Wrzawa, to tylko początek cz.2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałaś w kuckach, zbierając pozostałości twojej zabawy-niespodzianki, czując na sobie spojrzenie swojego gościa, klienta czy innego kryptomu, jaki mogłaś mu nadać w zależności od sprawy w jakiej tutaj przybył.

Westchnęłaś przesuwając wszystkie papierki tak, by utworzyły jedną, wielką kupkę. Nie wydawało ci się to zbyt kreatywne, ale może niemo zwracając uwagę na trwającą między wami ciszę, skłonisz miodowowłosego do jej przerwania.

Tak sobie przynajmniej myślałaś.

Nie zamieniłaś z nim za wielu słów (właściwie, to on jeszcze nie powiedział do ciebie żadnego), ale za to przyjrzałaś się chłopakowi uważnie.

Niski, młody, ubrany w jakieś dziwne, zielone coś... Domyślałaś się, że jest shinobi.

Dobrze, że przynajmniej nie miał przy sobie jakiejś wymyślnej albo dziwacznej broni, którą mógłby ci tutaj pogrozić.

Spojrzałaś wreszcie na niego, odsapując i siadają na swoim przed chwilą zbudowanym tronie konfetti.

- No to - zaczęłaś swoje wywody, wyglądające znad splecionych dłoni. - Jak się nazywasz? I skąd jesteś? A, no i co najważniejsze: W czym mogę pomóc? - wyrecytowałaś z przymilnym, ekspedienckim uśmiechem do potencjalnego klienta.

Ani trochę nie zareagowałaś na jego przenikliwe spojrzenie, za to kąciki twoich ust uniosły się jeszcze bardziej, kiedy ujrzałaś jego zdziwioną minę, jako reakcję na hurt zadanych przez ciebie pytań.

- To może tak... - podjęłaś z innej beczki, skoro tamten nadal się nie odzywał. - Czego potrzebujesz? - Nareszcie przemówiłaś rzeczowo.

Normalnie, to pewnie byś się z nim bawiła w jakieś "podchody", jak z większością klientów, których najczęściej wprawiałaś tym samym w zakłopotanie, ale miałaś granice swojego tupetu.

Widziałaś przecież, że on był ranny. Więc może wreszcie powiedziałby o co mu chodzi?

- Widziałaś może... jak ktoś tędy przechodził? Albo w okolicy?

Hm, to było dość dziwne pytanie... znaczy, nie mógłby się jednak najpierw przedstawić? Albo o coś poprosić? No i po co mu taka wiadomość? Eh...

Rozważania musiałaś pozostawić na później, ponieważ jak to bywało w zajazdach lub karczmach czy innych takich podobnych, kierowałaś się dewizą "Nasz klient, nasz pan".

Dokładnie tak, jak wymagał od ciebie twój szef.

- Nie, nie widziałam - odparłaś swobodnie, zgodnie z prawdą, i nie "zdejmując" swojego uśmiechu.

Przybyły chyba raczej nie wziął cię na poważnie, bo w zasadzie ani trochę na taką nie wyglądałaś.

Machając nieznacznie nogami, z przekrzywioną głową i nie schodzącym ci z gęby uśmiechem, zatapiałaś się coraz bardziej w swoim niestabilnym siedzisku.

Różowooki podszedł do ciebie z kamienną miną, która raczej ci się nie spodobała. Na taki widok i twoja lekko się zmieniła.

Nie byłaś przy nim już taka śmiała... A przecież musiałaś mu coś wcisnąć! Inaczej nie mógł tak po prostu stąd odejść.

I nagle wpadłaś na ciekawy pomysł.

- Za informacje też się płaci. - Zabrzmiałaś, jak gdybyś tą kwestię powtarzała conajmniej codziennie.

Brzmiała tak... dziecinnie, ale i dość fachowo.

A jego odpowiedź była bardziej...

- Ale ty ich nie masz, prawda? - No tak. Właśnie taka była jego odpowiedź.

No cóż... nie chciałaś odpowiedzieć ani twierdząco, ani przecząco, żeby nie domyślił się prawdy.

- Może tak, a może... ej! Chotto. Matte! - Zerwałaś się z kupy papierów, których część była teraz poprzyczepiana na ciebie. Jednak niedługo.

Ztrzepałaś je z siebie kilkoma ruchami, bałaganiąc ponownie na całej powierzchni.

Patrzyłaś jak chłopak podchodzi do drzwi znajdujących się po zupełnie drugiej stronie niż te wejściowe.

I nie było to wyjście ewakuacyjne.

Nie zamierzałaś powstrzymywać swojego gościa przed otwarciem owego "tajemnego przejścia". Miałaś w tym i swój cel.

Cel, który po chwili został w połowie osiągnięty.

Po drugiej stronie drzwi ukazał się mały, ciemny korytarz, którego sporą część zajmowały stare schody wiodące na górne piętro.

- Chcesz zobaczyć co tam jest? - spytałaś nieco tajemniczo, i o dziwo nareszcie dostałaś normalną odpowiedź!

- Chyba nie skorzystam. - Nie tego oczekiwałaś, ale mimo wszystko miło było usłyszeć jego zwykły, łagodny ton.

Nie dawałaś jednak za wygraną.

- Dobra, dobra. - Podeszłaś do niego od tyłu, lekko popychając w odpowiednią stronę. - Idź. Zaraz do ciebie przyjdę, żeby zobaczyć jak ci się tam podoba - oświadczyłaś, nie dając mu zbyt wielkiego wyboru.

Ale jednak... okazało się, że chłopak nie był typem, który tak łatwo ulega namowom. Bynajmniej nie twoim.

- Nie mam za wiele czasu...

- Jesteś podróżnym - wtrąciłaś. - Przecież musisz gdzieś odpocząć. Albo po prostu pozwiedzać - dodałaś głośniej, naciskając wciąż na tę opcję. - No dalej, przecież jak tu wszedłeś, to musisz chociaż zobaczyć cały budynek.

Po znaczącym westchnięciu, chłopak skierował się wreszcie na górę.

Zresztą, gdyby chciał zawrócić, to musiałby zepchnąć cię ze swojej drogi, bo stanęłaś na niej uparcie, i nie przejmując się odmowami nowego znajomego, nakierowywałaś go cały czas na schody.

Gdy wreszcie miałaś pewność, że cię posłuchał, sama odeszłaś do pomieszczenia imitującego kuchnię. No cóż... nie za bardzo mogłaś tutaj gotować, ale to w tym miejscu znajdowały się szafki na jedzenie, picie, jakieś szmatki...

Wzięłaś do ręki jedną z nich, a w drugą chwyciłaś małe naczynie, które napełniłaś do połowy wodą.

Potem skierowałaś się do góry, tam, gdzie znajdowały się pokoje, które aktualnie nie były przez nikogo zajęte.

Udałaś się do tego na prawo, ponieważ zauważyłaś, że w nim jedynym drzwi były leciutko otwarte, a nie zamknięte, jak w pozostałych.

Widok jaki tam zastałaś był lekko... zastanawiający.

Blondyn(?) stał właśnie w oknie i wyglądał, jakby miał zamiar z niego wyskoczyć.

Nie poderwałaś się jednak specjalnie ani nie podnosiłaś głosu, bo po co?

- Yõ - odparłaś zaznaczając swoją obecność i kładąc na niewielkim stoliku to, co tu ze sobą przyniosłaś.

Chłopak odwrócił się do ciebie, przyglądając się, jak zapalasz malą lampkę dającą tylko nikłe ilości pomarańczowego światła.

Wyprostowałaś się, spoglądając mu w oczy. Byłaś teraz opanowana i spokojna. Wiedziałaś co masz zrobić oraz to, jak podejść znajomego, by cię posłuchał.

- Powiem ci to, co chcesz wiedzieć - rzekłaś cicho, niemalże szeptem. - Ale usiądź. - Wskazałaś na podniszczone łóżko, które swoim wyglądem pasowało nawet do całej scenerii pokoju.

Natomiast podróżnemu twoja zmiana nastawienia najwyraźniej była na rękę, bo nawet cię posłuchał. Chociaż właśnie to przewidywałaś.

Przysiadł na poszarzałym prześcieradle zakrywającym ciemny, stary materac, i poczekał, aż usiądziesz obok.

W ręku - ku jego nieświadomości - trzymałaś to, co przyniosłaś ze sobą z dołu, ale on nie mógł dostrzec przedmiotów, gdyż przez cały czas starałaś się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy właśnje po to, aby nie skupiał się niepotrzebnie na niczym innym.

- Ryokõ-sha...

- Yagura da.

Uśmiechnęłaś się na to przerwanie ci w połowie, bo właśnie takiego rezultatu oczekiwałaś.

- Yagura-kun - podjęłaś ponownie, nie wiedząc tym razem od czego konkretnie miałabyś zacząć.

Odwróciłaś się w stronę hałasuących drzwi, które okazały się teraz o dziwo pomocą, aniżeli rozpraszaczem uwagi czy też włącznikiem twoich nerwów.

Wzrok ciemnowłosego odruchowo powędrował za twoim, a ty z łatwością wykorzystałaś ten moment.

Podczas nieuwagi chłopaka, przyłożyłaś zwilżony kawałek miękkiego materiału do jego rany na policzku.

W tej samej chwili usłyszałaś ciche syknięcie, najpewniej przez niespodziewany powrót bólu, i zobaczyłaś jak ten, który je wydał, odsunął się od ciebie gwałtownie.

Zauważyłaś jego nieufny wzrok padający na ciebie, jak i powstrzymywanie się, by nie powędrować ręką do dotkniętego przez ciebie miejsca.

Zrobiło ci się trochę nieswojo, ale zbyłaś to uczucie uśmiechem.

- Właściwie nie wiem czy to chciałeś usłyszeć, ale... opatrzę twoje rany - oznajmiłaś słabym głosem, który jednak nie miał najmniejszego zamiaru drżeć.

Widziałaś, jak twój znajomy zbiera się do odejścia.

- Nie - zaoponował z westchnieniem. - To nie jest konieczne. Poza tym... muszę już wracać. - Skierował się już do wyjścia, ale po chwili stanął i zacisnął zęby.

Widocznie poruszył się zbyt gwałtownie, co potwierdziło złapanie się przez niego za bark i groźne spojrzenie w jego stronę.

Nie wiedziałaś jakim sposobem miało mu to w czymś pomóc, na co zachichotałaś. Na szczęście szybko zakryłaś twarz dłonią.

Yagura odwrócił się w twoją stronę dość skołowany. Chciał wyjść na twardziela, a los miał jak zwykle jakieś inne plany...

- Siadaj. - Poklepałaś wesoło miejsce obok siebie. - Jestem jakby medykiem. Pomogę ci.

I tak właśnie po chwili, albo dwóch, ponownie siedziałaś wpatrując się w różowe tęczówki miodowowłosego, mając w najbliższym czasie za zadanie zająć się jego większymi ranami.

Co wcale do łatwych nie należało, bo Yagura z pewnością nie był spokojnym pacjentem.

Słowniczek:
Chotto - chwila
Matte - czekaj
Ryokõ-sha - podróżnik

No i powiedzcie, że to zdjęcie nie jest super!!

Dobra, przestaję się tak podjarywać, bo muszę wreszcie coś zrobić.

Mam nadzieję, że wam się podobało, choć to nadal nie było zamówienie ;)

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro