19. Nie jestem twoją własnością i nigdy nią nie byłam

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*niesprawdzony

Igor

— Mam już tego dość — oznajmił słabym głosem, opierając się o szarą ścianę, z której gdzieniegdzie zaczęła odpadać farba. Okropne miejsce, to nie ulega wątpliwości.

— Już niedługo — zapewniłem. — Za jakiś czas cię stąd wyciągnę, obiecuję — uśmiechnąłem się do niego niepewnie, podchodząc nieco bliżej. Ukucnąłem naprzeciwko chłopaka i uważnie przyjrzałem się jego twarzy. — Bardzo boli? — spytałem, lustrując wzrokiem liczne rozcięcia i siniaki widoczne na jego twarzy. Bolał mnie ten widok, serio. Po raz kolejny cierpi przeze mnie... To karygodne.

— Bywało gorzej — wyznał, patrząc na mnie czekoladowymi oczami przepełnionymi bólem. — Igor, ja naprawdę cię przepraszam — wyszeptał, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. — J..ja... Nie powinienem dać się tak łatwo podejść. To przeze mnie tu jesteśmy, byłem taki głupi... — załkał, a moje serce w tym momencie całkowicie się rozbiło.

— Skarbie, nie myśl tak — poprosiłem, mocno go do siebie przytulając. Cmoknąłem czubek jego głowy, a następnie oparłem w tym miejscu brodę, robiąc wszystko byle także się nie rozpłakać. Musiałem pokazać mu, że jestem silny. — Ty nie jesteś niczemu winien. To ja powinienem cię przeprosić, cierpisz przez to, że ja nabroiłem — wyszeptałem.

— Kocham cię tato — rzucił prawie niesłyszalnie, mocniej wtulając się w moje ciało i pociągając nosem.

— Ja ciebie też kocham. Najmocniej na całym świecie — zapewniłem, zaciskając powieki.

Kuba był dla mnie najważniejszym człowiekiem, jaki chodził po tym świecie. Kochałem go całym sercem, chciałem, aby miał w życiu jak najlepiej. Tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo, jak na naszą dwójkę. Chyba lepiej byłoby dla niego, gdybym wtedy naprawdę umarł.

Oliwia

— Jak to nie możecie ich znaleźć?! — spojrzałam na stojącego przede mną Dawida z niedowierzaniem. — Powiedziałeś, że to kwestia kilku dni! Okłamałeś mnie do chuja!

— Uspokój się — polecił. — Robią wszystko, co w ich mocy, naprawdę. Po prostu sprawy się nieco skomplikowały, nie można ponownie namierzyć telefonu Kuby.

— Tutaj wiecznie wszystko się komplikuje — zauważyłam, siadając na jasnej kanapie. — Jakim cudem ty jesteś taki spokojny? — zaciekawiłam się, podnosząc wzrok na blondyna, który zajął miejsce obok mnie. — Myślałam, że Igor jest dla ciebie cholernie ważny.

— Bo jest — westchnął. — I właśnie dlatego, nie zamierzam się załamywać. Zniknął, ale żyje. To się liczy. Wiem, że on tak łatwo nie da się złamać — uśmiechnął się smutno. — Jest silny, nie raz wychodził z gorszych sytuacji.

— Jesteś bardzo pewny tego, że nic im się nie stanie. Przecież oni mogą już nie żyć...

— Nie wolno ci tak myśleć Liv. Wrócą do nas cali i zdrowi. Jestem tego pewien.

Rozmowę przerwało nam głośne walenie do drzwi. Zdezorientowana wstałam na równe nogi, kierując się do przedpokoju. Gruszecki niepewnie ruszył za mną.

— Nie wiadomo kto to — wzruszył ramionami, kiedy posłałam mu zdziwione spojrzenie. Delikatnie skinęłam głową. Trochę racji miał, nie miałam pojęcia, kogo mam się spodziewać.

Wzięłam głęboki wdech, po czym przekręciłam klucz w zamku. Nacisnęłam na klamkę i uchyliłam drzwi, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy rozpoznałam stojącego w nich chłopaka. Jednak cała radość ze mnie uleciała, kiedy tylko dostrzegłam jego zakrwawione ramię.

— Wchodź — poleciłam, a kiedy spełnił moje polecenie, od razu zamknęłam za nim drzwi. — Dominik, co ci się stało? — spytałam przerażona, lustrując ranę wzrokiem. Wyglądało to całkiem poważnie. — Chyba powinniśmy jechać z tym do szpitala.

— Nie! — krzyknął od razu. — Nikt nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz? — spojrzał na mnie oczami przepełnionymi bólem.

— Trzeba to chociaż opatrzyć — zauważyłam, prowadząc go do łazienki. Popchnęłam go na wannę, na której usiadł, a następnie zaczęłam poszukiwania apteczki.

×××

— Kto ci to zrobił? — zaciekawiłam się, kiedy siedzieliśmy w salonie, pijąc gorącą herbatę. Dawid wyszedł jakiś czas temu, tłumacząc się tym, że musi jeszcze wstąpić do Izy. Nie zamierzałam go zatrzymywać, kobieta potrzebowała w tej chwili ogromnego wsparcia.

— Nieważne — westchnął. — Pamiętaj, im mniej wiesz, tym mniejsze ryzyko, że coś ci się stanie.

— Co masz na myśli?

— Nawet gdybym chciał, nie mógłbym ci tego powiedzieć — szepnął, łapiąc za kosmyk moich włosów i odgarniając go za ucho. Poczułam się dziwnie spięta w momencie, kiedy jego chłodne palce musnęły skórę za moim uchem. To było naprawdę niezręczne, nie powinien był robić czegoś takiego, prawda? — Trafiłaś się Kubie jak ślepej kurze ziarno, wiesz? — uśmiechnął się złośliwie. — Nadal pamiętam, że mi ciebie odebrał. To przez niego cię straciłem.

— Ty też miałeś w tym swój udział — zauważyłam, nieco się od niego odsuwając. Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania, nigdy nie wracał do tematu naszego związku. Co go tak nagle na wspomnienia wzięło?

— Gdyby nie on, byłabyś moja. Też mi przyjaciel — prychnął. —  Zawsze musiał dostać to, czego chciał. Nie liczył się z uczuciami innych. Ty zresztą jesteś taka sama, jak on — spojrzał na mnie ze złością. — Pobawiłaś się mną, a potem uciekłaś do niego, niczym pierwsza lepsza dziwka.

Uderzyłam jego policzek z otwartej dłoni, czując łzy napływające do oczu. Zabolały mnie jego słowa. On też święty nie był, więc dlaczego zrzuca całą winę na mnie?

Jęknęłam cicho, kiedy złapał za mój nadgarstek, ściskając go mocno. W jego oczach nie widziałam nic, poza wszechobecną złością. W tym momencie bałam się go jak cholera. Nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać.

— Wyjdź stąd — rozkazałam, starając się opanować drżący głos.

— Nie, nie, nie, moja droga — wyszczerzył się, oblizując wargi. — Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Nie zamierzam się poddać, odzyskam to co moje.

— Nie jestem twoją własnością i nigdy nią nie byłam — zauważyłam. — Nie jestem niczyją własnością. Więc wypierdalaj stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy, a może nikomu nie powiem o tym, co odpierdalasz.

— Komu niby miałabyś powiedzieć? — zaśmiał się szyderczo. — Swojemu chłoptasiowi, który zapewne jest już martwy, a jeśli nie, to zginie w przeciągu kilku najbliższych dni? — uniósł brwi rozbawiony.

— On żyje. I wyjdzie z tego cało. Jestem tego pewna — oznajmiła.

— Jesteś taka głupia... — pokręcił głową z niedowierzaniem. — Żaden z nich nie wyjdzie z tego cało. Ci ludzie nie odpuszczają, zemszczą się na każdym, kto w jakimkolwiek stopniu im zaszkodził. A Igor nieźle tam namieszał. Uwierz mi, wiem co mówię. Najpierw zabiją Kubę, tylko po to, aby Bugajczyk cierpiał. A potem zabiją i jego. Nie zdziwcie się, jeśli zaczną przysyłać wam kawałeczki ich ciał pocztą.

— Jak ty w ogóle możesz mówić coś takiego?! — podniosłam głos. — To twój przyjaciel! Wskoczyłby za tobą w ogień, a ty życzysz mu śmierci?!

— Życzę mu jej od dnia, w którym mnie zostawiłaś — warknął, popychając mnie do tyłu. — Jednak możesz być pewna, że teraz wezmę sobie to, czego pragnę — oznajmił, łapiąc za moje dłonie, a następnie skrępował je na oparciu z kanapy. Niezależnie od tego, jak bardzo starałam się mu wyrwać, nie miałam szans. Był ode mnie znacznie silniejszy. — I nikt, ani nic mnie nie powstrzyma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro