Rozdział 1.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trening skończyliśmy dopiero trzy godziny później, musieliśmy dokładnie opracować tę choreografię, abyśmy mogli w następnych dniach skupić się na pozostałych utworach. Koncert zbliżał się wielkimi krokami i mieliśmy coraz mniej czasu.

— Dobra, na dzisiaj koniec — zawołała w końcu Miranda, co przyjęłam z ulgą.

Tańczenie w pointach było naprawdę wykańczające. Nie byłam zawodową baletnicą, nie tańczyłam baletu od wielu lat i zwyczajnie odzwyczaiłam się od takich długich treningów. Miałam wrażenie, że każdy mięsień w moich nogach błaga o rozluźnienie. Gdy w końcu zsunęłam ze stóp ciasne, sztywne buty, aż westchnęłam z zadowoleniem. Postawiłam obolałe stopy na chłodnej posadzce, poruszając palcami i starając się rozluźnić spięte mięśnie. Zimno parkietu trochę pomogło pozbyć się charakterystycznego napięcia, miałam wrażenie, jakby stopy miały mi zaraz odpaść.

Podniosłam z podłogi swoją butelkę z wodą i wypiłam kilka dużych łyków.

Lena i Kathy zrobiły tak samo, chociaż z twarzy Leny nie znikał uśmiech, gdy patrzyła na Jamesa maślanym wzrokiem. Pokręciłam głową rozbawiona. Kusiło mnie, aby zrobić jej teraz zdjęcie, jednak w ostatniej chwili przypomniałam sobie o braku telefonu pod ręką. Może innym razem uda mi się uchwycić tę rozanieloną minę. Oczywiście zamierzałam zrobić kilka kopii, w razie gdyby Lena zechciała usunąć zdjęcia, co zapewne będzie miało miejsce.

— Livia, mogłabyś do mnie na chwilę podejść? — zawołała Miranda z drugiego końca sali, gdzie rozmawiała z Sheridanem. — A wy, dziewczęta, możecie już iść. Widzimy się na kolacji.

Wyrwana z zamyślenia westchnęłam ciężko.

O nie... Co znowu? Nie podobało mi się to ani trochę. Dziewczyny wyszły z sali, rzucając mi ciekawskie spojrzenia. Lena, zanim wyszła, zrobiła charakterystyczny gest „mam cię na oku", wskazując dwoma palcami na swoje oczy, a potem na mnie.

Drzwi się zamknęły. Podniosłam pointy i poszłam wolnym krokiem w stronę Mirandy, całkowicie ignorując Sheridana. Postąpiłam dokładnie w ten sam sposób co on i skoro on nie zamierzał zaszczycić mnie spojrzeniem, ja także nie zamierzałam poświęcać mu swojej uwagi.

— Tak? — zapytałam ostrożnie, bojąc się, co mogę usłyszeć.

— Jesteś z pochodzenia Włoszką, prawda? Znasz włoski — bardziej stwierdziła, niż zapytała.

Pokiwałam wolno głową. Nie podobało mi się, do czego zmierzała ta rozmowa.

— Chciałbym pozwiedzać Rzym. Pokazałabyś mi miasto — wtrącił się do rozmowy Sheridan, odzywając się do mnie po raz pierwszy i to tonem mówiącym, że ani trochę nie wątpi w to, że zrobię dokładnie tak, jak chciał.

Otworzyłam szeroko oczy. Zabawa w przewodnika rozkapryszonego faceta to ostatnie, na co miałam ochotę w moim wolnym czasie. I to na pewno nie za darmo. W tamtej chwili chciałam tylko wziąć szybki, chłodny prysznic i rzucić się na łóżko na krótką drzemkę, aby zacząć regenerować siły przed kolejnym treningiem. Byłam wykończona i spacer po mieście w taki upał wcale mnie nie kusił. Może i byłam Włoszką, ale wychowałam się w Stanach. Nie byłam przyzwyczajona do takiego klimatu i zwyczajnie moja tolerancja na wysokie temperatury była niska. Szczególnie wtedy, gdy byłam zmęczona.

— To nie najlepszy pomysł... Ostatni raz w Rzymie byłam dwa lata temu, nie znam dobrze miasta... Może lepiej zatrudnij prawdziwego przewodnika — zaproponowałam, starając się brzmieć pogodnie.

Aż za dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że Sheridan mógł mnie zwolnić. Nie chciałam do tego dopuścić. Może i nie było ludzi niezastąpionych, ale ja znałam swoją wartość jako tancerka i wiedziałam, że byłam dobra w tym, co robiłam. Nie miałam zamiaru pozwolić, aby jakiś rozpieszczony facet zwolnił mnie tylko z powodu swojego kaprysu. Cholernie źle wyglądałoby to w moim CV, mimo wszystko.

James na moje słowa machnął lekceważąco dłonią.

— Ale nie chcę przewodnika, tylko kogoś zaufanego. Ciebie. Nie martw się, zapłacę ci.

Zmarszczyłam lekko brwi na tę rewelację. Byłam zaufanym człowiekiem? Ciekawe. Gdyby zatrudnił zwykłego przewodnika i hojnie mu zapłacił, to ten na pewno nie pobiegłby do mediów i paparazzi, kablując, gdzie i kiedy będzie słynny James Sheridan. Zupełnie by mu się to nie opłacało, to raz. A po drugie, mało kto by go potem zatrudnił. Z tego właśnie powodu ani trochę nie wyglądałam na przekonaną bajeczką Sheridana.

Spojrzałam na Mirandę z błaganiem w oczach. Jako jedyna doskonale wiedziała o tym, jak bardzo nie znosiłam Sheridana. Wzruszyła bezradnie ramionami, posyłając mi przepraszający uśmiech. I zrozumiałam, że sama też miała związane ręce. Facet mógł z powodu niezadowolenia zwolnić nas obie. A to byłoby druzgocące dla kariery mojej i Mirandy.

— No cóż, skoro tak... — mruknęłam ze sztucznym uśmiechem. — To kiedy chcesz zacząć?

James przeczesał swoje włosy i przesunął dłonią po twarzy, jakby myślał nad pytaniem.

— Za godzinę spotkajmy się w holu. Muszę powiadomić swoją ochronę. Zapewne dwóch ochroniarzy będzie nam towarzyszyło, oczywiście incognito. Nie spóźnij się.

Pięknie. Miałam spędzić całe wolne popołudnie z tym kretynem i jego gorylami.

— Dobra. Idę się przebrać, widzimy się za godzinę — odparłam i odwróciłam się na pięcie, ruszając do wyjścia i nie czekając na to, aż facet zdąży dodać coś jeszcze.

Ostatnią rzeczą, jaką widziałam, było zaskoczone spojrzenie Jamesa. Zapewne nie spodziewał się, że ot tak sobie wyjdę. Pewnie przyzwyczajony był do tego, że dziewczyny w nieskończoność przedłużały moment rozstania z nim. Ja na szczęście nie należałam do klubu jego adoratorek.

Czułam swoje stopy przy każdym kroku. Ból nie zniknie ot tak i wiedziałam, że będę musiała poświęcić chwilę na masaż po prysznicu, aby podczas wycieczki z Sheridanem móc w stanie normalnie chodzić. I aby przypadkiem z powodu piekielnej mieszanki upału, bólu nóg i obecności Sheridana nie urwać mu głowy, gdyby mnie czymś wkurzył.

To byłby gwóźdź do trumny dla mojej rozwijającej się kariery. I po prostu kiepsko byłoby spędzić resztę życia za kratkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro