Już nie "sensei" [Kirigakure]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słowniczek:
Demo - ale
Sokka/wagatta - rozumiem
Hai - tak

- Wiesz, że ten potwór ma zostać w przyszłości Mizukage? - szepnęła czarnowłosa kobieta do stojącej obok znajomej. Obie odwróciły się czym prędzej w stronę straganu z rybami, by uniknąć podejrzeń rozmów na temat tabu.

Yagura puścił ten komentarz mimo uszu i szedł jak gdyby nic w stronę budynku wyróżniającego się na tle pozostałych, szczególnie swoim rozmiarem.
Z każdym dniem upewniał się że mieszkańcy Kirigakure naprawdę go nie cierpieli, co było i tak mało powiedziane. Nastolatek nigdy nie pokazywał, że mu to przeszkadza. Zachowywał się tak, jak oczekiwali jego przełożeni. Wywiązywał z powierzonej - a raczej narzuconej - mu roli.

Yagura czuł, że nie powinien nienawidzić mieszkańców. Miał obowiązek ich chronić. W końcu nie na darmo został jinchuriki. Ale nie oznaczało to, że ich zachowanie boleśnie go nie dotykało.

Mimo że on sam nie bał się nikogo, to ciągle czuł strach i niechęć wszystkich dokoła. Na zewnątrz wyglądał jednak jak na shinobich przystało - niewzruszony, z kamienną twarzą, gotów do działania w każdej chwili.

Zeskoczył z miejsca swoich rozmyślań tuż przed tym, jak usłyszał zbliżającego się w jego stronę dwunastolatka. Odwrócił się w jego stronę przodem z zamiarem udawania, że przybył tutaj dużo wcześniej od niego. W końcu jako sensei nigdy by się nie spóźnił...

- Jak zawsze na czas, Chojuro-kun - rzucił na przywitanie do niebieskowłosego.

- Hai - oparł tamten, stając przed Karatachim i skłaniając lekko głowę.

Yagura uśmiechnął się w duchu na ten gest. Wiedział, że w przeciwieństwie do reszty społeczeństwa, jego uczeń nie tylko okazuje respekt z potrzeby formalności, ale prawdziwy, szczery szacunek. Mimo tego miał nieraz silną ochotę zabronić młodemu tych i podobnych gestów, bo kiedy Chojuro wykonywał je raz za razem, Yagura czuł się nieco skrępowany.

- A ty nigdy się nie nauczysz? - odezwał się nagle karcącym tonem do dwunastolatka. - Gdzie jakieś "witaj sensei"? Albo chociaż... - Yagura chciał zażartować trochę ze swojego ucznia, ale ten najwidoczniej wziął jego słowa zbyt na poważnie.

Niebieskowłosy zapewne miał zamiar przeprosić za swoje zachowanie, ale zaraz zaplątał się w tym, co mówił i niewiele z tego wyszło.
Yagura uśmiechnął się pod nosem.

Chojuro był właściwie jedyną osobą, przy której Yagura pozwalał sobie na takie zachowanie, choć wiedział, że niedługo ta okazja przepadnie na zawsze.

- Hai, hai. Wszystko zrozumiałem - westchnął różowooki, choć tak naprawdę nie rozróżnił ani jednego słowa dwunastolatka, który widocznie wyczuł ten sarkazm.

- Gomena...

- Rusz się, nie mamy przecież całego dnia - ponaglił go miodowowłosy, idąc w głąb budynku Mizukage.

Chłopak od razu pobiegł za nim, starając się nie zgubić na samym wstępie swojego senseia (co już mu się kilka razy przydarzyło...)

Mimo że Yagura był starszy tylko o parę lat, mógł się poszczycić osiągnięciami na poziomie pomiędzy jounninem, a członkiem ANBU. Nie znał się zbytnio na nauczaniu, ale polubił obecność Chojuro, który przez swoją niepewność robił czasami dziwne rzeczy. Choć aktualnie dwunastolatek szedł posłusznie za swoim nauczycielem, zastanawiając się, w jaki sposób zapytać o cel ich podróży.

- Ano... dokąd tak właściwie idziemy Yagura-san? - Niebieskowłosy spojrzał na jounnina, który zdawał się być bardziej pochłonięty obranym przez siebie kierunkiem niż swoim uczniem.

Przez moment Chojuro zastanawiał się czy jego nauczyciela spotkało coś przykrego, albo czy on go w jakiś sposób nie obraził. W końcu Yagura przeważnie nie był osobą milczącą. Często opowiadał chłopakowi różne ciekawostki, rzucał porady... albo z niego żartował.

Tym razem wyglądało jednak na to, że nie miał ochoty na niepotrzebne rozmowy.

- Wiesz z czego słynie Kirigakure - bardziej stwierdził niż zapytał Yagura.

Chojuro aż się wzdrygnął, gdy dłuższą chwili milczenia przeciął głos jego mistrza.

- H-hai. Chodzi o siedem mieczy, które są w posiadaniu naszej wioski? - chciał się upewnić czy odgadnął myśli jounnina.

Siedemnastolatek skinął głową na potwierdzenie, skręcając w następny korytarz.

- Choć w posiadaniu Mizukage są obecnie trzy miecze - kontynuował swoją myśl miodowowłosy. - Kiba, Kubikiribocho i Hiramekarei.

- Sokka...

Karatachi znów uśmiechnął się lekko. Na całe szczęście trafił mu się pojętny uczeń. To dobrze, bo on sam nie należał do zbyt cierpliwych.

- Chojuro-kun, chciałbyś je zobaczyć? - Pytanie zostało rzucone, jak gdyby nigdy nic.

Przez chwilę do genina nie mógł dotrzeć sens tych słów. Stojąc jednak naprzeciwko wpatrującego się w niego Yagury, który zdawał się mówić całkiem poważnie, nie mógł uwierzyć, że ten pomysł jest teraz naprawdę możliwy do zrealizowania.

- Mówi pan poważnie? - podekscytował się Chojuro. - Myślałem, że Mizukage-sama nigdy by się na to... Czy on w ogóle o tym wie? - Naszła go nagle myśl, na którą dostał szybką i krótką odpowiedź.

- Nie.

- Demo...!

Wyraz twarzy Yagury zdradzał, że nie podzielał tak wyjątkowo głośnego nastawienia chłopaka.

- Yagura-san...

- Sensei - poprawił go nieco rozbawiony.

- Nie możemy przecież... To nieodpowiedzialne - dokończył swoją myśl. - A postępowanie wbrew Mizukage jest po prostu...! - Nagle dwunastolatek poczuł wyraźny znak, że ma siedzieć cicho.

Wtedy znowu dopadła go myśl, że wypalił o parę słów za dużo. Z drugiej strony w podenerwowaniu Yagury mogło chodzić też o dwójkę strażników nadchodzących z drugiego końca korytarza. Oby to było to drugie...

Kiedy strażnicy przeszli, nie dając żadnego znaku zainteresowania dwójką shinobi, Yagura spojrzał ponownie na oczekującego jakichś wyjaśnień Chojuro.

- Posłuchaj - zwrócił się do niego już swoim zwykłym tonem. - To ostatnia okazja, kiedy będziemy mogli to zrobić razem.

Chojuro wpatrywał się, nie mając pojęcia, o czym mówi jego nauczyciel.

- Poza tym... - Wzrok Yagury powędrował nienaturalnie w stronę sufitu - ...jestem pewien, że Mizukage i tak by się zgodził. - Tia...

Chojuro spuścił wzrok. Wiedział, że musiał podjąć szybką decyzję. Teoretycznie od zawsze chciał zobaczyć choć jedno ze słynnych narzędzi, które były tak pożądane przez shinobi Kirigakure. Ale z drugiej strony... czy postępowanie wbrew woli Mizukage nie podchodzi już pod zdradę? Albo co najmniej kradzież lub coś w tym rodzaju?

Ale skoro proponował to jego sensei...

* * *

- Nie powinno nas tutaj być - szepnął zestresowany Chojuro, podążając za Yagurą.

Karatachi był świadomy tego, że w naturze jego ucznia nie leżało to, co właśnie wyprawiali. Wiedział też jednak, że nie mieliby drugiej szansy i że przez wzgląd na to kara ich ominie. Prawdopodobnie. Poza tym jeśli użyją jednego z tajnych przejść w tym budynku, tak jak właśnie to robili, nikt nie powinien ich nakryć... przynajmniej zbyt szybko.

- Spokojnie, jeszcze tylko kawałek - oznajmił optymistycznie Yagura, słysząc niezbyt przekonany pomruk ze strony gennina.

W pewnym momemcie Karatachi zatrzymał się, dając znak czarnookiemu, że dotarli do celu. No... prawie dotarli.

Wspomagając się stylem wiatru, Yagura odsunął właz zasłaniający wejście na tyle, by mogli się jakoś przecisnąć do pomieszczenia. Jego mrok rozświetlił zaraz błękitny blask pręta jarzeniowego dzierżonego teraz w dłoni jounnina.

Przez chwilę obaj shinobi rozglądali się w milczeniu, szukając wzrokiem uprawnionej zdobyczy. Nie, żeby była ona jakaś wielce trudna do odnalezienia. W końcu każdy z siedmiu wyjątkowych mieczy Kirigakure rzucał się w oczy, nawet przy tak nikłym świetle.

- Nie... niesamowite - przyznał Chojuro, wpatrując się w wiszący na ścianie Hiramekarei.

- Tak - przyznał Yagura, z wyraźnie mniejszym zachwytem.

Jounnin wręczył latarkę swojemu uczniowi.

- Ten miecz jest nazywany Bliźniaczym Ostrzem. Dzięki odpowiedniemu przekazaniu do niego chakry może zmienić formę i...

- Yagura-san, przecież uczyliśmy się o tym w akademii - przerwał ku jego zdziwieniu Chojuro, który spoglądał niezrozumiale na swojego nauczyciela.

- Dla ciebie "sensei" - podkreślił zbity z tropu Yagura. - I dobrze znam materiał z akademii. Pytanie tylko czy pokazali wam go w praktyce - mówiąc to, jounnin sięgnął pewnie po broń, o której przed chwilą opowiadał.

Chojuro cofnął się, oglądając jak jego nauczyciel nie traci czasu i od razu przesyła chakrę do wielkiego miecza. Dzięki temu przynajmniej w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej, ale... nie był pewien czy to dobry pomysł. Kiedy odtrącił od siebie tę myśl, jego oczom ukazał się siedemnastolatek niewiele wyższy od niego samego, trzymający bez trudu wielki nie miecz, ale młot.

Na ten widok nie potrafił nic z siebie wydusić. Nie spodziewał się, że to będzie aż tak... niezwykłe! Że z Hiramekareiem w ogóle da się zrobić coś takiego!

- Co tak zaniemówiłeś? - spytał Yagura, spoglądając na reakcję gennina. - Przecież ty kiedyś też będziesz to potrafił - zapewnił z uśmiechem, jednak tylko on z ich dwójki był co do tego przekonany.

- Ja? S-skoro pan tak mówi... to może...

Niestety Yagura nie mógł dosłuchać do końca odpowiedzi swojego ucznia, ani wmówić mu po raz kolejny, że dorośnie do jego poziomy. Był zmuszony szybko zakończyć swoje popisy. Przywrócił miecz do pierwotnej postaci.

Na początku Chojuro nie wiedział, czemu jego nauczyciel podejmuje te gwałtowne działania, jednak zrozumiał to z chwilą, w której do pokoju wpadła pierwsza stróżka obcego światła.
Niepewny tego, co się teraz stanie, stanął nieco za Yagurą, który był nieugięcie wpatrzony w otwarte teraz na oścież drzwi.

Po zaledwie paru sekundach w sali znajdowało się już nie dwóch, a dwunastu shinobich. Wrogość zamiarów dziesiątki ANBU można było wyczuć w kilka chwil. Mimo tego ani jeden oddech Yagury nie zdradził jego rozdrażnienia czy zaskoczenia.

Czy on wiedział? - zastanawiał się Chojuro, zerkając zza ramienia mistrza.

- Spokojnie - westchnął jounnin, podając coraz bardziej zdezorientowanemu genninowi Hiramekarei. - Odłuż go. Oni przyszli tu po mnie, nie po ciebie - oświadczył, stawiając kilka kroków w stronę przybyszów w maskach ANBU.

Chojuro wykonał polecenie swojego nauczyciela, nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić, a co gorsze - co oni chcą zrobić z Yagurą. Patrzył na to, jak siedemnastolatek staje przed dowódcą przybyłych. Jinchuriki był zdenerwowany, jednak maskował to idealnie.

- Musieliście przychodził tu całym tłumem, tak jakbym miał stawiać opór? Dobrze znam swoje obowiązki - rozpoczął rozmowę z ANBU.

Jego ton był... zwyczajny. Tak, jakby nic dziwnego nie miało tutaj miejsca. A mimo to Chojuro zdawało się, że za moment jego mistrz wyrzuci stąd dowódcę oddziału gołymi rękami.

- Rozkazy Mizukage - zasłonił się lakoniczną odpowiedzią shinobi z maską wilka, nie mając zamiaru niczego więcej tłumaczyć.

- Wagtta. Dajcie mi dwie minuty - zwrócił się do nieznajomego. Dostał nieme przyzwolenie.

Yagura wiedział, że dwie minuty, to tylko sto dwadzieścia sekund, podczas których musiał powiedzieć wszystko, co powinien przekazać swojemu uczniowi przed odejściem z tamtymi shinobi.

- Posłuchaj - zwrócił się do niego, odwracając przodem i podchodząc na odległość wyciągnięcia ręki.

Dwunastolatek wiedział, że te słowa mu się nie spodobają, jednak w obecnej sytuacji nie miał nic do powiedzenia.
Zresztą i tak nie byłby w stanie.

Różowooki podniósł na niego przyjazne spojrzenie. Tych, których nim obdarzył można było praktycznie policzyć na palcach jednej ręki!

- Cieszę się, że to ty byłeś moim uczniem - stwierdził, kładąc rękę na ramieniu ciemnookiego. - Będzie z ciebie wspaniały Mistrz Miecza. - Uśmiechnął się do wpatrującego w niego chłopaka i pomyślał... że czas nieubłagalnie się kończy. - Pamiętaj, że twoja chakra jest tylko tak silna, jak ty sam.

- Dlaczego to mówisz, sensei?

Dwunastolatek wyciągnął rękę, gdy jego mistrz zaczął powracać na miejsce obok dziesięciu członków ANBU, jednak czując na sobie ich spojrzenia, opuściła go chęć protestu.

- Yagura-sensei... - szepnął, mając nadzieję, że jego nauczyciel to usłyszy, choć nie liczył, że zostanie obdarzony odpowiedzią.

Karatachi pokręcił z rozbawieniem głową.

- Teraz już nie jestem twoim senseiem - dał do zrozumienia, nie spoglądając nawet przez ramię. - Zakładam, że któryś z nich będzie cię uczył - dodał, wskazując ręką na rząd śmiertelnie poważnych ANBU. Sam powstrzymał się od śmiechu, na dźwięk reakcji byłego ucznia, który niemal udusił się powietrzem na tę wiadomość.

Ku zgrozie gennina, Yagura wcale nie żartował. Dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy kilka centymetrów od niego rozległ się głos:

- Od teraz ja zajmę się twoim szkoleniem.

Chojuro odsunął się, odwracając instynktownie do nieznajomego w taki sposób, jakby przygotował się do odparcia ataku. W tym wypadku jego napastnikiem okazał się najwyższy spośród członków ANBU. Gdy zdjął swoją maskę, oczom gennina ukazała się twarz około czterdziestoletniego mężczyzny. Szczególną uwagę przykuwało jego prawe oko, a raczej ciążąca na nim opaska.

- To jest Ao - przedstawił go Yagura, przeciskając się przez tłum ANBU prosto na korytarz.

Spojrzenie nowego mistrza wydało się genninowi tak przeszywające, jakby miało go wgnieść w naprzeciwległą ścianę.

- Ty jesteś Chojuro, tak? - Jego głos był o wiele bardziej przyjazny niż wzrok. Jeśli bezbarwny można w tym wypadku uznać jako na plus...

- Hai, Ao-sama. T-to znaczy sensei! - poprawił się zestresowany dwunastolatek, kuląc pod górującą nad nim, wkurzoną postacią.

- Tylko Mizukage-sama zasługuje na ten tytuł! Nikt cię tego nie uczył w akademii?!

- Hai! - potwierdził Chojuro, choć sam nie był pewien, co dokładnie, byle by tylko móc znaleźć się już na zewnątrz, z dala od tego strasznego shinobi.

Yagura uśmiechnął się, choć tylko w duchu. Chętnie odwróciłby się jeszcze raz, pokazując młodemu kciuk w górę na zachętę, jednak jako przykładny shinobi - i przyszły Mizukage - nie mógł sobie pozwolić nawet na jedno spojrzenie w tył.



Nie pamiętam już, co pisałam w tych podsumowaniach xd

Na bazie tego one-shota w mojej głowie powstaje nowy pomysł, ale czy zostanie zrealizowany, to nie wiadomo. Na razie fani Włoski Mgły muszą zadowolić się tym. Są tu jacyś?

Nie?

No trudno. Następny prawdopodobnie będzie Piasek. Ale kto wie, skoro nawet ja nie? Hah.

Ja ne!

(26.08.23.)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro