1. Hrabina Castelli

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Clara podeszła bliżej zwierciadła, w którego odbiciu ujrzała swój wyrok. Jej nagie stopy powoli zmierzały w kierunku przyszłości, marnej tak bardzo jak ona sama. Po cóż to wszystko? Czy makijaż zdobiący jej twarz potrafiłby ozdobić także jej duszę? Kolejny krok, tym razem nieco śmielszy. Dzień nazwany godnym świętowania budził w niej mieszane uczucia. Nie mogła pojąć, kiedy stała się kobietą tak słabą, której usta zamarły w objęciach milczenia. Planowano tańce, śpiewy, wspaniałą uroczystość... Planowano nawet, jaki panna młoda będzie mieć nastrój. „Uśmiechaj się pięknie i niech żałość cię nie ogarnia". Słowa matki tak twardo odbijały się od postury Clary, że gdyby stały się materią, na jej ciele z pewnością pojawiłyby się sińce.

Następny ruch, chyba najbardziej bolesny. Młoda hrabianka dotknęła ręką lustra, jednocześnie kopii swego serca. Zamknęła na moment oczy, a ciemność namalowała w jej wyobraźni dłonie trzymające broń. Krwawe dłonie. Podskoczyła prędko. Chyba za wcześnie było na pozbycie się wspomnień i osuszenie łez.

„Nie wolno ci płakać!" — przywoływała z pamięci stanowczy ojcowski głos, który przeszywał ją na wskroś. Nienawidziła tego człowieka. Pragnęła móc wyrwać się z jego uścisku i w końcu nie być od niego zależna, ale... nie umiała. Lepszy obcy jegomość od ojca, który zabił własne dziecko! — krzyknęła w myślach, powoli oswajając się ze swą życiową rolą.

Znów podeszła bliżej i zaczęła przyzwyczajać się do bieli, która owinęła ją sobie wokół palca. Kasztanowe długie włosy opadały na bufiaste rękawy jej sukni i wcale nie chciały się ułożyć. Służące siedziały nad nimi kilka godzin, jednak one postanowiły pójść własną drogą oraz oświadczyć, że już zawsze będą tęsknić za szalonym wiatrem. Clara musiała zaś zrozumieć, że od tego momentu w jej faliste kosmyki wkradać mogły się dłonie jednego tylko mężczyzny; usta pomalowane jasną szminką nie należały już do niej, a ciało stało się obiektem westchnień przyszłego męża.

Zamknęła powieki, nabrała do piersi powietrza. Ręce zaczęły jej się pocić, z kolei w pamięci ponownie pojawił się znajomy blask słońca i wielkie drzewo, którego gałęzie kołysały się w tańcu z przyjemnym wiatrem. Clara odskoczyła gwałtownie od lustra. Nie chciała na nie spoglądać! Czy to na pewno była ona? W tej jakże pięknej sukni, uszytej specjalnie na uroczystość jej zaślubin? Uczyniono z niej idealną, dumną pannę, której — pomimo głośnego incydentu — kazano radować się na widok narzeczonego i uszczęśliwiać uśmiechem serca innych ludzi. Jednak jej daleko było do ideału. Bardzo daleko. Kim ty się stałaś, Cla...

Claro?

Usłyszała za sobą głos matki, która weszła do pomieszczenia, by ujrzeć odzianą we wspaniałą szatę córkę. Biały materiał ciągnął się aż do ziemi, bufiaste rękawy dodawały mu uroku, a koronka pod szyją sprawiała wrażenie tak niezwykle delikatnej jak niewiasta, która ją nosiła. Stwarzała jednak tylko pozory i choć Clara wyglądała w niej niczym anioł, który zszedł z nieba, żeby podziwiać piękno świata, wcale owym aniołem nie była. Nie chciała być. Nie umiała.

Matko. Wysiliła się na uśmiech, po czym obdarzyła kobietę łagodnym spojrzeniem.

— Sei bellissima, moje dziecię.Hrabina obróciła damę w stronę lustra i od tyłu objęła jej sylwetkę.

Lucrezia Fantuzzi uchodziła za osobę rozsądną, umiejącą zachować zimną krew w każdej, nawet najbardziej dramatycznej sytuacji. Oprócz tego często przyjmowała funkcję prawnika domowego — głównie w chwilach, gdy jej córce i mężowi niełatwo było się porozumieć. Odznaczała się także wspaniałą urodą. Urodziła Clarę bardzo wcześnie, dlatego obie wyglądały raczej jak siostry, na co często w towarzystwie zwracano im uwagę.

Obie musiały jednak przyznać, że ich relacje, choć nigdy nie były szczególnie dobre, teraz wyglądały inaczej — pogorszyły się znacząco. Kiedy ojciec hrabianki zaczął miewać dolegliwości zdrowotne, Lucrezia poświęcała mu jeszcze więcej uwagi niż zwykle, tym samym zaniedbując własną córkę. „Pan hrabia ma problemy z sercem" — to wystarczyło, by Lucrezia zapomniała o jej potrzebie doświadczania miłości, troski, a także zrozumienia. By zapomniała o tym, że jej dziecko stało się samotne.

Dlatego Clara, nie mając na kogo liczyć, postanowiła zadbać o swoje życie oraz uczynić z siebie niewiastę, której nikt nigdy nie powinien już zignorować. Pod pretekstem spotkania z przyjaciółkami wychodziła z rezydencji i żyła według narzuconych sobie w silnej bezradności zasad. Natomiast to, iż jej rodzice niezbyt kwapili się do zapytania o szczegóły, uświadamiało jedynie, że niegodni byli poznania jej dziewczęcej duszy i problemów, z którymi borykała się na co dzień.

Clara nie miała nikogo. Nie darzyła zaufaniem panien z towarzystwa, biły bowiem od nich fałsz, dwulicowość i sztuczna sympatia. W swoim życiu nie znalazłaby nawet jednej osoby, której mogłaby się zwierzyć oraz rzec, że jej serce już dawno rozpadło się na kawałki.

— Wiem, że papa szybko postanowił wydać cię za mąż, lecz tak musiało się stać, moje dziecię. Bądźmy rade, iż hrabia Vinzenz zdecydował się uratować twój honor, ponieważ wszyscy inni odwrócili się od nas plecami. Że też taka szanowana rodzina jak Castelli pozwoliła sobie na wzięcie do siebie zhańbionej kobiety. Ciesz się, że nie zostałaś odesłana do klasztoru. — Pokręciła głową i westchnęła ciężko. — Swoją drogą, ten człowiek musi być naprawdę szlachetny, skoro widząc niezadowolenie towarzystwa, postanowił przyjąć twoją rękę. Och, najdroższa Claro, cóż uczyniłaś ze swym życiem... Nabrała do piersi powietrza, poprawiając delikatnie suknię niewiasty. Zdaję sobie sprawę, że byłaś świadkiem okropnego zdarzenia, ale skąd u ciebie...

Matko weszła jej w słowo Clara i niezbyt przyjemnym spojrzeniem uzmysłowiła, iż nie chce kontynuować tego tematu. Sama jednak zdobyła się na ową czynność, pragnęła bowiem, by wszystko zostało wyjaśnione. Tu i teraz. Już od maleńkości byłam przygotowywana do roli żony, aczkolwiek nie sądziłam, że zostanę oddana już tydzień po tym, gdy tamten człowiek próbował mnie zgwałcić! Przymknęła delikatnie oczy oraz przełknęła głośno ślinę. Musiała bronić siebie, a on... On przecież nie żył.

Nie mów o tym głośno, moje dziecię. W oczach Lucrezi pojawiły się łzy. Na samą myśl o incydencie, który musiała przeżyć jej zupełnie osamotniona córka, robiło jej się źle na sercu. Jestem pewna, że przy hrabim Vinzenzie zapomnisz o wszelkich przykrościach, że u jego boku odnajdziesz szacunek i spokój, ponieważ na nie zasługujesz. Och, córko. Przygarnęła ją do swej piersi.

Clara nie siliła się na odwzajemnienie uścisku. Czuła wielki lęk, który narastał w niej za sprawą kłamstwa, jakże podłego i utrwalonego na grzesznych wargach.

Z jej pamięci zaczęły ukazywać się krótkie sceny. One dobiły ją dostatecznie. Krew. Martwe ciało. Nagie ciało. Brak oddechu. Dłonie. Opadające. Bezwiednie. Na ziemię. Usta. Lekko drżące. Jakby chciały coś jeszcze powiedzieć. I ona. Podnosząca się niemrawo z ziemi. Zapłakana. Krzycząca. Wołająca o pomoc. Na marne. Czyż cisza mogła przywrócić życie temu chłopu?

Uwierz mi, hrabia Castelli uczyni cię szczęśliwą — dodała starsza dama.

A jeśli nie?

Lucrezia Fantuzzi zdystansowała się i spojrzała w oczy Clary.

Doskonale rozumiem, że masz wątpliwości. Sama je miałam, gdy wychodziłam za twojego ojca. Myślisz, że chciałam tego ślubu? O mą rękę ubiegało się mnóstwo przystojnych szlachciców, a z jednym z nich doszło prawie do zaręczyn. Ojciec jednak postanowił wydać mnie za mężczyznę dużo starszego, który urodą odbiegał od reszty amantów. Miał tylko siwą brodę i spory majątek. Mówiłam, że to nie wystarczy. A wystarczyło. Choć obie wiemy, jak bardzo specyficznym jest człowiekiem, potrafi również kochać, troszczyć się i okazywać wrażliwość. Spójrz, twój Vinzenz może i nie jest ci znany, ale za to młody, przystojny oraz bardzo bogaty. Ty zaś... Ty, Claro, gdy stąpasz po ziemi, pozostawiasz za sobą ślad wdzięku, świeżości i niesamowitego piękna. Zapewniam cię więc, że hrabia Castelli raduje się na wasze zaślubiny. A teraz... — Spojrzała wymownie na córkę, a ona, zrozumiawszy ów gest, uśmiechnęła się gorzko, tym samym wyrażając zgodę na nieme słowa rodzicielki „już czas".

Wkrótce usiadła na krześle, włożyła białe buty na delikatnym obcasie i przed opuszczeniem pomieszczenia po raz ostatni spojrzała na siebie w lustrze.

— Claro, przejrzysz się w zwierciadle po zakończeniu ceremonii. Pan młody czeka.

Wtedy będę hrabiną Castelli.

— Fantuzzi Castelli — poprawiła ją matka.

Tak trudno było jej przyjąć do wiadomości, że odebrano ją szalonemu wiatrowi, z którym mogła czynić wszystko. I choć wiedziała, że kiedyś rodzice wydadzą ją za pewnego dżentelmena, nie potrafiła oswoić się z myślą, że stało się to tak szybko. Lecz... Czyż nie było to jedynym i słusznym rozwiązaniem sytuacji, w jakiej się znalazła? Tylko zamążpójście zdołało ją uratować, ukraść tamtemu życiu i ofiarować nowemu.

Czy była więc gotowa skonfrontować się z przeszłością, pożegnać ją z honorem, chwycić dłonie obcego mężczyzny raz, a do końca? Czy była gotowa zapomnieć o wichrach namiętności i ustatkować się u boku męża? Jeszcze miesiąc temu odpowiedź brzmiałaby „nie", natomiast dziś wydawała się bardziej złożona. Ostatnie dni bowiem wiele nauczyły Clarę. Gdyby nie Giorgio, jej serce do tejże chwili pozostałoby kamiennym, pozbawionym współczucia organem. Jednak coś w nim pękło.

Och, cóżem uczyniła! Skrzywdziłam cię za twego życia, skrzywdziłam i po śmierci. Wybacz, lecz innego wyjścia nie mam. W jej umyśle pojawił się obraz zapłakanego, wymierzającego w siebie broń chłopa. Jego brązowe kosmyki znów opadały na oczy, ale tym razem ich nie poprawił. Ogarniała go zbyt wielka obojętność, za chwilę i tak miał nacisnąć spust.

— Chodźmy już. — Lucrezia chwyciła córkę pod rękę, po czym obie skierowały się ku wyjściu z pomieszczenia.


Kościół przepełniony był różnymi gośćmi, a przyszli oni zobaczyć ceremonię zaślubin syna szanowanego rzymskiego arystokraty ze zhańbioną damą, która wcale nie zasłużyła na ów wyczekiwany przez wiele niewiast zaszczyt. Ale z racji, że ludzie uwielbiali niecodzienność i sytuacje dające im możliwość do plotkowania oraz obgadywania innych za plecami, bardzo ochoczo przybyli do świątyni. Młode szlachcianki siedziały w długich, drewnianych ławkach, szepcząc do siebie o niechcianej w towarzystwie kobiecie. Niechcianej, a jednak zasługującej na litość — inaczej bowiem nie dało się nazwać gestu dwudziestoośmioletniego szlachcica — jej przyszłego męża.

Czy było im żal kobiety, do której przystawiał się ziemski chłop, a potem na jej oczach popełnił samobójstwo? Wcale. Dla nich liczyła się sensacja, to, że miały okazję być na ślubie osoby ze zniszczoną reputacją. Współczuły za to rodowi Castellich. W końcu Vinzenz uchodził za niezwykle atrakcyjnego mężczyznę i niejedna niewiasta liczyła na ożenek z nim. Mimo to dopuścił się niezapomnianego oraz chwalebnego czynu — takiego, na który nikt inny by się nie zdecydował. Ale czy uwielbienie, jakim go darzono, należało się właśnie jemu?

Niebawem głosy ucichły, wszak Clara weszła do świątyni. Hrabia Lorenzo pojawił się przy jej lewicy i wziął pod rękę, budząc w niej jeszcze większą odrazę. Musiała się jednak przemóc, choć nie dawać za wygraną. Przecież wiedziała, że kościół przepełniony jest zwolennikami obcej familli oraz ludźmi, którzy przyszli oglądać ratowanie jej honoru. Nikt nie pojawił się tam dla niej.

Nawet hrabia Fantuzzi, jeśliby tylko mógł, nie pokazałby się tu. Jego reputacja bowiem została zniszczona, a arystokracja śmiała się z niego dyskretnie. Często myślał sobie, że gdyby Alberto Castelli nie zaszczycił go tamtego dnia swą obecnością i nie zaproponował zawarcia małżeństwa pomiędzy ich dziećmi, nie potrafiłby wyjść na ulicę i spojrzeć mieszkańcom miasta prosto w twarz. A wtedy... Wtedy znienawidziłby Clarę jeszcze mocniej. Mimo to przyszedł. Nie darząc córki najmniejszą choćby uwagą, zaczął prowadzić ją do ołtarza, co wywołało niezwykłe zainteresowanie wśród zebranych gości.

Clara nigdy nie sądziłaby, że tak właśnie będzie wyglądać dzień jej ślubu i w oczach ludzi stanie się zhańbioną, nic niewartą niewiastą. Wszak jej los całkowicie został oddany w ręce Vinzenza Castellego, którego znała jedynie z opowieści, a od którego pragnęła przywrócenia dawnego uznania. Odtąd zdana była tylko na jego łaskę.

Ostatni raz mówisz o sobie Clara Fantuzzi. Tamtej Clary już nie ma.

Starała się tłumaczyć swoje postępowanie będące przyczyną śmierci Giorgia. Skoro zaczynała nowe życie, o tamtym winna zapomnieć, wyrwać się ze szponów okrutnego kłamstwa i nauczyć się egzystować w sposób, jakiego nie znała. Jej świat się rozpadł, rzeczywistość tak prędko zmieniła, toteż wyznaczyła sobie karę.

Będę trwać u boku mężczyzny, którego sobie nie wybrałam. On jeden wybrał mnie, a ja nie rzekłam nawet słowa. W jej sercu zamieszkało coś na wzór pokory, choć wspomnienie przeszłych czasów napawało ją ciepłem i promykiem smutnej radości. Bała się, że rezydencję w Mais Dorato odwiedzać będzie mogła tylko w swych myślach, a gałęzie wielkiej Infanzi już nigdy nie dotkną się na jej oczach, ale przecież lęk ten miał obrócić się w dobro. Dobro, które dawała przyszłość.

Tymczasem stojący przy ołtarzu Vinzenz w końcu zerknął na swą przyszłą żonę. Dotąd bowiem wolał podziwiać piękne wnętrze kościoła, niż zwracać uwagę na ciągnące się, rozpoczynające ceremonię widowisko. Clary nigdy wcześniej nie widział. Ich ojcowie obracali się w innych towarzystwach, a podczas aranżowania ich związku nikt nie liczył się z tym, by narzeczeni choć raz zerknęli sobie w oczy. W jeden tydzień oboje stali się ludźmi, których zmuszono przyzwyczaić się do nowych ról. Ról im zupełnie obcych, wymagających wyrzeczeń, pozbawionych doczesnych barw wolności.

Vinzenz spoglądał na Clarę i musiał przyznać, że wyglądała niezwykle szykownie, natomiast głos rozsądku mówił mu co innego: zhańbiona. Piękna, ale zhańbiona.

Ubrany w czarny frak, muszkę oraz białą koszulę sprawiał wrażenie niesamowicie dystyngowanego, szanującego się szlachcica. I taki właśnie był. Lubił wspaniałe stroje, mówiły bowiem o jego bogactwie i budziły w ludziach dystans do jego osoby. Nie spoufalał się z nimi, przyjaciół miał bardzo niewielu, choć nawet z nimi nie utrzymywał stałego kontaktu, gdyż preferował samotność. W przeciwieństwie do swego ojca, od którego tak wielce się różnił.

W końcu hrabiowie Fantuzzi doszli do ołtarza, a Clara została oddana w ręce Vinzenza i oboje obrócili się w kierunku kapłana. Fala gorąca natychmiast uderzyła w niewiastę. Nie było odwrotu. Jednak płacz i sprzeciw także się nie pojawiły. Zostali tylko oni — młodzi ludzie zdani na siebie, łaskę rodziców oraz Boga.

Najdrożsi rozpoczął ksiądz — zebraliśmy się tu, w świątyni Pana Naszego, by połączyć węzłem małżeńskim dwoje ludzi, tego mężczyznę i tę kobietę. Clarisso Lucio, czy w obecności Ojca Najwyższego bierzesz tego człowieka za męża i ślubujesz mu miłość, wierność, uczciwość małżeńską i wsparcie w zdrowiu oraz chorobie, póki śmierć was nie rozłączy?

Dama zerknęła na Vinzenza stojącego obok. Wpatrywał się w stułę, która łączyła jego dłoń z jej dłonią. Oboje trwali w melancholii, nie silili się na nazwanie swych emocji i niczym istoty bez duszy czekali na złożenie obietnicy, której nie byli w stanie dotrzymać. Wiedzieli o tym już teraz, lecz kłamstwo uszyte zostało z tajemnicy.

Tak odpowiedziała w końcu, rozumiejąc, jak wielką presję wywiera na niej towarzystwo zgromadzone w kościele.

Już dawno przegrała swe życie, a broń skierowana w nią tydzień temu uzmysłowiła jej, na co tak naprawdę zasługiwała. Na śmierć. Śmierć bez piekła, bez czyśćca, bez nieba. Śmierć na ziemi.

Vinzenzie Giovanni, czy w obecności Ojca Najwyższego bierzesz tę niewiastę za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność, uczciwość małżeńską i wsparcie w zdrowiu oraz chorobie, póki śmierć was nie rozłączy?

— Tak — rzekł prędko, nie zastanawiając się ani chwili nad powagą słów, które właśnie zaaprobował. Musiał spełnić wolę ojca, a to było dlań priorytetem. Od zawsze.

— Z Bożego błogosławieństwa łączę was, Clarisso i Vinzenzie, świętym węzłem małżeńskim. Od teraz stanowicie jedność w oczach Pana Naszego i ludu. Załóżcie obrączki.

Hrabia Castelli chwycił złoty krążek w swe dłonie i nie spojrzawszy kobiecie w oczy, wsunął jej go na palec. Ona po chwili uczyniła to samo, również nie zerkając na lico męża. Bóg wiedział, że wciąż są dla siebie obcy, że w życiu nie zamienili ze sobą choćby jednego słowa. Ich charaktery zaś mówiły sobie wzajemnie, że dzieli je zbyt wielka różnica, by tych dwoje mogło stworzyć szczęśliwy i zgodny związek. Bo czy Clara umiałaby nagle stać się wierną żoną pomimo targających nią porywów namiętności? Czy Vinzenz potrafiłby zaufać kobiecie, której twarz skrywała w sobie cień skandalu?

Ich serca biły niesamowicie szybko, biegły w stronę wyjścia, by móc wyrwać się z ucisku obowiązku. Mężczyzna spojrzał więc na zgromadzony lud, szukając wzrokiem siedzącego gdzieś w pobliżu ojca. Znalazł go. Alberto uśmiechał się doń promiennie, dzięki czemu Vinzenz trochę się rozluźnił, a potem wraz z Clarą udał się w kierunku wielkich, mosiężnych drzwi. Wtem rozległy się oklaski na cześć młodej pary — te szczere, jak i nieszczere. Nie brakło bowiem niepocieszonych dam, które szpeciły swe twarze grymasem zazdrości i politowania.

— Niech żyje wam się pięknie, moi drodzy.

Życzenia zaczęły się od rodziny, a matka Clary postanowiła jako pierwsza podejść do nowożeńców i pobłogosławić ich wspólną przyszłość.

— Niech Bóg was prowadzi prostymi ścieżkami. — Pogłaskała policzek swej córki, Vinzenz natomiast ucałował dłoń kobiety.

Następny był Lorenzo, który zerknął na pierworodną z kamiennym wyrazem twarzy, ale zmienił go natychmiast, gdy przekierował swój wzrok na zięcia.

— Trwajcie w pokoju i szacunku. By twa żona posłuszna ci była. — Poklepał go po ramieniu i wkrótce zmieszał się z tłumem.

Vinzenz obdarzył Clarę zaciekawionym spojrzeniem, jakby chciał znaleźć w jej oczach odpowiedź na niezadane przez siebie jeszcze pytanie. Jej kontakty z ojcem... Czy...

— Synu. Clarisso. — Alberto Castelli uśmiechnął się serdecznie do synowej. — Jestem szczęśliwy, iż połączyliście się w jedno. Ufam, że oboje znajdziecie w swym towarzystwie spokój oraz ukojenie. Nie wątpcie w to, lecz módlcie się do Boga o łaskę, cierpliwość i umiejętność zrozumienia.

Niewiasta jęła się zastanawiać, skąd wzięło się tyle entuzjazmu u człowieka, który nawet jej nie znał. Wiedział o niej tylko to, że została zhańbiona, że nic nie wniosła do jego rodziny. Nawet posagu. Jak zatem mógł rad być z małżeństwa swego syna z taką właśnie kobietą? Czyż Vinzenz nie zasługiwał na kogoś lepszego, kto ofiarowałby mu siebie i na świat sprowadził potomstwo, które pokochałby całym sercem?

— Dziękuję.

Oboje, dość znudzeni staniem i przyjmowaniem pochwał, musieli wytrzymać jeszcze następną godzinę. Kiedy ta minęła, zrobiono im pamiątkowe zdjęcie, po czym zawieziono do południowej części Rzymu na ciąg dalszy świętowania.

Przyjęcie przygotowano perfekcyjnie, a wielką salę balową przyozdobiono najwspanialszymi materiałami. Stół zdawał się nie mieć końca, z kolei potrawy zostały przyrządzone przez najlepszych kucharzy z przeróżnych części Włoch. Wszystko musiało wypaść idealnie, by zwrócić honor rodowi Fantuzzich i uzmysłowić, że pomimo przykrych zdarzeń jego członkowie nie utracili dumy. I w tej jakże cudownej okazałości znaleźli się także oni — nieidealni. On — podziwiany przez wszystkich zebranych, ona — będąca na ustach całego miasta.

Clara siedziała posłusznie obok swego męża, lecz w głębi duszy czuła się nieobecna. Krwawe dłonie wciąż ją nawiedzały, acz, musiała przyznać, nie tak intensywnie jak na początku. Wtedy ogarniała ją histeria. Nie umiała wyrwać z uścisku podłej śmierci człowieka, którego brutalnie postanowiła zabrać na jej oczach. Teraz zaś, choć ten okropny widok nadal o sobie przypominał, zanikał powoli w świetle smutnych wspomnień, a mężczyzna nazwany oblubieńcem damy miał zostać tym, który ukoi jej zbłąkane myśli i przywróci do życia harmonię. Nie była perfekcyjna, nie wiedziała, jak się stać kobietą, jaką stać się musiała.

— Claro. — Lucrezia Fantuzzi skierowała wzrok na swą córkę. — Od teraz nie jesteś już panną, zajmij więc czymś swego męża.

Hrabina Castelli spojrzała ukradkiem na Vinzenza, a irytacja zawrzała w jej wnętrzu. Nie lubiła, gdy ktoś mówił jej, co ma robić. Była przyzwyczajona do tego, że to ona wydawała rozkazy, a wszyscy tańczyli w rytmie jej słów pełnych pogardy i wyższości. Wątpiła więc, czy była gotowa na tak wielki krok, czy mogłaby słuchać męża z pokorą oraz czynić to, czego pragnął. Z pewnością nie należała do tego typu kobiet. Nie umiała w jeden dzień zmienić całkowicie swego charakteru i pozostać do końca życia uległą Vinzenzowi Castellemu tylko dlatego, że się nad nią zlitował. Wstała. Tego było zbyt wiele. Po cóż ta cała otoczka? Po cóż wesele, które i tak zdominowane zostało przez damy plotkujące za jej plecami?

— Wznieśmy toast! — Lucrezia Fantuzzi, zauważywszy bunt swojej pierworodnej, podniosła się żwawo z miejsca i krzyknęła energicznie. Następnie podała córce kieliszek najdroższego francuskiego szampana, a wszyscy unieśli swoje naczynia. Pan młody również chętnie się przyłączył, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. — Za parę młodą!

— Za parę młodą! — odpowiedziano grupowo, po czym alkohol zwilżył ludzkie wargi.

Młody hrabia Castelli zerknął na zgromadzonych, a potem na swą żonę — ona jedyna nie upiła nawet łyku. Nie był natomiast rozmownym człowiekiem, toteż nie podjął z nią tej kwestii i postanowił ją przemilczeć, co więcej, w ogóle o tym nie rozmyślać. Czuł się w jej towarzystwie obco, nieswojo; miał wrażenie, jakby kobieta emanowała nieprzyjemną energią, i to właśnie sprawiało, że nie umiał się do niej zbliżyć.

W końcu odwrócił wzrok od jej sylwetki i kontynuował spożywanie wspaniałego posiłku. Musiał przyznać, że uroczystość była niezwykle elegancka, a zaproszeni goście stanowili największą elitę włoskiej arystokracji. Cenił sobie również fakt, iż miał okazję pomówić z dżentelmenami o literaturze, która tak wielce go fascynowała. Gdy na ich ustach pojawiały się tematy z nią związane, on zapominał o własnej skrytości i bardzo chętnie dołączał do konwersacji. Tylko wtedy arystokraci mogli poznać jego emocje, które tak mocno lubił pielęgnować wewnątrz siebie.

— Claro, zachowujesz się niegodnie względem swej pozycji społecznej — zauważyła Lucrezia Fantuzzi i zmierzyła córkę srogim spojrzeniem. Ona zaś nie zdawała się tym przejąć. Zbyt często zwracano jej uwagę.

— Od teraz ocena mego zachowania leży po stronie mojego męża. Rada będę zatem, jeśli powrócisz do żywej konwersacji z hrabiną Ludmilą Mancini — odgryzła się matce i zwróciła ku Vinzenzowi, który degustował kolejną już potrawę.

— Najdroższy.

Niecodziennie brzmiały w jej ustach te słowa. Sama nie mogła więc uwierzyć, iż użyła względem mężczyzny takiego określenia. Cóż jednak miała rzec innego, skoro człowiek znajdujący się po jej prawicy został jej oddany? Starała się, tak jak jej nakazano, zachować swój charakter, dominację oraz uzmysłowić sobie i ludziom wokół, że niedawny skandal, który wywołała, a o którym nikt tak naprawdę nic nie wiedział, nie odcisnął zbyt mocnego piętna na jej zranionej duszy.

Vinzenz spojrzał na nią zaciekawiony, a kiedy zrozumiał, iż słowa damy doń zostały skierowane, odrzekł:

— Słucham?

— Zatańczymy?

Pomyślał, że się przesłyszał. Na wielu był balach, z wieloma niewiastami poruszał się w takt dźwięków muzyki, ale nigdy żadna nie zadała mu tego pytania. Owo zachowanie było niegodne szlachcianki! Oburzył się w duchu, jednak mimo to wytarł twarz serwetką i powstał z miejsca. Następnie obszedł swą żonę oraz wyciągnął ku niej dłoń, sprawiając wrażenie, że to on pierwszy zaprosił ją do tańca. Miał nadzieję, że nikt nie zauważył jej potwornego występku!

Ona tymczasem odczuwała pewnego rodzaju triumf. Zamierzała udowodnić mężowi, że nie pozwoli mu na to, aby kiedykolwiek ją poniżał. A jeśli to uczyni, choćby wciąż miała zadrę w sercu, pokaże swą prawdziwą twarz. Zbyt wiele razy nią gardzono, zbyt wiele razy nazywano nikim. I to ostatecznie doprowadziło do popełnienia grzechu, za który zapłacił niewinny Giorgio. Clara chciała nareszcie zaznać spokoju, nie musieć znosić zgorszenia w towarzystwie jeszcze jednego mężczyzny. Pragnęła zapomnieć, zacząć wszystko od nowa, ozdobić lico radosnym uśmiechem, mimo że wspomnienia wciąż ją raniły i wewnątrz stawała się już innym człowiekiem.

— Hrabino, czy uczynisz mi ten zaszczyt i oddasz jednego walca?

Kobieta przełknęła ślinę, po czym ofiarowała mu swoją zgodę i oboje dołączyli do par spacerujących z gracją po parkiecie. Kiedy stanęli na środku, mężczyzna przyciągnął ją do siebie pewnym ruchem, chwycił w talii i rozchylił usta, jakby próbował coś jeszcze powiedzieć. Mimo to się powstrzymał, lecz Clara zauważyła każdy delikatnie zarysowujący się na jego twarzy grymas. Poczuła znane sobie skrępowanie. Doświadczała go wiele razy w obecności ojca.

— Mam nadzieję, że szybko zapomnisz o swych nawykach i staniesz się żoną godną rodu Castellich.

— Dlaczego miałoby tak nie być? — spytała, patrząc dumnie w niebieskie oczy męża. Musiał dostrzec w jej licu brak poruszenia.

Vinzenz jednak nie zamierzał na razie odpowiedzieć. Po prostu prowadził Clarę powolnym krokiem w pięknym tańcu, skupiając się na muzyce, która tak wspaniale grała. Dopiero gdy walc się zakończył, a bukiet par rozwiązał, ucałowawszy dłoń kobiety, odrzekł:

— Clarisso, wiem o tobie więcej, niż ci się zdaje.

Wszystko dokoła zamarło, a serce hrabiny zaczęło nerwowo bić w piersi. Cóż ten człowiek miał na myśli?

— Mów do mnie „Claro".

Po czym ukłoniła się i zniknęła w wachlarzu dam, chcąc ukryć zdradliwe zakłopotanie na swej twarzy.

*
Dzień dobry w pierwszym rozdziale. Kiedy nanosiłam na niego poprawki czułam, że jestem z tej części zadowolona. Mam zatem nadzieję, że się spodobał, a pierwsze opisy bohaterów zaciekawiły Was. Chociaż nie ukrywam, stresuję się bardzo przed jego publikacją. Być może coś zaniedbałam, a nie zwróciłam na to uwagi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro