6. Avril

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Avril miała przed sobą przygotowania do kolejnego pokazu i wiedziała, że w ferworze pracy szybko zapomni o Robercie i wróci swymi myślami, sercem i rozumem na właściwe tory.

Przed nią była ostatnia prosta i musiała się skoncentrować. Na szczęście miała u swego boku Blankę, która kontrolowała budżet oraz Marka, który zajmował jej drugą połowę dnia i noce. Te były długie i namiętne, a Robert tylko chwilami był w jej głowie. A może cały czas? Czasami miała wrażenie, że te upojne chwile, które spędzała z Markiem nic jej nie pomagały,
a przecież tak bardzo chciała widzieć tylko ich wspaniałą przyszłość. Przez to całe zamieszanie nadal mu nie zaproponowała, aby wprowadził się do niej na stałe, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. Przecież i tak mieszkali u niej.

Bywały jednak i takie chwile, gdy budziła się w środku nocy lub nad ranem, patrzyła w ciemność i miała tego drugiego przed oczami. W tych chwilach myślała o Robercie, chociaż nie powinna. W dzień o nim zapominała.

Ciężko pracowała i trzymała się wyznaczonego harmonogramu. Uwielbiała odhaczać po kolei poszczególne punkty, jako zrealizowane, wszystkich goniła do pracy i przepytywała z realizacji zadań poszczególne zespoły, które zwoływała na krótkie, szybkie narady. Działała jak trybiki szwajcarskiego zegarka.

Dziewięć dni przed pokazem w jej biurze zjawiła się niezawodna Bebe Shame i jej prawa ręka, Tomy. Avril współpracowała z nimi od trzech lat. To oni dogrywali wszystkie szczegóły pokazów i mieli w tym niebywałą wprawę. Uwielbiała z nimi pracować.

Bebe Shame było o rok starsza od Avril, a jej pseudonim był doskonale znany w świecie mody. Była wysoką, smukłą pół-Azjatką. Jej matka pochodziła z Japonii, a ojciec był Finem. Nic więc dziwnego, że sama Bebe była przepiękną kobietą. Miała delikatnie skośne oczy, ciemne proste włosy i piegi na nosie. Była rozpoznawaną w świecie modelką, ale jakiś czas temu założyła własną firmę i zajmowała się organizacją pokazów mody. Gdy nie było w pobliżu Avril, to ona miała ostateczny głos przy podejmowaniu wszystkich decyzji dotyczących pokazu.

Tomy był ich wsparciem, niesamowitym fachowcem i gejem, który doskonale wpisywał się w modowe środowisko.

Dlatego, gdy tylko stanęli w drzwiach, Avril przywitała ich z otwartymi ramionami. Byli jej bardzo potrzebni na tym ostatnim etapie przygotowań do pokazu i ufała im całkowicie. Najwyższy czas, by wkroczyli do akcji.

– Proszę, siadajcie! – zaproponowała im uradowana i wskazała stojące w rogu dwie kanapy w stylu chesterfield w kolorze czerwonego wina. Pasowały idealnie do jej fotela przy biurku. – Napijecie się czegoś?

– Z chęcią – odparła Bebe. – Myślałam, że droga z lotniska nigdy się nie skończy.

– Skąd wracacie? – zainteresowała się Avril.

– Tym razem z Londynu – odezwał się Tomy, siadając obok Bebe na kanapie. – Wcześniej był Mediolan i Florencja, ale sama wiesz, że to i upojne i wykańczające – powiedział i machnął wyszukanym gestem w powietrzu.

Tak, Avril doskonale wiedziała, jak taki maraton modowy może wykończyć. Nie raz jeździła do Mediolanu na pokazy mody i taki tydzień był po prostu szalony.

– Przynajmniej macie świeże pomysły w głowie i chętnie zobaczę co zaplanowaliście.

– Oj tak, myślę, że będziesz zadowolona! – oznajmiła Bebe z czarującym uśmiechem na twarzy.

– W takim razie zawołam Blankę i będziemy mogły podpisać kolejny kontrakt i przystąpić do pracy. Na popołudnie przygotowane mamy próby z modelkami – oznajmiła, kierując się do biurka. Sięgnęła po telefon, aby zadzwonić do przyjaciółki.

Trzymała słuchawkę przy uchu i czekała. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Zaczęła się niecierpliwić. Szósty.

Odetchnęła, gdy w końcu odebrała.

– Avril... – usłyszała cichy głos przyjaciółki.

– Blanka, co się dzieje... – zapytała zaniepokojona nutą cierpienia, którą wychwyciła w jej głosie.

– Mam skurcze... Pomóż...

Avril nie czekała.

– Coś się dzieje! – krzyknęła tylko do Bebe i Tomy'ego i pognała ile sił w nogach do gabinetu Blanki. Ten na szczęście był niedaleko. Wpadła tam i od razu dopadła do przyjaciółki, która opierała się jedną dłonią o biurko, a drugą podtrzymywała brzuch.

– Boli... – jęknęła Blanka i drżącą dłonią podała Avril telefon. – Mój lekarz powiedział, abym przyjechała do jego kliniki. Zawieziesz mnie? Sama nie dam rady.

– Oczywiście. Nigdzie bym cię samej nie puściła! – powiedziała, patrząc w ciemne jak czekolada oczy Blanki. Obie czuły to samo. Strach, przerażenie i upływający czas.

W tym momencie do gabinetu wpadli jeszcze asystenci Blanki i Bebe z Tomym.

– Zadzwońcie do męża Blanki, że jedziemy do kliniki – poleciła jednej z asystentek Avril
i podtrzymując Blankę z jednej strony, ruszyła z nią do windy. Tomy podszedł i podtrzymywał ją
z drugiej strony, a Bebe, sprytna i ogarnięta, zgarnęła z biurka Blanki jej torebkę i pobiegła za nimi.

– To za wcześnie, Avril... – panikowała Blanka i pociągała nosem. – Nie chcę jeszcze rodzić...

– Damy radę, kochana – wspierała ją na duchu Avril, chociaż bała się chyba bardziej niż przyjaciółka. Jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji. Zupełnie nic nie wiedziała o porodach!
I, cholera, gdzie był Adam! Miał dzisiaj wrócić!

Mąż Blanki wyjechał na delegację, a ona przez dwa dni spała w domu przyjaciółki, aby jej pilnować. Po pracy szły na zakupy, kolację w restauracji, a wieczorami urządzały sobie pokaz filmów, bawiły się i śpiewały jak wariatki. Miała tylko nadzieję, że nie nadwyrężyła samopoczucia Blanki i że to nie przez nią teraz tak cierpi.

Zjechali windą do holu. Tu czekała już zaalarmowana wcześniej ochrona i torowali im drogę na zewnątrz, prosto do taksówki, która na nie czekała.

– Szybko, do kliniki Santa Maria! – krzyknęła do kierowcy Avril. – Płacę podwójnie.

– Plus wszystkie mandaty.

– Do cholery, tak! Tylko jedź już!

Ruszyli dosłownie z piskiem opon. Blanka oddychała płytko i szybko, a Avril wpatrywała się w jej twarz i trzymała ją za rękę. Ileż by dała, aby były już na miejscu!

Nagle w torebce Blanki, którą Bebe w ostatniej chwili zawiesiła Avril na skos przez tułów, rozdzwonił się telefon. Zaczęła w niej grzebać. Znalazła telefon i odebrała.

– Avril – usłyszała głos Adama – co z Blanką?

– Jadę z nią do szpitala!

Chciała jeszcze coś dodać, ale Blanka wyrwała jej słuchawkę.

– Gdzie ty, kurwa, jesteś! – zawołała przez łzy Blanka – Miałeś być rano! – dodała i upuściła telefon, gdy złapał ją kolejny skurcz.

Avril ściskała rękę przyjaciółki, a drugą odszukała telefon.

– Adam! – zawołała go.

– Jak tylko się czegoś dowiesz, dzwoń do mnie.

– Oczywiście...

– Ja jadę na lotnisko i będę lądował w Nowym Jorku za jakieś dwie i pół godziny, jak dobrze pójdzie. Robert już jest w drodze i niedługo tam powinien być. Zaopiekuje się wami.

Jej serce zamarło.

– Robert? – wyszeptała. – Po cholerę nam Robert! – Po chwili zreflektowała się i umilkła. Nie powinna niepokoić Blanki. Rzuciła tylko szybko do telefonu: – Oddzwonię, gdy dotrzemy do szpitala!

Rozłączyła się.

Przytuliła Blankę do siebie i tak wtulone w siebie dotarły pod szpital. Sanitariusz w wózkiem już czekał. Pomógł im wysiąść z auta, posadził Blankę na wózku i od razu wjechali windą na trzecie piętro, prosto na oddział ginekologiczny.

– Co ile są skurcze? – zapytał, podchodząc do nich lekarz.

Był w średnim wieku, przystojny i wysportowany i Avril miała nadzieję, że zna się na rzeczy, a nie tylko na tym, jak dobrze wyglądać.

– Nadal co pół godziny, a w zasadzie... nie wiem... Nie zmieniło się nic. Tylko... – Blanka musiała odetchnąć. – Tylko mam wrażenie, że brzuch jest bardzo twardy.

– Dobrze, zabieramy cię na oddział. Damy radę, nie z takimi problemami sobie radziłem.

Avril nieśmiało poczłapała za nimi. Stanęła z boku, gdy położono Blankę na łóżku i podano jej zastrzyk, a potem podłączono do kroplówki. Lekarz usiadł przy łóżku i przez chwilę badał jej brzuch. Potem przysunął urządzenie stojące obok.

USG! – stwierdziła odkrywczo Avril i podeszła bliżej.

– Jak się pani czuje? – zapytał kontrolnie lekarz.

– Lżej, ale nie wiem, co mnie tak odprężyło, leki czy świadomość, że jestem w szpitalu.

Lekarz uśmiechnął się. Posmarował żelem odsłonięty brzuch Blanki i przyłożył do niego głowicę urządzenia. Czarno-biały obraz na monitorze ruszał się, a on badał, sprawdzał i zaznaczał coś. Avril podeszła jeszcze bliżej do łóżka i ujęła dłoń Blanki. Wpatrywała się w monitor. Nie rozróżniała tych kształtów, ale była pewna, że Blanka i lekarz wiedzą na co patrzą.

– Nie widzę niczego niepokojącego – odezwał się po chwili mężczyzna i dodał: – Zbadam jeszcze panią ginekologicznie, a panią... tu dokładnie zmierzył wzrokiem Avril – ...panią zapraszam do poczekalni.

Avril poczuła się jak intruz. Była tu, podglądała i została nagle odkryta.

Spojrzała na przyjaciółkę. Blanka skinęła jej głową.

– Zadzwoń do Adama – poprosiła.

– Dobrze... – wyszeptała jak grzeczna uczennica.

– Gdyby pan Lennox pytał, to proszę mu przekazać, że stan jego żony zdecydowanie się poprawia. Oddzwonię do niego, gdy skończę badania – rzucił w jej stronę lekarz. Niestety, musiała wyjść na korytarz, gdyż jedna z pielęgniarek podeszła i wyprowadziła ją.

Avril, stojąc na korytarzu poczuła się bezradna, bo niewiele potrafiła jej pomóc. Czuła się
w tej sytuacji bezużyteczna. Miała torebkę Blanki i jej telefon.

Drżącą dłonią odblokowała ekran i wybrała numer Adama.

– I co? – zapytał od razu.

– Właśnie lekarz ją bada. Podał jej leki i powiedział, że jest lepiej.

– Co dokładnie powiedział?

– Że jest lepiej... – wydukała, bo nie potrafiła nic więcej dodać.

– Tylko tyle?! – zirytował się Adam.

– Wyprosili mnie, ale powiedzieli, że będą mnie o wszystkim informować i zadzwonią do ciebie.

– Kurwa!

– Pomagają jej przecież... Nie wiem, co chcesz jeszcze wiedzieć!

– Przepraszam Avril... jestem zbyt nerwowy. Dziękuję, że z nią jesteś.

– Jest moją przyjaciółką. Nie zostawię jej.

– Tym bardziej ci dziękuję.

Zapadło milczenie. Avril słyszała oddech Adama w słuchawce. Żadne z nich nie chciało przerywać połączenia.

– Będzie dobrze... – powiedziała po chwili. – Lekarz zadzwoni do ciebie, jak skończy ją badać. Obiecał mi.

– Dobrze... Dzwoń do mnie, jak czegoś się dowiesz. Do lądowania zostało mi ponad półtorej godziny.

– Czekam na ciebie w szpitalu, Adamie. Nigdzie się nie wybieram.

– Przyjadę – westchnął niepocieszony. – Muszę tam z nią być.

– Wiem.

– Do zobaczenia – szepnął i rozłączył się.

Avril czuła, że jest mu ciężko i z trudem mówi. Pewnie oddałby wiele, aby móc tu być.

Schowała telefon do torebki Blanki, którą nadal miała przy sobie i podniosła wzrok w chwili, gdy z windy na korytarz wybiegł Robert. Patrzyła w niego jak sroka w gnat i nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Na twarzy miał lekki zarost i było widać, że jest bardzo przejęty. Był
w granatowym garniturze, a biała koszula była rozpięta pod szyją. Krawat zwisał z kieszeni marynarki. Wyglądał zadziornie i seksownie.

– Avril! – krzyknął do niej. Podszedł szybko i z zainteresowaniem i troską zapytał: – Co z Blanką? Gdzie lekarz?!

Wpatrywał się w nią intensywnie swoimi niebieskimi oczami, oczekując odpowiedzi. Obaj bracia Lennox, Adam i Robert, mieli taki sam kolor oczu. Niebieski, piękny, a teraz tak intensywny i ciemny, jakby szalała w nich burza.

– Spokojnie, właśnie wyszłam z sali zabiegowej.

– Co u niej?! – dopytywał rozemocjonowany.

– Jest lepiej i nic jej nie grozi – odparła powoli. Delikatnym tonem głosu łagodziła niepokój Roberta. – Lekarz obiecał, że za chwilę przyjdzie.

Robert odsunął się o krok. Jedną rękę położył na biodrze, a drugą potarł twarz. Wyglądał, jakby zbierał rozbiegane myśli i próbował ochłonąć. Avril wpatrywała się w niego, a jej serce biło głośno i szybko. Widziała go w wielu sytuacjach, ale nie w takiej, gdy strach, troska i obawa, wszystko to malowało się na jego twarzy. Podszedł do ściany i oparł się o nią plecami.

– Cholera! – powiedział cicho.

– Nie martw się, jest pod dobrą opieką – pocieszyła go nieśmiało i podeszła bliżej do niego. – Wszystko będzie dobrze.

Z niedowierzaniem pokręcił głową.

– Ty tego nie rozumiesz, Avril! – zdenerwował się.

Usłyszała w tonie jego podniesionego głosu pretensje.

Zszokował ją tym zachowaniem! Tego się nie spodziewała.

----------------

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro