NAGRODA! Wieczny leń i chodzący kataklizm - co z tego wyrosło?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ooaaaaa. - Po klasie rozległo się przeciągłe ziewanie pewnego bruneta, który jednak zaraz pożałował tego, że zachował się aż tak głośno.

Po tym, jak już odważył się przerwać nauczycielowi lekcję, dostał, tak zwany przez wszystkich, "ochrzan".

- Shikamaru - odezwał się groźnie ciemnoskóry mężczyzna. - Mógłbyś chociaż tym razem uważać! Wiesz o czym właśnie mówimy? - zapytał spodziewając się jednak, że jego uczeń powie coś, czego on sam wcale nie chciałby usłyszeć.

- Założę się, że o czymś kłopotliwym...

- Shikamaru! - Chłopiec poczuł na sobie ciężar "odpowiedzialności" symbolizowanej wielką, twardą książką. - Marsz za drzwi! - nakazał Iruka, pokazując palcem właśnie w tamtą stronę, jak gdyby Nara mógł się co najmniej zgubić po drodze.

Ciemnowłosy westchnął męczeńsko, podnosząc się z krzesła i kierując w stronę tamtych nieszczęsnych drzwi. Zanim jednak do nich dotarł, odwrócił się w stronę blondyna kierującego do niego niemogący ujść uwadze komentarz.

- Hehe! Tym razem to nie mnie Iruka-sensei wywalił z klasy pierwszego, dattebayo!

Właściwie ta uwaga nie była konkretnie skierowana do nikogo, ale ktoś z około dwudziestu dwóch tutaj obecnych, musiał na nią zareagować.
I któż mógłby to być, jak nie...

- Naruto! Skoro takiś chętny, to dotrzymasz mu towarzystwa!

- Heeeee??? - Oburzył się niebieskooki, ale z braku innego wyjścia, on też musiał przenieść się na korytarz.

Zresztą i tak już parę razy podczas ostatniej godziny zalazł paru osobom (czytaj: Iruce) za skórę, więc pewnie tak czy siak zaraz dostałby po głowie.

Na szczęście w takim wypadku udało mu się tego uniknąć. Chociaż nie dało się nie słyszeć za to paru krytycznych szeptów skierowanych w jego stronę, zignorowanych jednak z mistrzowskim zacięciem.

I tak to właśnie obaj rówieśnicy wylądowali pod tymi samymi drzwiami...

- Hej, Shikamaru - szepnął wreszcie Uzumaki, nie mogąc znieść tej trwającej między nimi ciszy.

Brunet obejrzał się w jego stronę nic nie odpowiadając.

- Szkoda, że nie ma tu Choujiego - zagadał jasnooki, co akurat zainteresowało wciąż zaspanego bruneta. - Może miałby jakieś słodycze. - Uśmiechnął się na tę myśl. - Rany... tak się spieszyłem dzisiaj rano do akademii, że nie zdążyłem zjeść śniadania - wyżalał się blondyn tak, jakby jego kolega był jakimś zaawansowanym psychologiem.

Wbrew oczekiwaniom wszechświata, dziewięcioletni Nara słuchał każdego słowa, a nawet na koniec narzekań Uzumakiego nie powstrzymał się od cichego parsknięcia śmiechem.

- A i tak się spóźniłeś - podsumował uśmiechając się, ale wciąż nie otwierając oczu.

Naruto spojrzał na niego zdziwiony, a zaraz potem również się zaśmiał i podrapał po karku.

- Tak, racja... - Chłopiec nie sądził, że ktoś w ogóle zwrócił na to uwagę, ale nawet z jakiegoś powodu go to ucieszyło.

Następnych parę sekund obaj przestali w ciszy, ze zwieszonymi głowami i rękami pochowanymi w kieszeniach.

Ale kiedy nuda zaczęła ogarniać młode umysły, któryś z tylko dwóch tutaj obecnych musiał się w końcu odezwać.

- Ej, Shikamaru.

- Hmm?

- Chodźmy sobie na ramen - zaproponował, jakby to był jedna z oczywistych pomysłów w tej chwili.

Zapytany nie zaprzeczył jednak, za to ziewnął przeciągle, rozważając jakby tę propozycję przez chwilę, aż w końcu zdobył się na odpowiedź.

- Rany... nie sądzisz, że należałoby zachować jakichś pozorów? - Co prawda akurat on nie miał w tej kwestii zbyt wielkiego autorytetu.

Zanim Naruto zdążył wyrazić swoje zdanie na jego zapatrywania, musiał razem z numerem odskoczyć od drzwi, które otworzyły się z wyraźnym skrzypnięciem, a po chwili ponownie zamknęły.

Oczom obu rówieśników ukazał się ich z lekka "pulchny" kolega, oczywiście z paczką chipsów pod pachą.

- Chouji - odezwał się błękitnooki, widząc znajomego, o którym właśnie przed chwilą wspominał.

Shikamaru tylko spojrzał na brązowowłosego pytającym spojrzeniem, a zaraz potem dostał, powiedzmy, odpowiedź.

- Shikamaru. Chodźmy na grilla. Zgłodniałem od tej całej nauki...

Brunet ponownie uśmiechnął się pod nosem, obserwując jak Akimichi nie czekając specjalnie na odpowiedź, odchodzi już powolnym krokiem w stronę wyjścia.

Nie pozostało mu więc nic innego, jak tylko dołączyć do przyjaciela, nie zadając zbędnych pytań, po co i dlaczego Chouji tak właściwie opuścił klasę, i co ich wszystkich wzięło dzisiaj na to jedzenie...

- Ej, chłopaki. Zaczekajcie na mnie! - przypomniał o swojej obecności Naruto, podbiegając do nich i zabierając się na wspomnianego grilla bez pytania.

Shikamaru w tej chwili wolał nie myśleć o tym, co zrobi ich sensei, kiedy zobaczy jedynie pustkę po wyrzuconych z klasy uczniach, no a co ważniejsze - kto zapłaci za obiad dla całej tej trójki, skoro najpewniej żaden z nich nie miał przy sobie pieniędzy?

* * *

- Chouji, masz jeszcze jakieś chipsy?

- Rany, a wy nadal się nie najedliście? - zapytał Shikamaru, domyślając się jednak odpowiedzi.

Przecież tych dwóch mogłoby pochłonąć cały sklep z przekąskami naraz, gdyby tylko starczyło im na to pieniędzy...

- Chyba już się skończyły - oznajmił z żałobą w głosie brązowowłosy, potrząsając paczką trzymaną do góry nogami.

- Oooooh. - Obaj zaczęli użalać się nad brakiem jakiegokolwiek jedzenia, a Shikamaru westchnął na to z komentarzem typu: "Jakie to upierdliwe..."

- Ej. - Trójka chłopaków zatrzymała się zanim przeszła na drugą stronę ulicy, gdyż zauważyła...

- Czy to nie jest Sakura? - zauważył Chouji, wiodąc za oddalającą się dziewczyną wzrokiem, tak samo, jak pozostała dwójka.

Naruto skinął głową na te słowa, a na jego twarzy zaczął pojawiać się chytry uśmieszek.

Nieodzywający się do tej pory brunet, przyłożył dwa palce do czoła, przeczuwając już co się szykuje.

- Chodźcie, hihihi. - Naruto dał znak reszcie, aby podążyli za nim, samemu obierając tą samą ścieżkę, co przechodząca niedawno, zielonooka dziewczyna.

Jak to nierozsądni chłopacy mieli w zwyczaju - zamierzał ją śledzić.

Chouji zgodził się na to bez wahania.
Shikamaru natomiast... też się zgodził, ale nikt nie wiedział dlaczego.

Zresztą kogo to interesowało? Liczyło się to, że będą mieli we trójkę całkiem niezłą zabawę, oczywiście jeżeli tylko nie dadzą się przy tym nakryć.

Ich trio przewodził najbardziej nierozsądny z nich, czyli oczywiście Naruto... ale tylko do momentu, w którym przez swoją nieuwagę niemal zostałby zauważony. Przed zgubą uchroniło go tylko gwałtowne pociągnięcie w tył przez jednego z kolegów.

Dlatego dalszej części wyprawy, mimo sprzeciwów i nalegań niebieskookiego, przewodził nie kto inny, jak dziesięcioletni Nara. Który właściwie nie miał na to zbytniej ochoty i lepiej byłoby dla niego, żeby ktoś przy najbliższej okazji ukrócił ich "niecne" zamiary. Ale koleżeński mus, to mus.

W końcu, zaczajeni za jednym ze sporych śmietników chłopcy, stwierdzili, że już dalej pójść nie mogą, z jednego prostego powodu - obiekt ich zainteresowania zniknął w niezidentyfikowanym budynku.

innymi słowy - Sakura wlazła do czyjejś chałupy. (Najpewniej swojej, ale który z nich byłby w stanie to wydedukować?)

- No nic. Chyba już i tak trzeba wracać do domu - stwierdził Chouji, drapiąc się po karku.

Miał rację, ponieważ o tej godzinie żaden dzieciak w ich wieku nie powinien kręcić się sam po okolicy.

Ale tylko teoretycznie, bo w końcu nikt z nich nie był zupełnie sam. Poza tym w życiu robiło się już tyle głupich rzeczy, że...

- Oj, Naruto! - krzyknął ściszonym szeptem Shikamaru, gdy jego blondwłosy kolega stał już przy ścianie, zapewne mając zamiar...

- Co ona tam robi? - mruknął Uzumaki, mając zamiar najzwyczajniej w świecie podglądać różowowłosą przez okno.

Mimo wyraźnego wysiłku, stawania na palcach, i podciągania się na parapet - nic to nie dało. Dziewczyny nie było tam ani widać, ani słychać.

- Na... - Brunet urwał, słysząc w pobliżu niepokojące odgłosy.

Na szczęście zanim potencjalne niebezpieczeństwo nadeszło, chłopiec razem z Choujim ukrył się w krzakach.

Natomiast za niczego nieświadomym blondynem pojawił się złowrogi cień...

- A co ty tutaj robisz mały podglądaczu? - Usłyszał niebieskooki, spanikowany spadając na trawę.

Jak najprędzej odwrócił się przodem do osoby, która tak podstępnie podeszła go od tyłu.

Jego oczom ukazała się dość wysoka (bynajmniej wyższa od niego) kobieta o blond włosach, w ubraniu, na którym widniał duży, biały okrąg.

"Mama Sakury. O rany, będą kłopoty..." - pomyślał młody Nara, nie mając jednak zamiaru pomóc koledze w opałach.

Bo w sumie po co z własnej woli miałby się w nie pchać?

Najwyżej będzie miał potem wyrzuty sumienia przez słuchanie krzyków Naruto gonionego przez wściekłą kobietę z patelnią...

* * *

Mimo obopulnej niewiedzy, drużyna siódma, jak i ekipa dziesiąta zmierzały właśnie do tego samego pomieszczenia, w którym znajdowało się już zresztą mnóstwo innych, pozostających w pewnej dozie niewiedzy, shinobi.

Jak to się pewnie wszyscy spodziewali - oba zespoły musiały, po prostu musiały na siebie wpaść.

W tej chwili więc, ninja paru mniej lub bardziej znanych wiosek, mogły podziwiać konfrontację szóstki nowicjuszy.

- O, zjawił się Naruto i jego cyrk - mruknął pod nosem Shikamaru, mając nadzieję, że nikt na jego komentarz nie zwróci uwagi.

Ciutkę się jednak przeliczył.

- Hej! Może Sakura i Naruto, to beztalęcia, ale nie obrażaj Sasuke! - zerwała się nagle z głośnym krzykiem młoda Yamanaka, ignorując marne tłumaczenia towarzysza, a rzucając się oczywiście w stronę Uchihy.

"Eh, po co ja się tu pchałem?" - zapytał sam siebie Nara, przykładając rękę do czoła.
Zaraz musiał ją jednak oderwać i odparować słowa swojego dawnego kolegi.

- O, widzę, że drużyna cieniasów też postanowiła się zjawić? - padły słowa z ust chłopaka z sześcioma kreskami na policzkach.

- Sam uważaj gdzie się pchasz kurduplu. - Shikamaru czasami sam dziwił się swojemu wrednemu nastawieniu do blondyna, ale wolał trzymać go na dystans.

Kiedyś obaj chłopcy spędzali ze sobą trochę czasu, a nawet nieźle się razem bawili.

Potem okazało się, że Naruto, to totalny nieudacznik i ciapa, która ciągle pcha się w kłopoty.
Dosłownie na każdym kroku robił sobie problemy, nawet kiedy chciał komuś pomóc.

- Uważaj co mówisz frajerze - No właśnie...

Wieczna bomba energii, pozytywnego, ale i hardego nastawienia, jakie nieraz posiadał Naruto, zaczęły coraz bardziej irytować Narę, aż do tego stopnia, że... chłopak wolał trzymać się od Uzumakiego z daleka.

Ta opcja była dla niego po prostu mniej kłopotliwa.

Poza tym Shikamaru był realistą.

Po co próbować się wybić, skoro jest się takim życiowym przegrywem, jak on czy Naruto...?

- Łapy precz od Sasuke!!

"No i jeszcze jego irytująca drużyna - westchnął w duchu. - Zadufany w sobie samotnik i zakochana w nim głośna dziewczyna, którą ledwo można nazwać shinobi. Dobrze, że ja się w coś takiego nie wpakowałem..."

***

- Oj! Naruto! - krzyknął ciemnowłosy mężczyzna od razu, kiedy przeszedł przez próg drzwi.

Cóż, trudno było zachować normalną postawę, kiedy pierwszym, co się na wejściu widziało był śpiący w stercie papierów, mamroczący coś sobie pod nosem obecny Hokage Konohy.

- Naruto, obudź się - nakazał mu ciemnooki, potrząsając jego ramieniem, ale blondyn tylko osunął się dodatkowo na biórku, ani myśląc się z niego podnosić.

Shikamaru westchnął, łapiąc się za nasadę nosa.

- Jaki on potrafi być kłopotliwy. - Uśmiechnął się na wspomnienie dawnego, roztrzepanego i wiecznie rozdartego blondyna, który nic tylko gonił za swoimi marzeniami czy przyjaciółmi, a w szczególności za Sasuke.

Kiedyś Shikamaru miał okazję dowodzić zespołem, którego zadaniem było sprowadzenie Uchihy z powrotem.
Wtedy Nara uważał, że nie będzie to proste zadanie, ale to, co przydarzyło się wtedy ich piątce...

"Gdyby nie Wioska Piasku, dawno byłoby po nas". - Mężczyzna wzdrygnął się przypominając sobie, że dzisiaj obiecał Temari i Shikadaiowi (i Temari...) nie spóźnić się na kolację.

- Naruto! - zawołał ponownie zduszonym głosem, co jednak nie przyniosło żadnego efektu.

"Rany... co by z nim tutaj zrobić? Przecież w takim stanie go nie zostawię..."

Nagle wzrok bruneta podniósł się wyraźnie do góry. Był to znak, że mężczyzna coś sobie przypomniał.

Teoretycznie był pewien sposób na niemal stuprocentowe obudzenie Uzumakiego, nawet po czterech nocach niespania i zjedzeniu kubka ramenu z usypiaczem w środku.
Problem był tylko w tym...

...że owa propozycja padła kiedyś z ust Kiby...

- Naruto! Hinata znowu rodzi!

- Co?! Gdzie? Ja-a-ak! - wydarł się najsilniejszy shinobi Konohy, majestatycznie zjeżdżając ze swoimi wszystkimi dokumentami na podłogę.

Shikamaru pokręcił zrezygnowany głową, zachowując się już z powrotem całkowicie normalnie, a gdy ostatni, ścięty w pół dokument spadł na blond czuprynę Hokage, Naruto uświadomił sobie, że został wpuszczony w bambuko.

- Może tej nocy odpuściłbyś sobie wreszcie? - Usłyszał, spodziewając się jednak innego komentarza od swojego doradcy.

- Nie ma teraz czasu na odpoczynek - wymamrotał, układając kartki z powrotem na biórku, samemu zaraz za nim siadając i zabierając znów do roboty.

Doradca Siódmego otworzył buzię, żeby coś jeszcze przekazać, ale Naruto go uprzedził.

- Nie miałeś przypadkiem zjeść dzisiaj kolacji z Shikadaiem i Temari? - przypomniał, chociaż nie było to potrzebne.

Shikamaru dobrze o tym pamiętał, ale wiedział też, że Uzumaki miał zrobić coś podobnego, z tym, że już jakieś... ze dwa tygodnie temu?

- Spokojnie, poradzę sobie z tym - zapewnił, odkładając trzymany zwój i spoglądając mu w oczy z nową, ale i znajomą iskrą w oczach. - W końcu jestem Hokage i mam za zadanie zadbać o wszystkich mieszkańców Konohy, dattebayo! W tym również i ciebie. - Uśmiechnął się, podnosząc na chwilę z siedzenia.

- A ja obiecałem, że nie pozwolę ci z tym wszystkim zostać samemu - wysunął kontrę Shikamaru, co mogłoby się ciągnąć tak w nieskończoność.

- Wiem. Ale rodzina teraz cię potrzebuje, a mnie... też. Cała rodzina - podkreślił, spoglądając przez okno.

Nara westchnął ledwo dosłyszalnie pod nosem.
Zdawał sobie sprawę z tego, że w tej bitwie łatwo nie wygra, a w zasadzie, to w ogóle nie wygra.

"Czyli znów czeka mnie samotny spacer do domu - przeszło przez myśl odwróconemu już w stronę drzwi Shikamaru. - Ale zawsze to lepsze niż siedzenie tutaj piątą dobę z rzędu".

- Hej, Naruto - rzucił jeszcze ostatnią radę do przyjaciela. - Tylko pamiętaj, żeby zajrzeć czasami do domu. Bo jeszcze zapomnisz, jak smakuje kuchnia Hinaty, albo, że Boruto jutro zaczyna akademię.

- Nie martw się. O takich rzeczach nigdy nie zapomnę - odpowiedział blondyn, wciąż z uśmiechem na twarzy.

Obaj dobrze wiedzieli, że to będzie koniec ich rozmowy na dziś.

Uzumaki do końca spoglądał na odchodzącego powoli w stronę domu Shikamaru, natomiast tamten nie obejrzał się za siebie już ani razu.

Kiedy wyszedł, martwiło go już tylko jedno...

- Za bardzo się tam nie spieszyłeś.

- Temari!? - Ciemnooki niemal nie podskoczył, słysząc od progu poddenerwowany głos swojej żony.

Ta natomiast spojrzała po nim, jakby krytycznie, co każdego przyprawiłoby o dreszcze.

Przez chwilę Shikamaru zastanawiał się nawet, czy nie zapomniał może o jakiejś rocznicy lub czymś podobnym...

- Możesz normalnie powiedzieć, co się stało, czy znowu będę miał zgadywać? - zapytał już nieźle zestresowany i spocony.

- Rany, staruszek jak zwykle niczego się nie domyśla - westchnął niby od niechcenia zielonooki nastolatek.

Rodzice mimowolnie na niego spojrzęli.

- Młody... - Shikamaru gwałtownie odwrócił się w stronę gabinetu, z którego całą trójkę dobiegły nieprzyjemne dźwięki. - Czy ten człowiek chociaż raz mógłby nie dokładać sam sobie bałaganu? - pomyślał na głos, a jego stopy odruchowo skierowały się w stronę potęcjalnego zamieszania.

- Chodź! - nakazała twardo Temari, ciągnąc go bezlitośnie za sobą, byleby nie wpakował się w kolejne dodatkowe godziny pracy. - Bo kolacja do reszty wystygnie. 

"Wystygnie?" - zdziwił się Nara, próbując iść już o własnych nogach.
Musiał przyznać, że zabrzmiało to ciekawie i już zrobił się bardziej głodny.

Nie zamierzał dyskutować. Cóż... nie z tą kobietą, z którą to związał całe swoje życie, oraz synem idącym za nim niczym strażnik.

Kto by pomyślał, że sam z siebie wpakuje się w takie bagno?
Na pewno nie on jakieś dwadzieścia lat temu. Ale musiał przyznać, że to najlepsze bagno w jakie mógł wejść.

A Naruto? Tak... on miał swoje własne.

Jako dwunastolatek, Shikamaru nigdy by nie uwierzył, że ten chłopak naprawdę zostanie tym swoim upragnionym Hokage.
A nie było dnia, w którym blondyn by o tym nie ględził.

Uzumaki Naruto - ten krzykliwy, upierdliwy dzieciak, zawsze stający w obronie innych. Ten sam, który nieraz oglądał się za dziewczynami, a teraz nie ma czasu, żeby zajrzeć raz na dzień do swojej żony - dziewczyny, która kochała go od niepamiętnych lat...

Ten sam, który od zawsze tak bardzo pragnął uznania, że dziś zna go już cały świat.

On i brunet idący razem ze swoją rodziną do posiadłości klanu Nara, zawsze bardzo się różnili, ale żaden z nich nie zaprzeczyłby...

To dobrze, że ich ścieżki wpadły na siebie pewnego dnia.

(Nawiązania do tytułu w książce z Quizami - nagroda dla Naruto_Shippuden_123)

A tak ogólnie, to chyba nie wyszło to tak najgorzej. Nie wiem. Nie sprawdziłam całości.

No dobra. Nie pamiętam co dokładnie się pisze w końcówkach, a więc sayonara wam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro