25. Musicie być dobrej myśli

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*niesprawdzony

Igor

Proszę stąd wyjść! — wrzasnął lekarz, wręcz wypychając mnie z sali.

Stałem na korytarzu, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, a z moich oczu niekontrolowanie wybiegały łzy, których nie mogłem powstrzymać.

— Igor. — Dawid złapał mnie za rękę i poprowadził naprzód. — Musisz wrócić do swojej sali. Twój stan też nie jest najlepszy.

— Zostaw mnie — warknąłem, wyrywając się z jego uścisku. Nie miałem najmniejszej ochoty nigdzie iść. Musiałem tu zostać. Musiałem na bieżąco wiedzieć, co się z nim dzieje.

— Myślisz, że stanie tutaj i patrzenie się w drzwi w czymkolwiek pomoże. — Uniósł prawą brew ku górze. — Igor, pomyśl trochę. Ty powinieneś leżeć. Dopiero przeszedłeś przez dość skomplikowaną operację i...

— Powiedziałem już coś — przerwałem mu, opadając na krzesło. — Nie będę tam spokojnie leżał, kiedy on walczy o życie.

— Kto walczy o życie? — Obok nas pojawiła się zaniepokojona Iza z kubkiem parującej kawy w dłoni. — Igor, o co chodzi?!

— Reanimują Kubę — wydusiłem przez ściśnięte gardło, tępo wpatrując się w podłogę. Nadal nie docierało do mnie to, że on może umrzeć. Zwyczajnie nie byłem w stanie przyjąć tego do wiadomości. Kuba jest jeszcze strasznie młody, ma całe życie przed sobą. To wszystko nie mogło się skończyć tylko i wyłącznie przez jakichś psycholi.

— J...jak to Kubę? — Spojrzała na mnie przerażona. — To żart, prawda? Igor, proszę cię, powiedz, że to jakiś jebany żart!

Przygryzłem wargę i pokręciłem głową, czując jak oczy zaczynają piec mnie od łez. Bez większego namysłu, złapałem za jej biodra i przysunąłem ją do siebie, przytulając się do jej brzucha. Wiedziałem, że mój gest mógł ją nieco zaskoczyć, jednak w tym momencie nie było to ważne. Potrzebowałem się do kogoś przytulić, zwyczajnie potrzebowałem jakiejś bliskości. Może to głupie. Ale właśnie tego było mi trzeba w tym momencie.

Załamana blondynka pociągnęła nosem, jednocześnie wpłatając dłoń w moje włosy i nerwowo się nimi bawiąc. Jeśli mam być szczery, to coś takiego naprawdę mnie uspokajało, odprężało mnie.

Miałem już serdecznie dość tego, co aktualnie działo się w moim życiu. Przytłaczało mnie to, nie byłem już w stanie myśleć racjonalnie. W głowie miałem mnóstwo scenariuszy tego, co może się wydarzyć, które zaczęły plątać mi się w jedną wielką zagmatwaną sieć problemów i komplikacji. W zasadzie to całe moje życie było jedną wielką komplikacją. Nigdy nic nie szło tak, jak powinno; za każdym razem coś musiało się zjebać. Może to wszystko miało dać mi do zrozumienia, że to wszystko serio nie ma sensu?

Sam już nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Chciałem uratować bliskich przed moim przeklętym losem, a za żadnym razem mi się nie udawało. Próbowałem kilka razy, za każdym wychodziłem z praktycznie bez szwanku. Jestem zwyczajnym nieudacznikiem. Nawet zabić się nie umiałem. Kompletny przegryw życiowy...

Dawid

Patrząc na siedzącą przede mną parę, niemożliwym było nie czuć ich cierpienia. Widok był naprawdę dołujący, smutek od nich bijący zdawało się czuć na kilometr. Naprawdę im współczułem. Nie wiem, jak ja bym się czuł, gdyby moje dziecko walczyło o życie w szpitalu. Zdecydowanie łatwiej byłoby mi to pojąć, gdybym miał własne dzieci. Niestety, teraz mogłem się tylko domyślać, co czują.

— Czemu to tyle trwa? — jęknął załamany Bugajczyk, nadal przytulając się do blondynki. Musiałem przyznać, że naprawdę do siebie pasowali. Naprawdę szkoda, że ich związek nie wypalił, razem mogli by stworzyć całkiem niezłą parę. A przede wszystkim zgodną rodzinę. Co, jak co, ale Kuba na pewno byłby zadowolony z obojga rodziców razem.

— Pomagają mu. To musi trochę trwać — zauważyłem, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Wierzyłem w to, że wszystko się uda. Musiało. Igor też powinien w to uwierzyć. W końcu wiara czyni cuda, czyż nie? — Rozumiem, że się martwicie. Ale musicie być dobrej myśli.

— Łatwo ci mówić — westchnął głośno. — To nie jest takie ła... — urwał w chwili, kiedy drzwi od sali operacyjnej się otworzyły i wyszedł z niej mężczyzna w białym fartuchu. Bugajczyk jak na zawołanie oderwał się od dziewczyny i obydwoje podeszli do niego zaniepokojeni.

— Mam naprawdę okropny obowiązek przekazywania takich informacji... — Zaczął, a ja czułem, jak pode mną uginają się kolana. Spojrzałem na Igora, który zdawał się być jeszcze bardziej załamany niż wcześniej. — Bardzo mi przykro. Nie udało nam się go uratować.

Już prawie koniec...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro