Rozdział 3.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny dzień i kolejny rozdział ♥

No, niby jest dopiero 00:14, ale co  z tego xD

Wiecie przecież, że ja jestem Nocną Istotą i rozdziały u mnie to zazwyczaj są publikowane wtedy, gdy większość z Was smacznie śpi xD

A więc dobranoc/dzień dobry i miłego czytania!  ♥

__________________________________________

Na jego dolnej wardze zauważyłam małe rozcięcie, James zlizał z niego kroplę krwi.

Postawił mnie powoli na podłodze, a ja nadal opierałam się o ścianę. Nogi cholernie mi drżały i osunęłabym się na ziemię, jak nic, jeśli tylko spróbowałabym stać o własnych siłach. Mój chłopak nadal mnie obejmował, czule sunął dłonią po moim udzie.

— Przepraszam, że cię tak urządziłam.

— Nic się nie stało — uśmiechnął się lekko, nieznacznie mrużąc przy tym oczy. — Do wesela się zagoi.

To miało zapewne sprawić, że przestanę się tak martwić, ale stało się wręcz odwrotnie.

Do czyjego wesela? Pomyślałam mimowolnie i zerknęłam na swoją pustą dłoń.

Naprawdę żałowałam teraz tego, że wtedy powiedziałam „nie". W tamtym czasie wydawało mi się to być słuszne, rozsądne, ale teraz? Jak się okazuje, tak nie było.

Wtedy byłam przerażona.

Bałam się przyszłości. Jamesa podróżującego samotnie po całym świecie, nieobecnego w moim życiu przez wiele miesięcy. Obawiałam się o jego dziecko i o to, że poświęci mu cały swój wolny czas. Jemu oraz jego matce. Przerażało mnie to, że nasz związek tego wszystkiego nie udźwignie.

— Nadal masz ten pierścionek, James?

Jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu.

— Słucham?

— Pytam, czy nadal masz tamten pierścionek.

Przełknął ciężko, poważniejąc nagle i kiwnął głową.

— Tak, mam. Jest w szufladzie w mojej pracowni.

Czułam jak moje serce bije jeszcze szybciej, o ile to w ogóle było możliwe. Przycisnęłam dłonie do jego ramion, żeby ukryć ich drżenie.

— Wiesz, sądzę że nie powinieneś go tam trzymać. W ogóle to był zły pomysł, że ciągle masz to pudełko z tym pierścionkiem.

Zacisnął szczękę i mogłabym przysiąc, że starał się nie wybuchnąć.

— Mogę wiedzieć, dlaczego tak uważasz?

Nie chciałam go dłużej denerwować.

Uniosłam lewą dłoń i położyłam ją na jego sercu.

— Ponieważ wolałabym, aby ta błyskotka znalazła się na moim palcu. — Przywołałam na twarz słaby uśmiech. — Co prawda jeszcze go nie widziałam. Kiedy mi się oświadczyłeś nie chciałam na niego patrzeć, bo uważałam, że nie zasługuję na to, skoro wtedy odmówiłam. Jednak teraz wiem, że właśnie tutaj jest jego miejsce, a nie w pudełku.

Zamrugał gwałtownie, gapiąc się na mnie.

— Powiedziałaś... Że co? — urwał, jakby nie miał pojęcia co powiedzieć. — „Wtedy"? Czyli teraz chcesz?

Stanęłam na palcach i drugą rękę położyłam na jego szyi, przyciągając go bliżej siebie.

— Tak, wyjdę za ciebie — wyszeptałam czule całując jego usta.— Tak, chcę w końcu zobaczyć ten pierścionek i go założyć, głuptasie. Tak. Mówię tak.

Nagle jego twarz rozjaśnił najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. Z rany na jego wardze pociekła krew, ale zupełnie to zignorował. Objął mnie mocno i przytulił.

— Kocham cię!

— Wiem, ja ciebie też. — Uśmiechnęłam się szeroko, aż policzki zaczęły mnie boleć.

— Cholera, miałem zamiar ponownie ci się oświadczyć, ale tym razem chciałem zabrać się za to porządnie — wyznał, patrząc na mnie. — Zaprosić cię na kolację, czy coś...

— Mówiłam ci, że na tym mi nie zależy, naprawdę.

— Wiem, pamiętam. Ale i tak mimo wszystko jak zwykle nic nie idzie po naszej myśli.

Ponownie oparł swoje czoło o moje i patrzył na mnie, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.

— Cóż, najwyraźniej tak to już z nami jest.

Nagle spojrzał na zegar wiszący na ścianie i potrząsnął głową.

— Kurwa, muszę spadać i to już. Powinienem już dawno być w drodze na lotnisko.

Nie chciałam przerywać tej chwili, naprawdę, ale obowiązki wzywały i do wieczora pewnie go nie zobaczę. Westchnęłam ciężko.

— A ja muszę iść do Kathy... Tyle że ja już jestem spóźniona.

James zaczął szybko się ubierać, a ja poszłam jego śladem.

Kończyłam zapinać guzik swoich szortów, kiedy uniosłam spojrzenie i zobaczyłam, że stał i gapił się na mnie, nadal miał na sobie jedynie dżinsy i buty. Uśmiechał się jak jakiś wariat.

Czułam, jak na moich policzkach pojawia się znajome ciepło.

— Myślałam, że się spieszysz.

— Tak jest, ale kilka minut w tę czy w tamtą mnie nie zbawi, i tak się spóźnię i zgarnę opierdol. Za to wolę sobie popatrzeć na moją śliczną narzeczoną... A właśnie, zapomniałbym!

Naciągnął na siebie koszulkę i pognał do swojej pracowni, a ja w tym czasie poszłam do łazienki żeby obmyć rozpaloną twarz wodą. Przeczesałam pospiesznie szczotką swoje poczochrane włosy.

— Liv?

— Idę, idę. — Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni, gdzie zastałam Jamesa klęczącego na posadzce, a w dłoni trzymał otwarte pudełko.

Zatrzymałam się w progu i otworzyłam szerzej oczy zdziwiona.

— O rany... Myślałam, że tak mi go po prostu dasz... — wymamrotałam znowu się czerwieniąc.— Przecież się zgodziłam.

Niech przeklęte będą moje rumieńce. Nigdy w życiu aż tak dużo się nie rumieniłam jednego dnia. A zanim poznałam Jamesa praktycznie w ogóle mi się to nie zdarzało.

— Na litość Boską, dziewczyno, pozwól mi to zrobić. Dla mnie i dla mojej mamy, bo ona w życiu nie da mi spokoju, jeśli jej powiem, że nie klękałem. — Przewrócił oczami, ciągle się uśmiechając jakby wygrał kilka milionów w lotto. — A ja zwyczajnie chcę to zrobić, także bądź cicho i daj mi się wykazać.

Podeszłam bliżej nie mówiąc już ani słowa. Spojrzałam na pierścionek otulony fioletowym aksamitem. Był z białego złota, a pośrodku znajdował się owalny granatowy szafir otoczony naokoło małymi brylantami.

Był zjawiskowo piękny i idealny. Przypuszczałam, że musiał zapytać Kathy jaką biżuterię lubię, bo zwykłe pierścionki z diamentami nigdy mi się nie podobały i zwyczajnie uważałam je za nudne. Nie było opcji, że sam ot tak trafił idealnie w mój gust. W końcu bardzo mały procent mężczyzn wybiera na pierścionek zaręczynowy inny model niż zwyczajny ze złota i brylantem.

— Wyjdziesz za mnie, Livio?

Usłyszałam cichy, łagodny głos Jamesa, który lekko drżący od emocji.

— Tak — szepnęłam i wyciągnęłam lewą dłoń, a on nasunął mi na palec pierścionek.

Pasował idealnie.

Tak, zdecydowanie poprosił Kathy o pomoc.

Wstał i wziął mnie za rękę, złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni, a potem na nadgarstku.

— Jest przepiękny, naprawdę i wiesz co? Miałam rację.

Przechylił lekko głowę w bok i spojrzał na mnie, lewy kącik jego ust uniósł się w górę, kiedy uśmiechnął się nieznacznie.

— Co do czego? Oświeć mnie, słońce.

Uśmiechnęłam się szeroko.

— To właśnie tutaj jest jego miejsce.

Zaśmiał się cicho i kiwnął głową.

— Nie ośmielę się z tobą kłócić.

Znowu spojrzałam na jego koszulkę z zespołem Jet, a potem na ten jego pasek z czaszkami. Nadal uważałam, że z tym ostatnim trochę przesadził, bo to była gwałtowna zmiana wizerunku.

— Wyglądasz cholernie gorąco, tak w ogóle. — Wyszczerzyłam zęby. — Z popowego niegrzecznego chłopca zmieniłeś się w bardzo niebezpiecznego, niegrzecznego chłopca. Teraz to rodzice będą mieli opory aby puszczać swoje nastoletnie dziewicze córki na twoje koncerty.

— Litości, w tych czasach rzadko zdarzają się nastoletnie dziewice...— Zauważył moje spojrzenie i szybko dodał: — Nie żebym sprawdzał, za kogo ty mnie masz? Może i święty nigdy nie byłem...

— To niezły eufemizm... — mruknęłam.

— Ale mam dwadzieścia siedem lat i nie sypiałem z nastolatkami. Poza tym wątpię, żeby nagle na koncertach pojawiała się mniejsza liczba osób. — Wzruszył ramionami. — Mam zamiar wydać dwie płyty, w dwóch różnych gatunkach muzycznych, w ciągu roku. To zawsze przyciąga tłumy.

Tak, to była rzadkość, żeby jakiś muzyk wydał płytę chociażby rok później po pierwszej, a co dopiero w tak krótkim odstępie czasu.

— Xavier powiedział ci, jak masz się teraz ubierać? — spytałam z ciekawością i wskazałam na jego Conversy.

Pokręcił głową i uśmiechnął się szelmowsko.

— Wręcz przeciwnie. W końcu mogę ubierać się jak mi się żywnie podoba. Ty jedyna wiesz, że grałem pop od małolata bo zwyczajnie taki kontrakt miałem podpisany i musiałem w ten sposób dbać o swój image. Zabronili mi nosić ubrania, które zbyt się wyróżniają albo są zbyt „mroczne". — Ostatnie słowo powiedział robiąc cudzysłów w powietrzu. — Żeby nie robić afery w mediach i tak dalej. Ale teraz im to wisi, dali mi zielone światło na mój eksperyment. O czym też wiesz.

Przechyliłam lekko w bok i patrzyłam na niego zaintrygowana. Nie wiedziałam, że jego gust odzieżowy był aż tak różny od tego, jak się zazwyczaj ubierał. Do dzisiaj.

— W porządku. A teraz leć, bo Xavier się wkurwi jeszcze bardziej. — Pocałowałam go w policzek i poszłam szybko do sypialni, żeby spakować torbę na trening z Kathy.

— Miłego dnia, do wieczora! — zawołał jeszcze i usłyszałam trzask zamykanych drzwi.

Usłyszałam swój dzwoniący telefon. Pognałam do sypialni i złapałam z szafki nocnej urządzenie, to Kathy się do mnie dobijała.

Miałam być w studio dwadzieścia minut temu, więc wcale się nie dziwiłam.

— Cześć.

— Dzień dobry, śpiochu! — zawołała. — Czy ty zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?

— Tak, tak, przepraszam. Już wychodzę z domu! — obiecałam i złapałam za torbę treningową. Chciała dodać coś jeszcze, ale przerwałam jej. — Potem pogadamy, ciao!

Wyszłam z apartamentu.

— Dzień dobry, panno Innocenti — przywitał się ze mną George, ochroniarz siedzący przy windzie.

Na tym piętrze mieszkałam tylko ja i James, taki był wymóg Smitha, więc jego rolą było pilnowanie, żeby nikt niechciany nie opuścił windy.

Kilka metrów dalej, przy oknie stał drugi ochroniarz w garniturze, rozmawiał cicho przez telefon. Mogłam się założyć, że właśnie mówił Smithowi, że James opuścił budynek.

Szef ochrony starał się lepiej pilnować swojego podopiecznego, a ten z powodu braku wolnego czasu nie wywijał mu żadnych numerów i przez ostatnie kilka tygodni Smith mógł spać spokojnie. Jednak wolał dmuchać na zimne, znał Sheridana od samego początku jego kariery i dobrze wiedział do czego był zdolny.

— Dzień dobry, George. — Uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny przy windzie, a on nacisnął guzik.

— Dzień dobry, proszę pani. Miłego dnia.

Weszłam do środka i zjechałam na dół, gdzie przywitałam się z kolejnym ochroniarzem od Smitha, który stacjonował przy wejściu do budynku oraz z recepcjonistą za kontuarem.

Na zewnątrz w czarnym sedanie siedziało dwóch kolejnych goryli Jamesa. Zazwyczaj stały tam dwa samochody, ale jednym z nich mój chłopak... Poprawka, uśmiechnęłam się: narzeczony. Mój narzeczony pojechał na lotnisko wraz z Dmitrijem.

Przeszłam przez mały park, który znajdował się na dziedzińcu apartamentowca i dotarłam do bramy, obok której stała budka z ochroną.

Przeszłam przez furtkę i szybkim krokiem ruszyłam chodnikiem w stronę studia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro