Rozdział 5.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę tego wieczoru! — zawołał James kwadrans po rozpoczęciu koncertu.

Miał za sobą już trzy utwory, dwa z nich wykonał z Sylvią. Oboje stali z przodu sceny, James obejmował ją w tali. Poczułam lekkie ukłucie na ten widok, ale starałam się to zignorować. Miałam tylko lekką zadyszkę po tańcu, byłam w końcu przyzwyczajona do wielogodzinnych treningów.

Sylvia wyglądała zachwycająco. Miała na sobie czarne szorty i koronkową srebrną bluzkę. Włosy miała wyprostowane i rozpuszczone, sięgały jej niemal do połowy pleców. Wysokie obcasy dodawały jej kilka centymetrów, ale i sprawiały, że jej umiejętności taneczne znacząco zmalały. Jednak kto by się tym przejmował, skoro prezentowała się świetnie.

— Następny kawałek, Imagination, zaśpiewa ze mną... — zrobił przerwę, kumulującą napięcie. — Dowiecie się w trakcie!

Podekscytowana publika krzyknęła, zaczynając klaskać. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki Imagination. Sylvia stanęła z boku na scenie, robiąc miejsce dla mnie. Podeszłam do Jamesa i zaczęłam tańczyć, podczas gdy on śpiewał. Z powodu tego, co się wydarzyło między nami przed koncertem, czułam się nieco skrępowana jego bliskością. Nie panowałam nad tym, jak dłonie lekko mi drżały, gdy Sheridan objął mnie w talii. Miałam nadzieję, że tego nie zauważył, ponieważ musiałam je unieść i ułożyć na jego ramionach w celu udawania, że go odpycham. Cała uwaga ludzi i kamer była na nim skupiona, ten koncert zostanie nagrany jak wszystkie poprzednie i nie chciałam, aby kamera uwieczniła moje rozkojarzenie.

Zaczęła się druga zwrotka. Zespół, ze mną na czele, utworzył krąg wokół platformy pośrodku sceny. Platforma podjechała do góry i zeskoczył z niej Zafir Maluf. Tłum zupełnie oszalał. Ludzie krzyczeli, piszczeli i skandowali imię Malufa na przemian z imieniem Jamesa. Najwyraźniej wśród publiczności znajdowały się fanki Zafira.

— Zafir Maluf! — zawołał Sheridan i wskazał dłonią na szczerzącego zęby w uśmiechu Zafira.

Mężczyzna stanął obok Jamesa i ukłonił się w kierunku publiczności. Widziałam, jak kilka dziewczyn zaczęło płakać z zachwytu. Zafir ubrał się całkowicie na biało, co przyciągało wzrok i sprawiało, że wyróżniał się na scenie.

— Rozkręćmy tę imprezę! — wrzasnął Maluf i podskoczył, unosząc dłonie w górę. — Czy jesteście z nami?!

— Tak! — odpowiedziało krzykiem tysiące głosów.

— Halo, nie słyszę?! — zawołał James. — Jesteście z nami?!

— Tak! — krzyczeli ludzie, zdzierając sobie gardło.

Sheridan i Maluf zaczęli śpiewać drugą zwrotkę. Tuż za nimi tańczyłam ja wraz z resztą mojej grupy. Podczas refrenu dołączyła do nich Sylvia. Śpiewali we troje refren jeszcze dodatkowe dwa razy, wraz z tysiącem fanów znajdujących się na stadionie.

***

Koncert udał się świetnie. Tuż po tym, jak wszyscy zeszliśmy ze sceny, zaczęły się okrzyki i gratulacje ze strony całej ekipy. W tym także dźwiękowców, reżysera koncertu i techników.

— Wynająłem klub „Moonlight" na resztę nocy! Zapraszam wszystkich na imprezę! — krzyknął James i pocałował roześmianą Sylvię na oczach wszystkich.

— After party! — darł się Zafir, wyciągnął szampana, potrząsnął nim dla wzmocnienia efektu i sprawnie go otworzył.

Głośny wybuch spowodował, że wszyscy podskoczyli z zaskoczenia, bo nikt się tego nie spodziewał. Chociaż, rzecz jasna, wiedzieliśmy o imprezie pokoncertowej. To była już tradycja niemal każdego piosenkarza.

Szampan rozprysnął się gęstą pianą na zewnątrz, ochlapując będące blisko Zafira osoby, w tym oczywiście Kathy. Dziewczyna pisnęła i spojrzała zrozpaczona na swoje mokre spodnie.

— Ej! I jak ja mam teraz iść do klubu?

— Nie martw się, mokra też wyglądasz seksownie — powiedział Zafir i puścił do niej oczko.

Zaśmiałam się cicho pod nosem, widząc, jak Kathy spojrzała na niego z rumieńcem na policzkach.

Zafir zaczął rozlewać szampana do kieliszków, które potem zostały rozdane pomiędzy wszystkich.

James uniósł swój kieliszek w górę, podobnie jak reszta z nas. Starałam się nie patrzeć na Sylvię tulącą się do niego. Nie mogłam tak się czuć, wiedziałam o tym. Ale i tak nie potrafiłam nad tym panować tak, jak bym chciała.

— Dzięki wszystkim za sprawienie, że ten koncert to było coś! Oby kolejne na tym tournée były równie udane — oznajmił i wypił zawartość swojego kieliszka.

— Stary, z taką świetną ekipą nie ma opcji, żeby było inaczej! Wasze zdrowie! — odpowiedział Zafir ze śmiechem.

Wychyliłam szampana za jednym razem, a potem odstawiłam pusty kieliszek na stół. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i uśmiechnęłam, widząc Mirandę.

— Świetna solówka, Livio — pochwaliła z ciepłym uśmiechem. — Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie. Poradziłaś sobie lepiej, niż się spodziewałam. To była twoja pierwsza solówka na koncercie takiej skali i na pewno nie ostatnia. Zapewniam.

Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy usłyszałam jej obietnicę. Aż policzki zaczęły mnie boleć.

— Jezu! Naprawdę? — zawołałam i rzuciłam się na nią, aby ją uściskać. — Dzięki!

Zaczęła się śmiać, odwzajemniła uścisk i poklepała mnie po plecach.

— Oby tak dalej. A teraz idź się bawić, zasłużyłaś na to. Wszyscy zasłużyliście. Następny koncert dopiero za pięć dni.

Odsunęłam się od niej rozpromieniona i pokiwałam głową.

— Ty też się dobrze baw. Jeszcze raz dzięki.

Miranda wyszła. Wszyscy zaczęli opuszczać garderobę, aby pojechać do klubu. Kathy podeszła do mnie z szerokim bananem na twarzy. Jej szare oczy błyszczały, gdy prawie podskakiwała w miejscu podekscytowana. Miałam już zacząć dopytywać, co też za kłamstwa mi naopowiadała, że Sheridan chce mnie widzieć przed koncertem, ale odezwała się jako pierwsza i ta sprawa zupełnie wyleciała mi z głowy.

— Zafir zaprosił mnie, abym wpadła do niego na film — wyszeptała, starając się nie krzyczeć, bo oprócz nas znajdowało się w pomieszczeniu jeszcze kilkoro ludzi.

Otworzyłam szeroko oczy szczerze zaskoczona. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Znaczy widziałam, że Maluf był zainteresowany Kathy, ponieważ wodził za nią wzrokiem, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Cieszyłam się jej szczęściem. Wiedziałam, jak bardzo jej na tym zależało.

— To cudownie. Kiedy? — spytałam, biorąc ją pod ramię, i obie wyszłyśmy z garderoby.

Kierowałyśmy się w kierunku tylnego wyjścia, o którym nie wiedział nikt prócz pracowników stadionu oraz osób, które na nim występowały. Te tylne drzwi były szalenie wygodne, bo nie musieliśmy przepychać się przez tłum krzyczących fanów. Nadal słyszałam, jak się wydzierali na zewnątrz, skandując imiona Jamesa, Zafira i Sylvii, chociaż tego pierwszego najgłośniej. Skoro tak głośno słyszałam ich z wnętrza budynku mającego pogrubione ściany, to wolałam sobie nawet nie wyobrażać, jaki chaos panuje na zewnątrz.

— Jutro wieczorem, od razu jak wylądujemy w Paryżu.

Po południu następnego dnia mieliśmy lot z Rzymu do Paryża, miejsca, w którym miał odbyć się następny koncert za pięć dni. Trochę było mi szkoda opuszczać rodzinne Włochy. Cudownie było posługiwać się od dawna nieużywanym, ojczystym językiem. Francuskiego nie znałam, w sumie tylko kilka słów, więc będę zdana na łaskę pracowników hotelowych i tłumaczy. Jednak byłam do tego przyzwyczajona, bo często podróżowałam z zespołem.

— Ciekawa jestem, czy będziecie mieć siłę po imprezie i podróży. Nie wolisz pojutrze? — zaproponowałam, po czym uśmiechnęłam się szelmowsko. — Pojutrze zapewne będzie miał siłę na małe co nieco, a jutro może być za bardzo zmęczony, aby próbować się do ciebie dobierać.

Kathy otworzyła lekko usta, wpatrując się we mnie coraz bardziej czerwona na twarzy. Znowu zapomniała języka w gębie. A to mogło oznaczać tylko jedno...

— Czy ja wiem, czy nie będę miał siły... — Usłyszałam obok siebie śmiech Malufa. — Jestem wytrzymały.

Zaskoczona obróciłam głowę i zobaczyłam, jak szedł po mojej lewej stronie. Z powodu hałasu panującego na zewnątrz nawet nie usłyszałam, jak się zbliżał.

— Co tutaj robisz? Myślałam, że pojechałeś z Sheridanem i Sylvią — odparłam z cichym śmiechem wcale niezakłopotana swoimi poprzednimi słowami.

Maluf wzniósł oczy ku niebu.

— I miałbym czuć się jak piąte koło u wozu? Nie ma mowy. Wolałem potowarzyszyć dwóm pięknym damom.

Uśmiechnął się łobuzersko i przesunął się, aby iść pomiędzy Kathy i mną. Objął nas obie ramionami i tak szliśmy we troje.

— Ja wcale nie chcę, abyś się do mnie dobierał — wymamrotała Katherine. — Nie słuchaj Livii.

— Ach... Więc ci się nie podobam? — zapytał Zafir, zerkając na nią z ciekawością.

Kathy pokręciła gwałtownie głową, jeszcze bardziej się rumieniąc.

— Nie! To znaczy tak, podobasz mi się... Ale nie żeby... — Urwała, ponieważ Zafir zamknął jej usta dłonią.

Patrzyłam na nich, z trudem starając się nie zaśmiać. Wyglądali razem uroczo i zabawnie. Zafir sprawiał, że Kathy zachowywała się jak niewinna panienka, chociaż z całą pewnością taka nie była. Jako pierwsza miała chłopaka i jako pierwsza straciła dziewictwo. Znałyśmy się niemal całe życie. Po skończeniu szkoły udało nam się razem dostać do zespołu.

Znałam Kathy bardzo dobrze. I gdyby nie była tak zestresowana Zafirem, to już dawno sama zaczęłaby z nim flirtować.

— No już, już, mała. Rozumiem, tak myślę. Wrócimy do tego potem, na osobności. A teraz idziemy się zabawić.

***

Gdy dotarliśmy do klubu, impreza trwała już w najlepsze. DJ puszczał znane remiksy, więc tym razem nie leciało tylko techno. Klub był taki sam, jakim go zapamiętałam ostatnim razem, prócz oczywiście muzyki. Na parkiecie królowali ludzie z mojego zespołu oraz Miranda, chociaż bawili się wszyscy. Nikt nie podpierał ściany. Mogłam w półmroku, w czasie gdy błyskały jasne światła, ujrzeć wśród tańczących nawet jednego z ochroniarzy Sheridana. Zapewne dostał wolne. Uśmiechnęłam się lekko rozbawiona.

Poszliśmy we troje do baru. Za kontuarem stał ten sam barman co ostatnio. Wyszczerzyłam do niego zęby w uśmiechu.

— Cześć! Poprosimy dwa Cosmopolitany! — zawołałam do niego, żeby usłyszał mnie przez głośną muzykę.

Co prawda przysięgałam na kacu, że nie tknę alkoholu przez miesiąc, ale to było wtedy. Obiecałam sobie, że tej nocy będę pić z umiarem, aby znowu nie doprowadzić się do takiego żałosnego stanu.

Odwróciłam się do Zafira, chcąc zapytać, na jakiego drinka ma ochotę, gdy kątem oka zobaczyłam Sylvię stojącą z Jamesem zaledwie kilka metrów dalej. Wydzierali się na siebie, nie słyszałam, co mówili, bo byli za daleko. Ale po minie szatynki wiedziałam, że była zła i jednocześnie rozżalona. Tupnęła nogą, krzycząc coś, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła ku wyjściu z klubu. Sheridan patrzył za nią przez chwilę, po czym zaczął iść w kierunku baru. W moim kierunku.

Usiadł na obrotowym krześle obok mnie.

— Podwójna whisky z lodem — zwrócił się do barmana i sfrustrowany przeczesał palcami włosy.

— Co jest? — zapytał Maluf, który także zauważył, w jakim stanie był Sheridan.

— Nic — burknął Sheridan.

Odebrał swoją whisky od barmana i od razu wypił całą zawartość szklanki. To nie było normalne. Nikt nie pił whisky tak, jakby to była woda. To cholerstwo paliło jak diabli.

— Zerwaliście, prawda? — zapytałam i ujrzałam, jak zacisnął gniewnie szczękę.

— Znowu? — Zamrugała zaskoczona Kathy, przysłuchując się rozmowie. — Przecież byliście ze sobą mniej niż dwa tygodnie. O co poszło?

— Kurwa, nie twoja sprawa — warknął w jej stronę i postukał w swoją pustą szklankę.

Gdyby zrobił to mocniej, zbiłby ją i pokaleczyłby się. Barman postawił przede mną moje zamówienie. Piłam drinka za drinkiem, słuchając, jak Zafir rozmawiał z Sheridanem i próbował przemówić mu do rozsądku.

— Mówiłem, odpuść ją sobie w końcu — mówił Zafir.

— Daj mi święty spokój, Maluf. Nie potrzebuję pieprzonych rad — syknął w jego stronę James.

Wypił trzy porcje whisky, wyglądał na zupełnie trzeźwego, co zresztą starał się zmienić. Miał tak samo mocną głowę do alkoholu jak ja, a może nawet jeszcze bardziej.

W tamtej chwili nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Dokończyłam piątego Cosmopolitana i poklepałam w ramię Sheridana.

— Chodź, zatańczysz ze mną — odezwałam się.

Alkohol sprawiał, że przyjemnie szumiało mi w głowie, jednak nie byłam pijana, tylko lekko wstawiona.

Zafir urwał w połowie zdania swoją tyradę i patrzył na mnie zaskoczony. Sheridan uniósł jedną brew, jednak nic nie powiedział. Dokończył whisky, postawił szklankę na ladzie i wziął mnie za rękę.

Bez słowa pociągnął mnie na parkiet. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro