Zamówienie 4: Nie wrócimy z pustymi rękami (Asuma x Reader)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamówienie od Aglo-San

"Jakaś wspólna misja z Reader (...)
Hmmm... Uparta, ma silną wolę, jest impulsywna, szczera. Często nie jest świadoma swoich uczuć."

No to takie najważniejsze informacje ;)

Zachmurzone, spowite pomarańczą oraz czerwienią niebo rozciągało się nad wielką, potężną skałą. A na tej skale staliście wy.

Ty i on.

Asuma Sarutobi - syn Trzeciego Hokage, dzielny i wytrwały wojownik, wspaniały towarzysz...

Jak i zwykła ty - [Imię]. Bez większych dokonań, bez bliższych przyjaciół. A nawet bez konkretnego klanu...

Ludzie mawiali o tobie, że nie masz większej przyszłości. Przeciętna kunoichi bez większego potencjału czy powalającej techniki...

Ale właśnie to ty miałaś zamiar pokazać im wszystkim, że się mylą.

Trzeci hokage dał ci właśnie szansę, parę dni temu mianując cię jounninem, a wczoraj wieczorem dając misję, na którą posłał cię ze swoim własnym synem.

To chyba znaczyło, że w Ciebie wierzy, prawda? Bo zadanie wykonywane z takim partnerem musiało być trudne. Partnerem... do misji oczywiście! Żadnym innym.

Właściwie, to nawet go zbytnio nie znałaś, więc niby dlaczego miałabyś nazwać gościa inaczej?

- [Imię]-san.

- Hai! - odpowiedziałaś natychmiastowo, jednak niezbyt spokojnie, jak na zwykłego jounnina przystało.

Zaraz zrozumiałaś swój błąd, poprawiając reakcję szybko.

- To znaczy, słucham, Asuma-san. - Odgarnęłaś kosmyk swoich [kolor]włosów, spószczając wzrok ku dołowi.

Misja jaką otrzymaliście wydawała się być naprawdę poważna, dlatego nie mogłaś sobie pozwolić na takie zachowania czy błędy, jak niekontrolowane okrzyki czy żarty w nieodpowiednich chwilach. A trzeba przyznać, że z obu tych rzeczy byłaś naprawdę znana.

Było jednak coś jeszcze...

Od razu podniosłaś głowę do góry, kiedy czarnowłosy zaczął wyjaśniać ci swój plan działania.

W chwili zakończenia całego wywodu, (z którego oczywiście nie zapamiętałaś prawie ani jednego słowa) skinęłaś energicznie głową potwierdzając...

Właściwie, to co potwierdzając, skoro nie słuchałaś?

              *        *       *

Czołgałaś się w jednym z tuneli pseudo-wentylacyjnych, które okazały się jedynym nieużywanym przejściem budynku, do którego wnętrza musięliście się dostać.

Nie było to łatwe ani przyjemne.

Szczerze, to nie miałaś ochoty pełznąć za czarnowłosym, który, nie wiedziałaś nawet, jak dokładnie planuje wydobyć to, co znajdowało się tu w środku.

Ale przynajmniej dobrze, że był to akurat Asuma.... Nie! O czym ty w ogóle myślałaś?

Uspokój się...

- Czy coś się stało, [Imię]-san? - Usłyszałaś nagle pytanie mężczyzny, odwracającego wzrok w twoją stronę.

Było ciemno, jednak byłaś w stanie to dostrzec.

- Nie. - Dlaczego by miało? Bo w końcu nie jest. Rany... co ja wyprawiam?

- To dobrze. - Miałaś wrażenie, że się uśmiechnął, ale ta sprawa nie była już taka pewna.

Następnie oboje ruszyliście dalej, gdzie miała zacząć się już prawdziwa zabawa.

              *        *       *

To nie to. To też nie... nie...

Przerzucałaś znieciNie erpliwiona kolejne papiery i przedmioty, w poszukiwaniu tego, co było wam w tej chwili potrzebne.

Co jakiś czas słyszałaś napomnienia swojego towarzysza co do tego, abyś nie narobiła bałaganu, który wzbudzałby potem zbędne podejrzenia.

Czasami miałaś ochotę odburknąć, że to nie takiej misji się spodziewałaś, i że nie jesteś jakimś poszukiwaczem złota czy też igły w stogu siana, a wojowniczką.

- Oż ci w...! - Zanim dokończyłaś, osobnik będący przed tobą już padł na glebę.

Nie zawachałaś się wysunąć pięści do przodu, chociaż nawet nie wiedziałaś kogo właśnie znokautowałaś.

- [Imię]-san...

- No co? - mruknęłaś uśmiechając się przepraszająco.

Tak naprawdę, to wcale nie było ci przykro, ale...

Sarutobi szybko doskoczył do ciebie, przyglądając się twojej ofierze, która teraz bardziej przypominała gluta niż człowieka.

- Czyli jednak nikt nie ucierpiał? - zapytałaś z niemal wyczuwalnym zawodem w głosie.

Odwróciłaś się też od leżącego tak, jak to zrobił przyjaciel stojący obok ciebie.

Przed waszymi twarzami nie jawił się zbyt przyjemny widoczek, choć zależy jak kto by na to popatrzył.

- Nikt nie ucierpiał... - powtórzyła po tobie jedna z podobnych glutowatych "istot", przybierając zaraz kształt człowieka, Asumy Sarutobiego.

Druga z nich przeistoczyła się natomiast w ciebie.

- Hej! - Oburzyłaś się, patrząc na swoją podróbkę.

Czarnowłosy prychnął jakby rozbawiony.
Spojrzałaś kątem oka na ten niecodzienny widok.

Co aż tak bardzo bawi go w... tym?

- Nie myślałaś chyba, że tylko mnie wezmą za swój cel? - podsumował krótko, przygotowując się do ataku.

Przewróciłaś oczami, powtarzając jego czynności. Ty miałaś zwykłe kunaie, natomiast on specjalne ostrza czakry, ale to nie znaczy, że będziesz walczyć gorzej od niego.

O nie! Pokażesz mu, że będziesz w tym lepsza! I niedługo musiałaś czekać na sytuację pozwalającą ci na popisy, bo kilka chwil później zaczął się już prawdziwy chaos!

Szczęki metalu słyszalne były prawie że systematycznie, nie licząc tego, iż w pomieszczeniu odbywała się walka. Większość twoich ataków była improwizowana, więc trudno było liczyć na jakąś specjalną systematyczność, ale twój kompan...

Asuma był nieocenionym wsparciem i wspaniałym wojownikiem. Nie można mu było tego odmówić.

Radził sobie zdecydowanie lepiej niż ty. Nawet jeżeli nie byłabyś w stanie tego przyznać...

- To widać to na pierwszy rzut oka - dokończylaś tą myśl na głos, spoglądając z lekką zazdrością na Sarutobiego. - Uważaj! - rzuciłaś ostrzeżenie nie do końca wiadomo do kogo, ale kunai perfekcyjnie trafił w gluto-istotę, próbującą zajść od tyłu twojego przyjaciela.

A potem walczyliście dalej, nie przejmując się tym, co zaszło przed chwilą, i nie zwracając uwagi na to, co działo się potem.

Aż do chwili...

              *        *       *

Poruszyłaś się niepewnie, ocierając o coś w miarę gładkiego, zagryzając przy tym wargę, aby nie zareagować zbyt głośno na ból mocno odczuwalny w lewym ramieniu.

Spróbowałaś podeprzeć się lewą ręką, ale zanim zdążyłaś choćby zacząć wykonywanie tej czynności, usłyszałaś znajomy sobie głos.

- Lepiej narazie się nie ruszaj - oznajmił łagodnie twój przyjaciel.

Nie zważając jednak na jego słowa, odruchowo przetarłaś mocno zamglone oczy.

- Asuma... -san. - Odkaszlnęłaś, próbując odnaleźć wzrokiem obraz czarnowłosego, jednak nie udało ci się tego dokonać.

I wtedy zrozumiałaś, że to nie twój wzrok zaczął znacząco szwankować, ale światło... Nie było go!

Dopiero w tym momencie do twoich uszu rzuciła się ta wszechobecna cisza...
Milczenie panujące między każdą osobą i każdą rzeczą znajdującą się gdziekolwiek byście teraz nie przebywali.

Nie było sensu jej przerywać... chyba, że akurat było się tobą!

- Gdzie te wszystkie stwory i gluty? - zapytałaś, próbując doprowadzić swą pozycję leżącą do siadu, jednak powstrzymał cię znaczący dotyk Sarutobiego.

Chwycił on za twoje ramię - bolące ramię - a jednak nie poczułaś żadnej nieprzyjemnej reakcji ze strony swojego ciała. To tak, jakby ono mówiło ci, że jemu możesz zaufać.

A z drugiej strony mógł to być zwyczajny zbieg okoliczności. Nigdy nie wiadomo...

Nie było warto się nad tym tak zastanawiać.

Zastygłaś jednak w miejscu spoglądając, najpewniej, na towarzysza i czekając na wyjaśnienia.

Mężczyzna, czy może raczej chłopak, nie musiał zbyt wiele mówić. A może zwyczajnie nie czuł takiej potrzeby?

W zamian za to sięgnął do swojej kieszeni (powstrzymałaś się, by tego nie skomentować), po czym zauważyłaś jasny blask ognia wydobywający się z jego zapalniczki.

Zwykle widząc ten płomyczek, wydawał ci się on mały, nic nie znaczący. Ale teraz, kiedy jego blask ogarniał całe to pomieszczenie...

- Aaah, Asuma-san! Powiedz mi wreszcie co to wszytko znaczy! - Wyrwałaś się z tych chwilowych, melancholijnych rozmyślań, których mimo ich krótkiego trwania, naprawdę miałaś już dosyć.

Ten jednak nie zamierzał przerywać tej, do pewnego momentu, patosowej chwili, a więc zwyczajnie wskazał ci wzrokiem to, na co powinnaś już wcześniej zwrócić swoją uwagę.

Podążyłaś za tym spojrzeniem, które doprowadziło cię prosto do...

- Bandaż? - szepnęłaś niedowierzając temu, że ciemnooki właśnie kończył opatrywać swoją nogę, która niemal już cała była pokryta białym, cienkim materiałem.

Nie spodziewałaś się, że coś jest, albo też było w stanie aż tak mocno go zranić.
Sama zapewne nie byłabyś w stanie go nawet drasnąć - przynajmniej tak ci wszyscy mówili.

Pozostało więc teraz jedno pytanie.

- Jak to się stało? - spytałaś z przejęciem, sama nie wiedząc czy brało się ono z powodu troski o chłopaka, czy twojej niewiedzy o obecnej sytuacji.

"Chwila... jakiej troski? Przecież ja powinnam martwić się głównie o siebie! A nie o..." - Nie dokończyłaś, mając niezbite wrażenie, że nie powinnaś oceniać sytuacji w ten sposób.

W końcu nie miałaś pojęcia dlaczego wasza misja tak się zakończyła. Choć... może to wcale nie był jeszcze jej koniec. Bo w końcu nie zdobyliście tego po co tutaj przybyliście. A bez owego przedmiotu nie mieliście się po co pokazywać.

Z drugiej strony, dla Asumy to mógł być w tej chwili koniec. Z tą nogą przecież nie będziesz go za sobą ciągnąć.d

Ale sam przecież też teraz nie da rady wrócić...

"Aahhh!! Dlaczego to jest takie skomplikowane? A myślałam, że bycie jouninem, to prawie to samo, co chunninem... Ciekawe w ogóle dlaczego?"

Wzdrygnęłaś się czując, jak wogół twojego prawego barku szczelnie owijamy jest opatrunek.

Nie dało się ukryć, że ramię bolało i to coraz bardziej z chwilą, kiedy brunet bandażował coraz niższą partię twojej kończyny.

Ciekawe co było w stanie cię tak załatwić...

- Asuma-san. - Odwróciłaś wzrok od jego rąk, przerzucając na ciemne źrenice. - Co się w ogóle stało?I ile tu siedzimy? - Przeraziłaś się nagle, że może upłynęło już parę godzin, a może i cały dzień, a wróg może być już bardzo daleko stąd, razem z tajnymi dokumentami.

- Hm... szybko o to spytałaś - odparł brunet, i nawet bez patrzenia mogłabyś stwierdzić, że się uśmiecha.

- Czy ty się właśnie ze mnie śmiejesz? - Łypnęłaś na niego groźnie, ale ten wyraźnie nie wziął ciebie na poważnie.

- A byłoby w tym coś złego? - zapytał, wiążąc węzeł na końcu opatrunku.

Zastanawiałaś się przez tę chwilę, jak by tu mądrze wybrnąć z tej sytuacji.

- Taaak? - odpowiedziałaś, jakby niepewna swojego zdania.

Oburzyłaś się nieco, słysząc doskonale chichot twojego towarzysza.

"Co go niby w tej sytuacji cieszy?! Lepiej, żeby nie chichrał się ze mnie, bo obiecuję, że wyciągnę za fraki i sama przywlokę do hokage..."

- Możesz mi wreszcie uświadomić, co cię teraz tak bawi? - wybuchnęłaś mocno zduszonym głosem.

Ten jednak nie wydawał się, jakby miał szybko skończyć, jednak wyjaśnił ci połowicznie opanowując:

- Nic takiego. Po prostu... - Uśmiechnął się, uciekając wzrokiem - przypomniała mi się twoja walka.

- Co masz niby do mojej walki?! - Wzburzyłaś się tak gwałtownie, że nawet twoje [kolor] włosy przypominały teraz gotową do ataku bestię.

Przestałaś się wściekać dopiero wtedy, gdy Asuma syknął niemal niedosłyszalnie z bólu.

Widocznie wiercąc się, podrażniłaś jego zranioną nogę.

I teraz sobie coś uświadomiłaś...

"Chwila... - Oczy niemal wyleciały ci z orbit. - Skoro poruszając się wywołuję u niego ból, to czy teraz właśnie..."

Przełykając nerwowo ślinę, przesunęłaś źrenice na dół i powstrzymałaś, żeby i teraz nie poderwać się z miejsca, robiąc co najmniej dziurę w suficie.

Jeżeli tutaj, gdzie siedzieliście był jakiś sufit.

- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej, że pode mną siedzisz?!

Radosny śmiech Asumy wypełnił całe to pomieszczenie, a ty wciąż byłaś skołowana.

- Raczej tego, że ty siedzisz mi na kolanach - sprostował przez co zrobiło ci się jeszcze dziwniej.

- Tia.... - Uciekłaś źrenicami w bok, nie mogąc zrozumieć tego czy i ty nie powinnaś się cieszyć, skoro Sarutobi podchodził w taki sposób do sytuacji.

Wolałaś jednak zamilkąć.

Może nie tyle, co wolałaś, ale chyba bezpieczniej było dla ciebie aby pozostać w tej chwili... cicho.

W końcu on też zamilkł i ponownie między wami zrodziła się cisza, ale ta była jakaś inna...

Wiedziałaś, że zaraz zostanie przerwana, tylko nie przyszło ci na myśl jakim dokładnie komentarzem ze strony ciemnowłosego.

Przyszło ci tylko czekać. I czekać...

- Powiedz, naprawdę chciałaś rzucać wtedy kunaiami w kogo popadnie?

- Hę? - Zdziwiła cię jednocześnie powaga zadanego do ciebie pytania, jak i twoje przeczucie tego, że brunet zaraz ponownie wybuchnie śmiechem, który powstrzymywał. - Wcale, że tak nie robiłam! - zaprzeczyłaś, tonem przypominając małą, obrażoną dziewczynkę.

- To dobrze - stwierdził posępnie, zmieniając zaraz ten klimat. - Bo już myślałem, że 'w ramach przypadku' będziesz musiała zostawić mnie tutaj i wykonać zadanie sama. - Podrapał się po policzku, a ty zagryzłaś wargę, nie mogąc wymyślić riposty.

- Najwyżej byś oberwał i tyle! Chyba nic by się nie stało, wyglądasz na twardego.

Asuma uśmiechnął się lekko i pokrecił głową na boki, niemal z niedowierzaniem temu co słyszy.

Nie było w tym politowania czy też złości.

Wyczułaś taką aurę, jak gdyby karcił niemo swoją przyjaciółkę za to, że zachowuje się ona , jak dorosła mimo tego, że jest na to jeszcze za mała.
A tą przyjaciółką... byłaś w tej chwili ty.

Nie odpowiedziałaś już nic więcej, choć zakładając, on na to liczył.

Westchnęłaś więc głośno, postanawiając zmienić niewygodny dla siebie temat.

- Musimy się stąd ruszyć... I wracać do wioski. - Spróbowałaś się podnieść, nie robiąc jemu ani sobie jeszcze większej krzywdy.

Znów jednak zostałaś powstrzymana przed jakimikolwiek ruchami, a znakiem tego był łagodny chwyt Asumy za twoje ramię.

I znowu cię ono nie zabolało...

- [Imię]-san... - Ponownie zabrzmiał poważnie. Tym razem to było naprawdę.

Spojrzałaś na jego pewny, zacięty wyraz twarzy. Rozwarłaś lekko usta, rozpoznając w nim podobną determinację, co u...

...u siebie.

On również nie miał zamiaru wrócić do wioski z pustymi rękoma.
A może nie tyle, co do Konohy, co do hokage - do jego własnego ojca.

On również chciał udowodnić, że stać go na więcej niż tylko to, co opowiadają plotki.

I już niepotrzebna była tu rozmowa o tym, że będzie niebezpiecznie, bo teraz do tego wszystkiego jesteście ranni... Że martwisz się o niego... Że po prostu nie dacie rady!

Musięliście to zrobić.
Byliście we dwójkę, więc przynajmniej żadne z was nie było zdane na niewiadomo co.
Bo byliście skazani... na siebie nawzajem.

Skinęłaś głową, zaciskając usta w wąską linię.

- Poczekaj. Pomogę ci wstać - oznajmiłaś, mając zamiar tym razem wstać. I to naprawdę.

I nic cię już nie powstrzyma...

- Myślisz, że sam zapomniałem, jak to się robi? - No chyba, że on. Optymistyczny Asuma Sarutobi.

Chłopak chwycił cię w obie ręce, odetchnął, i zanim zdążyłaś jakoś zaprotestować, zaczęliście podnosić się do góry.
Choć raczej trafniejszym określeniem będzie, że to on zaczął cię podnosić... I zaraz stał już na równych nogach.

Podświadomie przyłożyłaś swoją dłoń do policzka. Była... zimna. Albo aż tak bardzo zrobiło ci się ciepło na myśl, że masz tak silnego towarzysza.

"Nie, to wcale nie to." - Nie byłaś wcale taka pewna owych myśli.

Poczułaś, jak stopami dotykasz twardego gruntu.
Oparłaś się na podłodze już z własnej woli, spoglądając na Asumę.

- I co teraz mamy robić, panie kapitanie?

- Nic. - Zaciekawiła cię ta odpowiedź. - Po prostu chodź za mną, a kiedy będziemy wystarczająco blisko, opowiem ci o planie.

Nieco gryźliwe uwagi same cisnęły ci się na myśli, ale ta przeważająca - nieironiczna - brzmiała:

"Spoko. Nie boję się nigdzie iść. Szczególnie z nim. Więc w drogę!"

Po czym ruszyliście.

Nie wiadomo skąd ani jakim cudem, zaraz byliście już na dworze.

Biegliście przed siebie - Asuma z przodu, a ty nieco za nim. Ale było ci w tym miejscu dobrze.

Sarutobi zerknął przez ramię na twoją osobę. Było to wyraźnym znakiem, że chce ci coś ważnego przekazać już teraz.

- [Imię]-san. Tylko pamiętaj, że kiedy dojdzie do walki... spróbuj celować bronią w przeciwników. Albo w ogóle spróbuj celować...

- Asuma-san! - krzyknęłaś, kolejny raz prawie obruszona jego słowami. - Stwierdziliśmy już chyba, że jesteś twardy. - Uśmiechnęłaś się, spoglądając na kompana, co odwzajemnił.

- A ty wyjątkowo szczera - przyznał łapiąc cię za nadgarstek i przyciągając tak, byś biegła na równi z nim.

- Wiem. - Westchnęłaś, spoglądając przed siebie.

Świat przed wami nie malował się jasnymi barwami, ale nie zamierzałaś się tym przejmować.

Wiedziałaś, że jesteś silna. Twarda. Wytrwała.
A twój przyjaciel w niczym ci nie ustępował.

Szliście we wszystkim równo. Łeb w łeb, tak się też traktując.

I to był powód do pewności, że jakkolwiek nie skończyła by się ta misja, to na pewno nie uznacie jej za porażkę, bo nie wrócicie z pustymi rękami.

Dobra, powiedzcie mi prosto, że to nie wyszło!

Najpierw myślałam, że jest spoko, później stwierdziłam, że to jakieś naciągane jest strasznie... No bo w sumie jest.

Nie wiedziałam, jak pisać charakter Asumy, ale dajmy, że razem z Reader jeszcze młodzi są, no to chłopak trochę pożartowal.

Miałam dać wzmiankę o Kurenai, ale mi się nie zmieściła. No trudno.

A no i nie mogłam się powstrzymać od nie wstawienia tego zdjęcia w mediach :D

Jedyna dobra część tego rozdziału.

No cóż... w każdym razie pozdrawiam pomysłodawczynię i dziękuję za kreatywność i cierpliwość!

A teraz do zobaczenia w następnym rozdziale ;)

Aha! I jeszcze pytanie o opinię. I drugie pytanie: jak można było to zrobić lepiej?

Chętnie poznałabym trochę waszych opcji :)

No i mówi się "rękami" czy "rękoma"?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro