🌟 049 Albo ty stąd wyjdziesz, albo ja 🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj Roksi wychodzi ze szpitala. Czekam przed salą, aż wyjdzie ze środka, ponieważ szykuje się do wyjścia. Niestety nie chciała pomocy żadnego z nas.

- Zabierzemy ją z Adrianem do siebie. - nalegam.

- Jasne, ja nie mam nic przeciwko. Uważam, że to dobry pomysł.- przytakuje Borowski.

- Jesteście pewni? - dopytuje Grucha.

- Tak będzie najlepiej. - odpowiadam.

- No nie wiem. - wtrąca się Kacper - Nie myślę, by po tym co się stało, czuła się dobrze w towarzystwie dwóch mężczyzn 24 godziny na dobę.

- To co mam zrobić? Zostawić ją samą? Nie ma opcji. Ona potrzebuje teraz opieki. - nalegam.

- Nią powinna zająć się kobieta. - popiera Kacpra Grucha.

- Ale ona nikogo nie ma.

- A Lena? - pyta Kacper.

- One już dawno nie utrzymują kontaktu. - wyjaśnia Adrian.

- Więc może jakaś opiekunka, czy coś?

Gdy te słowa padają z ust Musiała, parskam na pół korytarza.

- No po prostu nie wierzę. - oburzam się - Ja chyba już jestem głuchy. Jak w ogóle mogłeś to kurwa powiedzieć?

- Chce tylko jak najlepiej dla niej.

- Gówno prawda. Zabieram Roksi do siebie, czy ci się to podoba czy nie. - odpowiadam stanowczo, po czym kieruje się do sali brunetki.

Otwieram drzwi i zastaję dziewczynę pakującą ostatnie rzeczy.

- Gotowa? - pytam z lekkim uśmiechem, którego ona nie odwzajemnia. Nawet nie odpowiada. Kiwa jedynie twierdząco głowa.

Pomagam jej w zabraniu torby i wychodzimy przed budynek. Chłopaki stwierdzili, że Roksi lepiej będzie się czuła, jeśli pojedzie tylko ze mną. Uważam podobnie.

Droga mija nam w milczeniu, do czego już się przyzwyczaiłem. Pod blok dojeżdżamy po około dwudziestu minutach.

- Umm, Igor.. - przerywa w końcu ciszę, czym jestem zaskoczony.

- Tak? - odwracam się w jej stronę.

- Czemu zabrałeś mnie do siebie? Poradzę sobie sama w domu.

- Posłuchaj. - patrzę jej prosto w oczy - Wejdźmy na górę, tam porozmawiamy.

Dziewczyna jedynie głośno wzdycha, ale robi to o co ją proszę. Po chwili znajdujemy się już w mieszkaniu.

- Stwierdziłem, że będę spał na kanapie, a ty w moim pokoju, co ty na to? - pytam, gdy wchodzimy do salonu.

- Igor, ja naprawdę mogę wrócić do domu. - nalega.

- Nie ma opcji. Jesteś pod moją opieką.- zaprzeczam.

Patrzy na mnie chwilę bez słowa, po czym spuszcza wzrok na podłogę. Mijam ją i zanoszę jej torbę do mojego pokoju, a właściwie chwilowo jej pokoju.

Gdy wracam do salonu Roksi siedzi na kanapie wpatrując się w swoje splecione dłonie. Siadam obok niej i postanawiam spróbować z nią porozmawiać.

- Roksi.- zaczynam, ale dziewczyna w ogóle nie reaguje - Posłuchaj, wiem, że to co przeszłaś, jest straszne.. ale musisz mi powiedzieć kto to zrobił.

- Nie. Nie mogę tego zrobić Igor. Nie mogę Ci powiedzieć. - odpowiada załamanym głosem.

- Dlaczego?

- Po prostu.. Nie mogę. - po jej policzku spływa łza, która chcę wytrzeć.

Wyciągam w jej kierunku rękę, ale brunetka od razu odsuwa się do tyłu. To boli, że teraz tak na mnie reaguje, ale nie ciągne tematu.

- Zabronił Ci?

- Tak.. to znaczy, nie. - gubi się w słowach - Igor, ja nie chce o tym rozmawiać.

- Roksi, czy ty nie rozumiesz, że ja muszę to wiedzieć? Ten typ jest na wolności, z nim trzeba zrobić porządek. Jeśli tylko mi powiesz obiecuję Ci, że jeśli Cię zastraszył, to pożałuje tego.. i tego co ci zrobił też. Przysięgam. - podnoszę jej podbródek, aby spojrzeć jej w oczy, jednak ona wstaje i wychodzi z salonu.

Opieram ręce na kolanach i spuszczam głowę wzdychając. Muszę się jakoś dowiedzieć. To kurwa niemożliwe, żeby nie było innego sposobu, aby się dowiedzieć kim jest ten skurwiel.

Nie chce, żeby cierpiała. Chce tylko, aby jak najszybciej zapomniała o tym wszystkim i wróciła do normalnego życia. Zależy mi na jej dobru, na jej samopoczuciu już nawet nie dlatego, że muszę, bo nie musiałbym tego robić. Nie musiałbym przy niej być i się nią zajmować, ale chcę. Chce być blisko niej i jej pomóc. Chce na nowo się do niej zbliżyć.

Idę do kuchni i wstawiam wodę na herbatę. Wyjmuję z szafki kubek i wkładam do niego woreczek herbaty owocowej, bo wiem, że właśnie taką lubi najbardziej. Nieważne jaki smak - byle nie o smaku cytrusów. Dosypuje dwie łyżeczki cukru i czekam, aż woda się zagotuje. Gdy czajnik zaczyna gwiżdżeć zdejmuje go z palnika i zalewam kubek gorąca wodą, po czym zanoszę go dziewczynie.

Pukam do drzwi pokoju, a po chwili wchodzę. Brunetka siedzi w rogu łóżka i płacze patrząc w okno. Stawiam kubek na biurku i siadam obok niej obawiając się lekko jej reakcji.

- Wszystko w porządku?

- Nie. - odpowiada przez łzy - Nic nie jest w porządku.

- Słońce, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale...

- Nie mów do mnie w ten sposób. - przerywa mi, ja wzdycham nie spuszczając z niej wzroku.

- Dobrze. - przymykam powieki, po czym znów na nią patrzę - Wiem, że nie chcesz o tym gadać - kontynuuje - Ale przecież wiesz, że możesz mi zaufać.

- Nie Igor, nie mogę. Nie mogę ufać teraz nikomu. Błagam, chce o tym wszystkim zapomnieć. Wyjdź i nie drąż tego tematu.

- Nie wyjdę, słyszysz? Musisz ze mną porozmawiać. - nalegam.

- Albo ty stąd wyjdziesz, albo ja. - stawia mi warunek.

Wkurwia mnie to. Cholernie mnie to wkurwia. Chce się dowiedzieć wszystkiego, ale kurwa nie mogę, Nie mam jak.

Zaciskam pięści i wychodzę bez słowa z pokoju zamykając za sobą drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro