Rozdział I "Złe wieści"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam w salonie z Mają. Ktoś zapukał do drzwi. Wstałam. Poszłam do przed pokoju. Otworzyłam drzwi i ujrzałam dwóch policjantów.

- Jesteśmy tu w sprawie, do Daisy Blanc. - przemówił Jeden z policjantów.

- Ja jestem Daisy. - Odpowiedziałam. Pomyślałam że mogli przyjść w sprawie mojej rodziny co jest teraz w Londynie. I tak się stało...

W przed pokoju pojawiły się Agata i Maja. (Agata to mama Mai).

- Twoja rodzina nie żyje. - powiedział drugi policjant. W tej chwili pomyślałam że mój świat się zawalił pod moimi nogami. Co? Jak? Teraz zostanę w rodzinie zastępczej... O tym myślałam. Obok policjantów pojawiła się pani z kilkoma teczkami.

- Daisy, masz rodzinę w Paryżu. - powiedziała kobieta. - twój ojciec z resztą ósemki rodzeństwa.

- słucham? Ale mój tatą był Paolo, mam inne nazwisko po mamie. - powiedziałam podwyższając głos.

- ahh, Paolo. To był twój przyszywany ojciec. - oznajmiła.

-Jak to? - spytałam. Kobieta spojrzała na telefon. I zaczęła przeglądać.

- Masz dziś lot do Paryża o 22:00, ale na lotnisku o 21:00. Dzisiaj. - powiedziała kobieta. - Ja polecę z tobą.

Policjanci powiedzieli że muszą już iść. Kobieta porozmawiała chwilę z Agatą a ja poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i zaczełam płakać. Kiedy usłyszałam że zostały zamknięte drzwi weszła Maja do salonu.

- Co j-jak mnie n-nie zaakceptują? - spytałam się.

- Ej, Daisy uspokój się. Kilkanaście kilometrów stąd w Paryżu mieszka twój biologiczny ojciec. Pamiętasz jak mówiłaś że nie czujesz się przy Paulu jak przy ojcu? Tak inaczej... - Powiedziała Maja. Agata poszła do piwnicy po walizki a ja z mają dalej rozmawiałyśmy. Dała mi chusteczki i się uspokoiłam.

Kiedy już były walizki w domu ktoś zapukał. Może to znowu policja? Poszłam otworzyć drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam kobietę z którą jadę. Jest z opieki społecznej. Na rękach trzymała mojego kota.

- Witaj Daisy, ja z policjantami poszliśmy do twojego domu a tam był ten kot. O i jeszcze w kartonach mamy twoje ubrania. - powiedziała pani i oddałam kota.

(Daisy była na nocowaniu u Mai)

Kobieta dała kartony i wybrałam te ubrania które są na mnie dobrze. Te co są za małe dałam Agacie aby dała potrzebującym. Spakowałam się w trzy walizki. Włożyłam rzeczy np.Telefon, ładowarka do torebki. Weszłam do pokoju gościnnego który był na razie (mój). Spojrzałam na zegarek a tam za godzinę muszę być na lotnisku.

Poszłam do salonu aby powiedzieć że musimy już jechać. Widziałam tylko Maję. Siedziała na fotelu obok drzwi.

- Gdzie Agata? - Zapytałam przyjaciółki.

- poszła do samochodu aby naprawić klimatyzację. - odpowiedziała Maja. Do domu wróciła Agata. Wzięła walizki. Ja z Mają wyszłyśmy z domu i czekałyśmy przed samochodem. Chwilę później zobaczyłam pewnego chłopka z klasy. Oddałam kota Mai i podeszłam do niego. To był Jack, mój chłopak. Spojrzał na mnie a potem mnie przytulił.

- Jack, muszę jechać do Paryża. Przepraszam. - po tych słowach Jack mnie jeszcze mocniej przytulił ale mnie to nie bolało. I uronił jedną łzę.

- Dobrze, chociaż masz rodzinę i nie musisz być w rodzinie zastępczej. Ale musimy się rozstać. - powiedział chłopak.

- Jasne. - odparłam.

Spojrzałam się mu w oczy i go pocałowałam w usta a on to odwzajemnił. Wróciłam do auta po torebkę i podbiegłam do niego i dałam mu zegarek który miałam mu dać na urodziny.

- dziękuję. Pa Daisy. -
- Pa Jack - powiedziałam i wróciłam do auta. Usiadłam z tyłu obok Mai. Agata odpaliła auto i wyjechaliśmy z osiedla. Ciągle patrzyłam przez okno ale po kilku minutach zasnęłam.

Gdy obudziłam się zobaczyłam przez okno lotnisko. Agata zaparkowała i wysiadłyśmy z auta. Wzięłam kota z rąk Mai i weszłam do lotniska.
Przy kantorze zobaczyłam panią z opieki społecznej.

Niestety musiałam się pożegnać z Mają i Agatą.

- Maja proszę pisz do mnie, ja na pewno odpiszę. - powiedziałam
-Jasne. - odpowiedziała. I przytuliłyśmy się. Potem spojrzałam na Agatę i też ją przytuliłam.

- Do widzenia Daisy. -
- Do widzenia. -

I po tym poszłam do pani z opieki. Lili wsadziłam do specjalnej torebki. A walizki na wózku.Po kontroli poszli na strefę VIP. Nawet nie wiem czemu.

Przez okno patrzyłam się na prywatny samolot. Po chwili patrzenia jak inne samoloty lecą gdzieś podszedł mężczyzna. Porozmawiał chwilę z panią z opieki społecznej ale nie słyszałam o czym mówią. Kobieta wstała z fotela i powiedziała że samolot jest już gotowy.

Przez ten cały czas szłyśmy za tym mężczyzną. Weszłyśmy do prywatnego samolotu.

- Czemu my tu jesteśmy? - zapytałam kobietę. Ona spojrzała na mnie i otworzyła usta ale trochę się zastanawiała co mi powiedzieć.

-To jest twojego ojca samolot. - odparła. - Frédéric wolał abyś ty miała dobre warunki.

- Dobrze.

Środek samolotu był czarno biały. Kilka foteli, jedna kanapa. Dwa telewizory i mały stolik. Usiadłam na kanapie a pani z opieki społecznej na fotelu i zaczeła przeglądać coś na telefonie. Ja z torby wyjęłam książkę.
Po jednej godzinie znudziło mi się czytanie. Książkę włożyłam do torby.

Spojrzałam się na kobietę a ona smacznie spała. Ja bardzo znudzona patrzyłam się na samolot. Spojrzałam się na telewizor i zadałam sobie pytanie jak go włączyć no wiem że pilot jest potrzebny. W trakcie mojego myślenia przyszła stewardessa.
-Emm, przepraszam, jak się włącza ten telewizor. - I pokazałam palcem na telewizor przede mną. Kobieta zeszła na chwilę z moich oczu ale po chwilę się pojawiła i dała mi pilota. Chwilę mi tłumaczyła do czego co służy i tak dalej.
- Dziękuję. - powiedziałam.
- Bardzo proszę. - Odparła. A następnie odeszła. Włączyłam telewizor i zaczełam przeglądać kanały aż w końcu obejrzałam jakiś film.

Nawet nie wiem jak szybki minął lot. Wyłączyłam telewizor następnie wzięłam kota. Obudziłam panią z opieki. Kiedy wyszłyśmy z samolotu dostałam e-maila. Włączyłam telefon i weszłam na Gmaila. Otworzyłam e-maila. Napisane było:

Witaj moja Królewno, wiem że już wylądowałaś, będę czekał przy kawiarni L'Arbre à Café. Frédéric.

Po tym jak przeczytałam poszłam do budynku.

      Koniec rozdziału
          927 słów
           ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro