🌟 051 To już niedługo się skończy 🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uprzedzam, że rozdział jest niesprawdzony, więc standardowo przepraszam za ewentualne literówki xdd

***

Nie chce zostawić Roksi z tym samej, więc podbiegam do Adriana. Wchodzimy na klatkę i po chwili do mieszkania.

Idę do swojego pokoju, aby zapytać, czy brunetka czegoś nie potrzebuje, ale nie ma jej w środku.

- Jest w łazience.- słyszę głos Borowskiego - Światło się świeci.

- W porządku. - skinam głowa i idę do salonu, gdzie nasłuchuję, czy dziewczyna nie wychodzi z łazienki.

Siedzę tam kilka minut, gdy do pokoju wchodzi Adrian.

- Nadal nie wyszła? - dziwi się.

- Stary, zaczynam się martwić. - przecieram nerwowo kolana dłońmi.

- Może poszła się odświeżyć, daj jej chwilę.

- Posłuchaj, ona nie wychodzi już dziesięć minut, nie wiadomo jak długo tam jest, do tego ani razu nie słyszałem, aby się choć przez chwilę poruszyła w tej łazience. Nie pieprz mi głupot. Wiesz w jakim ona była stanie? - wstaje z miejsca i idę w kierunku łazienki nie czekając na Adriana ani jego odpowiedź.

Zaczynam się denerwować jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że drzwi są zamknięte od środka.

- Kurwa mać. - klnę pod nosem i uderzam kilka razy w drzwi.

- Przestań. - słyszę Adriana za sobą - Odsuń się.

Po tych słowach odsuwam się, a on zaczyna grzebać w zamku od łazienki śrubokrętem.

- Szybciej! - popedzam go.

- Daj mi pracować. - karci mnie.

Gdy po chwili drzwi się otwierają, wpadam do środka natychmiast, a widok, który zastaję w łazience sprawia, że aż mi samemu robi się słabo.

- Dzwoń po karetkę! Szybko kurwa! - drę się.

Klękam tuż przy dziewczynie i wyjmuję z szafki bandaże, po czym zaczynam zakrywać nimi rany dziewczyny. Są głębokie i straciła już mnóstwo krwi. Na szczęście oddycha.

- Dlaczego mi to robisz? - pytam ze łzami w oczach chociaż wiem, że mnie nie słyszy.

Do pomieszczenia wbiega Borowski.

- Karetka będzie za parę minut.

❌❌❌❌❌

Nie wierzę, że znowu tu jesteśmy. Dlaczego ona to robi? Wpędzi mnie do grobu, ona nie może umrzeć.

Kręcę się w te i z powrotem po korytarzu. Uderzam ręką w ścianę i wydaje z siebie gardłowy krzyk. Uderzenie jest tak mocne , że moje kostki zaczynają krwawić.

- Hej, spokojnie. - obok mnie pojawia się Borowski - Może zaprowadze Cię do pielęgniarki? Dobrze by było te opłukać.

- Poradzę sobie. - odburkuję i siadam na krzesło opierając łokcie o kolana.

- Ehh, wiem, że się boisz. - brunet kładzie rękę na moimi ramieniu - Ale to już niedługo się skończy.

- Nie Adrian, to się nie skończy dopóki się nie dowiem kim on jest, rozumiesz? Nie pozwolę, aby on bezkarnie stąpał po ziemi, zniszczę go, zabiję. I choćbym miał stanąć kurwa na głowie, znajdę go. - tłumacze z naciskiem patrząc mu nieprzerwanie w oczy.

Wstaję z miejsca i kieruje się do łazienki. Pod wodą opłukuję krwawiące jeszcze odrobinę ręce. Patrzę w lustro i przebywam twarz zimną wodą. Zszywają jej te rany już z pół godziny. Nie mogę tak czekać, ona prawie zginęła. Chciała się zabić.

Za każdym razem, gdy o tym myślę czuję się winny. To chore jak kurewsko mnie to boli. To chore jak kurewsko się od niej uzależniłem.

Wychodzę z łazienki i wracam pod salę. Gdy lekarz z niej wychodzi od razu przekazuje mi informacje o stanie zdrowia Roksi. Jej stan jest stabilny i mogę do niej wejść.

Wchodzę do środka, ale ona jeszcze jest w narkozie i śpi. Siadam na krześle obok jej łóżka i łapię jej dłoń w swoją. Jej nadgarstki są grubo zabandażowane.

- Roksi..- zaczynam wiedząc, że mnie nie słyszy - Wiem, że nigdy ci tego nie powiedziałem i nie okazałem zbyt wielu uczuć, ale znasz mnie. Chciałbym ci to powiedzieć, gdy będziesz tego świadoma, ale się boję. Boję się tego, co czuję. Ale musisz wiedzieć, że mi na tobie zależy. Jesteś iskierką, która nadaje sens temu całemu pieprzonemu pierdolnikowi. Taka mała, słodka zadziora, która chodzi chora, gdy nie może mi dopiec. - uśmiecham się mówiąc to - Gdyby coś ci się stało...- przerywam, a do oczu napływają mi łzy - Gdyby coś ci się stało, nigdy bym tego sobie nie wybaczył. Proszę , nie rób mi tego więcej. - przykładam jej dłoń do swoich ust i składam na niej delikatny pocałunek.

Nie wyjdę stąd. Nie zamierzam opuścić tej sali, dopóki ona się nie wybudzi.

Siedzę przy niej już kilka dobrych minut, a za oknem zdążyło się ściemnić. Powieki przymykają mi się ze zmęczenia i nagle zasypiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro