20. AVRIL

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


AVRIL 20

Od kilku dni Avril była tak zapracowana, że momentami zupełnie traciła poczucie czasu. Gdyby nie jej sekretarka, Maria, pewnie zapomniałaby o lunchu. Pracowała dzisiaj jak jakiś robot: przymiarki, setki decyzji i analizy sprzedażowe i zorientowała się, że jest już późne popołudnie w chwili, gdy do jej gabinetu wszedł Mark.

– Czy mogę porwać cię na kolację? – zapytał zadowolony i podszedł do niej.

Avril uśmiechnęła się na jego widok. Był radosny, a szczęście wprost emanowało od tego mężczyzny. Z przyjemnością wtuliła się w niego. Bezpieczne ramiona Marka objęły ją, a ich usta złączyły się w czułym pocałunku. Całe jej życie i myśli od prawie dwóch tygodni ukierunkowały się tylko na niego i na stworzenie z nim rodziny. Po prostu stojąc nad łóżeczkiem małego Chrisa stwierdziła, że największą przeszkodą w ich związku jest antykoncepcja. Gdyby nie to, ich życie pewnie diametralnie by się zmieniło.

Westchnęła w jego usta i już miała na niego ochotę. Mogliby zamknąć się tu w jej gabinecie i trochę się zabawić. Kto wie, co by z tego wyszło?

– To jak? – zapytał Mark odrywając od niej swoje wargi.

– Co jak? – dopytała trochę zaskoczona. Wpatrywała się w jego oczy, twarz, usta i czuła, jak rozlewa się w niej to ciepłe uczucie miłości.

– Kolacja – powtórzył swoją propozycję, uśmiechając się szeroko. Ewidentnie był zadowolony z tego, że tak bardzo zapomniała się i zagubiła w tym ich pocałunku. – Zabierz torebkę, kochanie. Zapraszam cię na kolację, a potem zaraz do domu.

– Z tobą? Zawsze – odparła szybko przytomniejąc.

– Taką miałem nadzieję – ucieszył się Mark.

Pogładziła dłońmi po jego ramionach i pocałowała go jeszcze raz.

– Dzień zapowiadał się tak zwyczajnie, a ty przychodzisz i robisz mi taką niespodziankę – stwierdziła z zadowoleniem. Uwielbiała, gdy Mark po nią przyjeżdżał.

Odwróciła się, podeszła do biurka i dodała:

– Lubię, gdy tak spontanicznie zmieniasz moje plany – spokojnie zaczęła składać papiery.

– A jak powiem, że mam dla nas stolik w Clockpunk?

Avril spojrzała na niego z zachwytem. Clockpunk była wspaniałą restauracją w jej ulubionym stylu steampunk. Uwielbiała tam spędzać wieczory. Wiedziała, jak trudno tam o stolik, więc od razu zapytała:

– Czy my coś świętujemy?

Mark roześmiał się. Ewidentnie był z czegoś zadowolony. Sięgnął ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i powiedział:

– Nie uwierzysz, co znalazłem w swojej poczcie! Zaproszenie dla naszej dwójki od Nevilla Shawdena.

Avril ze zdziwienia uniosła brew i wpatrzyła się zaskoczona w Marka.

– Od Nevilla?

– Dokładnie. Jedziemy za niecałe trzy tygodnie na Florydę.

– Nie, nigdzie nie jadę – oświadczyła zdecydowanie i odsunęła się.

– Dlaczego? Myślałem, że się ucieszysz? – powiedział zdziwiony.

Zdecydowanie zaprzeczyła ruchem głowy. Po tym co przeżyła ostatnio w Crystal Dynamic, nie miała zamiaru wracać do tego typu rozrywki. Poza tym Nevill był przebiegłą bestią i zdecydowanie wolała go unikać i trzymać Marka z dala od niego.

– Doszłam do wniosku, że to nie moje klimaty – odparła szybko i była to raczej prawda. Może pewne rzeczy jej się podobały, lubiła patrzeć na ładne, gorące sceny, ale większość obrazów nie była w jej guście i wcale nie musiała oglądać całujących się i bzykających się facetów lub scen uległości.

– Nie podobało ci się na przyjęciu? Przecież mówiłaś, że było fajnie...

– Bo był Maroon 5.

Mark podszedł i ujął ją za ramiona.

– Myślałem, że byłaś zadowolona, a ja przez cały czas żałowałem, że nie było mnie tam z tobą. Chciałem jakoś ci to wynagrodzić, przyjmując to zaproszenie.

– Możemy iść na tysiące innych normalnych przyjęć tu, w Nowym Jorku. Tam było za dużo ekstremalnego seksu... – wtrąciła.

– Ale ty jesteś ekstremalna – podkreślił zadowolony. – I lubisz ostrą jazdę w łóżku. Lubisz to przecież Avril...

Zdziwiona wpatrzyła się w Marka. Czy faktycznie tak ją postrzegał? Czy to co lubiła, było dla niego czymś ponad normę?

– Jesteś jak dzika kocica – kontynuował z żarem w oczach. – Nie spotkałem jeszcze takiej kobiety jak ty i... I chciałem... Chciałem... – zaczął wyjaśniać, ale nagle zabrakło mu słów.

Ona jednak stała przed nim i nie była w stanie odezwać się. Więc była dla niego zbyt dzika? Co miała powiedzieć? Myślała, że mu to odpowiada i podoba mu się. Przecież nie robiła tego na siłę. Taka była.

– Chciałem, abyśmy spędzili kilka dni razem w innym klimacie i chciałem zabawiać się z tobą tak, jak lubisz.

Tylko czy on to lubił?

Miała wrażenie, że w jego oczach jest niewyżyta kocicą, a on próbuje ją zadowolić. Nie czuła się tak. Myślała o sobie raczej jak o zdrowej kobiecie lubiącej seks, a nie jak o kimś, kto przekracza niepisane normy.

– Tak, lubię to wszystko, ale z tobą – szepnęła cicho.

Mark uśmiechnął się delikatnie, przysunął się i objął jej policzek dłonią.

– Chciałem tego dla nas. Nie ekstremalnego seksu, który oferuje firma Nevilla, nie szaleństw i eksperymentów, ale nas szczęśliwych na słonecznej Florydzie i w pięknym otoczeniu tego ekskluzywnego kompleksu. Ale jeżeli nie chcesz... – urwał i objąwszy ją w tali, mocno przytulił do siebie. – Możemy tam nie jechać. Po prostu powiedz, gdzie chcesz spędzić weekend?

Avril zrobiło się głupio. Mark starał się, kochał ją i chciał ją uszczęśliwić, a ona tak egoistycznie podeszła do tego wyjazdu.

– Mam w planach tylko twoje szczęście – dodał zachęcająco.

Więc myślał o niej i planował ich szczęście. Jej cały tok myślenia zatrzymał się na tym jego ostatnim zdaniu. Patrzyła na niego oczarowana i z niedowierzaniem, szukając jakiejś głębszej myśli w tej jego wypowiedzi. Planował, myślał o niej i chciał ją uszczęśliwić. Nagle poczuła ciepło i ogarniające ją szczęście. Planował? Co planował? Chciał gdzieś wyjechać, nalegał... Ależ była głupia! Skoro Mark tak nalegał, to faktycznie coś... planował. Może to właśnie ten wyjazd i ten moment będzie tym, czego tak chciała. Marzyła przecież o oświadczynach w jakimś egzotycznym miejscu.

– Możemy jechać gdziekolwiek – odparła. – Do szczęścia wystarczysz mi tylko ty.

Mark od razu pocałował ją namiętnie. Ciepło i stanowczość jego ust rozbudziły jej zmysły. Objęła go i rozkoszowała się tym pocałunkiem, który z każdą chwilą był bardziej intensywny i pełen pasji. Koncentrowała się na tej chwili i na swych pragnieniach.

– Chyba nie brałem cię jeszcze na tym biurku – powiedział i zadarł do góry jej spódnicę.

– Jeszcze nie... – wyjąkała z trudem, gdy usłyszała te słowa.

Szybko pozbyli się jej bielizny i już siedziała na blacie i rozpinała jego spodnie. Całowała go i uśmiechała się.

– Jakim cudem jeszcze tego tu nie robiliśmy? – spytała z drżeniem w głosie.

– Jeszcze chwila i nadrobimy wszystko – odparł tracąc oddech, gdy jego członek dotknął jej wzgórka łonowego. Przesunął się niżej w to miejsce, które było gorące i wilgotne. Drugą ręką objął jej pośladek i pchnął.

Ich jęki zawibrowały w powietrzu.

– Jesteś cudowna...

– Tak...? – pytała, a potem wzdychała zadowolona, gdy wciskał się w nią. Chciała, aby to on władał tą chwilą i jej ciałem. Oddała się namiętności.

Nie dotarli do Clockpunk na kolację. Może by zdążyli, ale zadzwoniła do nich Blanka i kazała im przyjeżdżać od razu do siebie. Miała podobno wieści, które musiała im przekazać, obiecała przyjemny wieczór, kolację i to, że Avril będzie mogła zająć się Chrisem.

Weszli do przestronnego i jasnego salonu Lennoxów, a ona prawie oniemiała. Adam i Robert siedzieli w fotelach na przeciwko siebie, a na piersi Roberta leżał mały Chris. Taki kłębuszek! Jego główka spoczywała na ramieniu Roberta na pieluszce, a on położył swoją wielką dłoń na pleckach bratanka i delikatnie je masował. Drugą dłonią podtrzymywał maleństwo od dołu. Wydawało się to takie naturalne, jakby przytulał swoje własne dziecko.

Mimo że mężczyźni rozmawiali nie ściszając głosów, ona podeszła ostrożnie do Roberta, przykucnęła z boku i przyglądała się spokojnej i zadowolonej twarzyczce Chrisa. Był taki cudowny. Jej serce było przepełnione miłością do tego małego człowieczka. Podniosła wzrok i napotkała badawcze spojrzenie Roberta. Śledził ją uważnie swoimi niebieskimi oczami. Były piękne, a intensywność jego spojrzenia dosłownie ją poraziła. Poczuła skurcz żołądka i na chwilę wstrzymała oddech. Nie rozumiała, jak jedno jego spojrzenie mogło tak rozpalać jej ciało.

Tymczasem Mark przywitał się z Adamem i bardzo ucieszył się na widok Roberta. Wymienili uprzejmości i Mark usiadł z nimi.

– Dostałem zaproszenie od Nevilla na weekend na Florydzie – pochwalił się.

Avril aż wstała. Nie spodziewała się, że ich wycieczka stanie się od razu przedmiotem rozmowy.

– Uuu... to będzie niezła zabawa – podsumował Adam.

– Floryda to podobno cały kompleks hotelowy, ekskluzywna wioska z mnóstwem atrakcji. Faktycznie, to bardzo ciekawe miejsce – dodał Robert i zerknął na nią.

Avril poczuła ciepło na policzkach. Sama nie wiedziała, dlaczego się tak zawstydziła. Może dlatego, że dla niej i dla Roberta słowo „atrakcje" wiązało się jednoznacznie z tym, co razem zrobili w klubie Nevilla.

– Tak właśnie słyszałem, że to duży i wspaniały kompleks rekreacyjny. Przyda nam się trochę odpoczynku – rzucił niedbale Mark.

– O, zapewne – dodał Robert.

Powiedział to lekko i niewinnie, poklepując delikatnie Chrisa po pleckach, ale ona wyczuła w jego głosie powątpiewanie. Czuła, że chce jej dokuczyć. Mogłaby go zapytać o co chodzi, mogłaby się z nim pokłócić i głośno oponować, ale nie chciała, aby przy okazji wyszło na jaw coś innego. Wprawdzie Robert nie zdradziłby ich tajemnicy i to bardziej ze względu na swoje małżeństwo niż na nią, ale nie chciała ryzykować.

– Kiedy wyjazd? – zagadnęła Blanka podając im drinki.

– W następny weekend – odparł zadowolony Mark. – Lecimy w piątek po południu.

– Za dwa tygodnie?! – zdziwiła się Blanka i wpatrzyła się w Avril. – Trochę będzie to kolidowało ze chrzcinami. Chcieliśmy zrobić je właśnie za dwa tygodnie, aby załatwić już tę sprawę.

– Nie czarujmy. – Tym razem odezwał się Adam. – Chodzi głównie o to, aby Ewa nie wtrącała się już w nasz wybór i nie wyprowadzała nas z równowagi.

– Właśnie o tym chciałam z wami porozmawiać, gdy po was dzwoniłam – dodała Blanka. – Ustaliliśmy termin chrzcin na sobotę za dwa tygodnie.

– O! – westchnęła Avril zaskoczona, ale w głębi ducha bardzo się ucieszyła. Nie będzie musiała lecieć na Florydę.

– Na razie ukrywamy przed moją matką ten termin. Niech myśli, że to za dwa-trzy miesiące. Boję się, że Ewa jest gotowa na siłę sprowadzić moją kuzynkę z końca świata, byle postawić na swoim.

– Adam mówi, że dzieci przejmują cechy po rodzicach chrzestnych, a Lora uwielbia niebezpieczeństwo, broń i poniewieranie przestępcami. Zdecydowanie nie chciałabym kogoś takiego dla mojego dziecka – wyjaśniła Blanka siadając przy mężu.

– To polecimy dzień później. Sobota wieczór to dobry termin – zaoferował nagle Mark i dodał: – Zmienię termin wylotu na biletach.

Avril spojrzała na Marka. A już miała nadzieję, że uda jej się uniknąć tego wyjazdu. Co miała zrobić? Jak się zachować?

– Stracimy połowę weekendu – zaoponowała i zaraz dodała. – Oddaj bilety, możemy wziąć samolot mojego ojca.

– Wiesz, że to nie wchodzi w grę...

Skinęła głową ze zrozumieniem.

– Dobra decyzja, Mark! – Adam poklepał go po ramieniu. – Też bym nie chciał od teścia takiej przysługi.

Avril wiedziała, że to nie byłaby przysługa, bo samolot ojca wykorzystywała nieraz z bardziej błahych powodów, ale Mark nie potrafił i nie chciał takich przywilejów. Latali więc pierwszą klasą lub klasą biznesową linii rejsowych. Nie dyskutowała już więcej, zgodziła się na jego propozycję. Jak mogłaby z nim tam nie lecieć, skoro tak bardzo tego pragnął? Nie potrafił sobie wybaczyć, że ostatnio nie był z nią i że nie widział tych wszystkich ekscesów, o których mu opowiadała.

– Sprawdzę od razu, na kiedy da się przełożyć lot – odparł Mark i wstał ze swojego miejsca.

– Tylko nie rozmawiaj zbyt długo, kolacja już gotowa i za chwilę siadamy do stołu – zawołała za nim Blanka, gdy odszedł na drugi koniec salonu.

Avril usiadła na jego miejscu w fotelu i od razu tego pożałowała. Robert siedział naprzeciwko niej. Właściwie zsunął się i leżał w obszernym, wygodnym fotelu i zajmował się bratankiem. Widziała jednak, jak całą swoją uwagę koncentruje na niej. Odwróciła więc głowę w bok i zwróciła się do Blanki i Adama.

– Mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić.

– Ja też, ale na wszelki wypadek zadzwonię jeszcze jutro do księdza i do restauracji. Zapytam, czy uda się przesunąć wszystko na piątek na wcześniejsze godziny.

– Na piątek? – zdziwił się Adam.

– Tak, może nawet na godziny południowe – potwierdziła mężowi Blanka i jeszcze dopytała: – Możesz zmienić grafik?

– Dla ciebie wszystko – odparł, uśmiechając się do niej i wpatrując się w Blankę jak sroka w kość.

– Robercie, a ty dasz radę na piątek?

– Nie ma sprawy, będę miał dłuższy weekend.

– W takim razie załatwione – ucieszyła się Blanka i zawołała: – Mark, nie dzwoń na razie! Zaszły pewne zmiany! Omówimy je przy kolacji, bo wszystko jest już gotowe.

Przeszli do jadalni i po kolei siadali przy okrągłym nakrytym stole. Serwis obiadowy był biały, ozdobiony portugalskimi wzorami azulejo. Niebieski, ozdobny pasek w tradycyjne wzory biegł po zewnętrznym obwodzie talerza, a każde inne naczynie na stole idealnie wkomponowywało się w całość. Na środku stał niski świecznik ceramiczny pasujący idealnie do kompletu i wspaniały, nieduży bukiet kwiatów.

Avril na chwilę stanęła obok Blanki, która właśnie odebrała Chrisa od Roberta i wkładała go do wózka. Noworodek przeciągnął się, trochę powiercił się i nadal spał w najlepsze. I wtedy poczuła, jak Robert staje przy niej i przesuwa dłonią po jej plecach. W jednej chwili ogarnęło ją podniecenie. O mało nie westchnęła z przyjemności, ale opanowała się i odwróciła się do niego.

– Piątek to dobry dzień na wylot na Florydę – powiedział niewinnie, gdy na niego spojrzała.

Chociaż bliskość Roberta rozbudzała jej zmysły i było jej niesamowicie przyjemnie, gdy czuła jego dotyk i męski ciepły zapach, potrząsnęła głową, aby tak nie robił i odsunęła się od niego. Ominęła go i usiadła przy stole obok Marka. Zdała sobie sprawę, że to nie będzie łatwy wieczór.

Wystarczyło, że Robert jej dotknął, a cała była gotowa rzucić się w jego ramiona. Jak miała nad tym zapanować, gdy był tak blisko niej?

Po kolacji panowie zabrali Chrisa ze sobą do salonu, a Avril i Blanka poszły do kuchni. Luisa, gospodyni Lennoxów, właśnie ubierała się do wyjścia.

– Zmywarkę masz włączoną, kochana – powiedziała do Blanki – a jutro rano ją rozpakuję. Wszystkie rzeczy Chrisa są wyparzone i czyściutkie. – Tu wskazała na blat kuchni, gdzie ustawione były butelki, miseczki i smoczki. – Jutro będę około dziewiątej, tak jak chciałaś.

– Idealnie, będę na ciebie czekała – odparła gospodyni.

Gdy Luisa wyszła, Blanka ułożyła na tacach kieliszki, literatki i przekąski. Miały to wszystko zanieść do salonu, aby nie siedzieć przy pustym stole. Wprawdzie omówili już szczegóły związane z wyjazdem na Florydę i ze chrztem, ale zawsze mieli sporo tematów i chętnie przebywali w swoim towarzystwie.

– Mam jeszcze w piwniczce doskonałego Merlota! – przypomniała sobie.

– Dostałaś od teściowej? – zapytała Avril, znając upodobania Ewy Lennox do tego trunku.

Blanka puściła jej oko i zadowolona odparła:

– Pożyczyłam. Ewa nie potrzebuje takiej ilości.

Zaśmiały się, po czym Blanka ruszyła przez boczne, wahadłowe drzwi do piwniczki po wino. Piwniczka była specjalnym przeszklonym pokoikiem, w którym na półkach, w określonej temperaturze, leżakowały wina i różnego rodzaju alkohole.

Avril już miała podnieść pierwszą tacę i zanieść część rzeczy do salonu, gdy głównymi drzwiami do kuchni wszedł Robert.

Znieruchomiała na moment.

Była sama i w pierwszej chwili wystraszyła się, a jej serce zadudniło na jego widok. Dopiero po chwili uspokoiła się, bo Blanka była niedaleko i zapewne zaraz wróci.

– Już mam wszystko przygotowane, czy potrzebujesz jeszcze czegoś? – zagadnęła.

– Nie, dziękuję – odparł i rozejrzał się po kuchni. Powoli podszedł do niej, do wyspy kuchennej, przy której stała.

Z trudem przełknęła ślinę, gdy zbliżył się do niej. Był taki wysoki i przystojny, a ona skrycie pochłaniała go wzrokiem. Idealną męską twarz, wysportowaną sylwetkę i to przeszywające spojrzenie. Gdzieś głęboko w duchu pożałowała, że nie należy do niej. Jednak takie było życie, a ona postanowiła dzielić je z Markiem.

Od ich ostatniego spotkania minęło dziesięć dni i niby uspokoiła się i wyciszyła swoje rozedrgane serce i emocje, ale dzisiaj znów drgało, za każdym razem, gdy na nią spoglądał. Czy tak miało być przez całe życie. Mieli przecież wspólnych znajomych.

– Nie bocz się tak na mnie, Pączku, i rozmawiaj ze mną normalnie.

– Rozmawiam przecież – odpowiedziała przestawiając na tacy szklanki, aby tylko nie patrzeć na niego.

– To powiedz, dlaczego nie chcesz się ze mną spotkać?

– Nie ma takiej potrzeby. Przecież wszystko sobie wyjaśniliśmy.

– W tym sęk, że nic sobie nie wyjaśniliśmy.

Podniosła wzrok i spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią, marszcząc brwi i czekając na odpowiedź.

– Każde z nas ma swoje życie. O czym tu rozmawiać?

– Właśnie dlatego...

– Nie, Robercie – przerwała mu potrząsając głową.

– Więc powiem tak: albo spotkasz się ze mną i porozmawiamy, albo pojadę z wami na Florydę.

Avril roześmiała się! Oczywiście, Vera już by go puściła!

Odwróciła się przodem do niego, splotła ramiona na piersi i urażona milczała. Nie będzie jej straszył i nią dyrygował.

– Nie możesz!

– Mogę, mam czas i powiedzmy, że chętnie zmienię na parę dni otoczenie.

– To szantaż!

– Nie przesadzaj, Avril. Poza tym, zaraz po chrzcinach możemy lecieć na Florydę moim samolotem.

– Z tobą jako pilotem? Daruj sobie. Pamiętam jak rozbiłeś się i o mało nie przypłaciłeś tego życiem. Dwie złamane nogi i kilka operacji.

– Sześć – wyjaśnił.

– Właśnie...

– Ale nie martw się. Mam pilota i to on poleci, a ja usiądę obok ciebie i będę trzymał cię za rękę.

– Od tego mam Marka i samolot ojca. Nie potrzebuję twojej przysługi.

– Tylko że Mark nie przyjmie niczego, co należy do twojego ojca. Znam go!

Zacisnęła ze złości usta.

Mark kiedyś pokłócił się z jej ojcem i od tamtej chwili nie przyjął niczego, co do niego należało. Czy Robert o tym wiedział? Czyżby rozmawiali na ten temat?

Spojrzała na niego. Jak miała mu wytłumaczyć, że woli prawdziwe życie z Markiem, niż łudzenie się, że kiedyś będzie do niej należał. Przekrzywiła delikatnie głowę i i zmrużyła oczy. – Proszę – szepnęła. – Zostaw mnie w spokoju.

Robert uniósł dłoń i delikatnie, zewnętrzną stroną palców pogładził ją po policzku.

– Nie mogę – szepnął, pochylając się nad nią.

Avril aż zaparło dech. Był zdecydowanie za blisko, a jego oddech rozpalał ją całą. Prawie stykali się ustami.

– I wiesz co, Avril...?

Pokręciła tylko delikatnie głową.

– Po prostu nie chcę zostawiać cię w spokoju.

Jego pełne i apetyczne usta, przywarły stanowczo do jej warg, a dłońmi przyciągnął ją do siebie. Poczuła, że od razu mogłaby się mu oddać, bo usta tego mężczyzny były obłędne i poruszały się w wolnym i stanowczym rytmie, dokładnie tak jak lubiła. Kąsał jej wargi tak jak uwielbiała i wpasowywał się w nią idealnie. Robert wyglądał jak marzenie, całował jakby znał jej potrzeby od zawsze i władał jej myślami, a teraz i nią całą. I jeszcze ten zarost na policzkach. Drażnił nim jej usta i doprowadzał jej ciało i umysł do ekstazy.

– Robercie... – westchnęła.

– Spotkaj się ze mną...

Wtedy zrozumiała i porządnie trzepnęła go w ramię.

– Co ty odpierdzielasz?!

– Powiedziałem ci, albo się ze mną spotkasz, albo jadę.

– Nie...nie mogę – odparła zdecydowanie i odsunęła się od niego o dwa kroki.

Stali naprzeciw siebie i ciężko oddychali. Avril czuła jak wali jej serce i wiedziała, że nie może się z nim spotkać. Miała do niego słabość. Wiedział o tym. Niech Bóg broni! – pomyślała. Gdyby to zrobiła, pewnie szybko wylądowałaby w jego łóżku, a przecież miała plany i swoją wizję życia z Markiem. Ten mężczyzna nie był w stanie dać jej tego, co mógł dać jej Mark.

Robert przeczesał palcami swoje czarne włosy i potarł brwi.

– Skoro tak... – odparł i odwróciwszy się do niej plecami, ruszył do wyjścia. Z impetem pchnął drzwi i już był na korytarzu. Wtedy głośno i wyraźnie usłyszała jak zakrzyknął:

– Mark, ja też jadę na Florydę! Załatwię domki obok siebie!

Avril była załamana, potarła ze zgryzoty czoło. Co miała robić? Ruszyła z miejsca i chciała pobiec za nim, tłumacząc wszystkim, że to pomyłka i że Robert żartuje sobie, ale usłyszała jakiś dźwięk i podniosła głowę. Blanka wychyliła się zza wahadłowych drzwi.

– Poszedł? – zapytała konspiracyjnie.

– Blanka!

Przyjaciółka wyskoczyła zza drzwi i podbiegła do niej cała w skowronkach.

– Pocałował cię! Pocałował! – krzyczała ściszonym głosem. – Aż nie wierzyłam!

– Podglądałaś?! I nie uratowałaś mnie?!

– Wiesz, co to oznacza?

– Nie wskoczę mu do łóżka. On ma żonę i nigdy nie pomyśli o mnie poważnie.

– Ale pocałował cię! I to jak! Aż zrobiło mi się gorąco!

– Blanka! – upomniała ją Avril, gdy ta rozpływała się z radości. Musiała sprowadzić ją na ziemię.

– Normalnie Robert nigdy by tego nie zrobił. Musiało coś się zmienić. Pewnie mu się spodobałaś! – ucieszyła się Blanka.

– Uspokój się i nie gadaj o tym nawet! Vera zabije nas wszystkich, jak się dowie.

– Nie dowie się – zlekceważyła ostrzeżenie machając niedbale ręką. – Very nie ma już od jakiegoś czasu.

Co z tego, że żony Roberta nie było w mieście? Małżeństwo polegało na tym, że wyjazdy i oddalenie nie zrywały takich więzów. Związek trwał i funkcjonował mimo znacznej odległości.

– To nie ma znaczenia. Obiecaj, że nikomu o tym nie wspomnisz! Nawet Adamowi!

– Właśnie! – Spoważniała nagle Blanka i nachyliła się w stronę Avril. – Adam i Robert mają przed mną jakieś tajemnice i nie wiem co się dzieje. Próbuję podpytywać Adama, o co chodzi, ale twierdzi, że to nic takiego.

– Tajemnice? A co dokładnie się dzieje?

– Zamykają się w naszym gabinecie albo Adam nagle zbiera się i jedzie na parę godzin do Roberta. Boję się tego o czym rozmawiają...

– O firmie...?

Blanka zaprzeczyła ruchem głowy.

– Nie, Adam przysiągł mi, że firma ma się znakomicie i nic się w niej nie dzieje szczególnego.

– Zatem? – Niecierpliwiła się Avril.

– Między nami też układa się rewelacyjnie. Mamy Chrisa i jesteśmy szczęśliwi. Więc...

– Więc zostaje tylko Robert.

– Tak, coś się u niego dzieje, ale jeszcze nie wiem co? Może to sprawka Very?

Avril wiedziała, że Robert kochał Verę i zawsze stawał po jej stronie. Niczego poza nią nie widział.

– To by go zabiło – stwierdziła Avril. – Raczej nie byłby w tak dobrej kondycji, gdyby Vera odeszła.

– Raczej by cię nie całował, gdyby o niej myślał – rzuciła Blanka i wymownie spojrzała na nią.

Przez sekundę, dwie, jakaś nadzieja zagościła w jej sercu, a potem przypomniała sobie, że ostatnio też miało nie być Very w życiu Roberta, a wróciła do domu szybciej niż się spodziewali i dokładnie dała wszystkim do zrozumienia, kim jest i do kogo należy Robert.

Sprawa była więc jasna.

Nic takiego nie zmieniło się w prywatnym życiu Roberta.

Nic takiego nie może zmienić się w jej życiu.

Obrała już swój kurs.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro