26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Per. Republiki Weimarskiej

 Z okazji rocznicy zjednoczenia Wielkiej Brytanii odbyły się na całej wyspie wspaniałe uroczystości. Z tego powodu wszystkie kraje zostały zaproszone, niby wydaje się to fajne. Przyjęcie, bal, spotkanie ze znajomymi. Lecz ja z Leonardem mieliśmy inne plany. A do tego to rodzice stwierdzili, że nie jadą i mam pilnować brata, aby nie zbliżał się do tego całego makaroniarza.

 Od kiedy faszyści przejęli władzę we Włoszech mój brat zaczął się fascynować ich teoriami i rodzice zwyczajnie się o niego martwią. Nie dość, że wyprowadził się do Monachium, to jeszcze non stop łazi do piwiarni i wysłuchuje jakiś wariatów i ich teorii. Mam złe przeczucia co do jego poglądów...

 Na szczęście rodzina brytyjska niezbyt była zafascynowana Francją więc mieliśmy czas tylko dla siebie, a mój brat pociekł do tej małej złodziejki. Jak można było zabrać nasze wschodnie tereny? Za panowania dziadzia Prusy jej rodzina je straciła więc teraz należą się mi, a nie tej przybłędzie. Sierota myśli, że ma jakieś prawa, phi. Niestety Leonard nie pozwala mi nawet krzywo na nią spojrzeć.

 Razem z Leonardem postanowiliśmy przejść się po ogrodach królewskich, gdzie odbywało się przyjęcie. Muszę przyznać, tu jest naprawdę pięknie. Kiedy byliśmy już wystarczająco daleko od gości Leonard mocno mnie objął i zaczął całować.

-Liebling (kochanie)...-powoli odsunąłem się od niego, kiedy zaczęło mi brakować powietrza. - Może nie na głównej ścieżce?

-No racja - złapał mnie za rękę i zaciągnął między drzewa. Dobrze, że Brytole nas nie widzą, bo chyba by nas zabili za chodzenie, bo trawniku i naszą miłość. Niestety pomimo tak licznych zmian w społeczeństwie nadal nas związek jest niedopuszczalny i nie tolerowany. Ale ja nadal wierzę, że to się kiedyś zmieni i będziemy mogli być razem.

 Kiedy byliśmy już niewidoczni z głównej alejki Leonard podniósł mnie i zaczął namiętnie całować. Było idealnie. Tylko my, a wkoło nas przepiękny park. Nagle usłyszeliśmy czyjś chichot. Mój ukochany automatycznie odsunął się swoje usta ode mnie i odstawił mnie na ziemię. Uścisnąłem mocniej jego rękę, ale on nadal patrzył w tamtym kierunku.

-Może...sprawdzimy kto tam tak się chichra? A potem pójdziemy gdzie indziej? -zapytałem się go, lecz jedynie kiwnął lekko głową i ruszył przed siebie. Im byliśmy bliżej usłyszałem szum wody. Po chwili byłem już pewny, że to fontanna. Kiedy wychyliliśmy się zza drzewa, zauważyłem dwie osoby siedzące na brzegu fontanny.

 Była to biała, zabytkowa fontanna z rzeźbą młodej kobiety z wazonem, z którego lała się woda. Obok niej klęczał mały Amorek ze skrzydełkami. Przyjrzałem się uważnie tej niczego nieświadomej parce, siedzącej do nas tyłem. Dziewczyna miała krótkie kasztanowe loki z powpinanymi w nie kwitami. Jej pastelowa sukienka z cieniutkiego materiału poruszała się lekko na wietrze. Jej towarzysz miał podwinięte rękawy koszuli i poluzowany krawat. Obok niego leżała marynarka.

 Nie wiem czemu, ale patrząc na braciszka z nią poczułem radość. Jak te dzieci szybko rosną. Jeszcze niedawno mój braciszek biegał po podwórku na boso z psem albo wtulał się do rodziców, a dziś? Jest sam na sam z dziewczyną. Oh jak mamusia się dowie to zacznie płakać ze szczęścia.

 Niestety mój kochanek nie podzielał mojej radości. Leonard patrzył na nich z kamienną miną. Przyjrzałem się jego bursztynowym oczom. Dostrzegłem w nich gniew, nienawiść i coś takiego jakby...zazdrość? Dziwne. Wiem, że nie przepada za moim bratem, no ale powinien się cieszyć, że wreszcie mamy go z głowy.

 Chwyciłem go za rękę, aby odejść i dać im prywatność. Powoli zaczął iść ze mną, aż nagle Rainer pocałował Helenę w usta, a ona odwzajemniła. Leonard w tamtym momencie przyśpieszył. Kiedy go dogoniłem byliśmy już z powrotem na głównej alejce. Szedł ze spuszczoną głową nie rozumiem dla czego. Postanowiłem zastąpić mu drogę, przez co musiał się zatrzymać i na mnie spojrzeć.

-O co chodzi? Przecież nic złego nie robili.

-Nie ważne

-Ważne Liebling. Dlaczego tak zareagowałeś? Przecież do bardzo dobrze, że są razem. Rainer da wreszcie nam spokój.

-Nie chcę o tym rozmawiać...Chcę zostać sam więc nie idź za mną.

-N..No dobrze...-patrzyłem jak odchodził zrezygnowany. Nie uwierzę, że poczuł coś do jednego z tych dzieciaków. On kocha mnie.

 Kidy tak stałem na środku alejki poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłem się i stanąłem oko w oko z tym zboczonym faszystą. Giuseppe uśmiechał się tym swoim uśmieszkiem i przyglądał mi się.

-Przez przypadek byłem świadkiem waszej kłótni.

-Niebyło żadnej kłótni.

-Ale mój drogi kuzynek zostawił cię samego. Więc wnioskuje, że coś musiało się stać. - podniósł jedną brew i zbliżył się do mnie.

-Nic się nie stało. Głowa go zaczęła boleć i poszedł odpocząć. A zresztą co cię to obchodzi?

-Po prostu martwię się o związek mojego kuzynka...A swoją drogą...Gdzie mogę znaleźć twojego młodszego braciszka?

-Masz się do niego nie zbliżać.

-Oh, ty się wcale nie zmieniłeś. Nadal jesteś zwykłą ciotą co robi wszystko co powie muti i vati.

-Bo bronię brata?

-A niby przed czym? Przecież go nie zgwałcę i nie zabiję. Chcę tylko pogadać.

-Ale ja nie pozwalam!

-Zobaczymy czy on cię słucha. Arrivederci signore (żegnam pana)

 Kiedy odszedł czym prędzej pobiegłem pod tamtą fontannę. Oni nadal tam byli. Przytulali się do siebie i lekko kołysali w rytm muzyki dochodzącej z przyjęcia. Postanowiłem podejść. Rainer na mój widok tylko westchnął i odwrócił głowę w inna stronę. Helena trochę się przestraszyła.

-Guten Morgen. Wiem, że poprzednie nasze spotkania niebyły za miłe, ale tym razem mam nadzieję, że będzie inaczej. - wziąłem jej dłoń i lekko ucałowałem. Wyglądała na zaszokowaną

-Miło cię widzieć.

-Może spędzimy trochę czasu wszyscy razem? Tak na pewno szybciej znajdziemy wspólny język.

-Musisz zawsze wszystko psuć?

-Ja po prostu dbam o ciebie jak prawdziwy starszy brat. - Nie czekając na jego odpowiedź przytuliłem go, lecz szybko mnie odepchnął.

-Wiesz, może masz racje Hans. Możemy porozmawiać. -Helena chciała szybko przerwać nam

-Doskonale. Rani? Idziesz z nami?

-A mam jakiś inny wybór? - doskonale, przynajmniej będze mieć go na oku. Jak już skończę z nimi zajrzę do Leonarda.


Per. Królestwa Włoch

 Przyjęcie u Brytoli jest nudne! U nas to inaczej się bawimy. Brakuje mi porządnej orgii. Stanąłem oparty o balustrady i spoglądałem na tańczących gości. Przyuważyłem jak mój cel opada zrezygnowany na ramię jakiejś panienki rozmawiającej z tym ciotą. Uch jak ja lubię takie niewinne i czyste dziewczynki. Hehe jak to mówię "ja to mam zawsze szczęście". I chłopiec i dziewczynka. Doskonale.

 Przyglądałem im się i przyznam bawiło mnie to. Za każdym razem jak Hans zwracał się do brata ten robił minę niczym małe dziecko, które musi siedzieć z dorosłymi i odpowiadać na masę durnych pytań. Jego towarzyszka od czasu do czasu wtulała się w niego co wywoływało u niego uśmiech. Boże jakbym ja miał takiego brata to chyba bym go zabił.

 O koło północy Rainer wyszedł gdzieś z dziewczyną, a Hans udał się za nimi. Postanowiłem ich śledzić. Przy pierwszym rozwidleniu Hans pożegnał dziewczynę i poszedł zapewne do swego kochasia, a moje obiekty udały się do jej komnaty. Po kilku minutowych pożegnaniach i pocałunkach wreszcie się rozstali.

 Cały czas szedłem za chłopakiem wszedł do biblioteki. Starałem się niezauważenie iść nadal za nim, lecz zniknął w pierwszej alejce. Zdenerwowałem się. Całe moje szpiegowanie poszło się jebać. Nagle poczułem nuż przy moim gardle.

-Czego za mną łazisz? - na dźwięk jego głosu z wyraźnym niemieckim akcentem uśmiechnąłem się pod nosem.

-Chcę porozmawiać, a podejść niestety nie mogłem, bo twój braciszek zabronił. Może już mnie puścisz?

-Jeszcze nie. Czego chcesz?

-Porozmawiać w sprawie faszystów niemieckich. - Na te słowa puścił mnie i schował nóż za pasek. Spojrzałem w jego błękitne ocz i zauważyłem zainteresowanie. - Może się przedstawię. Jestem Giuseppe. Nowe Królestwo Włoch. Nazywają mnie teraz Faszystowskie Włochy. - zrobiłem teatralny ukłon i nim się zorientował całowałem jego dłoń. Szybkim ruchem wyrwał ja i pociągnął mnie za krawat, przybliżając do siebie.

-A więc mów.

-Dobrze, lecz nie raczyłeś się przedstawić, a ja się tak starałem.

-Rainer, ale to już pewnie wiesz.

-Wiem. Lecz jak no sam zauważyłeś. Moje imię brzmi dumnie razem z nazwą państwa, które reprezentuje, a twoje no cóż...

-Nie jestem kraj...- zatkałem mu usta dłonią.

-Jeszcze nie jesteś krajem... Ale to się może zmienić.

-Nie da się. Mój brat jest krajem i jego następcami będą jego dzieci. Nie ja.

-Racja amico (przyjacielu). Lecz jest jeden sposób, abyś ocalił reputacje ojca, odzyskał potęgę ojczyzny i zajął miejsce swojego ciapowatego brata.

-O czym ty mówisz?

-Jeżeli obecna włada zostanie obalona to nowy rząd może uczynić ciebie nowym państwem Niemieckim.

-Ale....

-Twój brat nadal będzie żył, rodzice będą szczęśliwi i dumni, a ty będziesz rządził

-Nie chcę rządzić. Chcę, aby moje państwo było znowu silne i lud nie biedował.

-Zaiste szlachetne masz intencje. Lecz jak chcesz to zrobić jak nie masz władzy? Twój brat to uległa dziwka aliantów. Sam nic nie zmieni, a ty możesz.

-Lecz skąd mogę wiedzieć czy to się uda? Skąd ma wiedzieć, czy dałbym sobie radę? To Hansa przygotowali do tej roli, nie mnie.

-Ale to ty masz władzę w genach. To ty jesteś prawowitym następcą potęgi niemieckiej. No dalej! Zrób to dla rodziny i narodu! Spraw, aby świat znowu zaczął się liczyć z twoją rodziną!

-Nie wiem, jak to robisz...ale w twoich słowach jest coś co mnie przyciąga...lecz...Nein!

-No wiesz co? Nie brakuje ci czasu potęgi?

-Namawiasz mnie do zamachu stanu przeciwko mojemu bratu. Nie wierzę w twoją bezinteresowność. Chcę wiedzieć czemu to robisz?

-Bo chcę mieć sojusznika o podobnych poglądach. A razem mamy ogromną siłę w Europie. Wszyscy będą się z nami liczyć!

-A jeśli się nie uda? Jaką mam gwarancję, że mnie nie porzucisz jak twój ojciec w czasie Wielkiej Wojny mojego?

-Bo jesteś mi potrzebny. Więc jeśli się zgodzisz to razem staniemy się mocarstwem.

-Porażka będzie drogo kosztować. A wiesz, że nie mam pieniędzy przez aliantów.

-Ale jeśli zrobisz jak ja twoje państwo się odrodzi. Wiesz, że mam rację. Przestań się opierać. -Przygwoździłem go do ściany i zacząłem składać na jego szyi lekkie pocałunki.

-A zatem... Zróbmy to...

-Mądry chłopczyk - Kiedy zrobiłem mu na obojczyku malinkę lekko jęknął. ten dźwięk moje dłonie zaczęły go obejmować w pasie i przybliżyłem usta do jego.

-Nawet nie próbuj. -Ponownie poczułem zimną stal przy moim gardle. Spojrzałem na chłopaka. Uśmiechał się do mnie z nożem w ręku

~Trzymaj łapy przy sobie, bo nie zawaham się cię skrzywdzić mein Freund (mój przyjacielu) ~Przyznaję sposób w jaki to powiedział był przeuroczy... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro