Rozdział 12.4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jack wysiadł wraz ze mną. Podszedł na chwilę do samochodu, w którym siedzieli ochroniarze, i krótko z nimi rozmawiał. Objęłam się ramionami, czując, jak oblewa mnie przenikliwe zimno. Zadrżałam, szczękając zębami. Wyjście z rozgrzanego wnętrza samochodu na zewnątrz było mało przyjemne. W końcu Jack podszedł do mnie i razem poszliśmy w kierunku wejścia do hotelu.

— Gdzie spędzasz święta? — zapytał z ciekawością, kiedy szliśmy po schodach na pierwsze piętro. Oboje uznaliśmy, że winda w tym przypadku była zbędna.

— Z rodzicami i dziadkami w Atlancie, to moje rodzinne miasto.

— Jaki to stan? Wybacz, ale nie kojarzę — przyznał trochę zakłopotany swoją niewiedzą.

— Stan Georgia, właściwie to Atlanta jest stolicą tego stanu, ale nie przejmuj się. Nie jest zbyt znany.

Miałam nadzieję, że to go pocieszy. Wyglądał słodko z tą zakłopotaną miną i z trudem powstrzymałam śmiech. Nie chciałam, aby pomyślał, że się z niego nabijałam. W sumie to Jack był całkiem przystojny, chociaż nigdy wcześniej nie przepadałam za jasnowłosymi mężczyznami. Zawsze wolałam ciemnowłosych.

Dotarliśmy na piętro i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Opuściłam głowę, pochylając się nad torebką, aby wyciągnąć z niej klucze, kiedy nagle usłyszałam, jak ktoś podchodzi do nas szybkim krokiem od strony drzwi mojego pokoju. Uniosłam głowę i ujrzałam wściekłego Jamesa. Musiał tam na nas czekać, ponieważ nie widziałam, żeby wychodził z windy.

Zanim któreś z nas zdążyło zareagować, Sheridan przywalił Jackowi pięścią prosto w twarz.

Zszokowana puściłam torebkę i klucze, upadły na podłogę. Zaskoczony Jack poleciał do tyłu pod wpływem uderzenia i wpadł na ścianę. Złapał się za obolałą twarz, spod jego palców zaczęła skapywać krew. James musiał rozciąć mu wargę, albo, co mniej prawdopodobne, wybić mu zęba. Trenował na siłowni, więc mimo wszystko byłby do tego zdolny. Sheridan zamachnął się, aby ponownie uderzyć Jacka i wtedy mój szok minął. W końcu byłam w stanie się ruszyć. To wszystko trwało mniej niż pięć sekund. Podbiegłam do Sheridana i popchnęłam go w bok, zanim zdążył ponownie uderzyć Jacka. Nie pakowałam się pomiędzy nich, bo jeszcze przypadkiem bym oberwała. James uderzył pięścią w ścianę zamiast w głowę Wooda.

— Co ty, do jasnej cholery, robisz?! — krzyknęłam do Sheridana, czując, jak oblewa mnie gniew, wcześniejszy szok całkowicie minął. — Oszalałeś?!

Jack wyprostował się, a jego jasne oczy ciskały gromy w stronę Jamesa. Po jego twarzy wyraźnie było widać, że był piekielnie zły za cios i chciał zemsty. Wytarł krew z ust rękawem kurtki i zacisnął dłonie w pięści. Z jego dolnej wargi znowu zaczęła lecieć krew, ale zignorował to. Ruszył w stronę Sheridana, a ten uśmiechnął się chłodno, jakby tylko na to czekając.

Nie zamierzałam dopuścić do bójki.

— Jack, stój! — krzyknęłam w jego stronę i spojrzałam na niego błagająco.

Nie byłabym w stanie fizycznie go zatrzymać, byłam w końcu za słaba. Miałam nadzieję, że zrobi to, o co go prosiłam. Rudowłosy zatrzymał się w miejscu, chociaż cały aż drżał od powstrzymywanej złości. Wcale mu się nie dziwiłam.

— A ty nie ruszaj się z miejsca! — W stronę ciemnowłosego wręcz wysyczałam te słowa. — Mogę wiedzieć, dlaczego go uderzyłeś?

— Pieprzyłaś się z nim — stwierdził nerwowym głosem, nie patrząc na mnie, tylko na Jacka.

Tego się nie spodziewałam. Zamrugałam gwałtownie i otworzyłam usta, gapiąc się na niego. Był o mnie zazdrosny. Tak bardzo zazdrosny, że chciał sprać gościa, który co najwyżej całował mnie w rękę. Powinnam czuć szczęście. Jeszcze kilka miesięcy temu to uczucie by we mnie dominowało. Bo to była wyraźna oznaka, że mu na mnie zależało. Jednak tak byłoby kiedyś. W obecnej chwili znałam prawdę. Sam pieprzył się z innymi, ale mnie nie wolno było tego robić. Nie byliśmy dla siebie na wyłączność, ale mimo wszystko wpadł w szał. Uważał mnie za swoją własność. Nie raczył nawet odpisać na moją wiadomość. Zamiast radości zalały mnie więc furia i rozpacz.

— Nie uprawialiśmy seksu. Skąd ci to przyszło do głowy? — zapytał podenerwowany Jack. — Poza tym przecież nie jesteście razem.

Celna uwaga.

— Nie twoja pieprzona... — zaczął Sheridan, ale weszłam mu w słowo.

— Jack, przepraszam cię za niego — zawróciłam się do Wooda. — Idź już, proszę. Przepraszam, że nie wypijemy razem tego drinka. Może innym razem się uda, zadzwonię później.

Nie wyglądał na przekonanego. Jego oczy skakały pomiędzy mną a Jamesem. W końcu jednak pokiwał głową, odpuszczając, i wyszedł bez słowa. Naprawdę zamierzałam mu potem za to podziękować.

— Zabiję skurwiela... — mamrotał pod nosem James i nerwowo szarpał za swoje włosy.

— Po prostu się zamknij. Nie miałeś prawa go bić — powiedziałam, mrużąc oczy. — I nic mu nie zrobisz, Sheridan. Porozmawiamy u mnie, nie chcę robić show dla ochrony hotelu.

Rozejrzałam się po korytarzu. Na kremowym dywanie widać było plamy krwi. Przy suficie wisiała kamera, nie chciałam, aby nagrała więcej niż to, co do tej pory. Podniosłam z podłogi klucze i torebkę. Z trudem wsadziłam klucz, dłoń przeraźliwie mi drżała. Otworzyłam drzwi od pokoju i weszłam do środka, nie oglądając się za siebie. Rzuciłam torebkę w kąt, zdjęłam buty i płaszcz. Wszystko rzuciłam tam, gdzie torebkę. 

Sheridan wszedł za mną i zamknął drzwi. Dopiero wtedy wybuchłam.

— Co ty sobie wyobrażasz?! — zawołałam w jego stronę rozwścieczona. — Znam go od ponad dwóch tygodni, pracowałam z nim i pokazywał mi miasto, nic pomiędzy nami nie zaszło! A nawet gdyby, to nic ci do tego!

Oparłam dłonie na biodrach i zacisnęłam je w pięści, żeby nie widział ich drżenia. Jednocześnie przepełniało mnie wiele emocji. Górowały smutek i rozpacz, a zaraz za nimi był gniew.

James, słysząc moje słowa, zacisnął szczękę i zmarszczył brwi.

— Więc nic mi do tego, tak?! To możesz się pieprzyć z każdym?! Tak właśnie uważasz?! Kurwa, a myślałem, że jesteś inna!

Nie wierzyłam w to, co słyszałam. Po prostu zajęło mi dłuższą chwilę, zanim to do mnie dotarło. I wtedy gniew stał się dominujący.

— Co niby próbujesz mi wmówić?! Że cię zdradziłam?! — Zaśmiałam się gorzko, bardzo sztucznie. — Przecież sam powiedziałeś, że nie jesteśmy razem. Już zapomniałeś? Pytałam cię o jakąś jedną z tych twoich dziewczyn, z którą byłeś na randce w Los Angeles. Bardzo jasno mi wtedy dałeś do zrozumienia, że łączy nas tylko seks!

— To było dwa miesiące temu! — krzyknął i zaczął chodzić w kółko po przedpokoju podminowany, jednak nie spuszczał ze mnie spojrzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro