16. Wiem, że wiele razy cię zawiodłem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*niesprawdzony

Igor

Zgasiłem silnik i rozejrzałem się dookoła. Ciemność spowijała okolicę, jedynym źródłem światła były reflektory mojego czarnego Audi, oświetlające nieznaczny obszar przede mną.

Na miejsce dotarłem pół godziny przed czasem. Cały czas biłem się z myślami, czy aby nie powinienem zawrócić i spierdalać stąd jak najszybciej. Tak chyba byłoby najrozsądniej. Bo jak na razie, sam wpycham się w ich ramiona.

Niepewnie wysiadłem z samochodu, ujmując w dłoń telefon, a następnie uruchamiając w nim latarkę. Oparłem się o samochód i odpaliłem papierosa. Stresowałem się, jak cholera. Jednak nie mogłem się wycofać. Musiałem wyciągnąć Kubę z tego bagna. On nie mógł cierpieć za moje błędy.

Nie minęło piętnaście minut, kiedy kilka metrów dalej zaparkowało czarne BMW. Moje serce automatycznie przyspieszyło, kiedy drzwi otworzyły się i wysiadł z nich ciemnowłosy mężczyzna.

— A jednak przyszedłeś — rzucił rozbawiony, stając na tyle daleko mnie, aby światło latarki nie dosięgnęło jego twarzy.

— Gdzie jest mój syn? — spytałem ostro, wsuwając dłoń do kieszeni. Uśmiechnąłem się nieznacznie, kiedy moje palce natknęły się na nieduży, rozkładany nóż, który był w niej ukryty. Co, jak co, ale jakieś zabezpieczenie zawsze trzeba mieć.

— Nie sądziłeś chyba, że oddam ci go tak od razu? — zaśmiał się szyderczo, robiąc kilka kroków naprzód. — Oh, Bugajczyk... Z roku na rok stajesz się coraz głupszy.

— Co to ma... — Nie dane było mi dokończyć, gdyż po chwili duże, męskie dłonie, zakryły mi usta. Minęło raptem kilka sekund, kiedy kolana się pode mną ugięły, a przed oczami pojawiła się ciemna plama...

×××

Pierwsze, co poczułem, nim otworzyłem oczy, to potworny smród, przypominający zapach stęchlizny, połączony z zapachem krwi. Niepewnie otworzyłem oczy, bojąc się tego, co mogę zobaczyć. O dziwo, moje obawy okazały się niesłuszne, nigdzie nie dostrzegłem żadnego trupa.

Znajdowałem się w niedużym, ciemnym pomieszczeniu. Nie było tutaj żadnych okien, a jedynym źródłem światła była migająca żarówka zawieszona pod sufitem.

Byłem wściekły na siebie, że tak łatwo dałem się oszukać. Powinienem był posłuchać Oskara i siedzieć w domu na dupie, podczas gdy oni próbowaliby namierzyć Kubę. Ale oczywiście, ja Igor Bugajczyk, mega mądry facet, musiałem zrobić po swojemu. Kurwa, zdecydowanie nie umiem podejmować dobrych decyzji.

W pewnym momencie drzwi otworzyły się, skrzypiąc głośno, a do środka wszedł jasnowłosy mężczyzna, ciągnąc za sobą ledwo przytomenego chłopaka. Kiedy rozpoznałem w nim Kubę, coś we mnie pękło. Cierpiał. Przeze mnie.

Mężczyzna zniknął tak szybko, jak się pojawił. Ja natomiast podszedłem do leżącego na ziemi chłopaka, ignorując potworny ból głowy. Nie wiem, co mi dali, ale musiało być mocne.

— Hej, spójrz na mnie — poprosiłem, z trudem powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Jego twarz wyglądała koszmarnie, na policzku miał gigantycznych rozmiarów rozcięcie, a pod okiem okropnego siniaka. Ręce, naznaczone licznymi czerwonymi śladami też nie wyglądały najlepiej.

Chłopak delikatnie rozchylił powieki. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się do niego delikatnie, pomimo tego, że w środku moje serce, a raczej to, co z niego zostało, pękało na kawałki.

— Jakoś się stąd wydostaniemy — zapewniłem, siadając na ziemi, a następnie układając jego głowę na swoich nogach. Uważnie przyjrzałem się każdej z jego ran, próbując ocenić, czy nie są one zbyt niebezpieczne. — Obiecuję ci to.

— Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić — odparł słabym, ledwie słyszalnym głosem.

— Wiem, że wiele razy cię zawiodłem — wyszeptałem, wplatając dłoń w jego włosy. — Ale więcej nie popełnię tych samych błędów. Wyciągnę cię stąd. Nawet jeśli będę miał przez to zginąć.

Mówiłem całkiem szczerze. Życie Kuby było dla mnie dużo ważniejsze, niż moje. Niech się dzieje ze mną co chce, on ma być bezpieczny. Tyle w temacie.

Już nigdy nie pozwolę, aby ktokolwiek przeze mnie cierpiał.

Krócej i nudniej... Szkoła, sami wiecie 🤷

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro