27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Per. Białoruskiej Republiki Ludowej

 Wszyscy mieszkańcy dworku spali w najlepsze po za mną. Siedziałam na balkonie wpatrzona w nocne niebo. Od czasu do czasu brałam łyk czerwonego wina, które Helena dostała od Leonarda. Lekki letni wiatr rozwiewał moje włosy w kierunku wschodnim, tam, gdzie jest teraz mój narzeczony.

 Minęło już tak dużo czasu. Tak wiele dni nie widziałam go, ani nawet nie usłyszałam jego głosu. Tak bardzo za nim tęsknie, ale nie mogę z nim być. On nie odejdzie od Grigorija ani ja do niego nie dołączę.

 Poczułam nagle czyjąś dłoń na ramieniu. Powoli odwróciłam się i spojrzałam oczy Heleny w których odbijały się gwiazdy. Moja przyjaciół ka usiadła przy mnie bez słowa i również nalała sobie wina. Między nami panowała niezręczna cisza. Postanowiłam ją przerwać.

-Czemu nie spisz? Twój gość za bardzo pochrapuję?

-Nie...Rainer śpi spokojnie, ale...mam wrażenie, że o czymś mi nie mówi i to go gryzie. - Mówiła to z dość dziwnym lękiem.

-Może to coś ważnego i nie chce cię martwić?

-Może...Ale dlaczego coś przede mną ukrywa?

-Może nie może powiedzieć? Sprawy rodzinne czy coś...

-Chciałabym wiedzieć i jakoś mu pomóc...

-Wiesz...Ty i on jesteście tak jakby parą? - ona tylko spojrzała na mnie. Widać było, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Oficjalnie nie pytał jej o to ani do niczego poza całusami nie doszło. -Wiesz, bo po takim czasie powinniście zacząć być razem. Ale skoro nie jesteście to on nie ma obowiązku ci nic mówić.

-Wiem...Ale on, odkąd tu jest ciągle spogląda na to w zegar to w kalendarz. Ciągle powtarza, że za musi szybko wracać. Ale nie mówi dla czego.

-Jest tylko jedna odpowiedź na to...Faceci. Ich nie da się zrozumieć.

-Pewnie masz racje. A ty czemu nie spisz tylko podpijasz moje wino? - szybko zmieniła temat przybierając spokojny ton głosu

-Dzisiaj mija rocznica od kiedy Anton oświadczył mi się. Chciałam posiedzieć w ciszy i pomyśleć o nim

-Przykro mi, że nie możecie być razem.

-To miłe...-W oddali usłyszałyśmy ciche pomruki zakłócające spokój nocy. Razem z Heleną zaczęłyśmy obserwować niebo od strony zachodu, bo właśnie stamtąd przyszedł niechciany dźwięk. Po chwili jasny błysk rozświetlił niebo po czym znikł. Razem z Heleną zaczęłyśmy odliczać. Raz...Dwa...Trzy...Po całej okolicy rozszedł się pomruk burzy.

 Razem z moją przyjaciółka siedziałyśmy na balkonie jeszcze kilka błysków, aż nie zaczął wiać dość mocny wiatr, który przyniósł kilka kropel deszczu. Zaczęłyśmy zbierać rzeczy. Przyjrzałam się Heli. Wyglądała na podenerwowaną jak zawsze w czasie burzy. Zwierzyła mi się, że od dziecka się boi, dlatego zawsze siedzę przy niej.

 Kiedy weszłyśmy do środka pozamykałyśmy okna i pozasłaniałyśmy zasłony, aby mniej widzieć błyski. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam świecę. Gdy ją zapaliłam pokój zrobił się przytulniejszy. P

 Po chwili usłyszałyśmy, jak ktoś schodzi po schodach. Był to oczywiście nasz niemiecki gość. Chłopak miał rozczochrane włosy i wyglądał na ledwie wybudzonego. Chłopak, gdy zobaczył, że Helena siedzi otulona szalem należącym do jej matki, od razu podszedł i ją przytulił. Zrobiłam to samo i wtuliłam się w nią od drugiego boku.

 Jak się rano okazała w takiej pozycji cała nasza trójka przysnęła. Postanowiłam ich nie budzić i poszłam zrobić śniadanie.

 Kiedy wreszcie wstali i skończyli poranne czułości podałam im jedzenie. Jedli ze smakiem więc chyba umiem dobrze gotować.

-Tak w ogóle to która jest godzina? - zapytał Rainer z mocnym niemieckim akcentem.

-Za półgodziny będzie dwunasta, a co? - na moje słowa zerwał się z miejsca i popędził na górę. Razem z Heleną wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia. Po chwili wrócił ze swoimi bagażami.

-Co ty robisz? -Helena była lekko zdenerwowana i przestraszona.

-Muszę wracać do Monachium. O dwunastej jest pociąg.

-A...ale dla czego? O co chodzi? Czemu nic nie powiedziałeś wczoraj?

-To skomplikowane- podszedł i mocno ja pocałował obejmując w talii. - Nie mam teraz czasu. Ale obiecuję, że następnym razem wszystko ci wyjaśnię. Ich liebe dich.- po tych słowach wybiegł z domu i tyle go widzieli.

 Helena stała jak sparaliżowana na środku salonu i patrzyła pustym wzrokiem gdzieś przed siebie. Postanowiłam jakoś z nią pogadać i ją uspokoić.

-Widzisz, mówiłam, że facetów nie da się ogarnąć...A do tego jest Niemcem, to jeszcze bardziej utrudnia próbę zrozumienia go.

-Ale on się tak nie zachowywał

-Może jeszcze nie dorósł? Może rodzice mają przyjechać w odwiedziny do niego i musi zdążyć przed nimi. Wiesz jaka jest jego rodzina.

-Może masz rację. Za bardzo się przejmuję. Rainer jest dorosły i wie co robi, a poza tym ufam mu


...Time skip...

 Wiem, że Helena mu ufa, ale minęło już sporo czasu i jedynie wpadł na jej urodziny. Po za tym jego wymówka do tamtego dnia wyglądał tak, że Hans kazał mu wracać, ale nie pamięta już o co chodziło. Co za tłuk! Co on kombinuję?

 Postanowiłam iść za nimi na stację i poobserwować go. Stanęłam kilka kroków za nimi i ukryłam się za kolumnę. Cały czas gadali o swojej miłości, standard.

 Nagle Helena zapytała go czy musi wracać. On jedynie zaczął wymyślać na szybko powodu dla których musi. Miałam ochotę wyjść i mu przyjebać, ale Helena nakazała mu dość groźnie przestać kłamać.

-Pamiętasz, jak ci mówiłem o tej partii co chcę przejąć władzę i zrobić mnie krajem?

-Tak i co z tego?

-No właśnie to. Muszę wracać, bo...Chodzi tu o moją przyszłość. Chcą powtórzyć to co Faszystowskie Włochy.

-Zamach stanu? Rainer! Rozum postradałeś?

-Zaufaj mi. Będzie dobrze.

-Dlaczego tak bardzo chcesz zostać krajem? To wcale nie jest przyjemne.

-Chcę, aby mój naród przestał cierpieć. Powinnaś mnie zrozumieć...

-...Rozumiem...Tylko...Błagam nie zrób nic głupiego...

-Nie zrobię...

 Zamach stanu? Zwariował? Eh to doprowadzi do poważnych konsekwencji, co może złamać jej serce. Dlaczego on jest aż tak bardzo dziecinny i łatwo wierny? Na pewno ten faszysta go namówił! A teraz Rainer chce wpakować się w wielkie gówno...


Per. III Rzeszy

 Stałem przed lustrem i zapinałem brunatną koszule. Kiedy skończyłem zabrałem się za czarny krawat i zakładanie reszty ubrań. Kiedy skończyłem obejrzałem się dokładnie. Wszystko leżało idealnie na mnie.

 Powolnym krokiem wyszedłem z mieszkania i udałem się na ustalone miejsce. Marsz już dawno się zaczął, ale członkowie partii upierali się abym dopiero teraz dołączył do nich.

 Kiedy wreszcie dołączyłem do pochodu podszedłem do przywódcy tego wszystkiego. On tylko spojrzał na mnie i podał mi jakąś kartkę. Przyjrzałem się temu co na niej było. Czarny symbol w białym kole na czerwonym tle.

-A o to i twój symbol i flaga. - Patrzyłem w niego zdziwiony. Czyli jest szansa abym naprawdę był krajem? Nagle z zamyślenia wyrwały mnie strzały. Wojska państwowe chciały nas powtrzymać. Bez wahania sięgnąłem, bo broń i zacząłem bronić Hitlera przed pociskami.

 Nie wiem, kiedy uciekł, ale wojsko mojego brata było za silne. W pewnym momencie oberwałem dość poważnie i upadłem. Nim jednak odpłynąłem ujrzałem rozmazane czyjeś kontury. Poczułem jak ktoś mnie głaskał po włosach i coś mówił, ale nie potrafię powiedzieć kto i dlaczego.

                                                                                                                                              

 Obudziłem się na swoim łóżku w pałacu w Berlinie. Nade mną stał Hans ze szklanką wody. Powoli podał mi ją do ust i gdy ciecz doszła weszła do moich ust poczułem przyjemne orzeźwienie.

-Przykro mi braciszku, ale musisz zostać ukarany. Jutro odbędzie się proces twych wspólników jak również twój.

-I co? Skażecie mnie na dożywocie? Roboty przymusowe? Grzywnę? A może to Francja wymyśli dla mnie karę? Obaj wiemy, że to on rządzi, a ty tylko wykonujesz jego polecenia. - wycedziłem przez zęby.

-Mylisz się...Lecz wiec, że jako twój starszy brat nie pozwolę cię skrzywdzić...

-Pierdol się! - odwróciłem się w drugą stronę. Po chwili milczenia usłyszałem jak Hans wychodzi zostawiając mnie zupełnie samego.

 Z samego rana zostałem siłą zaciągnięty do sądu. Miałem ostro wyjebane na cały ten proces, będzie co będzie...Zawiedliśmy...Lecz kiedy wydano wyrok Hitlera ludzie zaczęli bić mu brawo...Kiedy go wyprowadzono nadeszła moja kolej.

 Stanąłem na środku sali i spojrzałem wyzywająco w oczy brata. O dziwo był sam, bez swojego kochasia. Sędzia po swojej przemowie oświadczył, że zostaje na mnie nałożony areszt domowy. Mam być pod opieką mojej rodziny mieszkającej obecnie w posiadłości dziadka na wsi.

 Chciało mi się śmiać. Śmiać na cały głos z mojego brata. Jak można być aż tak żałosnym? Jakbym był na jego miejscu ukarałbym każdego kto śmie podnieść rękę na mnie. No ale jak Leonard nie kazał to Hans nie zrobił...Żałosne... 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro