Rozdział 9.4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wybuchu euforii Kathy ponownie mnie przytuliła, a potem zaczęłyśmy jeść czekoladki i razem popijać moją herbatę z kubka.

Czekoladoterapia z przyjaciółką pomogła trochę na zranione serce. Przynajmniej na jakiś czas.

***

Następnego dnia punktualnie o godzinie 19:50 samolot wylądował na lotnisku Heathrow w Londynie. Po długim locie i gwałtownej zmianie strefy czasowej byłam nieco rozkojarzona, ale ani trochę nie zmęczona. Mój organizm jednak przeżył mały szok, ponieważ wylatywałam z Nowego Jorku o 8, lot trwał prawie 7 godzin i nagle dochodziła już 20. Jak nic nadchodzącej nocy nie będę mogła spać, ani trochę nie czułam się śpiąca. Nie znosiłam tego. Ostatni raz przeżyłam to samo ponad pół roku temu podczas powrotu do Stanów.

Po odebraniu bagażu wzięłam z Kathy taksówkę i pojechałyśmy do hotelu Coronation Earl's Court ulokowanego w dzielnicy Earls Court, blisko centrum miasta. Po odebraniu kluczy poszłyśmy od razu do pokoju znajdującego się na pierwszym piętrze. Pokój był dwuosobowy, mały, o lawendowych ścianach. Stały w nim dwa spore łóżka, dwie szafki nocne i mała szafa. Łazienka była utrzymana w szarym kolorze i była równie mała jak sam pokój. Plusem było to, że leżała w niej suszarka do włosów. Jak na trzygwiazdkowy hotel warunki były wręcz bardzo dobre. W całym budynku było bezpłatne Wi-Fi. Widok z okna miałyśmy na dziedziniec, a nie na ulicę, co mi się podobało. Zdecydowanie bardziej wolałam patrzeć na drzewa niż na błotniste ulice. W Londynie śniegu nie było, za to niemal całą naszą podróż taksówką padał deszcz. Kiedy rozpakowałam się, wzięłam prysznic i podeszłam do okna w piżamie, nadal padało. Oparłam dłoń o chłodną szybę i westchnęłam zamyślona.

Kathy siedziała na łóżku i zawzięcie z kimś pisała. Nagle podskoczyła jak oparzona.

— Idę zrobić niespodziankę Zafirowi! — zawołała i rzuciła się w kierunku swojej walizki. — Męczyłam jego agenta, aby powiedział mi, gdzie w tej chwili jest. Kończy właśnie trening na siłowni w centrum.

Uniosłam głowę i spojrzałam na nią bez entuzjazmu. W sumie to nawet byłoby mi na rękę, gdyby wyszła. Mogłabym poświęcić trochę czasu na rysowanie, picie i próbę snu. Na lotnisku w Londynie kupiłam dwie butelki Jacka Danielsa i zamierzałam wypić przynajmniej połowę jednej z nich. Alkohol koił moje bolące serce i uspokajał mnie. Wiedziałam, że to może nie było zbyt mądre z mojej strony, przepijać smutki. Jednak nie potrafiłam inaczej.

— O rany, w co ja się ubiorę... — Kathy doskoczyła do swojej walizki i zaczęła w niej szperać. — Nie widziałam go tyle czasu. Chcę, żeby się mną zachwycił.

Oparłam się o okno i przeczesałam dłonią swoje włosy. Nie podcinałam ich i sporo urosły przez ostatnie miesiące, sięgały mi już do połowy pleców. Robienie koka stawało się coraz bardziej upierdliwe i zastanawiałam się nad wizytą u fryzjera. Jednak z drugiej strony James lubił moje długie włosy... Zacisnęłam dłonie, starając się nie kierować myśli w tym niebezpiecznym kierunku.

— Załóż jakąś kieckę, obcisłą bluzkę i te swoje zimowe czarne kozaki do kolan — poradziłam. — Faceci uwielbiają mini.

Kathy spojrzała na mnie znad swojej walizki, połowa jej ubrań wylądowała na dywanie. Jej twarz się rozjaśniła i pokiwała twierdząco głową.

— Tak, to genialny pomysł, Liv. Co ja bym bez ciebie zrobiła?

— Poradziłabyś sobie. — Wzruszyłam beznamiętnie ramionami i usiadłam wygodnie na łóżku.

Wyciągnęłam ze swojej torby szkicownik oraz ołówek z zamiarem rysowania. Jednak zanim zaczęłam, podeszła do mnie Kathy i wyrwała mi z dłoni ołówek.

Spojrzałam na nią i stłumiłam ciche przekleństwo. Zafir miał na nią zły wpływ, jak nic.

— Co ty wyrabiasz? — zapytałam, siląc się na spokój.

— Zachowujesz się jak nie ty! — wybuchła i usiadła obok mnie na łóżku. — Jesteś cieniem samej siebie, Liv. I to nie tylko dlatego, że schudłaś. Kiedyś śmiałaś się bardzo często, uwielbiałaś łazić po mieście, do którego przyjechałaś. Spójrz na siebie! Ledwie dochodzi 21, a ty już w piżamie. I zamierzasz znowu się schlać. — Otworzyłam usta, chcąc powiedzieć, że mogę pić, kiedy chcę, ale zatkała mi buzię dłonią. — Tym razem ty mi nie przerywaj, moja droga. Kiedyś nie znosiłaś whisky, wolałaś kolorowe drinki i wino, a teraz pijesz tylko to cholerstwo. I dlaczego? Bo szybciej się upijasz. Przez tego sukinsyna. — Nagle w jej oczach zalśniły łzy i jej twarz posmutniała. Nadal zakrywała mi usta dłonią i nie mogłam dojść do słowa. — To moja wina. Przepraszam. Myliłam się co do niego. Nie powinnam była dawać ci tamtych beznadziejnych rad.

Odsunęłam w końcu jej dłoń, musiałam użyć nieco siły, bo nie chciała odpuścić.

— Nie przepraszaj. Przecież to nie twoja wina, Kat — zapewniłam, mówiąc najzupełniej szczerze. — Nie przyłożyłaś mi pistoletu do głowy i nie kazałaś mi go kochać pod groźbą śmierci. Dlatego też nie masz prawa się obwiniać. Poważnie.

W końcu ona tylko mi poradziła, abym przestała się bać w nim zakochać. Nie wlała we mnie tego uczucia, nie sprawiła, że go pokochałam. Dzięki niej ten proces przebiegł nieco szybciej, ponieważ po prostu przestałam się hamować. Ale to było i tak nieuniknione.

— Ale i tak czuję się winna... Bo nie chciałaś się z nim widywać, a ja cię zachęcałam — mówiła i mocniej mnie przytuliła. — Po powrocie do Stanów pójdziemy na imprezę. Ty, ja, Lena i może uda mi się ściągnąć Zafira. Zobaczysz, już ja się tobą zajmę. Chcę z powrotem moją Liv.

Ścisnęło mnie w gardle. Naprawdę aż tak się zmieniłam? Może miała rację i powinnam w końcu wyrwać się z tego letargu. W sumie to żyłam tylko pracą i rzadkimi spotkaniami z Jamesem. Jedynie wtedy, kiedy byłam z nim, czułam, że żyję.

— Dobrze. Zrobimy imprezę. A teraz się szykuj. — Uśmiechnęłam się i lekko popchnęłam ją w stronę wywalonych ubrań leżących na dywanie. — Czas ucieka, szukaj tej sukienki.

Spojrzała na mnie i postukała palcami o swoją brodę w zamyśleniu. Nagle wzięła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku mojej walizki.

Nie podobało mi się to.

— Idziesz ze mną! — oznajmiła i kucnęła przy mojej walizce. — Pójdziemy we troje do klubu, a co! Nie mam zamiaru zostawiać cię tu samej, abyś znowu się upiła.

— Dobra — bąknęłam niezadowolona i zawiesiłam głowę zrezygnowana.

Nie miałam siły na kłótnie z nią. Poza tym w klubie też mieli alkohol.

Dużo alkoholu.

_____________________________________

Miłość  potrafi sprawiać ból, jak nic innego. 

Nawet mnie jest żal Liv :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro