40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Po ucieczce z plaży Polska myślała, że uda im się dostać bez przeszkód do brzegów Brytanii. Jednak Rainer nie zamierzał tak łatwo dać uciec aliantom. Jego samoloty bez przerwy strzelały i bombardowały uciekinierów. Najgorsze jest świadomość, że nie można nic zrobić tylko modlić się, aby dopłynąć w jednym kawałku.

 Dziewczyna skuliła się w łodzi i patrzyła na przerażonych żołnierzy. Eden z nich wydawał jej się najbardziej przerażony i do tego bardzo młody. Miał może około osiemnastu lat. Szkoda, że nie znała francuskiego, może mogłaby jakoś go uspokoić i dodać nadziei.

 Chłopak patrzył na nią ze strachem i szukając ochrony. Nagle usłyszeli jakiś świst nad głowami. Bomba.

-Do wody-ktoś krzyknął i wyskoczył. Pozostali żołnierze również. Helena nim wyskoczyła spojrzała w oczy przerażonego chłopaka, który nawet nie drgnął. Nim zdążyła ruszyć się było za późno. Wybuch odrzucił ja na kilka metrów do zimnej wody.

 Nie pamiętała nawet jak dopłynęła do brzegu. Pamiętała jedynie krzyk mew nad głową i wilgotny piasek. Potem pojawiły się czyjeś głosy i poczuła jak ktoś bierze ją na ręce.

 Obudziła się w wygodnym, zabytkowym łożu. Okna były pozasłaniane jasnymi zasłonami w kwiaty przez co w pomieszczeniu panował przyjemny półmrok. Dziewczyna powoli podparła się łokciami i rozejrzała po pomieszczeniu.

 Był to ładny pokoik w odcieniach pastelowych i białymi rzeźbionymi mebelkami. Na stoliku stał porcelanowy wazon z świeżymi różowymi różami. Obok niego stał talerz z kanapkami i już zimna herbata w filiżance.

 Polska postanowiła podejść do stołu i coś zjeść, bo jej pusty żołądek dawał o sobie znać. Dopiero gdy stanęła na równych nogach zauważyła, że ma na sobie tylko cienką koszule nocną za kolana. Ciekawe kto ją przebrał i gdzie jest.

 Nim zdążyła zjeść wszystko do pokoju weszła pokojówka. Na widok Polki jedzącej już jak to stwierdziła nieświeże śniadanie podbiegła zabierając jej talerz i filiżankę. Helena nie za bardzo wiedziała o co jej chodzi i nie rozumiała co kobieta do niej mówi. Ale akcent kobiety wskazywał, że jest służącą Jacka.

 Nim kobieta wyszła podeszła do szafy i wyjęła z niej czystą sukienkę podając ją dziewczynie. Zaprowadziła ją również do łazienki. Kiedy Polska została sama postanowiła się wykąpać. Gdy wyszła odświeżona zobaczyła świeżą i ciepłą herbatę i kilka kromek. Dziewczyna skusiła się na jeszcze kilka po czym ubrała się.

 Gdy była już ubrana postanowiła iść poszukać Anglii albo reszty jego rodziny. Może wiedzą z co z Francją. Idąc zawiłymi korytarzami przypominało jej się jak w jeszcze jako Galicja roznosiła pranie u Austrii i wpadła na kogoś. Nie wiedzieć czemu ale tamto wspomnienie wywołało uśmiech na jej twarzy. Lecz im bardziej myślała o tym poczuła nagły przypływ smutku. Wiedziała, że tamto już nie wróci. To uczucie odeszło bezpowrotnie.

 Nagle zza rogu wyszedł Colin. Szkot uśmiechnął się przyjaźnie na powitanie i zaprowadził do ogrodu gdzie była reszta jego rodziny. Polska zawsze uważała, ze z całej brytyjskiej rodziny on jest najmilszy i najnormalniejszy. Irlandia była zamknięta w swoim świecie, a Walia zgrywa wielka damę. No o Anglii szkoda gadać.

 Jedno było pewne. Trzeba zachować pozory. Musi robić dobra minę do złej gry, aby przetrwać wśród tej zgrai sepów.

 Gdy tylko weszła do ogrodu oczy wszystkich były skierowane w jej stronę. Czuła jak obie siostry oceniają ja od góry do dołu kpiąc z każdej wady jaką znajdują. Wzrok Anglii również nie był przyjazny. Wyglądał tak jakby podziwiał dziwadło cyrkowe. Nie rozumiała dlaczego zachód tak bardzo nią gardził. Czym ona im aż tak zawiniła?

 Szkocja widząc zachowanie rodzeństwa postanowił przerwać te ciszę. Wiedział o co im chodzi. Jack uważa, że Helena prędzej czy później pobiegnie do swego byłego ukochanego zdradzając ich. Ale on wiedział, że Polska tego nie zrobi. Już nic jej nie łączy z Rzeszą. Nic.

-Jack. Rozmawialiśmy na ten temat. Chyba nie muszę do tego wracać?

-No. Nie musisz. Witaj Poland. Jak widzę woda morka ci nie zaszkodziła- wyraźnie było słychać, że chciał dodać jedno, krótkie słowo, a mówiące wszystko. ,,Szkoda".- Where is France? Ah no tak, nie rozumiesz-ah ta jego ironia.-Gdzie jest Leonard?

-Wrócił do Paryża...

-Co za idiot. Po cholerę tam wrócił?

-Bo twoja narzeczona postanowiła zwiać do stolicy ze strachu, bo tak wolno załatwiałeś ratunek!

-Damie nie przystoi podnosić głosu.

-Ależ, żeby to wiedzieć należy być damą brother- przemądrzały głos Wali wtrącił się do rozmowy

-Racja Jennifer.

-A jak dla mnie to przesadzacie. Uważam, że jakby ją przygarnąć pod nasze skrzydła to zrobiłybyśmy z niej damę.- Irlandia zaśmiała się raczej sama do siebie niż do zebranych

-Yes. Dobry pomysł Meghan. Adoptować i wytresować. W sumie ciekawe czy tak się da- Jennifer wyszczerzyła swoje końskie zęby prezentując swój uśmiech w pełnej okazałości.

-Nadal masz ból dupy za tamten bal? No przepraszam, że to mnie poprosił do walca, bo jak stwierdził tańczę lepiej!- Polska miała już serdecznie ich dość.

-Jak śmiesz! Ty nie wychowana sieroto jesteś...!

-Jeszcze słowo, a pożałujesz.- spokój jakim emanował Colin sprawił, że wszyscy umilkli.- Wybacz im. To przez to podenerwowanie z powodu zagrożenia ze strony Niemiec. Nie zwracaj uwagi.

-Dzięki...Przynajmniej jedyny nie wyżywasz się na mnie.- Na te słowa Polska poczuła gniewny wzrok Brytoli na sobie. Jedyne co to lekko się uśmiechnęła do nich z pogardą. Miała tego dość. Jej naród cierpi, a ona musi siedzieć tu z tymi idiotami i wysłuchiwać obelg pod jej adresem.

 Od kolejnej awantury spowodowanej wywyższaniem się ze strony Walii i Anglii i poważnej rozmowy ze Szkocją rodzeństwo zrobiło się dziwnie milutkie. Przeprosili, prowadzili przyjazne rozmowy, chwalili. Można rzec, że zaczęli się płaszczyć. Polska domyśliła się co to oznacza.

 I nie myliła się. Gdy do posiadłości zaczęli zjeżdżać dowódcy wiedziała, że chodzi o Rzeszę. Ale jeżeli Rainer zaczął atak na Wielka Brytanie to co z Francją? Dlaczego wszyscy milczą w jego sprawie? Gdzie jest Leonard?

 Podczas kolejnej bezsennej nocy Helena próbowała wymyślić jakiś plan aby wedrzeć się na ich konferencje i dowiedzieć się czegokolwiek o Francji i Rzeszy. Nie rozumiała w jakim celu Jack izolował ją od informacji, lecz miała gdzieś jakie miał intencje. Musiała poznać prawdę.

 Nagle jej rozmyślenia przerwał hałas z dołu. Brzmiało to jak tłuczone szkło. Postanowiła to sprawdzić. Zapaliła świeczkę i powoli ruszyła korytarzem. Im bliżej była schodów tym głośniej słyszała czyjeś kroki zmierzające w jej stronę.

 Odruchowo chwyciła za wazon stojący na jednej z półek i czekała, aż włamywacz nadejdzie. Kroki były głośniejsze. Oznaczało to, że jest już na górze. Dziewczyna czekała z wazonem za rokiem i kiedy zobaczyła jak ktoś ją mija uderzyła prosto w tył głowy.

 Mężczyzna jęknął i upadł na podłogę zwijając się z bólu. Nagle ktoś zapalił światło i przybiegł Jack. Wyglądał na przestraszonego i zdezorientowanego. Dopiero teraz Helena rozpoznała kim jest włamywacz. Josef.

-Pepik. Pepik przepraszam. Nie miałam pojęcia, ja...

-Dobrze zrobiłaś. Jakim prawem śmiał się tu włamać? Cholerni Słowianie, zero manier.

-Zamknij się! Chodź opatrzę ci głowę.-Dziewczyna pomogła Czechowi wstać i zaprowadziła go do swojego pokoju.

 Gdy ból minął Czech opowiedział o sytuacji w Europie. Na wieści o kapitulacji Francji Polska poczuła ból. Jak mogła go puścić samego? Genevieve od początku to zaplanowała. A teraz jako Francja Vichy razem z III Rzeszą chcą zdobyć Wielką Brytanię. Musza ich powstrzymać nim będzie za późno. Na szczęście jej brat jak zwykle miał orientację. Wiedział, że w RAF'ie jest polski dywizjon, 303. To szansa aby wykazać się i w jakikolwiek sposób pokazać, że jeszcze nie zginęła i nie ugięła się pod szwabskim butem. Nie liczyło się dla niej to czy alianci jej podziękują. Skończyła z ślepą wiarą w sojusze. Teraz liczyło się tylko to, aby powstrzymać Rainera i wyzwolić naród.

-Proszę, tu masz lód.- Helena podała bratu kostkę lodu owiniętą w ręcznik.- dlaczego się zakradłeś?

-Dla ciebie. Musiałem się upewnić, że nic ci nie jest. A po za tym Norwegia doprowadzał mnie do szału. Odkąd się rozstaliśmy miałem za zadanie pomagać mu w obronie. Nim przybyliśmy na wyspę pomagałem mu w pewnej sprawię. Ale ani słowa Brytolom o tym gdzie byliśmy.

-Obiecuję. Ale...dlaczego tak? Dokąd się udaliście?

-Chciał zobaczyć Danię. Lecz nie było jej w stolicy. Okazało się, że udała się do rodziny w Berlinie. Jak Jack się dowie uzna ją za zdrajczynie, a ona nie miała wyjścia.

-Wiem...Ale Jack nawet mnie posądza o zdradę w przyszłości.

-Jak wypali taki tekst przymnie to powącha kwiatki od dołu. A teraz czas się wyspać młoda. Jutro czekają nas przygotowania do obrony. Spisz pod ścianą.

-Wiesz, że jest tez kanapa?

-Ale jako twój starszy brat wolę spać z tobą i mieć cię na oku. No a teraz spać.

 Po wizycie na poligonie i rozmowie z dowódcami Jack, Josef, Colin i Agnar podjęli decyzję kto czym będzie się zajmował. Oczywiście Anglik pominął udział Polki z nieznanych nikomu powodów. Lecz Helena nie miała zamiaru pozwolić, aby jej ludzie narażali życie w imię tego herbaciarza.

 Podczas wizyty na poligonie w którym stacjonował polski oddział rozległ się alarm. Anglia zarządził wszystkim pilotom lecieć i walczyć, a sam chciał z resztą krajów iść do bunkra. Dopiero w środku zorientował się, że brakuje Heleny i Josefa.

 Słowianie ruszyli z pomocom swoim zabierając dwa myśliwce należące do angielskich dowódców siedzących teraz w bunkrze z ich „odważnym" krajem. Polska mogła tego dnia podziękować z całego serca swemu dawnemu kochankowi. Rainer zdążył zrobić z niej doskonałą pilotkę.

 Lecąc nad wodą przypomniały jej się jej pierwsze lekcje. Przez chwilę znów chciała wrócić do tamtych dni, gdy trzymał ją za ręce gdy trzęsły się na sterze, jak szeptał czułe słowa, aby ją uspokoić i dodać odwagi. Nie! Nie mogła znowu do tego wracać. To była iluzja, kłamstwo, które rozbiło jej serce na milion kawałeczków. Teraz już nigdy nie pokocha nikogo. Nigdy...

 Jak się okazało Helena była doskonałym pilotem i zdołała w ciągu półgodzinnego lotu zestrzelić kilkanaście wrogich samolotów. Po powrocie na ziemię Anglik wyglądał na zdziwionego, a zarazem zafascynowanego. Z pełnym podziwem i szacunkiem jakiego mało kogo obdarzył pochwalił ich.

______________________

 Każda porażka Luftwaffe doprowadzała go do szału. Jakim prawem ci nędzni alianci dawali mu radę? Tak dłużej być nie może!

 Gdy Rainer starał się skupić na zaplanowaniu nowej strategii Genevieve bez przerwy mu przeszkadzała próbując go skusić. Jak na razie szło jej dobrze, powoli zaczynał ustępować. Ich pocałunek przerwał jeden z żołnierzy. Mężczyzna wykonał gest ręką i stuknął Butami o podłogę.

-Jakie masz wieści?- powiedział niechętnie przerywając pocałunek. Na jego pytanie żołnierz lekko zadrżał

-Bo...Großbritannien ma wsparcie ze strony...-urwał nagle patrząc w podłogę

-Z czyjej strony?- Rainer zaczął się niecierpliwić-Gadaj!

-Spokojnie kochanie. Co za różnica i tak ich pokonasz

-Nie wtrącaj się. Gadaj, bo pożałujesz!

-Polen...-to był raczej szept do samego siebie niż odpowiedź, lecz Rzesza i tak usłyszał. O a więc to tak? Rzesza z całej siły strącił szklaną lampkę z biurka, która roztrzaskała się na kawałki. – Straże! Przygotować samolot!

-Kochanie! Dokąd tak pędzisz? – Genevieve próbowała go zatrzymać

-Do moich pilotów. A teraz zejdź mi z drogi.

-Pojadę z tobą i...

-Nein! Masz zostać w Paryżu i pilnować Francji!

 Gdy tylko odleciał Genevieve ze złości pobiegła do celi brata. Gdy tylko stanęła przed zakratowaną celą i spojrzała na poranionego i osłabionego chłopaka poczuła jak powoli się uspokaja. Rozkazał otworzyć cele i podeszła do więźnia. Uklękła przed nim głaszcząc lekko po policzku.

-Twoja mała dziwka znowu pokrzyżowała mi plany. Zapłaci mi za to. Nie martw się braciszku jeszcze zobaczysz jej nędzne zwłoki. A teraz odpoczywaj.-Pocałowała go w czoło ciesząc się, że nie może nic powiedzieć przez środki które mu podawano.

_______________________

 Polska leciała w równej linii obok Colina i Josefa. Mieli patrolować teren. Jak na razie pusto. Ich przyjemną rozmowę przez słuchawki przerwały nagły ruch na sonarze. Leciała na nich cała eskadra myśliwców.

 Colin wezwał wsparcie lecz nim ono nadleci mogą stracić trzy najlepsze samoloty. Musieli jakoś ich omijać, aż nie nadlecą ich piloci. Na szczęście RAF był dobrze przygotowany i dość w krótkim czasie przybyło wsparcie.

 Helena jak zwykle radziła sobie najlepiej w powietrzu, była w swoim żywiole niczym orzeł. Nagle ktoś dość porządnie ją postrzelił. Odleciała na bok aby jakoś odzyskać pełną kontrolę nad maszyną. Po chwili jeden z wrogich samolotów pojawił się obok niej. Lecieli w tej samej linii i połączyli się na słuchawkach.

-Jak widzę moja nauka nie poszła w las.

-Już zapomniałeś co powiedziałam przy naszym ostatnim spotkaniu?

-Nie, ale zignorowałem. Oh Polen daj mi po prostu dokończyć...

-Nie interesuje mnie co chcesz mi powiedzieć. Masz dać spokój moim ludziom! I zniknąć z mojego życia bo pożałujesz!

-Czy wszyscy Słowianie muszą być tacy uparci? Żałuję moich słów! To chcesz usłyszeć?! Żałuje, że ci to zrobiłem!

-Kłamstwo. Już nigdy, prze nigdy ci nie zaufam! A teraz spełnię swoja obietnice draniu!

 Dziewczyna zmusiła samolot do lotu w górę. Gdy obróciła samolot i znalazła się za swoim wrogiem zaczęła strzelać. Rzesza próbował uciec z jej pola rażenia lecz siedziała mu na ogonie. Czuł, że samolot nie da dłużej rady wytrzymywać pocisków. Starał się dolecieć do Francji. Widział już skały na których rozpościerało się jego lotnisko. Był już tak blisko. Lecz Helena nie miała zamiaru mu odpuścić.

-Helena dość! Przestań! Jak wlecisz w strefę zasięgu dział przeciw lotniczym będzie po tobie!

-O jakiś ty troskliwy!

-Helena! -Dziewczyna zleciała lekko w dół trafiając jego ogon od spodu przez co maszyna poleciała dziobem w dół, a z powodu licznych obrażeń Rzesza nie był wstanie jej ustawić do pionu. Próbował otworzyć spadochron ale było za późno. 

-Ja naprawdę cię ko...-Nie dane mu było dokończyć, bo samolot roztrzaskał się o skały.

 Polska wiedziała, że to nie koniec i prędzej czy później Rainer wróci do zdrowia, ale do tego czasu to alianci mają przewagę.

 Po powrocie do bazy Polska została przywitana okrzykami i wiwatami na jej cześć. Sam król dziękował jej publicznie za jej akt odwagi. Lecz gdy nagle rozległy się syreny alarmowe Jennifer od razu oskarżyła Helenę.

 Jak się okazało to Cesarstwo Niemieckie wysłał bombowce z zemsty za syna. Bombardowania nie trwały długo, a obrona dała sobie nawet rade. Niestety teraz trzeba było wspierać ludność poszkodowaną, a Jack przepadł jak igła w stogu siana.

 Na „szczęście" gdy wszystko się uspokoiło herbaciarz wyszedł z swojej kryjówki i zachowywał się jakby nigdy nic. Wcale nie ukrył się w jakiejś dziurze i wcale nie czekał aż będzie bezpiecznie. Przecież pomagał rannym i tym co utracili dobytek swego życia. Eh...

___________________

 Rainer wszystkie sojusze zawierał stojąc o kuli z bandażami na ciele. Lecz nikt z jego sojuszników nie odważył się skomentować tego co się stało. Nikt po za Węgrem.

Ignac nie mógł się powstrzymać widząc Rainera kulejącego i ledwo wytrzymującego bez leków przeciwbólowych. Po prostu musiał.

-Teraz już nie jesteś takim twardzielem.

-Zamknij się...

-Oj no weź...A było chociaż warto?

-To znaczy? Co warto?

-No wiesz...wszyscy o tym mówią. O tym co powiedziałeś Helenie. Odsłuchano czarne skrzynki i informacja wyciekła dość szybko.

-Nie przypominaj mi tego.

-Rainer. Przyjaźnimy się od dziecka, a teraz jeszcze jesteśmy sojusznikami. Możesz mi przecież powiedzieć o co ci tak naprawdę chodzi.

-Nie twoja sprawa. To co chce to tylko i wyłącznie moja sprawa.

-Ale dlaczego?! Dlaczego próbujesz ja ponownie okłamać?! Jest moją przyjaciółka i chce wiedzieć!? Proszę cię po dobroci jak przyjaciela.

-Nie umiem ci na to odpowiedzieć. Nie potrafię... Wybacz muszę...chcę zostać sam....-po tych słowach wyszedł. Węgry wiedział, że to jest do niego nie podobne. Musi to być cos ważnego...

 Ignac postanowił podpytać kogoś kto może dość sporo wiedzieć. Słowacja od podpisania sojuszu pracuje jako sekretarka. Na pewno wie coś czego on nie.

 Znalazł dziewczyna w barze razem z ta całą Hiszpanką. Maribel obiecała wsparcie dla Rzeszy więc pewnie omawiają jakieś sprawy. Mimo to postanowił im przerwać. Na jego widok Lucia jedynie przekręciła oczami i udawał, że go nie widzi popijając drinka. Jej towarzyszka jedynie się uśmiechała zalotnie.

-Musimy porozmawiać w cztery oczy.

-Nie mam o czym z tobą rozmawiać, więc możesz odejść.

-Jak długo będziesz jeszcze mnie ignorować?-dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem, który ciężko określić i dopiła drinka.

-Wybacz Maribel, ale musze już iść. Mam jutro dużo roboty z Rainerem- tu wzrok skierowała na Węgra mocno podkreślając ostatnie słowo

-Nic nie szkodzi. Do zobaczenia

-Pa.-Na odchodne rzuciła Ignacowi jeszcze spojrzenie pełne bólu i wyszła. On tylko zajął jej miejsce zrezygnowany i poprosił o drinka. Maribel przyglądała mu się z zaciekawieniem.

-Widzę, że ty i Lucia macie dość burzliwe stosunki.

-Oj mamy...Nawet nie wiesz jak bardzo.

-Może i tak lecz jej wzrok mówi wiele.

-To znaczy co?

-Że nadal cię kocha.

-Kocha? Czym, że jest miłość w tych czasach... Z nią zawsze było skomplikowane wszystko...A do tego moi przyjaciele chcą się nawzajem wymordować...

-W takich chwilach należy się napić. I nie martw się. Zakochani prędzej czy później do siebie wrócą i się pogodzą. Coś o tym wiem...-na to wspomnienie uśmiechnęła się 

-Eh..Jeśli się kochają. Czyli nie oni.

-Tego nie masz pewności. Ale masz szanse nadal z Lucią

-Nie...nie mam. Straciłem ją już dawno temu.

____________________

 Po ostatnim bombardowaniu Coventry Czechy został ciężko ranny. Na szczęście zaczął wracać już do zdrowia. Rehabilitacja pomogła i już bez problemu chodzi samodzielnie.

 Siedział razem z siostrą i Norwegiem w salonie i dzielili się swymi tradycjami świątecznymi. Nagle do środka wszedł Jack z dość dziwnym uśmiechem na twarz. Stanął przed nimi i poprawił binokl i krawat.

-Jego królewska mość urządza doroczny bal z okazji świąt i chce abyście byli gośćmi honorowymi. Nie przyjmuje odmowy.

-Przynajmniej to jakaś rozrywka będąca namiastką świąt.-Czech uśmiechnął się chytrze do Anglika.

 Każde z nich otrzymało odpowiednie stroje i ruszyli na bal. Helena musiał przyzna, że bal do dobry sposób na oderwanie się od problemów. Niestety jedno wciąż ja gryzło od środka. Musiał poruszyć ten temat.

 Po tańcach z oficerami udała się na balkon aby odetchnąć zimnym grudniowym powietrzem. Otuliła się białym futrem jaki otrzymała i starała się jakoś uspokoić, lecz z każdą chwilą czuła, że to musi powiedzieć i to jak najszybciej. Zwlekała za długo ze strachu, że nikt nic nie zrobi.

 Nagle poczuła czyjeś dłonie na jej ramionach oraz mocny zapach wody kolońskiej. Jack rozkoszował się jej zapachem. Takim pięknym i delikatnym.

-Jak taniec z królem?

-Dobrze. Twój władca dobrze tańczy.

-To dobrze. Nie powinnaś tak tu stać. Jest zima i się przeziębisz.

-Muszę z tobą o kimś porozmawiać.

-Może przejdziemy do mojego gabinetu? Tam jest kominek.

-Nie. Tu jest lepiej. Przynajmniej tak mogę się pokarać za zwłokę.

-O czym ty mówisz?

-Chodzi o Leonarda. Musimy go uwolnić.

-Eh...wiedziałem, że to nastąpi...

-On nas potrzebuje.

-Wiem, ale nie wiem czy rozumiesz, że to była by misja samobójcza. Nic nie możemy zrobić.

-Jak możesz, to nasz sojusznik!

-Racja, ale nie przydatny. Genevieve przejęła kraj, armie i kolonie. Leonard na nic się zda. Wiem, ze to twój przyjaciel, ale nie poślę nikogo prosto do Rainera.

-Więc mnie wyślij. To mój przyjaciel i nie pozwolę, aby go zabito!

-Nie pozwalam. Nie pojedziesz do Francji. A Leonard ma jeszcze swoich ludzi. Gdyby im na nim zależało to by tu teraz był. Koniec tematu.

-Nie powstrzymasz mnie! Nie pozwolę mu zginąć! Jesteś jego sojusznikiem! Okrzyknąłeś Belgie, Luksemburg, Holandie, Danie i Francje zdrajcami bo skapitulowali, a sam nim jesteś do swoich sojuszników.

 Gdy odeszła Jack stał i patrzył pustym wzrokiem stronę gdzie się udała. Ona się myli. To on jako jedyny myśli tu na trzeźwo i wie jak należy postępować. Nic nie da ratunek. To była by pułapka i porażka dla wszystkich. Leonard by zginął na miejscu, ludzie którzy tam zostaliby posłani również, a jeśli były by to kraje to trafiłyby do niewoli i byłby torturowany. Nie warto narażać się dla Żaby. Anglia po złamaniu mu serca nie miał zamiaru narażać się dla żadnego Francuza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro