Rozdział 5.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się tam znaleźliśmy, puścił moją rękę, położył swoje dłonie na moich biodrach. Zaczęłam tańczyć w jego ramionach. Poruszałam się w rytm głośniej, ogłuszającej muzyki. Po koncercie miałam nieco przytępiony słuch z powodu długiego przebywania blisko ogromnych głośników. Dlatego też głośna muzyka mi nie przeszkadzała. Przymknęłam lekko oczy, gdy tańczyłam. Czułam na swoim ciele silne dłonie Jamesa, jego zapach sprawił, że moje serce zaczęło bić nieco szybciej. Jednak jakoś się tym nie przejęłam. Alkohol pozwolił mi się bawić, cieszyć się chwilą i nie myśleć o konsekwencjach tego wieczoru. Nie chciałam się martwić na zapas. Hamulce nieco puściły i zwyczajnie pozwoliłam sobie na to wszystko. Nie wiedziałam, czy to był mądry pomysł, zapewne nie. Ale skoro nie był już z Sylvią, no i przez ostatnią dobę tylko kilka razy mnie wkurzył, to dlaczego miałabym troszkę się z nim nie zabawić. Taniec w końcu jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Odwróciłam się plecami do Jamesa i zaczęłam poruszać biodrami, ocierałam się o jego tors w rytm muzyki i dudniących basów. Czułam, jak tańczył za mną, jego dłonie wolno sunęły po moich biodrach. Przesunął je na mój odkryty brzuch, a kiedy poczułam na skórze dotyk jego ciepłych palców, przeszył mnie przyjemny dreszcz. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Miałam nadzieję, że tego nie zauważy. Położył dłonie na moim brzuchu i pozwalał, abym dalej tańczyła tuż przy nim.

Zamknęłam całkowicie oczy i poddałam się chwili. Poczułam jego zapach otulający mnie i westchnęłam z zadowoleniem. Po dłuższej chwili Sheridan odwrócił mnie w swoją stronę i tańczyliśmy przy sobie, czułam na sobie jego spojrzenie. I musiałam przyznać, że to było przyjemne. Czułam, jak krew w moich żyłach zaczyna szybciej krążyć, mój oddech stał się szybszy. Na mojej skórze pojawiły się kropelki potu, na sali zaczynało być duszno i gorąco. Chociaż pewnie tylko miałam takie wrażenie, bo z powodu jego bliskości kręciło mi się w głowie. Mieszanka alkoholu i Sheridana była wybuchowa.

W końcu przysunął się bliżej mnie i pochylił w moją stronę.

— Chodź, napijemy się — powiedział i wskazał głową na bar.

Przełknęłam ślinę, czując, jak bardzo mam sucho w ustach. Musieliśmy długo tańczyć, nie liczyłam, ile piosenek przebywaliśmy na parkiecie, wszystkie zlały się w jedną. Dopiero w tamtej chwili poczułam, jak bardzo chce mi się pić, jakoś wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.

— Dobrze — przytaknęłam i ruszyłam w kierunku baru.

Minęłam w tłumie Kathy tańczącą z Zafirem oraz Leną. Widać było, że świetnie się bawili. Zrobili sobie minibitwę, co chwila któreś z nich wykonywało bardziej skomplikowane kroki taneczne, a pozostali się przyglądali. I tak na zmianę. Co prawda wyglądało to komicznie, cała trójka była już nieźle wstawiona. Co chwila wybuchali śmiechem i potykali się o własne stopy.

Czasami zazdrościłam Kathy słabej głowy, to było szalenie ekonomiczne. Dwa, trzy drinki i jest się pijanym. Wydawała mniej pieniędzy na alkohol niż ja.

Wszyscy bawili się na parkiecie, więc było na nim cholernie tłoczno. Natomiast przy barze nie było nikogo, za kontuarem stał barman i polerował ściereczką szklanki. Widząc mnie oraz Jamesa, odstawił wszystko. Wcale mu się nie dziwiłam, że był zaskoczony. W końcu ostatnim razem gadałam do niego o tym, jaki to James jest wkurzający, i nieźle go wyzywałam.

Barman zrobił zdziwioną minę, co wyglądało komicznie. Łysy facet z tatuażami na ramionach, szyi i głowie z zaskoczoną miną. Cholernie mnie to rozbawiło i zaczęłam chichotać.

— Co tym razem podać, Liv? — zapytał, zwracając się do mnie. — Mojito?

— A może napijesz się ze mną whisky? — zaproponował James i usiadł na obrotowym krześle.

Ostatnim razem, gdy piłam whisky, źle się to dla mnie skończyło. Jednak jakoś nie mogłam odmówić, gdy tak na mnie patrzył. Pokiwałam wolno głową.

— No dobrze... Ale tylko szklaneczkę — powiedziałam i uniosłam palec, wskazując nim na Sheridana. — Jedna szklanka, nie więcej.

— Podejrzewasz mnie o to, że chciałbym cię upić? Ranisz mnie.

Uśmiechnął się nieznacznie i zmrużył oczy, wpatrując się we mnie.

Poczułam, jak na moje policzki wypływa rumieniec. Boże, taki uśmiech powinien być karalny. Zwaliłam moją reakcję na przegrzanie tańcem. Zimny alkohol powinien pomóc mi się schłodzić.

— Tak, dokładnie to podejrzewam. Ale ja tak łatwo nie daję się upić, mam twardą głowę.

— To ciekaw jestem, ile wypiłaś ostatnim razem, skoro wymiotowałaś.

Zazgrzytałam zębami, znowu mi to wypomniał. Spojrzałam na niego i uniosłam brew.

— Chcesz ze mną pić czy nie? Ani słowa o wymiotowaniu — nakazałam ciekawa jego reakcji.

W końcu z całą pewnością znalazłby minimum tuzin chętnych dziewczyn, które zrobiłyby wszystko, aby z nim pić.

Ku memu zdziwieniu Sheridan wzruszył ramionami w niemej zgodzie. Nie wierzyłam własnym oczom, ustąpił mi w czymś. Zamierzałam to potem sobie gdzieś zapisać. Z pewnością taka chwila jak ta ponownie szybko się nie pojawi.

— Ani słowa o wymiotowaniu — potwierdził i spojrzał na barmana. — Dwie whisky.

— Poprosimy — dodałam uprzejmie i posłałam barmanowi szeroki uśmiech.

Mężczyzna zabrał się za nalewanie dla nas alkoholu. Usiadłam wygodniej na krześle i zaczęłam stukać nieco niecierpliwie palcami o blat, wybijając rytm lecącej piosenki. Leciał kolejny utwór Clarke.

Nagle James położył swoją dłoń na mojej, zatrzymując tym samym moje nerwowe stukanie. Przecież i tak tego nie słyszał, muzyka była za głośna. Ledwo słyszałam, co do mnie mówił, a i tak musiał niemal krzyczeć.

— Przestań, wkurza mnie to — stwierdził nagle spiętym głosem.

No tak, piosenka jego byłej. Zapewne ciężko mu było tego słuchać.

— Czy jest coś, co cię nie wkurza? — zapytałam, przechylając lekko głowę w bok. Wpatrywałam się w niego. — Cholernie łatwo się denerwujesz.

Barman postawił na ladzie szklanki wypełnione bursztynowym alkoholem. Podniosłam swoją i umoczyłam w niej usta, po czym wzięłam spory łyk. Paliło jak cholera, jednak starałam się za bardzo nie krzywić.

— Chrzanisz. Jestem spokojny jak mnich — prychnął lekceważąco.

Nie brzmiało to ani trochę tak, jakby był spokojny.

Jakby na dowód wypił całą zawartość swojej szklanki. Do dna. Postawił pustą szklankę na blacie i popchnął ją od niechcenia w stronę barmana.

— Jeszcze raz to samo.

Barman bez słowa zaczął przygotowywać jego zamówienie, a ja popijałam wolno swoją whisky. Z czasem palenie przestało mi tak bardzo przeszkadzać i przestałam się tak bardzo krzywić.

— Upijesz się szybciej niż ja — stwierdziłam w końcu i dopiłam wolno alkohol. — Nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe, ale pewnie zaraz się przekonamy, jeśli nie przyhamujesz. Może to ja tym razem będę się gapiła, jak rzygasz.

— Zabawnie marszczysz nos, gdy pijesz whisky — odparł, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.

Przewróciłam oczami i patrzyłam, jak zaczął pić kolejną porcję przyniesioną przez barmana. Rozpoczęła się kolejna piosenka, znowu Clarke. Cholera, czyżby Sylvia maczała palce w tym, że DJ puszczał sporo jej utworów? Widziałam, jak Sheridan zacisnął dłoń wokół szklanki. Postawił ją z hukiem na ladzie.

— Kurwa, mam dość. Spadam stąd.

Zamrugałam zaskoczona.

— Ale przecież to twoja impreza. Zamierzasz tak po prostu wyjść?

Spojrzał na mnie z gniewną miną.

— Wyjdę stąd albo pójdę do didżeja i mu przyjebię. Kazałem mu nie puszczać piosenek Clarke. A teraz jak z nią zerwałem, tym bardziej nie mam ochoty ich słuchać.

— Zerwałeś z nią?

Nie wierzyłam własnym uszom. Według tego, co mówił Maluf, Jamesowi zależało na Sylvii, zresztą ze wzajemnością, i dlatego ciągle do siebie wracali. Dlaczego więc ją rzucił?

— Czy naprawdę musisz zadawać tyle pytań? Nie znoszę tego. Po prostu, cholera, nie pytaj — warknął i wsunął dłoń w swoje włosy, lekko je przy tym szarpiąc w zdenerwowaniu.

Jeszcze trochę i wyrwałby sobie wszystkie włosy. Położyłam dłoń na jego dłoni, którą trzymał we włosach. Spojrzał na mnie i nieco się uspokoił. Puścił swoje włosy i wziął moją dłoń w swoją. Wiedziałam, że moja twarz była cała czerwona z powodu jego dotyku. Jego dłoń była taka ciepła... Zamknęłam oczy, wsłuchując się w muzykę, starałam się panować nad swoimi rozszalałymi emocjami. To jednak był zły pomysł. Picie i przebywanie z Jamesem. Straciłam panowanie nad tym, co tak głęboko w sobie ukrywałam. Jak chociażby to, że fizycznie mnie pociągał. Był cholernie przystojny i nie mogłam nic poradzić na to, jak na mnie działał. Wystarczył jego dotyk, abym w dole brzucha poczuła ciepło zwiastujące pożądanie.

— Wyjdziesz stąd ze mną? — zaproponował po chwili ciszy, gdy tak siedzieliśmy w milczeniu.

— Tak — odparłam, nawet o tym nie myśląc.

Kiwnął głową. Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Przeciskaliśmy się przez tłum tańczących ludzi. Następnego dnia jak nic niemal wszyscy skończymy z kacem. Ja raczej nie, bo chyba nie wypiłam na tyle dużo. Jednak jak zawsze okaże się to jutro. Żaden z ochroniarzy za nami nie szedł. Pewnie nawet nie podejrzewali, że Sheridan mógłby opuścić swoją własną imprezę.

Wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam na swojej rozpalonej skórze chłodny, nocny wiatr. Słyszałam, jak niedaleko stąd kilka samochodów przejechało ulicą. Ruch był nadal spory, chociaż dawno minęła północ.

— Gdzie pójdziemy? — spytałam, zerkając na niego.

— Co powiesz na park? O tej porze jest tam pewnie pusto. W samochodzie mam jeszcze nieotwartego szampana.

No tak, picie szampana w środku nocy w opuszczonym miejscu z facetem, którego na trzeźwo nie trawiłam. Po prostu genialny pomysł. Jednak pijana część mnie uznała to za świetny plan.

— Pewnie. Prowadź. — Machnęłam dłonią w kierunku parkingu i posłałam mu lekki uśmiech.

Poszliśmy na parking, stało tam kilku ochroniarzy, ale Sheridan wmówił im, że idziemy tylko po szampana, aby zanieść go do klubu. Jakoś żaden z nich nie pytał, po cholerę bierzemy szampana do miejsca, w którym znajduje się dobrze wyposażony bar. Zapewne wiedzieli lepiej niż ja, że Sheridan nie znosił pytań.

James trzymał szampana pod pachą i spacerkiem udaliśmy się do parku znajdującego się zaledwie przecznicę od klubu. Na ulicy minęliśmy tylko kilkoro przechodniów, ale nikt nie rozpoznał w nim, kim był. Szef jego ochrony dostałby zawału, gdyby wiedział, co Sheridan wyprawia. Ale cóż, oboje byliśmy nieźle wstawieni i zamierzaliśmy jeszcze pogłębić ten stan.

W czasie spaceru nic nie mówiliśmy. Zwyczajnie spacerowaliśmy. Zerkałam co jakiś czas w jego stronę, nie wierząc własnym oczom. Jeszcze tydzień temu w życiu nie zgodziłabym się na spacer z nim. Jednak milczący Sheridan był do zniesienia.

Po jakichś dwudziestu minutach podeszliśmy do ławki ukrytej w cieniu wierzby płaczącej. Sama za nic bym tam nie usiadła, światło latarni tam nie docierało i było cholernie ciemno. Właściwie to nawet kiepsko widziałam swoją wyciągniętą dłoń. Po tym, jak usiedliśmy, Sheridan zaczął się siłować z korkiem. W końcu mu się udało i szampan wybuchł. Odsunął w porę butelkę, więc żadne z nas nie oberwało wypływającą pianą.

— To co... Nasze zdrowie? — odezwał się do mnie po raz pierwszy od dłuższego czasu.

— Jasne. Abyśmy nie nabawili się żadnej kontuzji podczas trasy koncertowej — powiedziałam, unosząc głowę, i spojrzałam na niego.

Wypił spory łyk szampana prosto z gwinta, a potem podał mi butelkę. Na samą myśl o tym, że moje usta będą dotykały miejsca, którego przed chwilą dotykały jego, zrobiło mi ciepło. Mój oddech stał się nieco urywany. Złapałam szybko butelkę, aby to ukryć, bo w idealniej ciszy w parku jak nic by to usłyszał, i wypiłam od razu kilka łyków.

— Hej... Zostaw coś dla mnie. — Zaśmiał się cicho i wyciągnął rękę po butelkę.

Nie zamierzałam mu jej jednak tak łatwo oddać.

— O nie, ty już jesteś wystarczająco pijany. Ja jeszcze jestem prawie trzeźwa. Teraz moja kolej — zaprotestowałam i ponownie się napiłam.

Szampan był ciepły, bo leżał godzinami w samochodzie, ale za to był słodki i zwyczajnie pyszny. Miła odmiana po whisky.

— Nie ma mowy. To mój szampan i musisz się podzielić. Oddawaj — rozkazał, mrużąc zabawnie oczy, i złapał butelkę tuż pod moją dłonią.

— Nieee... — drażniłam się z nim i przyciągnęłam butelkę w swoją stronę.

— Nie no, jesteś niemożliwa — pokręcił głową rozbawiony i zacisnął usta. — Oddaj butelkę po dobroci.

Zachichotałam i pokazałam mu język.

— Tak chcesz się bawić? — Przyjrzał mi się i uśmiechnął się, nieznacznie unosząc jeden kącik ust.

Przysunął się do mnie i złapał mój język w swoje usta. Otworzyłam szeroko oczy i momentalnie puściłam butelkę.

Schowałam język i zadrżałam, gdy przysunął się jeszcze bliżej mnie i musnął swoimi ciepłymi ustami moje.

— Grzeczna dziewczynka — szepnął, składając na moich wargach drobne, krótkie pocałunki.

— Nie lubię cię — szepnęłam w jego usta.

— Wiem. I co z tego?

Mój oddech przyspieszył, serce biło tak szybko, jakby zaraz miało mi wyskoczyć z piersi. Nie wierzyłam w to, co się działo. Pragnęłam tego, chociaż wiedziałam, że nie mogłam. Jednak alkohol wyłączył mój instynkt samozachowawczy i nie myślałam logicznie. Zrobiłam więc to, czego pragnęłam. Odwzajemniłam pocałunek. Rozchyliłam bezwiednie usta i przywarłam do niego ciaśniej. Pogłębił pieszczotę, drażniąc się ze mną i prowokując. Cicho westchnęłam i objęłam ramionami jego szyję, zaczynając go całować. Smakował cudownie. Połączenie słodkiego szampana i palącej whisky dało zniewalający efekt i pragnęłam więcej. Dreszcze pożądania przeszywały moje ciało wzdłuż kręgosłupa. Jego zapach mnie oszałamiał, traciłam resztki zdrowego rozsądku. Z każdą minutą nasz pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny i namiętny, gdy oboje zaczynaliśmy tracić kontrolę nad naszym pożądaniem. Pomiędzy nami znajdowała się butelka szampana i w sumie tylko to powstrzymało mnie przed tym, bym się na niego rzuciła.

Jednak zanim doszło do czegoś więcej, odsunęłam się od niego, przerywając pocałunek.

Musiałam włożyć w to całą swoją wolę.

Moje usta rozkosznie mrowiły i były lekko opuchnięte. Spojrzałam na Jamesa i widziałam, jak jego oczy lśniły nieznacznie. Lekki uśmieszek wskazywał na zadowolenie z siebie. Chciałam mu go zetrzeć z twarzy, ale nie miałam pretekstu, aby go uderzyć.

— Jak wspomniałam wcześniej, nie lubię cię — wymamrotałam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam, aby pozbyć się chrypki, i zabrałam mu szampana z dłoni. Wypiłam duży łyk. Słyszałam, jak się śmiał, i w sumie po części mnie także to bawiło, ale i wkurzało. Bawiło, bo przecież nie byliśmy nastolatkami, aby robić wielkie halo z powodu jednego całusa. Cholernie gorącego całusa. Ale jednocześnie także wkurzało, ponieważ działał na mnie jak narkotyk i pragnęłam jeszcze. Cholera. To był zdecydowanie zły pomysł, wychodzenie z nim z tego klubu.

— Jak chcesz, pokażę ci Paryż — powiedział, unosząc dłoń, i odsunął mi za ucho kosmyk włosów, a potem muskał palcami mój rozpalony policzek. — Ty pokazałaś mi Rzym. Co ty na to?

Wolną ręką zabrał mi butelkę i wypił kilka łyków.

Nie spodziewałam się takiej propozycji. W końcu w Rzymie kazał mi się bawić w przewodnika, bo tak chciał, i nawet mi za to zapłacił. Jednak skoro był chętny, to nie miałam zamiaru odmawiać. Nigdy nie byłam w Paryżu. I nie znałam francuskiego. Więc w sumie czemu nie.

Przymknęłam lekko oczy i wtuliłam twarz w jego dłoń. Pewnie jak oboje wytrzeźwiejemy, znowu będziemy się kłócić. Ale do tego czasu mogliśmy trochę się zabawić.

— Pewnie. A teraz oddawaj butelkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro