Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marinette

Gdy już omówiliśmy plan zemsty na moim za kilka godzin już byłym chłopaku - Luce, - uznałyśmy, że powinnyśmy się lepiej poznać. W tym celu poszłyśmy do kawiarni znajdującej się w okolicy.

Znajdowała się w rogu jednej z paryskich ulic. Zajęłyśmy miejsce w ogrodzie należącym do kawiarni - Peu de saveur ( taka kawiarnia nie istnieje ~ dop. A. ) - w cieniu markizy w biało-szare paski. Cały wystrój owej kawiarenki był całkiem nowoczesny, połączony z międzywojennym budynkiem kamiennicy, w której się znajdowała. Na każdym stoliku stał mały wazon, z niewielkim bukietem kwiatów, w najróżniejszych kolorach. Zamówiłyśmy lemoniadę, ona zwykłą - cytrynową -, a ja truskawkową.

- Nie mogę się tak bardzo doczekać wieczoru! Luka poczuje smak zemsty, już my mu zniszczymy piękne relacje z jego znajomymi! - Melody powiedziała te dwa zdania bardzo głośno, chociaż to może za mało powiedziane. Ludzie z pobliskich stolików i kelnerka spojrzeli się na nas jak na idiotki, dziwnie czuć na sobie taki wzrok innych.

- Tak, ja też tak uważam, ale mogłabyś mówić trochę ciszej? Ludzie patrzą. - Poprosiłam, ale nie spodziewałam się raczej, że mnie posłucha.

- No dobra, dobra, już przestaję. Interesuje ciebie zdanie innych? Ja mam je głęboko gdzieś, i dlatego moja matka uważa, że zostanę nikim w przyszłości. Mówi, że powinnam brać słowa innych na poważnie. Jest przewrażliwiona na punkcie dobrego imienia naszej rodziny. Mam jeszcze brata i siostrę, ich mogłaby tak dręczyć, nie mnie. - Zniżyła głos, ale za to mówiła tak szybko, że ledwo ją zrozumiałam. Mimo to udawałam, że wiem, co mówi.

- Spokojnie, moi rodzice są nadopiekuńczy, to także nic dobrego, przyjemnego...

- Oj, kochana, współczuję. Moja znajoma z poprzedniej szkoły też miała nadopiekuńczych rodziców. Zawsze o 20 musiała być w domu! Wyobrażasz to sobie? Nie mogliśmy chodzić na imprezy, bo prawdziwa zabawa zaczyna się po zmroku. Mam nadzieję, że w twoim przypadku, jest lepiej. - Przerwała mi w połowie zdania. Alya też tak się zachowuje, ale gdy mówi o tym, jak powinnam zagadać do Adriena, albo gdy snuje swoje teorie o Biedronce i Czarnym Kocie... Tak, Czarny Kot. Ciekawe, co u niego.

- Jesteś Melody, ale nie znam twojego nazwiska, możesz mi je zdradzić? - Zmieniłam temat, bo uważam, że rozmowa na takie prywatne tematy na początku znajomości raczej nie przystoi.

- Melody Raphaël, a Twoje?

- Marinette Dupain-Cheng. - Albo to zbieg okoliczności, albo znam jej nazwisko.

- Dupain-Cheng? Jesteś spokrewniona z właścicielami tej świetnej piekarnii?

- Tak, to moi rodzice...

- Ale czad! Moja koleżanka jest córką właścicieli najlepszej piekarnii w całym Paryżu, jak nie całej Francji! - Znowu krzyknęła. I znowu mi przerwała. Ponownie czuję na sobie wzrok innych. - Dostanę jakiś rabacik z powodu znajomości z Tobą? - Ściszyła głos i zadała mi prosto z mostu pytanie, które chcą zadać moi niektórzy znajomi. Nino nadal liczy na darmowe croissanty, przynajmniej jednego.

- O nie. Nie. Nie. Na to liczyć nikt nie może. - Z wyjątkiem tych, którym ojciec wciska jedzenie z okazji, że robię z nimi jakiś projekt do szkoły.

- Eh... Szkoda. Wypieki twoich rodziców są pyszne... Do jakiej szkoły chodzisz? - Mam nadzieję, że nie będzie drążyć tematu o piekarni.

- Collège Françoise Dupont. A ty?

- Collège & Lycée public Charlemagne. To całkiem nie daleko od Twojej! - Z tym mogę się zgodzić, nasze szkoły są całkiem nie daleko od siebie. - I piekarnii Twoich rodziców. - Znacząco poruszyła brwią. Chyba mimo mojego sprzeciwu liczyła nadal na promocję "po znajomości". Spojrzałam na nią pokazując swoją dezaprobatę, nikt, to nikt. Czego tu nie rozumieć?

- Hm... Masz rodzeństwo? - Zapytałam mimo mojego postanowienia o nie rozmawianiu na temat rodziny.

- Tak. Starszy brat i młodsza siostra. A ty masz jakieś diabły w domu?

- Nie, jestem jedynaczką.

- Musisz mieć fajnie... Posiadanie rodzeństwa jest chyba karą. Wiecznie się kłócimy... Nie można jednego dnia w spokoju przeżyć! Cały czas coś chcą, albo zjadają Twoje słodycze. Na które mama daje nam zgodę raz w tygodniu. Słodycze raz w tygodniu? Co ja jej zrobiłam, że muszę tak cierpieć. I tak jej nie słucham, ale to nie zmienia mojego zdania na temat tej diety.

- Ale pewnie kochasz i rodzeństwo i mamę.

- Muszę. Co do rodzeństwa, gdy raz wyjechałam sama na tydzień, to za nimi się stęskniłam... Jednak czasem przyda się kilka dni wolności od rodzeństwa. Nie ma takiego dnia? - Wyjęła telefon i zaczęła w nim coś pisać. - Jest dzień rodzeństwa, a nie ma dnia wolności od tych diabłów? To nie fair! Zamieńmy się rodzinami na tydzień. Proszę - Zrobiła maślane oczka, jakby naprawdę chciała się zamienić.

- Nie, nie zamierzam się zamieniać.

- No dobra. - Przewróciła oczmi. - Twoi znajomi będą na imprezie urodzinowej Luki? - Na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.

- Tak, będzie także jego siostra...

- TO ON MA SIOSTRĘ!? - Teraz to już wrzasnęła, wszyscy spojrzeli się na nas ponownie jak na skończone idiotki, a ja spaliłam się ze wstydu.

- Mogłabyś być ciszej? - Upomniałam ją. - Chcesz, aby nas wyprosili? Bo ja nie.

- Dobrze, dobrze. Nie wiem czemu jesteś taka poddenerwowana, ale nie wnikam.

- Nie wnikaj, może kiedyś ci powiem... Ile masz lat? - Powinnam chyba od tego zacząć, to taka podstawowa wiedza w nawiązywaniu znajomości. Chyba. Nie znam się.

- Siedemnaście.

- Ja też! - Czyli jesteśmy w tym samym wieku, jak miło.

- Umiesz też robić takie pyszne wypieki, jak Twoi rodzice? - Znowu o piekarni.

- Czy takie pyszne... Nie wiem, ale coś upichcić umiem.

- A upieczesz mi coś kiedyś? - Zapytała.

- Nie wiem... - Melody spojrzała się na zegarek, i odezwała się przerywając mi wypowiedź:

- Już tak późno? Muszę iść do domu, przygotować się na imprezę. - Uśmiechnęła się chytrze. - Do zobaczenia wieczorem!

- Do zobaczenia! - Odeszła w nieznanym mi kierunku zostawiając mnie samą z lemoniadą. Dopiłam ją i poszłam do swojego domu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czarny Kot

Stałem na dachu budynku, na którym kilka lat temu powiedziałem Biedronce, że ją kocham. Czy ten chłopak nadal jest w jej sercu? Pewnie tak... Przecież nadal jesteśmy tylko przyjaciółmi. To boli. Bardzo boli. W tedy zobaczyłem Marinette idącą po parku. Widać było, że coś się stało. Chwila rozmowy z nią, nikomu chyba nie zaszkodzi? Wskoczyłem na drzewo pod którym przechodziła i usiadłem na gałęzi. Chyba coś chrupło. Mam nadzieję, że nie usiadłem na jakimś ptaszku. To była ta gałąź, na której siedziałem. No to z bycia nie zauważalnym nici. Kilka sekund później spadałem w kierunku trawnika. Chciałem odbić się kici kijem ( jak chcecie kocia pała, to napiszcie XD ~ dop. A. ) ale nie wyszło i zaliczyłem bolesne spotkanie z ziemią.

- A podobno koty zawsze spadają na cztery łapy. - Odwróciła się i spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem.

- Masz ci los, zobaczyłaś mnie. - Podniosłem się i pokazałem swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Chyba żaden mi nie wyleciał.

- Trudno ciebie nie zauważyć. Śpieszę się, mów szybko, czego chcesz? Kolejny, który liczy na darmowe croissanty? - Darmowe croissanty? To jest to, czego potrzebuję w tym momencie.

- A co, rozdają?

- Nie. Mów, po co łamiesz drzewa w parku?

- Chyba jesteś nie w humorze. Stało się coś?

- Nic, co powinno ciebie interesować. Mogę iść? Dzięki. - Odwróciła się na pięcie i skierowała w kierunku wyjścia z parku.

- Zawsze jesteś milsza. Jak powiesz, to się odczepię. W innym wypadku będziesz musiała mieć w swoim domu uroczego kotka, który zasługuje na trochę miłości.

- Nie wzbudzisz we mnie współczucia. Ale jeśli to ciebie interesuje, to jakby ci to powiedzieć... Chłopak mnie zdradził. I nie musisz mnie pocieszać, planuję zemstę, więc spadaj, bo się śpieszę ją wykonać.

- Poważna sprawa. Wolę się nie narażać zdenerwowanej damie. Czyli nie mogę liczyć na rozmowę z tobą?

- Może w inny dzień. Do zobaczenia. - Porzegnała się i odeszła. Los jest taki okropny. A Marinette... Taka silna, miła, cudowna, skromna, wystarczy umieć z nią rozmawiać, a zdobędziesz najlepszą przyjaciółkę, jaką sobie wymarzysz...

JAK MI SIĘ NIE CHCE PISAĆ

Jestem niemiła, założę się, że myśleliście, że Chat w myślach wyzna miłość do Mari

Wy jeszcze nie wiecie, co ja planuję zrobić z shipami

Nawet ja się w tym nie orientuję

¯\_(ツ)_/¯

Dlaczego nie było rozdziału?

Bo mi się nie chciało

Ale z okazji moich imienin macie prezent, prosze

Następny rozdział jak go napiszę

*super bagi*

Ten no...

Jak macie pytania to walcie śmiało

Achoj

AUDIBIALE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro