22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Per. II Rzeczpospolitej

 Stałam samotnie z koniem czekając na znak od dowódców. Kilka moich loczków, które wyszło z warkoczy powiewało na wietrze muskając moja twarz oblaną ciepłymi promieniami letniego słońca. Stojąc tak na polanie rozkoszowałam się ciepłem i zapachem kwiatów. Pozwalało zapomnieć mi o tym co właśnie nadchodzi. Koń lekko szturchnął mnie wyrywając z zamyślenia. Podałam mu kostkę cukru i pogłaskałam jego kasztanową grzywę. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł i wierzę, że teraz również nam się uda.

 Poprawiłam spódnicę i kurtkę od mundury oraz zawiązałam mocniej buty. Powoli zilustrowałam całe otoczenie wokół mnie. Była to nie wielka łąka pełna kwiatów polnych łącząca las z koszarami. Z oddali dochodziły przyśpiewki moich żołnierzy. Tak bardzo chciałabym nie dopuścić do rozlewu ich krwi, ale niestety nie mam wyjścia.

 Kiedy tylko usłyszałam dzwon oznaczający, że nadszedł czas na walkę. Wsiadłam na konia i podjechałam do moich dowódców. Sytuacja pod Radzyminem jest napięta, a mój oddział ma być wsparciem dla naszych. Nim jednak zdążyliśmy ruszyć, zauważyłam, że ktoś pędził na koniu w naszą stronę. Dopiero jak ta osoba znalazła się przymnie zorientowałam się, że to stolica mego ojca. Petersburg wyglądał na smutnego, a zarazem dumnego.

-Mam coś dla ciebie mała- wyciągnął w moją stronę szablę. Wyglądała mi znajomo, ale nie wiem skąd ją kojarzę. - Należała do twego dziadka, a potem twoja matka miała ją podczas powstań narodowych nim trafiła do twego ojca. Na pewno by chcieli, abyś miała ja przy sobie.

-Dziękuję...A....ale co ty robisz? -Chłopak dołączył do szeregu i przygotował własną broń.

-No jak to? Tu chodzi też o moją ojczyznę. Nie mogę dopuścić, aby Grigorij wygrał. A po za tym twój ojciec by mnie zabił jakbym puścił cię samą.

-Kochany jesteś. A więc czas pokazać mu, gdzie jest jego miejsce. Cała Europa w nas wierzy.

-Damy radę. Jesteś w końcu córką Marii i Aleksandra, a oni nigdy nie odpuszczają.

-Więc do dzieła.

 Kiedy byliśmy już pod polem bitwy na przód naszego oddziału wyjechał dowódca. Wiją swoją szablę, a każdy z nas zrobił to samo.

-Żołnierze! Dzisiaj nadszedł czas na nasze zwycięstwo! Ta bitwa ma przynieść nam chwałę! Już nigdy nie stracimy niepodległości! Za wolność!

-Za wolność!

-Za ojczyznę!

-Za ojczyznę!

-Za naszą niepodległość!

-Za niepodległą Polskę! - W tym właśnie momencie wydano rozkaz do ataku. Konie ruszyły wprost na pole walki. Ścisnęłam mocno rękojeść szabli i pomyślałam o najbliższych. To dla was...

 Kiedy dobiegliśmy do naszych linii okopów konie nie zwalniając przeskoczyły je pędząc nadal na przód prosto na pozycje wroga. Petersburg wyprzedził mnie przez co miałam okazję zobaczyć w jaki sposób mam posłużyć się szablą z konia. Bez żadnego problemu zamachnął się ścinając głowy bolszewików. Ja również przygotowałam broń i kiedy tylko byłam w odpowiedniej odległości zamachnęłam się. Odwróciłam głowę i ujrzałam jak żołnierz, którego zaatakowałam pada z odciętą głową na trawę. Kolejne ciosy zadawałam automatycznie, nie myśląc o tym, że to są ludzie, którzy zostali tu wysłani przez ich władze.

 Kiedy mój oddział ruszył do walki bolszewicy zaczęli panikować i wielu zaczęło zawracać. Szło nam naprawdę dobrze, może wszystko zakończy się tu i teraz? Nagle dostrzegłam jak jacyś żołnierze zastrzelili konia Petersburga i dopadli go. Ruszyłam w ich kierunku. Muszę mu pomóc. Kiedy biegłam do niego zauważyłam jak błagalnie na mnie patrzy i krzycząc coś niezrozumiałego z powodu odległości jaka nas nadal dzieliła pokazywał rękami chyba abym zawróciła.

 W pewnej chwili coś z całej siły odrzuciło mnie w bok. Bolało. Powoli utworzyłam oczy, wszystko było lekko zamazane, a dźwięki przytłumione. Dopiero po chwili dostrzegłam mojego konia. Podczołgałam się do niego, bo nadal nie dałam rady wstać. Kiedy byłam już przy nim zauważyłam, że miał rozwalony cały bok, z którego wypływały wnętrzności. Spanikowana zaczęłam wrzeszczeć. Nie patrząc na nic zaczęłam na czworaka wycofywać się od mojego wiernego zwierzęcia, które leżało bez życia.

 Skuliłam się na ziemi osłaniając głowę przed konnicą, która nadjeżdżała, oraz biegnącymi oddziałami wroga, którzy nawet mnie nie zauważyli. Muszę jakoś dostać się do naszego okopu! Kiedy moje zmysły wróciły do normy wyjrzałam z rowu po bombie w którym się schowałam, aby dostrzec, gdzie są nasze pozycje. Jedyne co zauważyłam to mnóstwo trupów i walczących żołnierzy. Nie mam pojęcia w która stronę mam iść!

 Nagle ktoś z całej siły szarpnął mnie od tyłu za jednego z warkoczy, aż upadłam na plecy. Nim zdążyłam zareagować ta osoba przytrzymała mnie za ramię butem. Nade mną stał mężczyzna o orzechowych oczach i popielatej czuprynie wychodzącej spad czapki. Uśmiechnął się z ogromną satysfakcją do mnie.

-No, no, no. Kogoż to moje oczy widzą? Wasza wysokość pozwoli, że pomogę wstać. -mężczyzna z całej siły chwycił mnie za warkocze i pociągnął w górę. -Piękne masz włosy. Takie długie i mięciutkie- Przyłożył jednego warkocza no nosa i lekko się zaciągnął- O a jak pięknie pachną.

-Kim jesteś? Czego chcesz?!

-Może by tak grzeczniej panienko. - jego uśmiech zaczął mnie przerażać. Nadal bawił się moimi warkoczami. - Nie poznajesz mnie? Chłopaka od stajennego? Szkoda. Bo ja nie mógłbym zapomnieć tej małej smarkuli co odebrałam mi moją panią.

-O czym ty kurwa pierdolisz?

-Ach gdzież moje maniery. - Ukłonił się w teatralnym stylu szarpiąc moje włosy, bo nadal je trzymał. - Zapomniałem się przedstawić. Głupiec ze mnie. Twój przyszły władca Grigorij Fiodorowicz.

-To ty...-Chciałam się odsunąć od niego, ale trzymał mnie mocno za włosy-Puszczaj mnie!

-Chyba nie dam rady. Lubię twoje włosy. Przypominają mi twoja matkę. Lecz ty cała pomimo podobnego wyglądu nie jesteś jak ona. - nagle mocno pociągnął co sprawiło, że w moich oczach pojawiły się łzy- Ty i twój tatuś jesteś niczym dwie krople wody. Oboje zniszczyliście mi życie i was nienawidzę

-Ty jesteś jakiś jebnięty?! Ja nawet cię nie znam!

-Ale poznasz. Będziesz miała na to sporo czasu jak już cię wymarzę z mapy.

-Nie! Nie zrobisz tego! - puścił moje włosy i bez zapowiedzi uderzył mnie z całej siły w twarz. Gdy upadłam na ziemię wyciągnął pistolet i przyłożył mi go do czoła.

-Szkoda, że nikt nawet nie zobaczy jak córunia Imperium Rosyjskiego zdycha w samotności. Ale...- Opuścił broń i uśmiechnął się przerażająco- Wiesz co zanim zdechniesz zabawmy się trochę. Szkoda, że twojego ojca tu nie ma. Chciałbym widzieć jego minę jak będę cię rżnął. - jego śmiech doprowadza mnie do szału! Próbowałam się wyrwać, lecz jest za silny. Mocno złapał mnie za szyję i przygwoździł do ziemi. Na nic zdały się moje kopniaki.

-Zostaw ją! - Nagle Petersburg powalił go na ziemię dzięki czemu mogłam naprać powietrza. Był mocno ranny, ale nie przestawał z nim walczyć. Obawiam się, że Grigorij da mu radę. -Uciekaj! Błagam uciekaj!

-Ty zdradziecki śmieciu już ja ci pokaże, gdzie twoje miejsce! - zaczął okładać miasto pięściami

-Przepraszam...-zaczęłam biec przed siebie ze łzami w oczach. Co, jeśli coś się stanie Petersburgowi? Ocalił mnie! Muszę mu pomóc, ale nie jestem wstanie zawrócić. Za bardzo się boję.

-Wracaj tu mała suko! - słyszałam w oddali głos Grigorija, ale bałam się odwrócić. Mijałam walczących, trup i rowy po bombach...Nie wiem nawet kiedy znalazłam się wśród moich żołnierzy. Kiedy już byłam pewna, że jestem na bezpieczna zaczęłam mieć mroczki przed oczami. Zrobiło mi się słabo i nagle moje nogi zrobiły się jak z waty i poczułam, jak upadam...


Per. ZSRR

 Kiedy bitwa się już skończyła wróciłam do wsi, która zajęliśmy. Stałem chwilę samotnie w jednej z chat i próbowałem się opanować. Wziąłem butelkę wódki, ale jak zwykle była pusta. Z całej siły rzuciłem nią o ścianę. Gdy rozbiła się jej kawałki posypały się z trzaskiem na podłogę. Jak mam przejąć pełnie władzy jak moje własne miasta śmią się buntować?

 Otworzyłem okno i krzyknąłem do żołnierzy, aby przynieśli mi moich więźniów. Kiedy ta mała suka uciekła udało mi się obezwładnić Petersburg, a wcześniej pojmaliśmy Smoleńsk. Już ja się z nimi policzę.

 Do izby wszedł mój wierny sługa Białoruska Socjalistyczna Republika Radziecka. Jest strasznie mało mówny, ale pomimo tego lubię jego towarzystwo. Za nim wprowadzono zdradzieckie miasta. Petersburg ledwo stał w zakrwawionym mundurze armii carskiej. Smoleńsk miała podartą jasną suknie poplamiona krwią i błotem. Jej jasne włosy były całe rozczochrane, a twarz poobijana. Ich widok wywołał na mojej twarzy uśmiech pełen triumfu. Anton widząc moją radość jedynie podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę bat.

-Moje kochane miasta wróciły do mnie. Nawet nie wiecie, jak się cieszę.

-Pierdol...się...-wysyczał z bólu Petersburg i splunął krwią na moje buty. Od razu kopnąłem go w twarz i upadł na podłogę. Jego towarzyszka zaczęła głośno łkać.

-Byłem miły. Dałem wam szanse po dobroci dołączyć do mnie, ale wy woleliście odrzucić to. A więc teraz się zabawimy. Anton jak myślisz co mam z nimi zrobić?

-Daj im lekcję panie, której nigdy nie zapomną. - powiedział od niechcenia.

-Racja. To może zaczniemy od mojej ulubionej księżnej. - Chwyciłem Smoleńsk za włosy i wyprowadziłem na zewnątrz

-P..Proszę...Błagam cię!..- Kiedy byliśmy już na zewnątrz rzuciłem nią o ziemię.

-Towarzysze! W nagrodę za waszą wierną służbę daję wam w prezencie zabaweczkę! Bawcie się dobrze!

-Nie! Błagam nie! - nie zwracając uwagi na dziewczynę wróciłem do środka. Anton okładał pięściami dawną stolicę Imperium. Patrzyłem na to z ogromną radością paląc papierosa. Kiedy mój towarzysz skończył, podszedłem do więźnia i złapałem go za podbródek, aby spojrzał na mnie.

-Zapamiętaj raz na zawsze. Należysz do mnie. - ugasiłem mu na czole papierosa. Jęki jakie przy tym wydawał sprawiały, że czułem się cudownie. To jeden z moich ulubionych dźwięków.

 Pomimo, że odniosłem olbrzymią porażkę pod Radzyminem to nie oznacza, że to już koniec. Nadal mam sprawną armię. A do warszawy jest rzut beretem. Posiadam również ogromne pokłady ludzkie, a laleczce w końcu braknie żołnierzy. Jeszcze nikt nie wygrał na dwa fronty. A część jej wojsk walczy pod Lwowem z Dymitrem. Ta porażka na trwałe zapisze się w pamięci jej narodu.

 Wkroczyłem do właśnie zdobytego Brzyścia. Z ogromną radością patrzyłem na walące się trupy na ulicach miasta. Anton jak zwykle milczał, ale widziałem po nim, że już czuje nasze zwycięstwo. Nagle podszedł do nas jeden z żołnierzy. Okazało się, że moi ludzie zamordowali polskiego dowódcę. Czym prędzej udałem się tam. Zacząłem przeszukiwać trupa, aż znalazłem to na czym mi zależało. Mapa oraz rozkazy. Idealnie.

 Z tej okazji dałem żołnierzom rozkaz odpoczynku. Dzisiaj mogli pić do woli i rozkoszować się słodkim smakiem przyszłego zwycięstwa. Kiedy zabawiałem się z kobietami w najlepsze do pokoju wszedł Anton. Wyglądał na zdenerwowanego.

-Chcesz dołączyć towarzyszu?

-Mamy problem.

-Jaki znowu problem? Mamy plany wojskowe. Chodź raz odpręż się.

-To podstęp. Chcą nas powstrzymać przed natarciem na stolicę. Nasi szpiedzy odkryli ich podstęp.

-Suka! - z całej siły rzuciłem tacę z alkoholem na podłogę.

-To i tak nie jest najgorsze...

-Co może być gorsze!?

-Złamali nasze szyfry.

-...Przyślij mi tu posłańca!

-Tak panie.

-Już ja jej pokażę!


Per. III Rzeszy

 Moje próby przekonania ojca, aby przepuścił Francuskie wsparcie dla Polski spełzły na niczym. Hans pomimo błagań Leonarda odmówił ze względu na ojca. Wuj Austria oraz jej własne rodzeństwo odmówili przepuszczenia wojska francuskiego.

 Chyba pierwszy raz zacząłem współpracować z Francją. Razem udaliśmy się do Budapesztu. Udało nam się przekonać Ignaca do naruszenia decyzji innych państw. Kiedy załadowaliśmy broń mieliśmy razem ruszyć przez Czechosłowacje. Ojciec mnie zabije jak dowie się, że uciekłem na Węgry naruszyłem zakaz przejazdu przez Czechosłowację i walczyłem z Bolszewikami. Ale jeśli Helena ich nie powstrzyma do cała Europa będzie zagrożona. A najgorsze, że to Hans ma nas kryć.

 Gdy dotarliśmy do Warszawy Francja od razu udał się do głównego dowództwa zostawiając nas samych na stacji. Węgry podał mi pistolet i zaczął zagadywać mnie. Nagle wrócił Leonard z Heleną, która jak tylko nas zobaczyła przytuliła nas.

-Słuchajcie. Pod żadnym pozorem nie możemy dopuścić, aby bolszewicy ruszyli w głąb Europy. Inny nie dostrzegają tego zagrożenia więc tylko my musimy walczyć. - Leonard wyglądał na zdeterminowanego. - Węgry ty z Łotwą zajmiecie się piechotą północno-wschodniej części miasta. Ja z Heleną zajmiemy się konnicą, a ty Rainer jesteś świetnym pilotem i zajmiesz się walkami w powietrzu.

-Damy radę. Jedną wojnę już przeżyliśmy więc i teraz sobie poradzimy- Ignac uśmiechnął się zadziornie do nas

-T...tak. Mam przynajmniej taką nadzieję- Łotwa wyglądał na przerażonego.

-Jutro z samego rana musimy dać z siebie wszystko. - po tych słowach Leonard podszedł do mnie- Proszę, tylko nie rób nic głupiego, bo jak twój ojciec się dowie to będę miał z Hansem przejebane.

-W normalnych warunkach z ogromną radością doprowadził bym ojca do gniewu, ale tym razem sytuacja jest zbyt poważna. Dam sobie radę.

 Kiedy wszyscy już zasnęli leżałem wpatrzony w rozgwieżdżone niebo. Poczułem nagle jak ktoś głaska mnie po włosach. Spojrzałem na tą osobę. W oczach Heleny dostrzegłem idealne odbicie nieba ze szmaragdową poświatą. Podniosłem się do siadu, a ona przybliżyła swoją twarz do mojej. Położyłem dłoń na jej policzku, a drugą przejechałem po jej długich i miękkich włosach.

-Dziękuję...-wyszeptała

-Za co?

-Że jesteś...

-Zawsze będę...

-Wiem...-pochyliła się do przodu. Poczułem jej oddech na skórze. Przyciągnąłem ją bliżej mocno obejmując w talii, a ona oplotła mnie za szuję ramionami. Stykaliśmy się czołami. Trwaliśmy w takiej pozycji dobre parę minut.

-Długo tak macie zamiar siedzieć czy może przejdziecie do konkretów. - na słowa Węgier oderwaliśmy się od siebie i stanęliśmy prawie na baczność- Ej no ja tylko chciałem przyśpieszyć. To ten tego ja nie przeszkadzam- Widać było, że jest lekko podpity. Kiedy się oddalił zaczęliśmy się śmiać.

-Późno już...Powinniśmy się wyspać przed jutrzejszą bitwą. Dobranoc Rainer

-Ta...Dobranoc...- patrzyłem, jak się oddala i poczułem się samotny...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro