❇ 015 Mmm, czyli jednak mnie lubisz ❇

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otwieram oczy i widzę brunetkę śpiącą na mojej klatce piersiowej. Przyglądam się jej chwilę i muszę przyznać, że ta mała jest naprawdę świetna w łóżku. Jeśli tak mają kończyć się teraz nasze kłótnie, to mogę kłócić się z nią codziennie.

Wstaję powoli z łóżka, aby nie obudzić dziewczyny. Zbieram swoje rzeczy z podłogi, zakładam na siebie swoje bokserki i wychodzę z jej pokoju cicho zamykając drzwi. Schodzę na dół zakładając po drodzę koszulkę. Wchodzę do kuchni, gdzie przy wyspie kuchennej pije kawę Dawid. Gdy mnie zauważa zatrzymuje kubek w miejscu i mierzy mnie wzrokiem. Patrzę na niego przelotnie i podchodzę do blatu.

-Chyba sie pogodziliście wczoraj wieczorem, co? -pyta i bierze łyk kawy.

-Powiedzmy. -odpowiadam wyjmując fajkę z pudełka i odpalam ją, po czym zaciągam się używką.

-Igor, czy ty wiesz co zrobiłeś? Jej ojciec cię zabije jak się dowie, że puknąłeś mu córkę. Miałeś ją mieć tylko na oku.

-Wyjebane mam w tego starego palanta. -odpowiadam wypuszczając dym ustami -To przez niego ona tu jest. Przez niego wszyscy tu jesteśmy. -poprawiam się.

-Rób co chcesz, Igor, ale robisz jej nadzieję.

-To był tylko seks, nic do niej nie czuję. -wyjaśniam.

-Właśnie o tym mówię. -wzdycha -Ona nie wygląda na kogoś, kto sypia z kim popadnie tylko dla przyjemności.

-Dawid, błagam cię do chuja. -przewracam oczami łapiąc się za głowę -Bania mnie napierdala, a ty jeszcze dokładasz mi swoje kazania. Weź, że się ogarnij.

-Nieważne. -prycha -Wiadomo już coś? Odzywał się do ciebie?

-Nie. -odpowiadam patrząc w ścianę -A co u chłopaków?

-Właśnie. Musimy pogadać. -wstaje z miejsca i staje naprzeciwko mnie -Rubajowi odpierdala. -wyjmuje papierosa z pudełka, po czym go odpala.

-Co znów? -wzdycham słysząc o nim.

-Nie zapominaj, że jest jeszcze sprawa z Leną. Adrian dzwonił wczoraj do mnie, gdy ty zabawiałeś się z tą małolatą.

-Przestań pierdolić, przejdź do rzeczy. -przerywam mu.

-Rubaj się wygadał Lenie, że porwaliśmy Roksi. Totalnie mu odpierdala po twoim wyjeździe.

-Słuchaj..-zaczynam i myślę chwilę -Wróciłbym i sam mu dopierdolił, ale nie mogę zostawić tutaj Roksi, nawet z tobą. Wrócisz do Piastowa i zajmiesz sie tym. Ja sobie z nią poradzę.

-Jesteś tego pewny? We dwóch mamy nad nią większą kontrolę. Widziałeś sam wczoraj, że zaczyna kombinować.

-Spokojnie. Po dzisiejszej nocy już nie przyjdzie jej to do głowy. -przygryzam dolną wargę.

-Tak to sobie wymyśliłeś? -parska blondyn -To taki podstęp?

-Mhm. -skinam głową uśmiechając się półgębkiem -Nie mam innego wyjścia, muszę jakoś sprawić, aby chciała tu zostać.

-Wiesz co robisz? -upewnia się.

-Tak. -przewracam oczami -Ona nie będzie robić problemów, a i ja się trochę zabawię. -poruszam brwiami.

-Jak zwykle o jednym. -wzdycha Grucha i zaczyna się śmiać -Dobra, wrócę do Polski samolotem. Samochód może ci się przydać.

-Jasne, dzięki.

-To lecę po swoje rzeczy i pamiętaj. Jeden niewłaściwy ruch i...

-Wiem. -przerywam mu nie chcąc, aby dokończył.

Patrzy na mnie chwilę zaciskając usta w wąską kreskę, po czym zbijamy pionę i znika na górze.

✖✖✖✖✖

Stoję na tarasie paląc kolejnego szluga, gdy obok mnie z papierosem staje Roksi opierając się o belkę.

-Zemdli cię. Zjedz coś najpierw. -wyjmuję papierosa z jej ust.

-Myślisz, że pierwszy raz palę na czczo? Mylisz się.

-Zrobiłem ci śniadanie.

Dziewczyna odwraca się za siebie i przez uchylone drzwi zapewne dostrzega omlet na stole. Przenosi na mnie wzrok i patrzy na mnie podejrzliwie z lekkim uśmiechem.

-To jak będzie? -mrugam do niej.

-Zrobiłeś mi śniadanie? -pyta niedowierzając.

-Mhm, dokładnie. -przytakuję.

-I jesteś dla mnie miły? -parska.

-Tak. -zgadzam się z nią kolejny raz.

-Niemożliwe. -odpowiada przez śmiech.

-Skarbie, a czy tej nocy nie byłem dla ciebie wystarczająco miły, abyś zobaczyła, że jestem nie tylko wredny i możesz mnie nie tylko nienawidzić? -przybliżam się do niej i kładę ręce na jej biodrach, po czym przyciągam do siebie tak blisko, że nasze ciała się stykają.
Przykładam swoje czoło do jej i patrzę jej w oczy.

-To wcale nie znaczy, że cię lubię. -odsuwa lekko twarz do tyłu dalej patrząc w moje oczy.

-Droczysz się ze mną? -pytam zalotnym tonem i kładę dłonie na jej pośladkach, ściskając je -Chcesz się znów pokłócić?

-Pod warunkiem, że pogodzimy się w ten sam sposób, co wczoraj. -chwyta moją twarz w swoje dłonie i składa delikatny pocałunek na moich wargach.

-Mmm, czyli jednak mnie lubisz. -oddaję pocałunek.

-Ani trochę. -odpowiada między pocałunkami.

-Jasne. -stwierdzam sarkastycznie -A teraz idź, bo ci wystygnie. -odwracam ją za biodra w stronę drzwi od tarasu i lekko popycham w ich stronę, po czym klepie ją w jej jędrny tyłek, a ona odwraca głowę w moją stronę lekko się uśmiechając, a następnie wchodzi bez słowa do mieszkania.

2 - niespodzianka dla tych, którzy jeszcze nie śpią 🤗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro