Rozdział 4.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po dotarciu do restauracji usiedliśmy przy jednym z wielu stolików. Rzecz jasna Kathy postanowiła wykorzystać sytuację i od razu zajęła miejsce obok Zafira, chociaż gdy tylko usiadła, rumieniec na jej policzkach stał się jeszcze większy. Zmarszczyłam brwi i wzdychając, niechętnie zajęłam miejsce przy Jamesie po drugiej stronie czteroosobowego stołu. Niedaleko naszego stolika stanęło kilku ochroniarzy Zafira i Jamesa. Pewnie przebywali sami tylko w łazience i na sali treningowej. W końcu nawet kiedy Sheridan był incognito, to i tak towarzyszyło mu dwóch goryli. Zero prywatności. Ciekawiło mnie, jak oni byli w stanie to znieść.

Restauracja była wykwintna i przestronna. Była na parterze i z dwóch stron zamiast ścian znajdowały się wielkie okna oraz jedne szklane drzwi prowadzące na spory taras. Na sali znajdowało się trzydzieści idealnie nakrytych stołów, przy których siedziało zaledwie kilkoro ludzi, ale za to wszyscy byli ubrani elegancko. Czułam się zdecydowanie nie na miejscu w swoim stroju sportowym oraz ze zwykłym, byle jak zrobionym kokiem. Pocieszające było jednak to, że każdy z nas przy stole był ubrany na luzie, więc trochę mnie to uspokoiło.

Podszedł do nas kelner ubrany na galowo i nawet mu powieka nie zadrgała, gdy ujrzał przy naszym stole dwóch piosenkarzy światowego formatu. Pewnie był do tego przyzwyczajony.

— Dzień dobry. Co podać? — zapytał od razu po angielsku i przygotował notatnik oraz długopis w celu zapisania zamówienia.

Zafir spojrzał na Kathy i wskazał dłonią na kelnera.

— Na co masz ochotę? Ja stawiam — oznajmił i posłał jej szeroki uśmiech.

Moja przyjaciółka splotła nerwowo dłonie na stole i odwzajemniła słabo uśmiech. Bałam się, że zaraz naprawdę zemdleje.

— Karmelowe latte — powiedziała w końcu po chwili. — I do tego szarlotka.

— Dla mnie to samo — dodał Maluf.

— Poproszę espresso — odezwałam się chwilę po nim, aby kelner zdążył zapisać.

Potrzebowałam dużej dawki kofeiny, aby nie zasnąć podczas treningu. W końcu w nocy spałam zaledwie ze dwie godziny. Poza tym nie lubiłam kawy z mlekiem i cukrem. Te niepotrzebne dodatki tłumiły smak kawy, który uwielbiałam.

Telefon Sheridana zaczął wibrować. Wyciągnął komórkę z kieszeni, zacisnął usta, czytając wiadomość.

— Podwójne espresso — wymamrotał Sheridan, nie odrywając wzroku od ekranu.

Schował telefon, nie odpisując. Ciekawa byłam, na kogo był taki zły. W sumie każdy był w kręgu podejrzanych. Bardzo łatwo się denerwował, wystarczyło powiedzieć „nie" na jego żądanie. Zdążyłam zauważyć, że on żądał, nigdy nie prosił. Irytowało mnie to jak cholera, szczególnie gdy zwrócił się w ten sposób do kelnera. Kiedyś sama dorabiałam jako kelnerka i doskonale wiedziałam, że gburowaci klienci mogli popsuć cały dzień pracy.

Kelner odszedł, Maluf spojrzał na Sheridana z ciekawością wypisaną na twarzy.

— Czyżby dziewczyna cię męczyła? — zapytał, trochę się z niego nabijając. — Znowu się pokłóciliście?

James zacisnął zęby.

— Nie twoja pieprzona sprawa — odpowiedział i wzruszył obojętnie ramionami.

Kathy patrzyła na nich nieco zdezorientowana, bo nie zdążyła poznać jeszcze tej mało przyjemnej strony Sheridana. „Kakathy" w sumie było jedynie przedsmakiem tego, do czego był zdolny.

Zafir zupełnie się nie zraził i dalej się uśmiechał. Przeczesał dłonią swoje jasne włosy, jeszcze bardziej je mierzwiąc. Przysięgam, nawet siedząc po drugiej stronie stołu, usłyszałam, jak Kathy wzięła głośny wdech.

— Skoro nie chcesz o tym rozmawiać, to może... — zaczął Maluf nieco zaczepnie, jakby uwielbiał go drażnić.

Uniosłam dłoń, przerywając mu w połowie zdania. Nie lubiłam komuś się wcinać, ale naprawdę nie miałam ochoty słuchać warczenia Sheridana. Chciałam przeznaczyć przerwę na odpoczynek, a nie na bawienie się w mediatora.

— Chłopcy... — zaczęłam z lekkim uśmiechem, momentalnie na mnie spojrzeli, obaj z niezbyt zadowolonymi minami, w końcu mieli już dawno skończone 20 lat i byli mężczyznami. — Mam kaca po wczorajszej imprezie z Sheridanem i nie chcę słuchać, jak się awanturujecie. Możecie przełożyć to na później?

— Zaprosił cię, abyś mu towarzyszyła? — zapytał Zafir.

— Nie — mruknął Sheridan i spojrzał na mnie, odwracając się w moim kierunku. — Pokazywała mi miasto i była tłumaczką. Zabrałem ją do klubu, aby tłumaczyła. Upiła się bez mojej wiedzy.

— Nieprawda. Chciałeś, abym piła. Sam zamówiłeś dla mnie drinki — zaprotestowałam, nie chcąc, aby zrobił ze mnie alkoholiczkę.

W jego wzroku była złość, ale i coś innego, czego nie byłam w stanie odszyfrować. Poczułam, jak ogarnia mnie irytacja, ale także zrobiło mi się gorąco. Siedział za blisko mnie, zdecydowanie. Nie mogłam myśleć logicznie i trzeźwo, gdy czułam otaczający mnie jego zapach. Była to prawdopodobnie mieszanka perfum, mięty i dymu papierosowego.

Nigdy wcześniej nie lubiłam zapachu dymu papierosowego. Nie paliłam.

Schowałam pod stołem dłonie i ułożyłam je na kolanach, aby nie widział, jak mocno zacisnęłam je w pięści. Miałam nadzieję, że paznokcie wbijające się w moją skórę zadziałają na mój umysł jak sole trzeźwiące. Nie chciałam się tak przy nim czuć.

— Bo jak już wcześniej wspomniałam, nie miała innego wyjścia, dupku — prychnęła Kathy, nagle odzyskując zdolność mowy.

Zafir zaśmiał się cicho i pokręcił głową.

— Rany, wyszczekana jesteś, mała. Chociaż trochę małomówna — stwierdził, patrząc na moją przyjaciółkę z szelmowskim uśmieszkiem.

Twarz Kathy stała się niemal tak samo czerwona jak jej spodnie i ponownie nie odpowiedziała. Można było wiele powiedzieć o Katherine, ale na pewno nie to, że była małomówna. Zżerał ją stres. Cóż, kiedy Maluf na nią patrzył, to wariowała, ale jak tylko skupiała się na Sheridanie, to momentalnie stawała się sobą.

— Kakathy, uważaj na słowa — ostrzegł Sheridan, patrząc na nią ze zmrużonymi oczami.

I znowu „Kakathy". Wiedziałam, że Sheridan nie przestanie jej tak nazywać. Znajdywał w człowieku najsłabsze miejsce, a potem to wykorzystywał. Zrobiłabym niemal wszystko, aby pozostać w zespole, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Zafir wzniósł oczy ku niebu i położył ramię na krześle Kathy w opiekuńczym geście.

— Nie groź mojej nowej koleżance, Jim.

Katherine spojrzała na Sheridana, aby coś mu odwarknąć, ale potem ujrzała, jak ramię Zafira opada na oparcie jej krzesła, i cicho pisnęła. W tym samym czasie pojawił się kelner i dosyć głośno postawił przed nią jej szklankę z latte. Od razu upiła spory łyk kawy.

— Piszczałka Kakathy — skomentował Sheridan z nieco wrednym uśmieszkiem wyrażającym samozadowolenie. — Wydajesz z siebie jeszcze jakieś inne śmieszne dźwięki?

— Przestań — syknęłam w jego stronę ledwie słyszalnie.

Zignorował mnie i napił się swojej kawy jak gdyby nigdy nic. Zafir udawał, że nie usłyszał piśnięcia Kathy, za co potem miałam zamiar mu podziękować.

Kathy natomiast miała minę, jakby chciała zapaść się pod ziemię.

— Na ilu koncertach wystąpisz? — zapytałam, patrząc na Zafira, i sama napiłam się swojej kawy, uważając przy tym, aby się nie oparzyć.

Nie chciałam do kolekcji bolących miejsc dodać oparzonego języka.

— Początkowo miałem tylko na tym, ale jednak na wszystkich. Jeszcze tylko nie wiemy z Jamesem, ile razem wykonamy kawałków — odpowiedział i ukroił trochę swojego ciasta.

— Pewnie tak ze trzy. Sylvia chce zaśpiewać ze mną minimum dwa — odparł znad swojej filiżanki Sheridan. — Trzeba będzie jakoś to pogodzić.

Reszta rozmowy przebiegła w miarę normalnie. Nie licząc docinków Sheridana pod adresem moim czy zawstydzonej i jednocześnie zdenerwowanej Kathy. Maluf starał się jakoś go utemperować i co chwila go upominał, jak tylko stawał się chamski i wredny.

***

Po wypiciu kawy zostawiłam Kathy z Zafirem oraz Jamesem i poszłam do swojego pokoju. Czułam się troszkę lepiej, ale nogi nadal piekielnie mnie bolały. Udałam się do łazienki i postanowiłam sobie trochę ulżyć poprzez moczenie stóp w letniej wodzie. Pół godziny później czułam się trochę lepiej, przynajmniej mogłam normalnie chodzić.

Weszłam do sali treningowej chwilę przed czasem, pojawiłam się jako ostatnia. Miranda włączyła muzykę i ponownie rozpoczęliśmy trening, tym razem jednak zaczynając od ćwiczenia sekwencji choreografii, którą wykonywaliśmy wszyscy — nasz zespół, Zafir oraz James.

Musiałam przyznać, że Zafir miał poczucie rytmu i szybko załapał, o co chodziło Mirandzie. Uczył się w mgnieniu oka, podobnie zresztą jak Sheridan. Dzięki temu zgranie choreografii szło nam sprawnie.

Czułam się znacznie lepiej, głowa przestała mnie boleć, podobnie jak plecy. Przestałam także odczuwać zmęczenie dzięki dawce kofeiny. Nadal cholernie bolały mnie nogi, ale to było w końcu nic w porównaniu z tym, co czułam do południa. Byłam w stanie znieść to bez marudzenia. Ciepła woda naprawdę działa cuda. Niestety co jakiś czas się potykałam albo gubiłam rytm. Miranda jednak mi odpuściła i nie wrzeszczała na mnie. Przynajmniej tyle dobrego.

Kiedy po raz kolejny miałam przećwiczyć z Sheridanem nasz fragment choreografii, z całych sił starałam się nie reagować na niego w ten dziwny, niepokojący sposób.

Ale cóż, mogłam sobie tylko chcieć i się starać. To i tak nic nie pomagało.

______________________________________

Fabuła się rozkręca ;)

Jak wrażenia? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro