45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Stalingrad wyglądał jak pobojowisko. Po dawnych budynkach pozostały tylko resztki i sterty zwalonych na drogi. Idąc dawną główną ulicą, będącą najbogatszą i reprezentacyjną częścią miasta można było już tylko w wyobraźni wyobrazić sobie dawne piękno tego miejsca.

 Grigorij razem z Antonem i Aleksiejem szli właśnie na zwiad. Na widok ruin miasto czuło smutek i rozpacz. Stracił właśnie własne miejsce na ziemi, coś co należało do niego...

 Jego kraj starał się go pocieszyć najlepiej jak umiał, ale to nie działało. Obrona miała powstrzymać nazistów przed wkroczeniem do miasta, a zamiast tego doszło do odwrotu i ataku na miasto. Na szczęście udało się ewakuować sporą część mieszkańców przed pierwszymi bombami.

 Idąc starali się rozmawiać normalnie. Nawet udało się wywołać uśmiech u Białorusina. Nagle Aleksiej zatrzymał się nasłuchując. Grisza i Anton przygotowali broń do ataku.

-Czuję, że...ratusz. Coś jest w ratuszu.

-W ratuszu? Tylko nie to. Tam jest radiostacja. Jak ją zdobędą nie będziemy mogli połączyć się z innymi armiami.

-Więc na co czekamy? W drogę! Za mną znam skrót!- miasto popędziło przed siebie, lecz nim kraje zrobiły za nim krok ktoś zaczął strzelać z pomiędzy ruin.

 Mężczyźni pobiegli w stronę, gdzie nie było pocisków i ukryli się za ścianą będącą jedyną pozostałością kamiennicy. Strzały nagle ustały, aż któryś się nie wychylił.

-Mają nas na celowniku. Grisza jaki plan? Grisza?- Rosjanin siedział na ziemi oparty plecami o ścianę i patrzył pustym wzrokiem przed siebie.

-Zawiodłem...

-O czym ty mówisz? Wyrwiemy się stąd i dogonimy Aleksieja.

-O to im chodziło. Chcieli nas rozdzielić. Jeśli złapią go to po nas. Miasto będzie ich. Nie chcę nawet pomyśleć co Rainer mu zrobi...

-Nie dopuścimy do tego. A teraz wstawaj. Musimy przedostać się na drugą stronę ulicy i potem prosto do ratusza ratować twoje miasto.

-No dobra. Ale jak przebiec bez dostania pociskiem?

-Obawiam się, że będzie problem. Ale damy radę. Towarzyszu?

-A więc w drogę- uścisnęli sobie dłoń i ruszyli biegiem, najszybciej jak tylko mogli przez drogę.

 Od momentu gdy tylko pojawili się na widoku nadleciały pociski. Niemieccy snajperzy starali się nie dopuścić aby dotarli do ratusza. Ale kraje dały radę. Ukryli się w gruzach i doczołgali do jednej jeszcze w miarę nie zniszczonych kamienic unikając dalszego ataku. 

 Podczas biegu Grisza został postrzelony w ramię. Na szczęście Anton pomógł mu dojść do ich celu. Na pierwszy rzut oka budynek nie wyglądał podejrzanie, a wręcz spokojnie. Prawie nie zniszczony, zabytkowy ratusz stał niestrzeżony

-Dasz radę tam wejść? Mocno oberwałeś, trzeba to jak najszybciej zatamować i...

-Nie! Muszę go ratować! Nie mogę go stracić jest dla mnie ważny...To pierwsze miasto, które mnie akceptuje i ...lubi..muszę mu pomóc!

-No dobra ale wpierw...- Anton oderwał rękaw munduru i założył mu prowizoryczny opatrunek.-A teraz w drogę. Ale uważajmy to może być pułapka nie tylko na Aloszę.

 Podczas gdy Anton bandażował ramię Rosjanina każdy ich ruch był obserwowany. Węgier miał ich na celowniku i tylko czekał na znak od przyjaciela, aby strzelić prosto w Białorusina, ale ten nie nadchodził. Rainer obecnie bił miasto.

-Ej może starczy? Bo tak jakby już padł.

-No troszkę mnie poniosło.

-Nasze zwierzątka już przyszły. Mogę ich wystrzelać?

-Nein. Mam dla nich inne atrakcje...

-Nie wiesz, ze nie odwraca się plecami od więźnia?- Obaj naziści odwrócili się w stronę nieprzytomnego miasta, które teraz stało zakrwawione z uśmiechem i bagnetem w ręce.- Walcz jak przystało. Znasz zasady pojedynków więc dawaj.

-Zaraz go...

-Nein. On jest mój. Feuern Sie sie ab (wystrzelaj ich)- Rainer również wyciągnął bagnet

-Nagy örömmel (z ogromną przyjemnością)

 Kraj i miasto walczyli na ostro, podczas gdy Węgier zaczął strzelać do komunistów. Starli się jakoś ukryć przed jego strzałami, ale marnie im szło. W okolicy nie było prawie niczego za czym można się schować. W tym czasie miasto wielokrotnie zostało dźgnięte w brzuch.

-Dziwi mnie twój opór i oddanie dla tego komunisty. Byłeś od zawsze wierny carowi i Imperium, a on ci to odebrał, pozbawił imienia i uczynił zwykłym podległym sobie śmieciem. Więc powiedz dlaczego?

-Bo Grisza nie jest taki za jakiego go wszyscy mają. Wierzę, że ocali nasze państwo od zagłady z twoich brudnych łap.

-Przestań się uśmiechać! Wiem, że to tylko na pokaz! Więc skończ z tą szopką i powiedz co czujesz!

-Tak jak ty to robisz? Uśmiech sprawia, że jeszcze się trzymam. Wojna domowa odebrała mi wszystkich, których kochałem, a teraz mam na nowo w co wierzyć. Więc nie licz na moją pomoc.

-Ghrrr....jak sobie chcesz. Załatwię ci, że spotkasz swoich bliskich.

-Najpierw mnie pokonaj szwabku. Nie różnisz się niczym od ojca i dziadka. Tylko byś zdobywał nie licząc się z innymi.

-Zabiję cię, a potem stolicę!- nagle rozległ się strzał i dźwięk upadku. Obaj walczący spojrzeli na Węgra, który leżał w kałuży własnej krwi. Iganc trzymał mocno się za klatkę piersiową. Rainer przez chwile nie wiedział co się stało. Miasto wykorzystał okazję i chwycił cegłę i z całej siły uderzył go w tył głowy.

 Anton i Grisza wpadli na pomysł, aby zmylić przeciwnika. Rosjanin udawał, że pędzi prosto na budynek. Gdy Ignac wymierzył w niego Białorusin z ukrycia postrzelił go prosto w klatkę piersiową. Po pozbyciu się Węgra pobiegli na górę. Nim jednak wbiegli na szczyt natknęli się na Aleksieja. Chłopak wyglądał na poranionego i ledwo żywego. Schodził trzymając się mocno baryjerki.

-Nic ci nie jest?

-Nie. Ale lepiej już stąd chodźmy, bo zaraz zlecą się tu szwaby.

-Pomogę ci- Rosjanin wziął go pod ramię i razem uciekli z budynku.

 Po dotarciu do schronu i opatrzeniu ran Grisza poszedł do miasta. Niechciał by wszyscy jego bliscy cierpieli. Gdy wszedł do jego pokoju zobaczył, ze leżał na łóżku i przyciskał okład z lodem do czoła. Na widok kraju jego oczy wyrażały zdziwienie. Po chwili zmusił się do słabego uśmiechu.

-Czy coś się stało?

-Muszę ci...wydać rozkaz- wiedział, ze miasta od zawsze były sługami swych krajów. Zawsze to wykorzystywał na innych co go nienawidziły za komunę. Ale w przypadku tego konkretnego miasta nie chciał takiej relacji pan-sługa.

-Rozkaz? – Było słychać, że zasmuciła go ta nagła zmiana- Jaki panie?

-Masz opuścić ZSRR. Udaj się gdzie chcesz, ale tu nie możesz zostać. Jeśli cię dorwą to...

-Dobrze. Zrobię to co chcesz- Uśmiechnął się przyjaźnie. Grisza faktycznie nie był taki jak inni mówili. Nagle ku jego zdziwieniu kraj przytulił go. Dopiero po chwili odwzajemnił gest.

 Podczas pożegnania Grigorij czuł smutek, patrząc jak jego przyjaciel odjeżdża i zapewne się nie zobaczą w najbliższym czasie. Nie będzie nawet wiedział czy coś mu nie będzie zagrażać. Nagle miasto podeszło do niego i wtuliło się w niego

-Żegnaj towarzyszu Griszunia.

-Widzimy się pewnie dopiero po wojnie. Uważaj na siebie.

-O mnie się nie masz co martwić. Będę w dobrych rękach.

-A dokąd jedziesz?

-No...nieważne. Papa.- szybko powtórzył przytulas i pobiegł do samolotu.

__________

 Helena i Natalia miały tego dnia wolne. Po wczorajszej akcji pod Arsenałem, miały czas aby zebrać siły. Ich ciszę przerwało nagłe pukanie. Spojrzały na zegarek. Było znacznie za wcześnie aby to była Warszawa. Niepewnie sięgnęły po broń i Polka podeszła do drzwi.

 Powoli uchyliła drzwi i na widok przybysza upuściła broń. Od razu wróciły wspomnienia z dzieciństwa, gdy się z nim bawiła. Rzuciła mu się na szyję i przywitała wpuszczając do środka. Dawny Wołgograd wybrał Polskę za swoja kryjówkę, z powodu dawnej znajomości co prawda z malutka Helenką, ale jak stwierdził można odnowić znajomość.

-Co tu robisz? Podobno trwa bitwa o twoje miasto.

-No bo ja taki cenny, że pragną mnie zdobyć. A tak na poważnie to kazano mi uciekać, aby nie wpaść w te brudne szwabskie łapska. Więc pomyślałem, ze może mógłbym zostać u ciebie.

-Oczywiście. Musisz być zmęczony i głodny. Siadaj. 

-Już my się tobą zajmiemy - Natalia puściła mu oko.

 Już następnego dnia Aleksiej zaczął działać w Podziemiu, pomimo sprzeciwów dziewczyn ze względu na jego rany. Jako jedno z najważniejszych zadań mieli pomóc w przemycaniu dzieci z getta. Niemcy już od paru miesięcy likwidują ludność za murem.

 Razem udali się na tyły kamienic sąsiadujących z tymi w getcie. Będą już w piwnicach przesunęli parę skrzyń odsłaniając przejście na drugą stronę. Pojedynczo przeszli na drugą stronę, a tam zastali dwie żydówki z gromadką dzieci. Helena podała kobietą zamówione produkty i odebrali dzieci. 

 Po powrocie do pierwszej piwnicy podali dzieciom czyste ubrania i zaczekali na pojazdy. Do każdego brali po dwoje, czasami troje dzieci i przewożono je do opuszczonego dworku za Warszawą gdzie dawano im fałszywe dokumenty, uczono modlitw i rozwożono po całej Polsce.

 Gdy skończyli pozbierali poniszczone ubrania do worków i szli się już ich pozbyć.Nagle usłyszeli pukanie w skrzynie. Aleksiej odsunął je i wyszła za nich małą dziewczynka. Wyglądała na przerażoną.

-To mamy problem. Nie mamy już transportu i ubrań. Co mamy zrobić Hela?

-Nie możemy jej tak zostawić, ani odesłać.

-Może ja załatwię ciuchy.

-Dobry pomysł Tala. Ja zajmę się do tego czasu małą, a Alek pójdzie po coś do jedzenia.

-Jasne, ale co potem? Co z nią zrobimy?

-Najpierw zabierzemy ją do nas, apotem zgłosimy to do ŻEGOTY.

 Po powrocie do domu, przygotowali posiłek i kompie dla małej.Helena ułożyła małą w swoim łóżku i zaczęła śpiewać jej kołysanki z dzieciństwa. Przyjaciele stali w drzwiach z uśmiechem. Gdy mała usnęła i Polka weszła do salonu i zobaczyła ich przesłodzone uśmiechy.

-No co?

-Byłabyś dobrą mamą.

-Ale nie będę.

-Czemu?-Rosjanin się wyraźnie zdziwił taką odpowiedzią.

-Hela twierdzi, ze już nigdy się z nikim nie zwiąże, a już na pewno nie pokocha.

-Ha, to się jeszcze zdziwi. Mogę się założyć, że to się nie spełni.

-Obyś miał racje.

-Ja was słyszę.

_________

 III Rzesza wrócił po swojej porażce do kraju. Gdy tylko wszedł do domu to nikt, nawet Genevieve nie odezwała się, a ni nawet nie przytuliła. Widać było, że jest z nim źle. Złość jaka od niego była wyczuwalna odstraszała wszystkich.

 Na dodatek Andreas musiał złożyć mu raport świadczący o jego porażce w Afryce. On. Ten, którego wszyscy się bali, drżał na myśl o stanięciu oko w oko z własnym synem. Wstydził się tej porażki. Kolejnej już w jego życiu.

 Każdy z domowników wyczekiwał na krzyki dochodzące z gabinetu. Jednak minuty mijały, a nic się nie działo. Andreas wyczekiwał na wezwanie, ale ono również nie nadchodziło. To było nie podobne do Rainera. Odkąd stał się III rzeszą, gdy coś mu się nie udawało wpadał w gniew i krzyczał używając przemocy na wszystkich. Ale tym razem była tylko cisza. Cisza, która napawała wszystkich strachem.

 Po godzinie Rainer zszedł na dół i przyjrzał się wszystkim w milczeniu. Wydawał się na nadzwyczaj spokojnego. Jakby wyzbytego wszystkich emocji. Rozejrzał się po najbliższych i nagle na jego ustach pojawił się psychopatyczny, sadystyczny uśmiech.

-Oczekiwaliście, ze rozwalę cały dom ze złości? Już mi przeszło więc darujcie sobie ten strach. Zresztą rwa żałoba narodowa, za tych co polegli.

-Rainer ja...

-Chcesz przeprosić za porażkę tato? Nie musisz się przede mną płaszczyć. To jeszcze nie koniec. Więc nie waż się ponownie poddawać jak ostatnio. Potrzebuję cię tato.- jego głos był łagodny tak jak dawniej.

-Dobrze...

-Gdzie są moje córki? Chcę je zobaczyć.

-Zaprowadzę cię.- Genevieve była zupełnie jak nie ona. Wyglądała jak przerażone zwierzątko w pułapce. O dziwo Rainer łagodnie przywitał dziewczynki i zaczął się z nimi bawić.

-Uśmiech faktycznie pozwala oderwać się od rzeczywistości i nie daje zwariować.-Powiedział jakby sam do siebie. Madeleine i Ingrid wtuliły się w ojca.

-Ich liebe vati!-krzyknęły jednocześnie

 Po uporaniu się z rodziną udał się na spotkanie z tym durniem. Giuseppe już czekał w salonie obżerając się miskom spaghetti. Na widok rzeszy wstał na baczność i wykonał gest powitania podczas gdy z buzi wystawał mu makaron.

-Daruj sobie te powitanie. A teraz gadaj. Jakim prawem alianci przegnali cię z Afryki?

-No nie moja wina, ze byli silniejsi. Nawet twój ojciec ich nie powstrzymał.

-Kto to był?

-Słucham?

-Pytam. Jakie kraje skopały ci dupę?- powiedział przesłodzonym głosem. Włoszek tylko przełknął głośno swój posiłek

-No więc tak...Australia i jego siostra Nowa Zelandia. Był też Szkocja i Irlandia. No potem dołączył ten wstrętny Czech i Grecja. O i był też Norwegia.

-A Jack? Leonard? Gdzie oni są?

-Nie wiem...

-Kłamiesz!

-Jack w Londynie razem z Jennifer.

-Jak na tchórzy przystało. A Leonard? Gdzie on jest?!

-Nie wiem...Nikt nie wie.

-Nierób ze mnie debila! Gdzie ten Żabojad!?

-A co za różnica? On i tak jest teraz niczym więc na co ci on?

-To moja sprawa! A teraz gadaj, bo skończę z panowaniem nad gniewem.

-P...podobno...j...jest...

-Gdzie!?

-N...no...we F...Francji

-Was?...Was?!- Rainer chwycił go za koszulę i przygotował pięść

-Działa w ruchu oporu! Ale nie wiem czy to prawda. Może Genevieve lepiej się orientuje gdzie jest jej braciszek

-Masz nowe zadanie.

-O...a...ale fajnie...Hehe..yy...a co mam zrobić?-Strach w głosie Włoszka wywoła uśmiech na twarzy Rzeszy

-Masz mi przyprowadzić Leonarda. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz. Masz mi go dąć.

-T...tak..j...jest...

-A teraz zejdź mi z oczu. Wyprowadziłeś minie z równowagi i nie ręczę za siebie.

-Już mnie niema!-Włoch wybiegł przerażony z Sali zostawiając nazistę zupełnie samego

__________

 Węgier już przystąpił do ostatniej próby odzyskania inicjatywy na froncie wschodnim. Był przekonany, że jeśli tu się nie uda to koniec. Rainer przysłał mu mnóstwo czołgów. Ignac modlił się, aby to wystarczyło. Patrząc każdego dnia na pole walki stwierdził po czasie, że bitwa na Łuku Kurskim przejdzie do historii. Jeszcze nigdy nie było aż tak wielkiego starcia czołgów jak tu.

 Walki toczyły się nieprzerwanie. Grigorij i Anton dowodzili oddziałami pancernymi. Nie mogli przegrać. Od tego zależał los całego państwa sowieckiego. Jak na złość znowu walczą przeciwko Igacowi i kilku jego pachołkom.

 Rumunka i Bułgar stali wiernie przy swym dowódcy. Wszyscy w tych nazistowskich mundurach przyglądali się z daleka jak Tygrysy rozwalają wrogie wojsko. Widok masakrowanych sowietów wprawiał ich w dumę.

 Jedynie Słowacja nie była zainteresowana patrzeniem na jakieś tam czołgi. Rosa przyuważyła znudzenie towarzyszki i postanowiła dołączyć do niej. Rumunia i Słowacja były tu jedynymi kobietami, co niezbyt im się podobało.

 Po dość zabawnych rozmowach i popijaniu herbatki dopiero wzięły się za wypełnianie dokumentów. Nagle do środka wszedł Węgier. Spojrzał na Rosę dając jej jasno do zrozumienia, że ma wyjść. Dziewczyna tylko się ukłoniła i pobiegła sprawdzić co u Georgiego. Bułgar ja nudził, ale co miała zrobić.

 Gdy zostali sami Ignac zajął miejsce Rumunki i spojrzał na Słowację. Ta tylko zmierzyła go nienawistnym wzrokiem i wróciła do wypełniania dokumentów. Chłopak patrzył jeszcze przez chwilę w nią i postanowił w końcu się odezwać.

-Jak się czujesz?

-Zajebiście wiesz? Jak mogłeś mi to zrobić. Mogłam wrócić z Rainerem do Berlina, ale nie. Ty musiałeś mu powiedzieć, żebym została! I teraz muszę kolejne dni spędzać w tej dziczy i to z tobą!

-Właśnie dla tego chciałem abyś została. Chcę naprawić swój błąd.

-Hahaha. Dobre. Ciekawe niby jak? Jak wynagrodzisz mi to co się stało?

-Niechciałem tego...

-Nie chciałeś mnie zdradzić z inną? Nie chciałeś abym zaszła w ciąże? Czy może aby ją przerwała?

-Wszystkiego. To moja wina, ze straciliśmy dziecko

-Mówisz to pierwszy raz. Ale ja i tak mam to gdzieś. Już mi przeszło. Nie kocham cię.

-Nadal nie umiesz kłamać

-Zamknij się! Nie mam zamiaru ci przebaczyć. Więc spadaj!

-Wiesz, zenie odpuszczę. Będę walczył o ciebie.

-Powodzenia.

 Następnego dnia Lucie zbudził głośny wybuch. Nim zdążyła cokolwiek zrobić do środka wbiegł Węgry.

-Ubieraj się!

-Co się dzieje?

-Atakują nas. Są już blisko, więc zbieraj się.

-Dokąd idziemy? Ignac gdzie idziemy?

-Ty lecisz do Berlina. -na te słowa upuściła walizkę.

-Jak to ja lecę? A ty?

-A więc się martwisz?

-Nie! Tylko pytam.

-Zostaję. To moja bitwa.

 Chłopak chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę lasu gdzie już czekała Rosa. Gd dotarli do lasu Węgier dał im torbę z dokumentami dla Rzeszy i powiedział gdzie mają biec. Nim jednak dał im iść chwycił Lucie i pocałował tak jakby to było pożegnanie. Dziewczyna nie chciała go wypuścić z objęć, ale jej towarzyszka ją odciągnęła i poprowadziła w głąb lasu.

 Dziewczyny biegły przed siebie, a w oddali słyszały tylko wystrzały z dział czołgów. Słowacja cały czas była jakby nie obecna i myślami była przy ukochanym. I pomyśleć, ze jeszcze wczoraj była  wredna, a dziś zrobiła by wszystko by był przy niej.

 Nagle rozbrzmiały się starały. Dziewczyny padły na ziemię i nasłuchiwały gdzie są wrogowie. Nagle Rumunia zrobiła coś czego Słowacja nie mogła pojąć. Szepnęła cicho aby leciała do samoloty i pobiegła w przeciwna stronę z pistoletem. Lucia gdy tylko żołnierze pobiegli za Rosą pobiegła na złamanie karku do samolotu. W oddali słyszała tylko starały.

__________

 W całym Rzymie panował dzisiaj spokój. Giuseppe i kilka jego miast oraz Watykan spędzali w swoim towarzystwie rozkoszując się ich ulubionym posiłkiem jakim był makaron. Włoszek cały czas dawał do zrozumienia co ma zamiar z nimi porobić po posiłku.

 Nagle do Sali wpadł służący ze strachem w oczach. Włoszek z początku go ignorował mając nadzieje, ze ten wyjdzie. Jednak on nadal czekał aż jego pan wysłucha tego co ma do powiedzenia. Pozostali również byli ciekawi o co chodzi.

-Eh no mów.

-Panie! Pański więzień zniknął z celi. Dziewczyna uciekła z wyspy. – Na te słowa Giuseppe zbladł i wyglądał tak jakby miał zaraz zemdleć.

 Doskonale wiedział o kogo chodzi. Wszyscy zebrani wiedzieli. Giuseppe parę lat temu doczekał się córki. Matka bardzo starała się ukryć dziewczynkę, lecz w końcu ja odkrył. Z obawy przed utrata władzy uwięził dziecko w celi klasztornej na wyspie, a matkę zabił. Jeśli ona uciekła to mogła trafić do aliantów, a oni zrobią z niej Nowe Włochy. O nie do tego nie mógł dopuścić.

-Macie ją znaleźć! Wszyscy! Jeśli dorwą ją alianci będzie po mnie.

-Wybacz, ale to będzie szukanie igły w stogu siana.- stwierdził Watykan

-Mam to gdzieś! Ona ma wrócić do celi! A i jeszcze jedno. Rainer nie może się dowiedzieć, ze jej nie zabiłem od razu. Bo mnie ukatrupi. Zwłaszcza, ze miałem szukać Francji, zamiast się obijać.

Popołudnie spędził z Mussolinim. Nagle usłyszeli walenie do drzwi. Nim zareagowali do środka wpadli uzbrojeni włoscy żołnierze obwieszczając koniec faszystowskiej dyktatury. Gdy jego przywódca został skuty w wyprowadzony Giuseppe jakby nigdy nic rozsiadł się wygodnie na kanapie.

-Pan również jest aresztowany.

-Przypomnę wam, że nadal jestem krajem. Teraz będę po prostu Włochami, zamiast faszystowskimi Włochami.

-Nic z tego padre.- Do pomieszczenia weszła podobna do niego z wyglądu młoda kobieta o krótkich ciemnych włosach. -teraz to ja jestem Włochami, a ty odpowiesz za swoje zbrodnie przeciwko narodowi razem z Mussolinim

-Chiara? Córeczko jak możesz tak tatusia traktować?

-Zabiłeś mamę, a mnie wtrąciłeś do celi. Zawsze gdy mnie odwiedzałeś musiałeś mi uświadamiać jakim jestem zerem. Lecz tym razem to ja ci coś uświadomię. Teraz to ty jesteś zerem.

-Ty mała suko!

-Milcz Giuseppe. W twojej obecnej sytuacji głupota jest drzeć mordę.

-Ty?! Niech no tylko Rainer cię dorwie Żabo!

-Nie boję się go. Czekam na nasze spotkanie. -Leonard wyglądał jak nie on. Jego oczy były podkrążone, a cera ziemista. Miał na sobie podniszczony francuski mundur do którego był przyczepiony Żelazny Krzyż należący do Hansa. Spod czarnego beretu wystawały włosy opadając mu na czoło i kark w nieładzie. A twarz zdobił kilku dniowy zarost.

-Głupiec! Zapłacicie mi za to! Jeszcze pożałujecie!

-Zabrać go.-Głos Francji był pozbawiony emocji, pusty i zimny jak stal.

-Nie! Niewolno wam mnie tknąć! To ja tu żądze!- jego żałosne krzyki stawały się coraz cichsze, aż nie umilkły na dobre.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro