Rozdział 10.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Planowałam ubrać się byle jak, w pierwsze lepsze z brzegu ciuchy, ale Kathy mi nie pozwoliła. Uparła się, żeby mnie wystroić, i czułam się przez to jak cholerna lalka Barbie. Pozwoliłam jej jednak na to. Czuła się winna temu, że miałam złamane serce, i zżerały ją wyrzuty sumienia. Strojenie mnie jej pomagało, bo stała się weselsza i przestała się zamartwiać. Koniec końców na siłowni pojawiłam się, mając na sobie czarną skórzaną spódniczkę mini, rajstopy, wysokie kozaki oraz obcisłą czarną koszulkę z koronkowymi rękawami. Kathy także mnie uczesała i zrobiła mi francuski warkocz oraz mocny makijaż, którego nie nosiłam za często. Dzięki tym zabiegom po spojrzeniu w lustro uważałam się za całkiem ładną, a według słów mojej przyjaciółki byłam „gorącą laską". Jakoś nie byłam co do tego przekonana. Natomiast o Kathy z całą pewnością mogłam tak powiedzieć. Wyglądała wręcz oszałamiająco w swojej czarnej, krótkiej sukience. Idealnie podkreślała jej kształty, a wysokie buty eksponowały jej długie nogi. Kathy zrobiła sobie loki, opadały miękko na jej szczupłe ramiona i plecy. Makijaż podkreślił jej urodę, szczególnie szare oczy. Ona sama ich nie lubiła, ale ja osobiście uważałam kolor jej tęczówek za interesujący. Nie były ani niebieskie, ani zielone. Właśnie szare, jak pochmurne niebo.

— Jak myślisz, wyszedł już? — zapytałam niepewnie i rozsunęłam swój płaszcz, bo w budynku było gorąco.

Po lewej stronie znajdowała się recepcja, a po prawej wejście na siłownię oraz basen. O tej porze kręciło się tam sporo ludzi, wszyscy ubrani w najdroższe sportowe ubrania, jakie widziałam na oczy. Cóż, w końcu siłownia David Lloyd była jedną z najlepszych w całym Londynie i ogólnie Wielkiej Brytanii. Karnety było cholernie drogie, a stałymi bywalcami byli celebryci oraz gwiazdy. Jak Zafir Maluf. Przy recepcji kręciło się kilku mężczyzn w czarnych garniturach, zapewne ochroniarze ćwiczących osób. Ktoś miał niezłą paranoję, skoro chodził wieczorem na siłownię z ochroną — przeszło mi przez myśl.

— Miał wyjść dopiero o 22, tak powiedział jego agent — stwierdziła i wyciągnęła komórkę, aby sprawdzić godzinę. — Jest 21:50.

— Masz zamiar tu czekać na niego? Nie wpuszczą nas na salę w takim ubraniu — oznajmiłam, w razie gdyby nie wiedziała.

Nie chciałam tam wchodzić. I tak czułam się jak na wybiegu, niemal wszyscy obecni w holu się na nas gapili. Niezbyt mi się to podobało. Ludzie zazwyczaj się na mnie patrzyli, ale wtedy, kiedy byłam na scenie. Po zejściu z niej nikt o mnie nie pamiętał, nie byłam na pierwszym planie. Tym razem jednak to była inna sytuacja. Poza tym nie miałam nastroju na to, żeby się na mnie gapili.

— Poczekamy tutaj — powiedziała i posłała mi uśmiech. — Wyluzuj się, stoisz spięta niczym struna.

— Gdybyś pozwoliła mi się napić whisky przed wyjściem, to byłabym rozluźniona — mruknęłam i splotłam ramiona na piersiach w nieco obronnej pozycji.

Nagle z sali treningowej wyszedł Zafir. Miał na sobie przepoconą białą koszulkę przylegającą do jego ciała. Jego jasne włosy były nieco mokre i kosmyki lepiły się do jego czoła. Trzymał w dłoni ręcznik i wycierał nim twarz, rozmawiając z kimś idącym obok niego.

James.

Na jego widok moje serce zamarło na chwilę, a potem zaczęło szaleńczo bić. Nie widziałam go od prawie dwóch tygodni. Szmat czasu. Tęsknota wybuchła we mnie ze zdwojoną siłą. Nie miałam zielonego pojęcia, co robił w Londynie. Jednak to nie było niczym nowym. Nic mi nie mówił, drażniły go moje pytania i udzielał tylko zdawkowych odpowiedzi. Jedynie chętnie opowiadał o swojej rodzinie, szczególnie o rodzeństwie, i o muzyce. Na każdy inny temat wiedziałam niewiele i sama musiałam się wszystkiego dowiadywać.

Ile razy byliśmy w tym samym mieście, a on nawet nie dał mi znać? Przecież mógł zapytać o mój grafik, o daty, kiedy i gdzie miałam przebywać. Jednak tego nie zrobił.

Zacisnęłam dłonie w pięści, aby po prostu nie rzucić się w jego ramiona, tak bardzo mi go brakowało. Czułam, że jestem żałosna, bo przecież nie zależało mu na mnie jakoś szczególnie, ale jednocześnie przepełniały mnie euforia i radość. Oraz żal.

Przecież mógł zapytać, czy będę w Londynie... Westchnęłam ciężko.

Także miał na sobie przepocony strój treningowy składający się z szarej koszulki, czarnych spodni i sportowych butów. Jego ciemne włosy były zmierzwione i wilgotne. Wycierał ręcznikiem ramiona i kark. Zafir zauważył Kathy i zatrzymał się gwałtownie, gapiąc się na nią w szoku. No cóż, w końcu się jej tutaj nie spodziewał. Moja przyjaciółka pisnęła radośnie i rzuciła się na niego, nie zwracając uwagi na to, że był cały mokry od potu. Zafir zaśmiał się cicho, puścił ręcznik na podłogę i wziął ją na ręce, mocno do siebie przytulając.

— Oczom nie wierzę, przyjechałaś do mnie — powiedział ze śmiechem i wpił się w jej usta w stęsknionym pocałunku.

A ja stałam i gapiłam się na Jamesa jak idiotka. Którą zresztą byłam.

W końcu mnie zauważył i otworzył szeroko oczy. Pomachałam do niego nieco niepewnie. W publicznych miejscach co najwyżej mnie obejmował, czasami całował mnie, mając na sobie kostium rudzielca. Nie miałam cholernego pojęcia, jak powinnam się zachować, i to było okropne.

Zafir i Kathy przestali się całować, Maluf postawił ją na ziemi i nie wypuszczał jej z objęć. Rozpromieniona Kathy spojrzała na mnie, a potem odwróciła się ciekawa, na kogo tak się gapię. Na widok Sheridana na jej twarzy zagościł gniew, ale nic nie powiedziała. W końcu wcześniej długo mówiłam jej, że to nie była jego wina i nie miała prawa go zabić. Ani go okaleczyć. Cóż, najwyraźniej zamierzała być dla niego niemiła.

— Co tu robisz? — zapytała chłodno i wtuliła się w bok Zafira, nie odstępując go na krok.

— Stoję — odparł James, unosząc brew.

Zafir uśmiechnął się w moją stronę.

— Cześć, Liv. Przyjechałaś pozwiedzać? — zapytał, a potem skierował głowę w stronę Jamesa. — Bądź milszy dla mojej dziewczyny z łaski swojej.

Schowałam dłonie za plecy, aby nikt nie zauważył ich drżenia.

— Nie. Dostałam zlecenie na teledysk u Jacka Wooda — wyjaśniłam, a potem zwróciłam się do Jamesa. — Cześć, Sheridan. Co robisz w Londynie?

— Odpoczywam i odwiedzam kumpla — odparł wymijająco, więc w sumie niczego nowego się nie dowiedziałam. Nie nowość. — Kiedy nagrywasz teledysk?

Wkurzyłam się trochę, bo zwyczajnie męczyła mnie ta ciągła niewiedza. On musiał wszystko o mnie wiedzieć. Teraz, natychmiast. Kiedy pytał, oczekiwał odpowiedzi. Ja nigdy nie miałam takiej swobody z jego strony. To zwyczajnie bolało i drażniło.

— Mówiąc w twoim stylu, koleś... Kiedyś — wzruszyłam ramionami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro