21. W szczęściu i nieszczęściu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli słuchaliście kawałków muzycznych, które Wam dotąd podsyłałam, to się cieszę. Chciałam, aby pierwsza część wprowadziła nieco we włoski klimat, dlatego więc linkowałam głównie utwory z serialu "La Dama Velata". Niestety wszystkie moje ukochane kawałki już wykorzystałam, ale mam w zanadrzu jeszcze wiele wspaniałych melodii. Pojawią się także tureckie, ponieważ pragnę podzielić się z Wami ich cudownością i wyjątkowością. Uważam, że Turcy tworzą naprawdę świetną muzykę filmową, zatem zachęcam Was serdecznie to ich odsłuchania ;)

🖤🖤🖤

II.

Świat nie zdaje się już mały,
tak jak jeszcze miesiąc temu.
On otworzył dla mnie bramy,
patrzę bardziej po Bożemu.

III.

Kładę dłonie na mym brzuchu,
wtem ogarnia mnie stan dziwny.
Coś obcego czuję w duchu,
czyżby minął lęk straszliwy?

IV.

Mąż mój drogi tutaj czeka,
oczka twoje chce zobaczyć.
Chce cię uśpić w czułych rękach
i znak krzyża już naznaczyć.

V.

Widzę więcej, stópki czuję,
ty poruszasz się w mym łonie.
Te kopnięcia ci daruję,
chyba chcę cię wziąć w me dłonie.

VI.

Chłód przedziera się przez okna,
w kalendarzu to już luty.
Lecz nadejdzie pora piękna,
przywdziejemy cię w narzuty.

VII.

Już nie jesteś taki mały,
patrzę dziś na nas w zwierciadle.
Te miesiące wiele dały,
skreślam dni w tymże pisadle.

VIII.

Czas wciąż biegnie w swoją stronę,
dla mnie to już siódma zwrotka.
Dziś myślami ciebie gonię,
wkrótce oczy twoje spotkam.

IX.

Czuję życie pod mym sercem,
czuję oddech twój na skórze.
Wyjdź już na widzenie z ojcem,
proszę, skieruj wzrok ku górze.

Po ośmiu długich miesiącach wiersz był skończony. Przez jeszcze pewien czas Clara wpatrywała się w litery zdobiące żółty materiał, po czym wsunęła go do pierwszej szuflady, znów zwracając uwagę na swój stary twór. „To twoje?" — w jej głowie wybrzmiał głos Vinzenza, który wykazywał się nieznanym dotąd Clarze rozbawieniem. Och, jakże była wtedy na niego wściekła. Podarła kartkę na kilka kawałków i wyszła nerwowo z pomieszczenia, nie zdając sobie sprawy, że gdy do niego wróci, spostrzeże wszystkie części sklejone w całość. Sama myśl o tamtym doświadczeniu napawała Clarę ciepłem oraz przeczuciem, że Vinzenz ją szanował i wcale nie chciał, by odebrała jego słowa jako krytykę. Do dziś trzymała ten wiersz przy sobie, wraz z pięknymi wspomnieniami, które bardzo powoli, acz niezwykle wyczuwalnie, pozwoliły jej dostrzec coś, czego nie umiała ujrzeć w gniewie. Dobro.

— Claro? — Vinzenz wszedł do sypialni, zlustrował wzrokiem pulchniejszą nieco żonę i uśmiechnął się na jej widok. Wciąż była piękna, a dziecko dodawało jej blasku i zdobiło twarz promykiem odkrywanej nadal radości. On z kolei nie mógł wyjść z podziwu, że czas rozwiązania miał nadejść już wkrótce. — Jak się czujesz? — Wyciągnął ręce w stronę ukochanej i spokojnym gestem przyciągnął ją do siebie. Wzorzysty dół sukni zatańczył pod wpływem chwilowego podmuchu powietrza, sprawiając, że czerwona szata stała się jeszcze wspanialsza.

— Wyjdźmy na spacer, Vinzenzie. Jest taka piękna pogoda. — Spojrzała na czyste, błękitne niebo, równie cudowne jak tęczówki jej męża.

— Powinnaś odpoczywać, dbać o siebie i o nasze dziecko. Wiem, że nie powiesz tego otwarcie, ale jestem świadom, iż z dnia na dzień coraz mocniej bolą cię plecy. Przejście się po ogrodach może cię zmęczyć, Claro — oznajmił z czułością, po czym musnął ustami jej policzek i położył ręce na jej brzuchu.

— Chociaż na krótki moment — kontynuowała proszącym głosem.

Po chwili namysłu Vinzenz przytaknął. Gdy Clara uśmiechała się doń promiennie, gdy wpatrywała się w jego umiłowane lico, nie potrafił być już taki stanowczy. Co ta kobieta ze mną robi? pomyślał z rozbawieniem i uzmysłowił sobie, że żaden kochający mąż nie odmówiłby swojej lubej doznania chwili przyjemności. Chwycił więc Clarę pod rękę, a następnie zaczął prowadzić ją w kierunku schodów, aż znaleźli się na dworze.

— Maj w tym roku jest wyjątkowo piękny — zauważyła hrabina i jęła obserwować taniec kwiatów, wędrówkę chmur po lazurze, złocistą ścieżkę w świetle rannego słońca oraz wsłuchiwać się w szum liści, śpiew ptaków i wszystkie inne instrumenty, na których tak zgrabnie grała natura.

— Owszem. To nasz pierwszy wspólny maj. I — zatrzymał się — pierwszy maj spędzony z naszym dzieckiem.

Clara westchnęła, uśmiechając się blado, lecz zauważywszy spowodowany jej reakcją niepokój Vinzenza, przywróciła na twarz radość.

— Wciąż nie jestem pewna, co czuję, ale ten okres oczekiwania zrodził we mnie coś dziwnego. Coś, czego nigdy do tej pory nie doświadczyłam i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Z jednej strony mam wrażenie, że pragnę tego dziecięcia, z drugiej zaś obawiam się, że nadal nie jestem gotowa na zostanie matką.

— Ale ty już nią zostałaś, Claro. Usiądźmy na moment. — Oboje zajęli miejsce na jednej z ławek, tuż przy moście, który od samego początku był dla damy najpiękniejszą ozdobą całego terenu. — Odkąd powiedziałaś mi, że nosisz pod sercem żywą istotę, nawiedziła mnie wielka radość. Jednak rozumiem, że wieść o ciąży wzbudziła w tobie wiele lęku oraz wątpliwości. Masz do nich prawo. — Chwycił niewieście ręce i ucałował je po kolei. — Dlatego do niczego cię nie zmuszam, a chcę tylko, byś dalej się uśmiechała. Tak jak teraz. — Kiedy mówił te słowa, w policzkach Clary pojawiły się drobne wgłębienia.

— Okazujesz mi tyle wsparcia, Vinzenzie, że nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć. Jesteś moją największą miłością. — Poprawiła się w miejscu i dotknęła wierzchu dłoni lubego, po czym położyła ją na swym brzuchu. — Chciałabym, aby każda brzemienna kobieta doświadcza takiego wsparcia od swojego męża.

Wtem pomyślała o własnym ojcu i jego wiecznie surowym wyrazie twarzy. On zapewne nigdy nie mówił do żony w ten sposób, nie opiekował się nią, a okres oczekiwania na rozwiązanie wprawiał go w zniecierpliwienie. Gdyby Clara urodziła się chłopcem, prawdopodobnie poczułaby wychodzącą z jego serca miłość, a tymczasem nie dostała od niego nic, co mogłoby sprawić, że stanie się ważna i wartościowa. Lorenzo przecież nienawidził jej od samego początku.

— Proszę, nie zawracaj sobie tym głowy. — Vinzenz przyciągnął sylwetkę Clary do siebie, by mogła swobodnie się na nim oprzeć i ucałował czubek jej głowy.

Przez chwilę trwali w całkowitej ciszy, napawali się mieszanką swoich zapachów oraz tych, dostarczanych im przez rośliny. Kiedy przymknęli oczy, rzeczywistość znów stała się piękniejsza, a wyobrażenia zabrały ich do świata, w którym pragnęli pozostać na dłużej. Trwając razem w jedności dusz i jedności ciał, stawali się ludźmi szczęścia — cieszyli się bowiem sferą miłosnego sacrum.

— Wracajmy już — przerwał po dłuższym czasie.

— Zniszczyłeś taki wspaniały moment — rzekła niezadowolona dama, lecz ostatecznie przyjęła dłoń męża i oboje skierowali się ku wejściu do rezydencji.

Mimo iż nogi Clary zdawały się niezwykle ciężkie, a ból pleców wprawiał ją w nieprzyjemny stan, pragnęła zapomnieć o problemach i skupiać się na tym, co przynosiło jej ukojenie. W ostatnim czasie dużo rozmyślała o dziecku, którego serce biło pod jej sercem. Kiedy próbowała wyobrazić sobie jego drobną twarzyczkę, mimowolnie się uśmiechała, a we wnętrzu odczuwała przyjemne ciepło, zupełnie jakby płynęło ono z rączek tej maleńkiej istoty.

Może jednak nie będę złą matką, jeśli w to uwierzę? Miała wrażenie, że pocieszenia Vinzenza wcale nie musiały okazać się wrogie, a wręcz przeciwnie — pozwolić uwierzyć w ich piękno i prawdę.

Jasnowłosa niewiasta siedziała niespokojnie w fotelu i nieustannie głaskała zieloną suknię, próbując uczynić ją idealną. I nie przemawiał do niej fakt, że materiał nie ma już żadnych fałdek, a całość komponuje się niezwykle elegancko — tak, jak przystało na dobrą panią domu. Jednak musiała jakoś uspokoić nieprzyjemne myśli i nie pozwolić, by przejęły nad nią całkowitą kontrolę.

— To już dziewiąty miesiąc, Alice — rzekła, pozbywając się trucizny, która zalewała jej serce. — Dziewiąty miesiąc. A ja... Cóż ja na to mogę?

— Nie myślałaś nad powrotem do Paryża? — Pani Altemps odłożyła prawie pustą filiżankę na spodek i oddała komplet służce, by ta dolała świeżej, jeszcze ciepłej kawy. — Jesteście tutaj już tyle miesięcy, lecz przy każdym naszym spotkaniu mam wrażenie, że twój stan się pogarsza. Przebywanie we Włoszech nie wpływa na ciebie dobrze, Antonino. Myślę, że powinnaś się wycofać i pozwolić sobie oraz mężowi na nowy początek.

Szykowna hrabina o ciemnych długich włosach zawsze starała się wspierać swą zagubioną przyjaciółkę, ale gdy dostrzegała na jej policzkach świeże łzy, w niej samej coś znacznie pękało. Antonina nie była już tą rezolutną panienką, gotową ścigać się z Vinzenzem na koniu i krzyczeć, że wysoko urodzona kobieta wcale nie musi się ograniczać. Teraz, z dnia na dzień stawała się coraz bardziej wyciszona, zmęczona monotonią życia. Albo nieodwzajemnioną miłością.

— Nie chcę wracać. Nathan dobrze się tu czuje, a jego nastrój jest dla mnie ważny. — Przywołanie obrazu uśmiechniętego męża pozwoliło jej na chwilowy spokój. Nathan był naprawdę zadowolony z pracy w banku i znajomości nawiązanych w Rzymie, zatem gdyby Antonina znów poprosiła go o opuszczanie kraju, zburzyłaby tylko jego harmonię. Wystarczyło, że robiła to na co dzień, w dodatku tchórzliwie — za jego plecami.

— Mówisz, że jest dla ciebie ważny, ale wydaje mi się, że twe myśli skupiają się na innym mężczyźnie. Posłuchaj... — Alice zbliżyła się nieco i zdominowała przyjaciółkę swoją powagą. — Nie zamierzam prawić ci kazań, acz musisz zdecydować, czego tak naprawdę chcesz. Skoro wciąż miłujesz Vinzenza, dlaczego więc nie zrobisz nic, aby wyjść z impasu, w którym się znalazłaś? Krzywdzisz nie tylko siebie, ale także kochającego cię ponad własne życie męża. Znam Nathana i wiem, jak mocno się do ciebie przywiązał, zatem myśl, że od lat jest oszukiwany przez własną żonę sprawia, że moje serce się łamie. Moje — zaśmiała się, kręcąc głową. — A przecież nie należę do dam pokroju tej nieszczęsnej, płaczliwej Constanzy.

— Nie zasługuję na niego. Jest zbyt dobry — odrzekła Antonina i sięgnęła po filiżankę. Napój okazał się chłodny, więc oddała go służącej i nakazała, by przygotowała kolejny. — Przez trzy lata wmawiałam sobie uczucie do Nathana, jednak ono nigdy nie nadeszło. — Poczuła dziwny ścisk w sercu. — Mimo to nigdy od niego nie odejdę. Nawet nie mogę. Okazał mi wiele ciepła, na pewien czas pozwolił zapomnieć o Vinzenzie i stworzył ze mną dom, o którym zawsze marzyłam.

— Nie powinnam pisać do ciebie tego listu, przyjaciółko — westchnęła pani Altemps. — We Francji byłaś naprawdę szczęśliwa. Nawet jeśli nie kochałaś, nie myślałaś przynajmniej o tym, że sama jesteś niekochana. To moja wina, dlatego tym bardziej czuję się zobowiązana ci pomóc. Proszę, wyrzuć Vinzenza z głowy i stań się w końcu przykładną żoną. Bądź dawną Antoniną, lecz u boku mężczyzny, który na to zasłużył.

— Nie we wszystkich małżeństwach jest miłość, Alice. Próbowałam, starałam się... ale nie zmuszę się do oddania Nathanowi. Nie mamy tyle szczęścia co Vinzenz i Clara. — Uśmiechnęła się smutno, odczuwając wewnątrz zawód, rozczarowanie i rezygnację. Na gniew nie starczyło już miejsca. Niewieście serce odrzucało go, jakby resztkami sił pragnęło chronić swą właścicielkę przed uczynieniem czegoś złego. — Powiedz mi, dlaczego ona zasługuje na jego bliskość pomimo swej przeszłości? Dlaczego ją pokochał, skoro jej nie wybrał? Och, pozwól, że zapalę. — Zmierzyła prędko ku stołkowi, na którym znajdowało się opakowanie pełne papierosów. Dopiero gdy zaciągnęła się dymem, odczuła delikatną ulgę. — Odejdź — rzuciła w stronę służki, dziwiąc się, że do tej pory na to nie wpadła. Myśli chyba zbyt mocno ją pochłonęły, by mogła się przejąć, iż jej tajemnice ujrzą światło dzienne. Ale Alessia by tego nie zrobiła. Nie odważyłaby się wyznać Nathanowi prawdy, ponieważ doskonale wiedziała, jak srogo musiałaby za to zapłacić.

— Obiecaj mi — Alice wstała z miejsca — że nie zrobisz nic nieodpowiedzialnego. Nie niszcz szczęścia innych tylko dlatego, że ty jesteś nieszczęśliwa.

Antonina obróciła się i uciekła w kąt pokoju. Następnie rozsiadła się w fotelu, a papieros zastygł w jej ustach.

— Starałam się trzymać wszystko w swym sercu, lecz to czyniło mnie jeszcze bardziej bezsilną. Nareszcie więc powiedziałam o swych rozterkach głośno. Jesteś jedyną osobą, która wie o tym, co dzieje się wewnątrz mnie. — Zwróciła spojrzenie na damę i uśmiechnęła się blado. — Nie zdobyłam się na odwagę, by patrzeć prawdzie w oczy. Gdy wyjechałam do Paryża, ufałam, że zaczynam nowe życie u boku człowieka mającego przynieść ukojenie mym myślom. Nathan jest cudownym, wspaniałym i dobrym człowiekiem, acz ja nie potrafię stać się taka dla niego. — Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. — Jestem na tyle słaba, że umiem dzielić się tylko gniewem. Kiedyś nie mogłam się go pozbyć. Wciąż przybierał na sile, kazał przeklinać Clarę wszelkimi zmysłami i nie wierzyć, że Vinzenz może należeć właśnie do niej. Nie chciałam się pozbywać tego gniewu, ale po długiej walce on w końcu mnie opuścił. Dziś czuję się po prostu samotna.

— Wiele razy mówiłaś, że ich rozdzielisz. Jednak czy zrobiłaś coś w tym kierunku? — spytała Alice i podeszła bliżej Antoniny. — Twoim grzechem jest przyglądanie się tej miłości z boku i ciche życzenie jej rychłego końca. Ale nie jesteś złym człowiekiem, przyjaciółko.

— Podjęłam się wielu występków, nie próbuj mnie tłumaczyć. Mam świadomość swych błędów, lecz kiedy je popełniałam, wydawało mi się, że działam słusznie. Miłość powinna rodzić coś pięknego, a moja miłość... Ona jedynie niszczy. Wszystko dookoła.

— Zatem dbaj o męża, Antonino. Swojego męża. Otwórz oczy na coś, co istnieje, a zamknij na to, co nierzeczywiste. Vinzenz za moment zostanie ojcem i nie ma od tego odwrotu. Za to dla ciebie i Nathana wciąż jest nadzieja. Uratuj to małżeństwo, póki jeszcze możesz. Będę się za ciebie modlić.

Antonina prychnęła.

— Bóg cię nie wysłucha. On nie słucha nikogo, kto wzywa Go w mojej sprawie — szepnęła z żałością, następnie podeszła do okna i przymknęła oczy. Kiedy obróciła się za siebie, Alice nie było już w pomieszczeniu.

Po momencie przekroczyła próg bawialni i skierowała się na lewo. Kiedy otworzyła drzwi od swej alkowy, postanowiła odpocząć. To południe — takie gorące — niezwykle ją wyczerpało, toteż potrzebowała samotności.

Wtem zatrzymała wzrok na szklanym stoliku, konkretniej na zdobiącej go fotografii.

Ślubna pamiątka. Dama chwyciła w dłoń owo zdjęcie oraz sięgnęła pamięcią do dawnych wspomnień, które kiedyś oznaczały zarówno rozgoryczenie, akt desperacji, jak i pewnego rodzaju... radość.

„Jesteś moją żoną. Póki śmierć nas nie rozłączy". W jej duszy zagościł cichy spokój, lecz serce wciąż biło dość prędko. Słowa te odbijały się od niego gwałtownie, jakby wywarły na nim jakieś wrażenie, a sama Antonina nie była w stanie zrozumieć, dlaczego poczuła skrajnie dziwne emocje.

Ma chérie?

Podskoczyła i obróciła się w kierunku Nathana.

— Przestraszyłem cię, wybacz. — Dołączył do niej, po czym zgrabnym ruchem objął ją w talii i przeniósł wzrok na zdjęcie sprzed trzech lat. — To był wspaniały dzień.

— Jaki dzień? — spytała zamyślona, wciąż próbując dojść do porozumienia między rozumem a sercem.

— Była piękna kwietniowa pogoda, a ty wyglądałaś tak cudownie. — Złożył na jej policzku krótki pocałunek, przejął zdjęcie od żony oraz odłożył je na swoje miejsce. — Tak samo, jak w dniu, w którym cię poznałem i każdego innego u twego boku.

— Nasze poznanie... — dumała. — To było cztery lata temu, na balu, u mojego starszego brata. Koniecznie musiał się pochwalić narodzinami synka i zaprosić pięciuset gości. Tak bardzo nie chciałam przychodzić na to wydarzenie. — Usiadła na sofie. Nathan wkrótce do niej dołączył, a kiedy ujął jej dłoń, uśmiechnęła się i obdarzyła go ciepłym spojrzeniem. — Carlo nigdy nie szczędził pieniędzy. Nie zdziwiłabym się, gdyby już dawno popadł w długi, choć wtedy zapewne by się do mnie odezwał. Niemożliwe, aby nie wiedział, że wróciliśmy do Rzymu.

— Nie dziw mu się, że chciał pokazać swoje szczęście oraz zadowolenie. Poza tym — wzmocnił swój uścisk — to właśnie tam ujrzałem cię po raz pierwszy. Czy więc żałujesz, że ostatecznie zjawiłaś się na przyjęciu?

— Nie, skądże! — krzyknęła, jakby mąż przyłapał ją na zdradliwych myślach. — Po prostu nie sądziłam, że nasza znajomość doprowadzi nas do miejsca, w którym teraz jesteśmy. — Położyła głowę na jego ramieniu.

— Bóg ma plan dla każdego. Nawet jeśli nie zawsze zgodny jest z naszymi oczekiwaniami, On jeden wie, czego nam tak naprawdę trzeba.

W takim razie, dlaczego nie mogę odnaleźć szczęścia? Czy Bóg nie pragnie dla mnie tego, co najlepsze? — pomyślała z żalem i dziwną zazdrością.

— Ale czasem człowiek zaczyna to rozumieć wtedy, gdy jest już za późno — uzupełnił melancholijnym głosem, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. — Zresztą, po cóż ja to mówię? Przecież nas to nie dotyczy. — Ucałował policzek swej żony, po czym wstał z miejsca i wyszedł na balkon, pozostawiając ją w towarzystwie różnych emocji.

Największy ból Antoninie sprawiał fakt, że nie umiała przytaknąć na słowa męża.

Clara siedziała w wygodnym fotelu i szyła właśnie ubranko dla swojego dziecka, zastanawiając się, kiedy będzie mogła mu je włożyć. Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że z każdym dniem coraz mocniej chciała ujrzeć to maleństwo, wziąć je w objęcia i namacalnie poczuć, że stała się matką. Wielokrotnie mówiła, że nigdy nie będzie pragnęła potomstwa, ponieważ ono zawsze kojarzyło jej się z obowiązkiem kobiety, a nie z owocem miłości i pielęgnowaniem go, by wyrosło na dobrego człowieka. Wszak odkąd ona sama stała się osobą świadomą, czuła, że nikt nigdy nie wyczekiwał jej jako istoty ludzkiej, a jako płeć, która winna otworzyć jej drzwi do lepszego świata. Urodziła się dziewczynką, za co przyszło jej płacić całe dwadzieścia lat.

— Zostaw nas. — Głos Vinzenza rozniósł pomieszczenie, a on sam stanął wkrótce naprzeciwko żony i obrzucił ją groźnym wzrokiem.

Przestraszyła się. Brzmiał bardzo poważnie i Clara zupełnie nie wiedziała, skąd się to u niego wzięło. Zwłaszcza iż dziś rozstali się w przyjemnych nastrojach.

— Kochanie, co się dzieje? — Odłożyła wszystkie przyrządy na miejsce obok i przełknęła ślinę, próbując przypomnieć sobie, czy w ostatnim czasie uczyniła coś, co mogłoby go rozgniewać. Nic takiego jednak nie miało miejsca, toteż zdziwienie wciąż nie umiało jej opuścić.

— Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś?! — krzyknął. W tej chwili nie zważał na błogosławiony stan żony, gdyż rozjuszenie całkowicie go zdominowało. To właśnie na nim skupiał całą swą uwagę.

Niewiasta ponownie przełknęła ślinę. Nie, on nie poznał prawdy. Przecież minęło wiele miesięcy, a komendant Russo już nigdy nie zagościł w ich rezydencji. Być może to coś związanego z pracą pomyślała, czując spływające po ciele kropelki zimnego potu. Och, ale co ja mam wspólnego z jego pracą?

— Tyle miesięcy mnie oszukiwałaś, karmiłaś kłamliwą miłością i pozwalałaś, by ten perfidny grzech zapuszczał w moim domu swoje korzenie. — Chodził nerwowo po salonie, zaciskając pięści. Opanowanie przychodziło mu z wielkim trudem, a widok siedzącej Clary wprawiał go w jeszcze większą żałość. Musiał odwrócić wzrok. Musiał się oddalić i zapomnieć, iż rzeczywistość, w której trwał, okazała się taka brudna.

— Najdroższy... — Wstała z trudem i podeszła do Vinzenza. Miała nadzieję, że dotykiem dłoni nieco go uciszy i zaraz wszystko minie. To sen. To tylko koszmar, jak jeden z wielu.

— Nie mów tak do mnie. — Odskoczył nerwowo i znów jął przemierzać pokój. Wkrótce wyciągnął z kieszeni opakowanie papierosów oraz pozwolił się oddać pchającemu go w objęcia tytoniu uzależnieniu. Dopiero po spotkaniu z nim nareszcie odetchnął. — Dałem ci lepsze życie, Claro — mówił już znacznie spokojniej. — Zrezygnowałem z własnej woli, by uratować honor kobiety, która bezczelnie oskarżyła zmarłego o tak haniebny czyn! Okłamałaś mnie! Okłamywałaś każdego dnia, każdej nocy. Aż tak mnie nienawidzisz? — Próbował powstrzymać słone krople, które gotowe były do wypłynięcia na wierzch. Jednak one zaczęłyby tylko piec jego policzki, dlatego nie mógł okazać przed Clarą słabości.

— Mogę ci to wytłumaczyć. — Do jej oczu napływały co nowsze łzy. Nie potrafiła się uspokoić, opanować płaczu i sprawiać wrażenia silnej niewiasty, ponieważ wszystko, co uważała za najważniejsze, właśnie runęło.

— Dla takich jak ty, nie ma przebaczenia. Od dziś jesteś dla mnie tylko matką mojego dziecka — rzekł stanowczo, po czym opuścił pomieszczenie, pozostawiając w nim zrozpaczoną Clarę.

„Od dziś jesteś dla mnie tylko matką mojego dziecka", „od dziś jesteś dla mnie tylko matką mojego dziecka" — wybrzmiewało w jej głowie niczym echo. Za późno. Wiele razy myślała, że to koniec, że jej życie ulatnia się z ciała i wpada w otchłań smutku oraz nicości. Ale to było nic w porównaniu z doświadczeniem odrzucenia przez kogoś, kogo pokochała całym swoim sercem. Pierwszy raz i ostatni. Nigdy nikogo tak nie miłowała.

***
No i stało się. Czekałam na ten rozdział (krótszy od pozostałych), ponieważ uwielbiam dramy i koniec tych słodkości xd Mam nadzieję, że takie wejście w II część jest w porządku.

Na razie wszystko pozaliczałam, więc mam spokój i kolejne części będą pojawiać się tak, jak wcześniej. Co pięć dni. A teraz wracam na wykład, Wam zaś życzę udanej reszty dnia ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro