20. Twoi przyjaciele cię wystawili, mój drogi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oliwia

— Puść mnie — warknęłam, szarpiąc się w jego uścisku.

Nie poznawałam go. To nie był ten Dominik, którego znałam. Działo się z nim coś bardzo niedobrego, coś, czego nie umiałam wytłumaczyć. Nie był naćpany, a tak się zachowywał. Bałam się go. Naprawdę się go bałam.

— Już nie jesteś taka odważna? — zaśmiał się, przylegając ustami do moich obojczyków, odkrytych przez dekolt jasnej bluzki. Jego zachowanie mnie obrzydzało, on cały mnie obrzydzał. Jak on mógł w ogóle robić coś takiego?!

— Dominik, proszę cię — rzuciłam nieco ciszej, czując łzy napływające do oczu. Czułam się w tym momencie cholernie bezsilna, brak jakiejkolwiek możliwości ruchu sprawiał, iż czułam się wręcz fatalnie.

— O co mnie prosisz? — szepnął do mojego ucha. — O to, abym zrezygnował z tak wspaniałej szansy na skorzystanie z takiej piękności? — uniósł brwi, wędrując dłonią wzdłuż mojego ciała. Drugą ręką zakrył mi usta, aby nie wydobył się z nich żaden dźwięk. — Niestety, nie będę mógł spełnić twojej prośby. Mam na ciebie zbyt wielką ochotę, aby tak po prostu zrezygnować. Pozbyłem się Kuby, a teraz wezmę sobie ciebie. I wszyscy będą zadowoleni.

Zaczęłam się jeszcze bardziej szarpać, kiedy złapał za gumkę od moich dresów, za co otrzymałam solidne uderzenie w policzek. Z moich oczu zaczęło wypływać jeszcze więcej łez, nie mogłam uwierzyć że to dzieje się naprawdę.

— Bądź grzeczna, to nikomu nic się nie stanie — warknął, rozpinając guzik swoich spodni. Nie minęło nawet pół minuty, kiedy pozbył się ich wraz z bokserkami.

Wściekły blondyn złapał za moje włosy i pociągnął na ziemię, zmuszając do uklęknięcia przed nim. Nie mogłam w żaden sposób zareagować, gdy wepchnął swojego członka prosto do moich ust. Próbowałam od niego uciec, jakoś go odepchnąć, jednak na marne. Nic sobie z tego nie robił, tylko co jakiś czas wymierzał mi kolejne ciosy w twarz, bądź w brzuch.

Po kilku minutach, nie miałam już nawet siły z nim walczyć, kiedy rzucił moje ciało na kanapę i błyskawicznie zerwał ze mnie czarne spodnie. Nie miałam już nawet siły płakać, kiedy rozchylił moje nogi, ułatwiając sobie dostęp. Czułam się tak cholernie słaba, bezsilna. A przede wszystkim sparaliżowana strachem. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, nie byłam w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu.

Krzyknęłam głośno w jego dłoń, kiedy gwałtownie wszedł we mnie, od razu rozpoczynając energiczne ruchy. Czułam się w tym momencie, jak nic nie warta szmata, z którą można zrobić dosłownie wszystko. Jak zwykłe zero. Człowiek, którego niegdyś kochałam, zniszczył mnie w najgorszy z możliwych sposobów.

Kuba, gdzie ty jesteś?

Kuba

— Wiesz... Polubiłem twój krzyk — oznajmił mężczyzna, po raz kolejny przejeżdżając tępym ostrzem po moim brzuchu. Zacisnąłem powieki, zwijając się z bólu. Nie rozumiem, czemu on nadal mi to robił. Przecież Igor do nich przyszedł. Dostali to, czego chcieli. Więc czemu ja nadal muszę cierpieć? — Nie wygląda to najlepiej — skwitował, przyglądając się trzem podłużnym ranom, z których powoli sączyła się krew.

— D...dlaczego mi to robisz? — wydusiłem, starając się za wszelką cenę nie rozpłakać. Cholernie mnie bolało, nie zniosę tego dłużej.

— Ludzkie cierpienie dodaje mi sił — oznajmił, uśmiechając się do mnie szeroko. — Twój ból, sprawia mi mnóstwo przyjemności, wiesz? Twojego tatusia nie mogę jeszcze uszkodzić, dla niego mam przygotowane coś specjalnego. Możesz być pewien, że wykończę was obu. Każdego w inny sposób. Niestety, twój będzie nieco bardziej bolesny — wyznał, kucając obok mnie. Twój stary jest cholernie naiwny — prychnął. — Naprawdę wierzy w to, że pozwolę wam stąd odejść... Dawno już nie widziałem tak ułomnego człowieka, poważnie.

— Jesteś zwykłym sadystą — wysyczałem prosto w jego twarz. — Mordercą.

— W dzisiejszym świecie, każdy jest mordercą. Nie wolno ufać nikomu, nawet najbliższym przyjaciołom. Nie wiesz, który z nich wbije ci nóż w serce.

— Prawdziwi przyjaciele nigdy nie zdradzą siebie nawzajem — zauważyłem. — Będą gotowi umrzeć za siebie. Nie zostawią się w potrzebie.

— W takim razie masz złe oko do wybierania przyjaciół — uśmiechnął się złośliwie.

— Słucham? — spojrzałem na niego zaskoczony. — Co mam przez to rozumieć?

— Twoi przyjaciele cię wystawili, mój drogi — wyznał, cały czas perfidnie się uśmiechając. — Najlepszy przyjaciel, dziewczyna... Powiedzieli nam, gdzie możemy cię znaleźć, tylko po to, aby ponownie móc być razem. Zabawne, czyż nie? Dwójka ludzi, dla których byłbyś gotowy umrzeć, tą śmierć ci zapewniła.

— S...słucham? — wydusiłem zdezorientowany. Nie wierzyłem w ani jedno jego słowo. To niemożliwe, aby ktoś z moich bliskich wpakował mnie w coś takiego. To było kurwa niemożliwe.

— To przykre, wiem — wzruszył ramionami. — Ale taka jest rzeczywistość. Wydali cię, wręcz błagając mnie o to, abym cię zabił. Chcieli się ciebie pozbyć jak najszybciej, chcieli razem żyć szczęśliwie, a ty byłeś dla nich ogromną przeszkodą. Zlikwidowanie ciebie było ich celem. A przy okazji ja na tym skorzystałem. Byłeś idealną przynętą. Jednak teraz nie jesteś mi już potrzebny. Mimo to, nie zabiję cię jeszcze. Nie dzisiaj. Umrzesz dopiero wtedy, kiedy twój ojciec nam pomoże. Dopilnuję, aby patrzył na to, jak cię zabijam. Chcę, aby widział, do czego doprowadził. Aby jeszcze bardziej cierpiał.

Wpatrywałem się w niego, czując łzy, które powoli napływały mi do oczu. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. To możliwe, że Oliwia i Dominik mnie zdradzili? Wystawili na pewną śmierć? Nawet jeśli chcieli być razem, to czemu mieliby robić coś takiego? Nie łatwiej byłoby po prostu się ode mnie odciąć? Naprawdę aż tak zależało im na tym, abym zginął?

W tym momencie przestało mi w jakimkolwiek stopniu zależeć na tym, aby wyjść z tego cało. Przyjaciele mnie oszukali, już nikomu na mnie nie zależało, nie miałem dla kogo żyć. Matka poradzi sobie z moim brakiem, jestem tego pewien. W końcu to silna kobieta. Wiele jest w stanie znieść. Wierzę, że da sobie radę.

Niedobrze mi się robiło, kiedy pomyślałem o Oliwii i Dominiku razem. Wyobrażając ich sobie w łóżku, nie mogłem powstrzymać odruchu wymiotnego. Kurwa, naprawdę kochałem tę dziewczynę. Nigdy nie posądziłbym jej o coś takiego. A tymczasem ona zraniła mnie tak mocno...

Oddałem jej serce, a ona pokruszyła je w drobny pył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro