Rozdział 3.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po śniadaniu, podczas którego walczyłam z odruchem wymiotnym, próbując zjeść chociaż odrobinę owsianki, poszłam z Kathy i Leną na trening. Dołączył do nas Sheridan, oczywiście spóźniony kwadrans, co Miranda zignorowała, i tańczyliśmy do Love. Nigdy w życiu nie nasłuchałam się od Mirandy tylu komentarzy pod moim adresem. Nie zostawiła na mnie suchej nitki. Nie byłam w stanie wznieść się na pointach, a co tu mówić o piruetach.

— Livia, co się z tobą dzieje, do jasnej cholery?! — krzyczała, gdy przewróciłam się podczas próby obracania się w chaines. — Ciągle mylisz kroki i nie możesz zrobić nawet najprostszej figury!

Lena i Kathy patrzyły na mnie zmartwione, bo nigdy wcześniej nie zaliczyłam upadku na treningu. Zawsze to ja byłam tą lepszą i nigdy nie zostawałam w tyle. Jednak tego dnia wszystko sprawiało mi trudność, a głośna muzyka lecąca z głośników powodowała, że prawie płakałam z bólu. Jednak moja wściekłość była silniejsza niż fizyczna udręka. I w sumie tylko dzięki temu nie poddawałam się i nie poprosiłam Mirandy o wolne.

Po spojrzeniu kątem oka na Sheridana zacisnęłam dłonie w pięści i wstałam z podłogi.

Miał kaca, co nie było dla niego niczym nowym. Funkcjonował jak zawsze. Nawet, cholera, śpiewał niemal bez chrypy. Był do tego przyzwyczajony. Najwyraźniej bycie nie w formie było dla niego całkowicie normalne. Nie miał najmniejszego problemu podczas tańczenia, grania i śpiewania jednocześnie. Nie wiedziałam, co brał, że był niemal tak rześki, jakby przespał z osiem godzin, a nie zaledwie dwie. Chociaż kto go tam wie, może w ogóle nie spał, tylko zrobił imprezę u siebie w willi. Był do tego zdolny.

Drżącymi dłońmi odsunęłam za uszy niesforne kosmyki włosów, które wymknęły się z koka, i spojrzałam na Mirandę ze skruszoną miną.

— Przepraszam, ale wczoraj całe popołudnie i wieczór oprowadzałam Jamesa po Rzymie. Krótko spałam i jestem zmęczona. Po wczorajszym treningu nie odpoczęłam i bardzo bolą mnie stopy, sama rozumiesz.

Miałam nadzieję, że przyjmie taką wymówkę i nie będzie drążyła. Jeśli dowiedziałaby się, że piłam i miałam kaca, to dostałoby mi się o wiele bardziej.

Miranda westchnęła i położyła dłonie na biodrach, spojrzała na Sheridana wkurzona, co aż od niej biło, ale miała ode mnie o wiele więcej cierpliwości i nikt, kto jej nie znał, nie poznałby tego po niej.

Zazdrościłam jej umiejętności aktorskich.

— Livia jest przede wszystkim tancerką, Jamesie — mówiła ze spokojem w głosie. — I między innymi od niej zależy, jak wypadnie twój koncert. Jeśli chcesz, aby pokazywała ci miasto, niech tak będzie. Jednak nie więcej niż kilka godzin w ciągu doby. Inaczej zwyczajnie nie przygotuje się do najbliższego koncertu wystarczająco dobrze.

Sheridan wzruszył ramionami na te słowa i poprawił gitarę trzymaną w dłoniach. Miał na sobie luźne, materiałowe szare spodnie i zwykłą białą koszulkę. Wszystko idealnie wyprasowane, chociaż przecież nikt prócz nas, tancerzy, go nie widział. W pobliżu hotelu nie było żadnych dziennikarzy ani paparazzi. Nie wiem, może miał jakąś obsesję, aby cały czas wyglądać nienagannie.

Oczywiście wyjątkiem był czas, gdy oddawał się cielesnym rozkoszom. W końcu po powrocie z „randki" z Desire wystarczyło na niego spojrzeć, aby zobaczyć, że niedawno się z kimś pieprzył. Pogniecione ubrania, pospiesznie i byle jak zapięta koszula oraz szminka na szyi i kołnierzyku... To wszystko mówiło samo za siebie.

— W porządku, wezmę to pod uwagę. Jednak Livia i tak świetnie sobie radzi. Wątpię, aby podczas koncertu poszło coś źle — odpowiedział znudzonym tonem.

Nie przejął się słowami Mirandy. Zaniepokoiło mnie to. Być może znowu będę musiała bawić się cały dzień w przewodniczkę i tłumacza. Oby nie, pragnęłam, aby to była tylko jednorazowa robota. Tyle dobrego, że mnie nie wydał i nie powiedział, że miałam kaca.

Miranda pokiwała głową, najwyraźniej przyjmując słowa Sheridana do wiadomości. Zaklaskała w dłonie.

— Dobra, jeszcze raz. Livio, tylko tym razem się postaraj — nakazała, patrząc na mnie uważnie, jakby mimo wszystko coś podejrzewała.

— Oczywiście — odparłam cicho, aby nie było słychać, jak bardzo chrypiałam.

Sheridan zaczął grać i śpiewać. Zacisnęłam zęby i spróbowałam wznieść się na pointach, jakoś mi się udało. Jednak każdy krok sprawiał mi taki ból, jakbym chodziła po rozpalonych kamieniach.

***

O 11 Miranda spojrzała na Jamesa i gestem dłoni nakazała mu przestać grać i śpiewać.

— Dobra, zarządzam przerwę. O 12 wróćcie, przyjdzie reszta zespołu i będziemy pracować nad nowym kawałkiem. Ten jest już dopracowany.

Westchnęłam z ulgą, koniec baletu. Wzięłam swoją butelkę z wodą i usiadłam na podłodze. Musiałam odpocząć. Mięśnie moich nóg wręcz płonęły z bólu, cała lekko drżałam. Zaciskałam dłonie, aby powstrzymać płacz. A to była dopiero połowa treningu.

Szlag by to trafił.

Cudownie było usiąść na chłodnej posadzce... Wypiłam resztę wody z butelki, a potem odstawiłam pustą butelkę obok. Cały dzień strasznie mnie suszyło, opróżniłam już dwie butelki i ani trochę nie czułam się lepiej. Zamknęłam oczy, objęłam ramionami nogi, oparłam czoło na kolanach, aby zakryć twarz przed jasnym światłem bijącym z okien. Półmrok dobrze mi zrobił, bo głowa momentalnie przestała tak bardzo boleć.

Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Niechętnie uniosłam głowę i spojrzałam w górę. Stała nade mną Lena. Wręcz biło z niej zmartwienie i niepokój. Nic nie wiedziała wcześniej o tym, że bawiłam się w przewodnika i niańkę Sheridana. Ale po słowach Mirandy była uświadomiona, mimo to nie była zazdrosna czy zła, ale właśnie zaniepokojona. Ciekawa byłam, czy to się zmieni, jak tylko się dowie o imprezowaniu z Sheridanem. Nie miałam jednak zamiaru mówić jej o Desire ani o tym, jak łatwo obiekt jej westchnień flirtował z napotkanymi dziewczynami. Zasmuciłoby to ją, w najlepszym wypadku.

— Wszystko w porządku, Liv? — zapytała i przysiadła obok mnie.

Jej jasne, krótkie włosy związane były w wysoki kucyk, co wyglądało uroczo, bo zabawnie odstawał. Miała na sobie pełny makijaż, z całą pewnością wodoodporny. Inaczej już dawno niewiele by po nim pozostało. Lena była tak samo spocona po treningu jak ja. Nie pojawiała się nieumalowana poza pokojem z obawy, że wpadnie na Sheridana.

Z jednej strony jej zachowanie było zabawne, a z drugiej — smutne. Bo po tym, co wczoraj widziałam, mogłam z ręką na sercu stwierdzić, że Lena miała małe szanse na to, że Sheridan zwróci na nią uwagę.

Uśmiechnęłam się słabo i wolno pokiwałam głową.

— Jasne, mam tylko kaca... — wyszeptałam ostatnie słowo, aby Miranda mnie nie usłyszała, ponieważ stała kilka metrów dalej i rozmawiała z Sheridanem.

Jej szafirowe oczy otworzyły się szeroko i zachichotała cicho.

— Jak to? Nie poznaję cię, przecież ty się nie upijasz tak łatwo, masz twardą głowę. Musiałaś sporo wypić. No dalej, umówiłaś się z kimś?

Pochyliła pytająco głowę w bok i nie odrywała ode mnie spojrzenia.

— Nieee... — Pokręciłam wolno głową. — Sheridan zaszantażował mnie, żebym poszła z nim do klubu. Bawiłam się w przewodnika i tłumacza. Zmusił mnie, abym z nim piła.

Lena spojrzała na Sheridana. Opierał się o ścianę przy oknie i palił papierosa, wolną dłoń trzymał w kieszeni i mówił coś do Mirandy. Wnioskując po jego minie, nie był zadowolony z tego, co usłyszał. Byłam ciekawa, co mu mówiła.

— James? On jest za słodki, aby kogokolwiek szantażować, głuptasie. Nie miałby serca, żeby tak robić. Na pewno nie zmuszał cię do picia, pewnie sama chciałaś i teraz zwalasz na niego. To nie w jego stylu. Jest dobrym człowiekiem. — Usłyszałam Lenę i spojrzałam na nią.

Co za naiwność. Gdybyś wiedziała to co ja... Pomyślałam i uśmiechnęłam się pobłażliwie.

— Nie sądzę, Leno. Przekonałam się na własnej skórze, do czego jest zdolny — odparłam i podniosłam się wolno z podłogi. — Nie znasz go.

Jęknęłam, gdy stanęłam na obolałych stopach. Miałam wrażenie, jakby po tym krótkim odpoczynku bolały mnie bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.

Lena poderwała się z podłogi i oparła dłonie na biodrach. Wydęła dolną wargę i spojrzała na mnie z niedowierzającą miną. Uniosła dłoń i wskazała na mnie palcem. Zawsze była bardzo ekspresyjna.

— Ale on nie może być taki... — zaczęła, ale urwała, patrząc za mnie na kogoś, kto wszedł na salę.

Stała tak z otwartą buzią i uniesioną dłonią jak wmurowana.

Usłyszałam za sobą stukot obcasów. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Desire. Ale niby skąd miałaby wiedzieć, że Daniel to tak naprawdę James Sheridan? No i jak odnalazłaby hotel? A co najważniejsze, przecież ochrona by jej nie wpuściła.

Sheridan spojrzał za mnie i zamarł. Na jego twarzy ujrzałam jednocześnie szok, złość, ale i zadowolenie. Co też mogło spowodować u niego takie emocje?

Z ciekawości odwróciłam się na pięcie i musiałam przyznać, że i moja szczęka opadła niemal do podłogi.

Na salę weszła Sylvia Clarke. Miała na sobie czarną sukienkę z rękawami do łokci. Jej długie, kruczoczarne włosy zaplecione były w warkocz. Jej makijaż był nienaganny, ale czego innego można się było po niej spodziewać.

Co tutaj robiła? Przecież nawet ja słyszałam, że Sheridan i Clarke zerwali ze sobą jakiś czas temu.

Co prawda potem do siebie wrócili, ale potem znowu o coś się pokłócili i się rozstali. I tak kilka razy. Media uwielbiały o tym trąbić, o tych wiecznych rozstaniach i powrotach jednej z najsłynniejszych par show biznesu. Obecnie byli kilka tygodniu po rozstaniu.

Sylvia była zła jak osa i szybkim krokiem szła w kierunku Sheridana. Wyglądało na to, że miał kłopoty. Ale nie powiem, żeby było mi z tego powodu przykro. Ani trochę. Oby dała mu za mnie w twarz.

Najwyżej za takie myśli będę smażyć się w piekle, trudno.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro