojedynczo opuszczać mieszkanie. Gdy została już tylko Helena z Natalią i Alkiem przytulili się i zaczekali aż wskazówka długa będzie na trzydziestce, aby zacząć się kierować we wskazane miejsce.

 Każde z nich szło w milczeniu obok siebie nie patrząc na nic co jest wokół. Skupieni byli na swoim zadaniu. Zlikwidować wszystkich którzy są po stronie wroga i chronić powstańców. W oddali usłyszeli pierwsze strzały i jak jeden mąż wyciągnęli swoja broń i pobiegli w stronę odgłosów walki...

_______________

 Wieści o powstaniu warszawskim rozniosły się już po całym świecie. Alianci byli oburzeni, że ani Jack ani Jennifer nie raczyli nikomu powiedzieć nawet samej Polsce. Do tego jeszcze puścili ją samą. Przysięgli, ze już nie stracą sojuszników, a Anglia dopuścił się tego po raz kolejny. W śród aliantów pojawiła się obawa, a co jak to któreś z nich będzie następne? Zostanie zupełnie same na pastwę wroga, bo Anglia ma taki kaprys?

 Najbardziej jednak ta wiadomość uderzyła Francje, Czechy i co dziwne Kanadę i Amerykę. Tak wiec alianci zebrali się na spotkanie w Londynie w sprawie obecnej sytuacji i mieli postanowić co zrobić w sprawie Heleny.

-Musimy wysłać tam wsparcie , bo nie dadzą sobie rady.-Francja walczył o pomoc i poparcie

-Phi. Niby czemu mamy ryzykować?-Powiedziała wyraźnie znudzona Walia

-Ponieważ to nasza sojuszniczka i ona dla nas wiele razy ryzykowała-powiedział Irlandia zadziwiając wszystkich zebranych

-Właśnie. Musimy wysłać jak najszybciej wsparcie.-było widać, ze alianci są prawie przekonani

-No! Przypomnę wam, że ta idiotka postanowiła rzucić się z garstka ludzi na całą armie Rzeszy. Sama jest sobie winna

-Przypomnę ci bracie, że nie wiedziała o niczym. A ty zamiast ją poinformować i pomóc powstrzymać jej naród to wolałeś to ukrywać-Szkocja był wściekły na brata, na co ten tylko prychnął

-Jeśli wyślecie tam wojsko to po was. Rainer ma tam ogromna armię. Kraj jest obstawiony już nie wspominając o Warszawy. Jesteśmy jeszcze za słabi by walczyć bez pośrednio z nim. Więc to istne samobójstwo. Ale róbcie jak chcecie. Tylko mi potem nie przyłaźcie błagając na kolanach o pomoc, bo wybraliście posłuchać tego kochasia.

-Jesteś bez sumienia i honoru! Ona ci pomogła!

-No dobrze. To może minie ktoś oświeci i powie jak macie zamiar się tam dostać?-rozejrzał się po umilkłej widowni i się uśmiechnął.- Tak jak myślałem.

-Damy jakoś radę Jack...-zaczęła Irlandia

-Jak? Polska jest otoczona przez Rzesze i jego sojuszników więc się nie przebijecie, bo ani Węgry ani Rumunia, a już na pewno nie Rzesza was nie przepuszczą. No a ZSRR obstawił wschodni brzeg Wisły i się nie odzywa. Więc ja się pytam jak chcecie ruszyć z odsieczą? Proszę, nadal cisza. Jesteście żałośni. Pomóżmy jej tak, ale jak przyjdzie co do czego to nawet tego nie potraficie. Banda idiotów.

-Musi być jakiś sposób...

-Jaki siostrzyczko? Zrozum nie da się jej pomóc. Ale jak nadal jesteście tacy mądrzy to proszę. Zróbmy głosowanie. Jeśli większość jest mądra dowództwo jest nadal moje, jeśli jednak za wysoko stawiam waszą inteligencje to kochaś was przejmie. Niech każdy zrobi losy i wrzuci je do tego pojemnika. Tak znaczy pomagamy, nie znaczy, ze niech radzi sobie sama. Czas start

 Po przeliczeniu głosów wyszło, że tylko paru aliantów jest za tak. Reszta posłuchała Jack'a i zrezygnowała z pomocy. Francja patrzył na te głosy nie umaić nawet słowa wydusić. Anglia jedynie patrzył na niego z wyższością.

-No cóż. Jednak większość z was jest w miarę inteligentna. A więc nie udzielimy pomocy. I nie życzę sobie wymawiania jej imienia.

-Róbcie jak chcecie ja i tak jej pomogę.

-Idiota! Nie waż się nawet! Jesteś nam potrzebny France! Jako jedyna Francja nie możesz się narażać dla tej idiotki!

-Nie powstrzymasz mnie. Hansa straciłem przez twoje zakazy ale to się już nie powtórzy

-Jesteśmy z tobą!-Wykrzyknął Kanada trzymając Irlandię za rękę

- Já také (ja też) To maja siostra i zamierzam ją chronić-Z szeregu wyszedł Czech gotowy do walki z wrogiem

-Po moim trupie

-Da się załatwić-Josef posłał Anglii chamski uśmiech co tylko bardziej go rozzłościło

-Brać ich! Na co czekacie durnie?! Straże!

 Wywiązała się awantura i bójka. Niestety Francja i jego zwolennicy nie dawali rady, bo byli znaczną mniejszością. Zostali skuci i zaprowadzeni do twierdzy Tower. Następnie zostali wtrąceni do celi i dostali dość duże dawki środków uspokajających. Gdy próbowali wstrzyknąć lek Leonardowi Jack przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

-Dlaczego? Dlaczego to robisz?

-Bo mi zależy na tobie idioto! A ty zawsze miałeś to Hansa to teraz Helenę... Nie chce cię stracić...

-Nie wybaczę ci jeśli jej się coś stanieee...nig..dy...nie...

-Wiem, ale i tak zaryzykuję, a teraz śpij France...

_______________

 Helena przy oknie i wpatrywała się w opustoszałą ulicę wypatrując zagrożenia. Rozmyślała o ostatnim spotkaniu z dawnym przyjacielem. Węgry pomimo współpracy z Rzeszą przysiągł, ze jego ludzie nie podniosą na nią ręki i jeśli będzie trzeba udziela pomocy w postaci broni, jedzenia czy opatrunków, ale  podkreślił, że nie opuści Rainera. Była mu wdzięczna za pomoc, ale z drugiej strony martwiło ja jego oddanie dla Rzeszy. Jak wojna się skończy i alianci wygrają nie obroni go nikt. Nagle do pomieszczenia weszła Natalia i przysiadła się obok niej. Siedziały tak chwile w ciszy, aż Białorusinka nie postanowiła zacząć rozmowy.

-Mamy nowe rozkazy.

-Jakie?

-Kazali nam udać się na cmentarz i wesprzeć Warszawę i Poznań. Słyszała, że stamtąd wracają mocno poranieni powstańcy.

-Damy radę tak jak ostatnio.

-Szkoda tylko, że czołg który zdobyłyśmy okazał się mocno uszkodzony.

-Zdarza się. Jeszcze kiedyś zdobędziemy sprawny. No ale mamy arsenał.

-Racja. Fajne te panterki. Rainer to ma dobrzy styl. Zawsze to podziwiałam u niego, no prawie.

-To znaczy?

-Bo na początku jak byliście razem, czyli zanim był Rzeszą to tak średnio się ubierał jak po zastaniu. Te mundur są boskie, a zwłaszcza na nim.

-No dobra to muszę potwierdzić, ale nie chcę już więcej o nim gadać. A teraz chodźmy po nasz kochany Stalingrad i ruszajmy na cmentarz.-Droga na cmentarz nie była długa. Spędzili ją w rozmowach, bo jak że by inaczej.

-Wiecie, bo może ja facet i się nie znam ale czy nie było by wam lepiej w spodniach? No i po co wam obcasy?

-Oj Aluś czasu nie było się przebrać.

-No jak wolałyście się tulić to się nie dziwię.

-Szczerze to miałam tylko raz na sobie spodnie

-Heleno ty tak poważnie? Ja nigdy

-Ah wy baby. O zobaczcie to tutaj.

-Trzymajmy się blisko siebie. A i jak któreś dostanie ma natychmiast zgłosić. Jasne Aluś?

- да (Tak)

 Razem dotarli do głównej linii ostrzału w centralnej części cmentarza. Niemcy nie oszczędzali na amunicji. Nie dbali nawet o to gdzie są i co niszczą. Polacy czuli smutek patrząc jak kule uszkadzają nagrobki ich bliskich lecz mimo tego nie mieli zamiaru odpuścić. Trójka przyjaciół odkąd się zjawiła postrzeliła kilkunastu żołnierzy wroga. Nagle Alek dostrzegł, ze w ich stronę leci potężny pocisk.

-Pocisk anty pancerny! Musimy uciekać!-Niestety Niemcy byli szybsi. Pocisk przeleciał przez środkowa linię wojsk powstańczych niszcząc wszystko na jego drodze.

-Tala!-gdy dym po wystrzale znikł Helena dostrzegła ranną Białorusinkę oparta o jeden z nagrobków. Podbiegła do niej i próbowała jakoś obudzić.

-N...nic mi nie jest...Tylko odrzuciło mnie w bok...

-Masz stłuczoną głowę

-To nic. Walcz dalej ja sobie poleżę i będzie dobrze...

-Odwrót!- Przerwały im krzyki dowódców nakazującym wycofanie się z cmentarza.

-Wstawaj.-Polka pomogła wstać przyjaciółce i zaczęła prowadzić ją stronę wyjścia. Na szczęście po chwili zjawił się Aleksiej i pomógł ją wynieść. Po dotarciu na chodnik zatrzymali się i oparli ja pod jedną z kamienic.

-Nic mi nie jest dam radę iść sama. Naprawdę dam sobie radę kochani.

-Na pewno? Bo jak coś mogę cię ponieść.

-Nie chcę cię obciążać. Dam radę.

-No dobrze. Ruszajmy bo mogą nas dogonić.-Nie przeszli dwóch ulic jak rozległy się strzały. Zaczęli biec przed siebie z powodu małej ilości amunicji i dużej ilości wrogów. Nagle usłyszeli pisk Natalii i zobaczyli jak upada trzymając się przy obojczyku. Od razu Rosjanin wziął ja na racę a Helena strzelała by zapewnić im czas. Udało im się dobiec do strefy należącej do nich lecz pojawił się problem.

-Przepraszam. Potrzebujemy szpitala, gdzie jest najbliższy?-Helena zapytała jakiegoś młodego chłopaka

-Przenieśli go wczoraj, bo znalazł się pod władzą szwabów. Najbliższy jest na Starym Mieście. Trzymają rannych na zamku.

-Jak to? Jak można się tam dostać unikając walki? To ważne błagam.

-Jest jeden sposób. Ale nie wiem jak dacie rade z nią.

-Damy radę. Powiedz nam

-A więc chodźcie.- Posłusznie poszli za młodym powstańcem. Doprowadził ich do studzienki. -Poprowadzę was prosto na rynek. Pilnujcie się, bo łatwo się zgubić. A i ostrzegam śmierci.

-Aleksiej? Dasz radę ją znieść na dół?

-Chyba tak.

-No dobra ja będę oświetlała ci drogę. Trzymaj się Tala.

 Powoli zeszli na dół do brudnej wody jaka zakrywała dno. W niektórych miejscach sięgała im za kolana. Smród był nie do zniesienia, ale nie było innego wyjścia jak iść dalej. Co chwile mijali piszczące i szczury, a od czasu do czasu słychać było innych powstańców próbujących się przedostać w różne miejsca Warszawy. Nagle usłyszeli jak jeden z włazów się otwierał. Ich przewodnik na ten widok nakazał im biec do przodu jak najszybciej. Posłusznie zrobili to co kazał nie rozumiejąc dlaczego to robią. Po chwili usłyszeli za plecami plusk, a następnie huk. Fala powstała przez wybuch granatu odrzuciła ich na parę metrów do przodu. Kiedy wszystko się uspokoiło ruszyli dalej. Okazało się, że Niemcy dość często wrzucali granaty aby pozabijać ukrywających się powstańców.

 Po dotarciu na rynek przeżyli lekki szok. Tu nie trwały jeszcze walki i było w spokojnie. Ludzie żyli jakby nigdy nic. Na widok Polski umazanej ściekami zdziwili się. Helena nie chciała nawet na siebie teraz spojrzeć, czuła, ze wygląda ohydnie. Z zamyślenia wyrwał ją Aleksiej i razem udali się do zamku. Tam powitała ich Kraków i Lwów ubrane w lekarskie kilty. Gdy lekarz opatrywał Natalię pozostali dostali czystą wodę aby się przemyli oraz jedzenie. Gdy dziewczyna odzyskała świadomość pożegnali się i ruszyli z Warszawą do walki. Nie chcieli jej zostawiać, ale Kraków była świetna lekarką więc nie mieli się o co martwić.

____________

 Po skończonej obradzie wojennej udał się do swojego pokoju i zamknął się na klucz w łazience. Po przemyciu twarzy zimną wodą spojrzał z przerażającym uśmiechem na swoje odbicie. Jednak osoba w lustrze nie odwzajemniała tego, była wściekła i rządna mordu, a do tego widać było jej bezsilność i strach.

-Wiesz dobrze jaka jest sytuacja prawda? Zabawne do czego się posunęli

-Zakończ to! Nie krzywdź już więcej osób.

-Nein-przeciągnął to słowo z ogromna radością jako mu sprawiało ta rozmowa

-Dlaczego zawsze musisz wszystko niszczyć? Dlaczego odebrałeś mi władzę nad samym sobą?!

-To proste. Bo ty byś osiągnął znacznie mniej ode mnie. Na co fuhrerowi ktoś słabszy niż ja?

-Zniszczyłeś i odebrałeś mi wszystko co kochałem więc czego jeszcze chcesz?

-Pozbyć się dawnego mnie. Ciebie.~

-Wiesz, że ci się to nie uda. Zawsze będziemy razem, bo stanowimy jedność.

-Może i kiedyś tak było, ale teraz to ja mam władze a ty jesteś nikim.

-Ty mnie od dziecka zmuszałeś do zła!

-Owszem. Ale popatrz na to z drugiej strony. To ja teraz czynie zło, a ty jesteś czysty.

-To tak nie działa i dobrze o tym wiesz! Gdyby nie przerwano terapii...

-To kim byś w tedy był? Kim byś był bez zemnie?

-Sobą. Prawdziwym sobą. Moja rodzina by się mnie nie bała tak jak wszyscy w koło. Byłbym szczęśliwy z przyjaciółmi, Hans by żył, a Hela była bezpieczna.

-No cóż...Szkoda, że tak twierdzisz. Ale nie uda ci się nic zmienić. Za późno. Obaj jesteśmy szaleni i niepoczytalni nie zależnie czy jesteśmy razem czy osobno. Jesteśmy nadal jedną osobą z nienawidzoną przez świat.

-Zamknij się! Chcę wrócić!

-Sam poprosiłeś mnie o pomoc, bo przerastała cię nowa sytuacja w jakiej się znalazłeś. Nie umiałeś być krajem, a ja ci pomogłem.

-Robiąc ze mnie potwora! Mam tego dosyć.

-Ja też w końcu jesteśmy jedną osobą. Mam niespodziankę dla ciebie.

-Co znowu? Jeszcze bardziej zmusisz mnie do zniszczenia świata?

-Jak ty mnie dobrze znasz, a raczej samego siebie. Nie uciekniesz przed swoją mroczną naturą i zaakceptuj to.

-Nie...

-Straże!

-Po co ich wołasz? Chcesz im pokazać, że gadasz sam ze sobą?

-Nein...-jego sadystyczny uśmiech wyjaśniał wiele.

-Ja mein fuhrer?-do środka weszło dwóch esesmanów. Na widok wodza gapiącego się jak psychopata na swoje odpicie lekko się przestraszyli.

-Czy polaczki nadal stawiają opór czy poszli po rozum do głowy i skapitulowali?- zachowywał się jak obłąkaniec. Wpatrywał się w oczy odbicia szczerząc się przy tym, a brzmiał jak wariat.

-Nein panie. Nadal walczą.

-Doskonale!-wykrzyknął i zaczął się śmieć. Ten szalony śmiech po chwili przybrał przerażające brzmienie- Ist zu brennen. (ma spłonąć)- powiedział zupełnie spokojnie

-Nie rozumiem panie o co chodzi

-Alles in Brand setzen! Du sollst die Stadt nivellieren! Zerstöre jedes Gebäude und Denkmal, alles! Zerschmettere alles Zentimeter für Zentimeter! Verbrenne was du kannst! Von der Stadt ist keine Spur zu sehen! Sogar die Fundamente!  (Podpalić wszystko! Macie zrównać miasto z ziemią! Wyburzyć każdy budynek i pomnik, wszystko! Rozwalić wszystko centymetr po centymetrze! Spalić co się da! Ma nie zostać po mieście ani śladu! Nawet fundamenty!)

-T..tak jest...a cywile? Co z nimi?

- Was ist mit denen? Wie was! Töte jeden. Lebendig brennen. Lass sie in ihrem eigenen!Blut ertrinken! Lass sie alle sterben! (Co z nimi? Jak to co! Wymordować wszystkich! Spalić żywcem! Niech utopią się we własnej krwi! Wszyscy niech zginą!)

-Jesteś pewny panie?- Na to pytanie Rainer uśmiechnął się i spojrzał na żołnierza.

- Ja. Ich bin sicher (Tak. Jestem pewny)- powiedział spokojnie po czym zastrzelił go. Następnie spojrzał na drugiego z esesmanów.-Widziałeś przecież, że się wahał. Ale ty chyba tak nie czujesz jak on?

-Oczywiście, że nie. Idę przekazać rozkaz do dowództwa

-Dobrze to idź.- kiedy został sam ponownie podszedł do lustra z tym swoim uśmiechem

-Jesteś jebnięty!

-Nein. My jesteśmy jebnięci. A teraz wybacz idę złożyć wizytę twojej Polen. -Po pomieszczeniu rozniósł się psychopatyczny śmiech.

______________

 Natalia zaczynała dochodzić do siebie, lecz nadal rana była poważna co nie pozwalało jej wrócić do walki. Kraków dbała o nią najlepiej jak tylko umiała. Po wizycie lekarza zostały same. Natalia postanowiła spróbować dowiedzieć się co z resztą jej przyjaciół.

-Kraków? Zanim wyjdziesz...chciałabym się zapytać co z Helą i Alkiem.

-No...z tego co wiem to walczą w niedaleko Śródmieścia. Ale z tego co wiem to nic im nie jest. Ale niestety pojawiają się nowe informacje na temat końca powstania. Przegrywamy Tala. Niemcy mają przewagę, a do tego wezwali posiłki. Rosjanie nadal stoją za Wisłom i nic nie robią, a alianci raz na jakiś czas zrzucają jedzenie. Koniec jest bliski.

-Nie...Nie możemy przegrać. Ci wszyscy cywile zginą...

-Wiem...Nic z tym nie zrobię, ani nikt...

-A Berlin?

-Co? Czemu on miałby?-Kraków lekko się zdenerwowała na jego imię.

-Mógłby się za nas wstawić u Rainera. Wszyscy wiedzą, że ty i on...

-Nie! Nawet on tego nie zrobi. I nawet nie próbuj z nim próbować, bo jak jego okrzykną zdrajcą to będzie jeszcze gorzej. A zresztą on nawet nie wie, ze tu jestem...

-Jak to? Dlaczego mu nie powiedziałaś?

-Bo wyjechałam tu przed samym wybuchem. I co miałam mu w tedy powiedzieć, żeby jeszcze pisną do swego pana? Nie...Proszę nie mówmy o nim...Zmieńmy temat...

-Wiesz dla czego założyłam tą staromodna sukienkę?

-Nie...

-Jest uszyta z materiału z innej sukienki którą miałam gdy mój ukochany mi się oświadczył. Chciałam, żeby chodziarz w taki sposób był teraz przy mnie. Tak bardzo chciałabym znowu go zobaczyć, ucałować i wyznać miłość.-Kraków tylko odwróciła wzrok

-To przykre, ale...Wy przynajmniej możecie...

-To znaczy?

-Kraje mogą być razem, lecz nie miasta. Nam nie jest pisane być nigdy razem. A teraz wybacz mam też innych pacjentów.-Po tych słowach wyszła.

 Był już środek nocy gdy Natalia się wybudziła. Czuła, że coś jest nie tak. Rozejrzała się po ciemnym pokoju i wsłuchała się w odgłosy na korytarzu. Co chwile ktoś przebiegał to krzyczał lub coś się tłukło. Już miała wyjść i sprawdzić gdy do jej pokoju wpadła Kraków w koszuli nocnej okrytej kitlem lekarskim. Jej rude loki były w nieładzie.

-Wstawaj! Musimy zejść do podziemi zamku i to jak najszybciej.

-Co się dzieje?

-Bombardują Stare Miasto! Na szczęście w zamek jeszcze nie trafili. A teraz wstawaj pomogę ci iść.

 Natalia opierała się o swoją towarzyszkę i kierowały się do piwnic skąd można było łatwo przejść ze szpitala prosto do podziemi zamku gdzie był bunkier. Schodziły właśnie po rzeźbionych drewnianych schodach. Nagle szklany dach nad klatką schodową się zawalił miażdżąc wszystkich co stali na środku sali. Natalia i Kraków w ostatniej chwili przycisnęły się skulone do ściany osłaniając się od odłamków szkła.
-Wstawaj! Musimy iść! -Powoli miasto pomogła podnieść się towarzyszce i zaczęły nadal schodzić w dół. Ich bose stopy zaczęły zostawiać szkarłatne ślady za nimi z powodu szkła na podłodze.

-Kraków czy mu zginiemy?

-Teraz wszystko jest możliwe, bo władze ma Rzesza...-Nagle Kraków popchnęła ją gwałtownie na podłogę i ukryły się za gruzami. Na widok dwóch żołnierzy niemieckich kierujących się w stronę piwnic Kraków postanowiła działać.

-Co robisz?

-Zabiję ich zanim tam dotrą. Zaczekaj tu.

-Nie zostawiaj mnie.

-Zaraz wrócę. Zaczekaj.

 Kiedy miasto pobiegła za żołnierzami Natalia próbowała wstać, ale rana która na nowo się otworzyła sprawiła, że zaczęła tracić świadomość. Usłyszała tylko rozmowę żołnierzy niemieckich którzy właśnie weszli do środka, kilka strzałów w oddali i jakieś krzyki. Nie była już pewna niczego co się działo wokół niej. Nagle zobaczyła znajoma sylwetkę. Ten ktoś coś mówił, słyszała też Kraków, ale po chwili zemdlała.

 Tym kimś kto jej pomógł był Anton. Złamał rozkazy i przedostał się na drugi brzeg Wisły aby ją uratować. Po krótkiej rozmowie z Kraków zabrał nieprzytomną narzeczoną w bezpieczne miejsce...

______________

 Po nocnym bombardowaniu i ucieczce przed miotaczami ognia Helena, Alek i Warszawa byli padnięci. Postanowili ukryć się w jakiejś w miarę stabilnie wyglądającej kamiennicy, aby się choć na chwile odpocząć. Kiedy oddali się w objęcia morfeusza ktoś znalazł ich kryjówkę.

 Helena poczuła jak ktoś ją głaskał po włosach. Powoli podniosła powieki i na widok tego kto ją dotykał odskoczyła. Dymitr jedynie się wyszczerzył do niej po czym przeniósł wzrok na jej przyjaciół przytrzymywanych przez Ukraińców w mundurach Rzeszy.

-Myślałaś kochanie, że tak łatwo uciekniesz? Zawszę cię znajdę.

-Nie dotykaj mnie!

-Mogę robić co zechcę.- Wstał i powoli podszedł do Warszawy.-III Rzesza się ucieszy z twojej kapitulacji. A jeśli chodzi o ciebie.- Podszedł teraz do Stalingradu i uderzył go pięścią w brzuch.- Gdy oddam cię rzeszy dostanę spory awans, a on się będzie mógł zemścić za porażkę na wschodzie. Ciekawe co Griszka powie jak zdechniesz?

-Pierdol się!

-Durne miasteczko. -Zamachnął się ale ktoś złapał jego rękę przy samej twarzy miasta.

-To moja zabawka do bicia więc jej nie niszcz.

-Rainer? O ...yy zobacz co dla ciebie znalazłem.

-Widzę. Zabrać miasta, później się nimi zajmę. A ty wypierdalaj mi z oczu.

-J...jak to? Przecież złapałem ich dla ciebie. Pozwól mi popatrzeć jak ta suka dostaje karę.

-Powiedziałem, że masz wypierdalać mi z oczu.-jego zimny ton sprawił, ze Ukraina uciekł niczym przerażone małe dziecko. Kiedy zostali sami spojrzał na dziewczynę.

-Czego chcesz? Nie mam zamiaru skapitulować.

-Domyślam się. Też bym tego nie zrobił.

-To czego chcesz?

-Pogadać...Tęskniłem za tobą.

-Nawet nie próbuj mnie oszukać.

-Nie kłamię. To ja.

-Nie wierze ci w ani jedno słowo.

-I słusznie. On jest świetnym manipulatorem.

-Eh...Czemu mi nigdy nie powiedziałeś o swoim problemie? Przecież razem byśmy coś wymyślili.

-Myślałem nad tym... Ja po prostu się bałem, że jak dowiesz się o tym to mnie zostawisz...

-Nigdy bym tego nie zrobiła, bo cię kocham

-Kochasz? Po tym wszystkim co ci zrobiłem...

-On zrobił, nie ty

-Ja. Pomimo wszystko to nadal ja. Moja mroczna osobowość będąca częścią tego kim jestem.

-Rainer...Musi być jakiś sposób abyś się uwolnił od tego. Jak tylko to się skończy znajdę sposób aby cię wyleczyć.

-Wolisz zamknąć mnie w psychiatryku aby nie zabić? Ja już nie chcę się z nim użerać, mam dość...

-Nie mów tak. Pomogę ci. Będę przy tobie i wszystko się jakoś ułoży. Musi się ułożyć!

-Tak bardzo chciałbym to wszytko cofnąć...Zwłaszcza wszystko co zrobiłem tobie...-Powoli zaczął podchodzić w jej stronę

-Zaczekaj...Może lepiej nie podchodź

-Racja...jestem potworem...

-Nie...Nie...ja...Wybacz, ale się boję.

-To zakończ to.-Na te słowa poczuła ogromny ból

-Nie!-Podeszła do niego i pogłaskała go po policzku

-Helena proszę. Jeśli on wróci ...Proszę, chcę abyś była szczęśliwa.

-Nie potrafiłabym żyć z myślą, że zginąłeś z mojej ręki i ci nie pomogłam. Byłam pewna, że już cię nie zobaczę więc zaczęłam żyć na nowo z innym. Pokochałam go, ale teraz wszystko się skomplikowało...

-Nie płacz.- próbował otrzeć jej łzy

-Kocham cię!-Rzuciła mu się w ramiona. Przez chwilę był w szoku, ale odwzajemnił gest.

-Ja ciebie też...

-Rainer?-Gdy spojrzała na niego nie dostrzegła już ukochanego.

-Jesteście tacy żałośni. Ale muszę przyznać, że rozegraliście to lepiej niż planowałem- Helena próbowała się wyszarpać z jego objęć, ale był za silny

-Rainer! Walcz z nim! Nie pozwól sobą kontrolować! Walcz!-Patrząc mu w oczy zobaczyła na nowo jego

-Helena...

-Kochany tak trzymaj. Walcz

-...Wybacz mi...-Nagle poczuła chłód połączony z bólem.

-Rai...ner...To on, a nie ty...To nie twoja wina...

-Nie mogę przestać. Nie daję mu rady...Wybacz...-nóż który został w bity w jej plecy został pociągnięty powoli w górę i na boki sprawiając większy ból. Dziewczyna pomimo tego wtuliła się w niego bardziej zakrywając zapłakaną twarz w jego mundurze. Po jego twarzy również popłynęły łzy.

-Kocham cię....-Wyszeptała przez łzy

-Dlaczego...dlaczego...dlaczego...Dlaczego! Jak mogłeś to zrobić! Dlaczego mnie zmusiłeś do tego...

-To proste. Abyś sam zdechł. Teraz już cię tu nic nie trzyma.-Spojrzał na ledwo żywą dziewczynę po czym oderwał ją od siebie i rzucił jak śmieciem na stertę gruzów.-Nie płacz w krótce ból minie i umrzesz. Ale ja nie mam zamiaru ci pomóc i tego przyśpieszyć. Cierp kochanie.-pocałował ja w czoło i chciał odejść. Nagle ostatkiem sił chwyciła go za rękę

-Po...zwól ...mi cho...ciaż od...ejść... przy nim.

-O oczywiście, ze nein. Mam ważniejsze sprawy niż czekać, aż zdechniesz. A teraz żegnaj głupia. Twoi przyjaciele czekają na mnie.

 Gdy Na głównym placu będącym stertą gruzów zjawił się Rainer powstańcy zaczęli wyklinać go i pluć mu pod nogi. Ten się tylko uśmiechał ignorując ich. Podszedł do Warszawy i podał jej jakiś dokument. Dziewczyna z bólem musiała podpisać kapitulacje miasta. Gdy skończyła Rzesza dał znak żołnierzom aby zabrali ją do samochodu. Spojrzał jeszcze na ledwo żywy Stalingrad.

-Teraz twoja kolej.

-N...nac co?

-Na kolana! A teraz błagaj o wybaczenie, bo inaczej każę zacząć strzelać do ocalałych. Albo w sumie nie musisz to w końcu nie twoi ludzie-Chłopak spojrzał na nich ze smutkiem

-Błagam.

-Co takiego? Nie dosłyszałem?

-Błagam cię! Oszczędź ich! Błagam!

-Och no czy ja wiem...

-Proszę cię! Nie krzywdź ich...

-No dobrze. Mam dzisiaj cudowny humor więc oszczędzę was. W końcu jesteście teraz już moi na własność. A jakiż to piękny dzień. Obaliłem powstanie, moi wrogowie płaszczyli się pode mną, a moja ulubiona sąsiadeczka wyzionęła ducha dzięki jest dawnej miłości. Ah. Czas to uczcić. Wracajmy do domu tato.

-Rainer.-Na poważny i twardy głos Prus Cesarstwo i Rzesza się odwrócili zdziwieni.-Co zrobiłeś? Powiedz mi dziecko co zrobiłeś z Polską?- ten się tylko uśmiechnął i wyciągnął zakrwawioną opaskę w barwach jej flagi, która powinna mieć na ramieniu.

-II Rzeczpospolita Polska nie żyje! Sam ją zabiłem. A teraz wracajmy. Mam dość już tych ziem-Prusy wyglądał jakby przeżył szok, ale posłusznie poszedł za wnukiem ze spuszczoną głową.

 Gdy opuścili miasto Alek pobiegł jej szukać. Nie mógł w to uwierzyć. Nie mogła zginąć. Nie mogła! Gdy wreszcie dotarł w miejsce gdzie widział ją ostatni raz zaczął się rozglądać. Wreszcie ją dostrzegł leżąc co we własnej krwi. Wyglądała jakby już nie żyła. Gdy zaczął nad nią płakać nadbiegła Kraków zaraz a nią nadbiegli Lwów, Poznań i Wilno. Kraków przykucnęła obok niej i sprawdziła tętno.

-Jeszce żyje. Ale...to tylko ostatnie chwile...-wybuchła płaczem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro