Rozdział 6.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak tylko go ujrzałam, westchnęłam poirytowana.

Ostatni raz widziałam go wczoraj, gdy razem weszliśmy do klubu po powrocie ze spaceru. Potem Kathy i Lena porwały mnie na parkiet i ani razu nie mignął mi przed oczami. Może wcześniej wyszedł i wrócił do siebie albo znowu zwiał ze swojej imprezy i gdzieś się zaszył. Nie miałam pojęcia i szczerze mówiąc, nawet się za nim potem nie rozglądałam. Byłam zbyt rozkojarzona i pijana. Kathy wyzwała go od nieodpowiedzialnych debili za to, że odstawił mnie do klubu w takim stanie. W sumie nie rozumiałam, dlaczego aż tak się wkurzyła. Nie raz, nie dwa byłam pijana w miejscu publicznym. Jakoś się nie zabiłam i nie wpadłam pod samochód. Poza tym to byłby cud, gdyby tak się stało, bo auta nocą cholernie rzadko jeździły, a przynajmniej na tej ulicy, wzdłuż której szliśmy z Sheridanem.

— Chcesz czegoś? — zapytałam, opierając się o framugę i splotłam ramiona na piersiach, stając w nieco wojowniczej pozycji.

Przysięgałam sobie, że jeśli wspomni coś o rzyganiu albo gryzieniu, to kopnę go w piszczel. Wystarczająco nasłuchałam się od Kathy.

— Niekoniecznie. Ewakuowałem się, aby zostawić Malufowi wolną chatę na czas randki z Kakathy — oznajmił i wzruszył ramionami.

— Co za dobroduszność — mruknęłam, doskonale wiedząc, że rzadko widział cokolwiek poza czubkiem własnego nosa. — I mówiłam już, przestań ją tak nazywać.

Uśmiechnął się nieco złośliwie i zignorował moją prośbę. Po raz kolejny. Powinnam się chyba do tego przyzwyczaić.

Kiedy byłam już zupełnie trzeźwa, znowu mogłam panować nad swoim pragnieniem rzucenia się na niego. Ponownie zaczął mnie irytować i sprawiał, że nie wiedziałam, co było bardziej kuszące. Zacząć go dusić czy całować. Jak na razie przeważało to pierwsze.

— Zwyczajnie nie chciałbym słuchać, jak uprawiają seks. Budynek ma cienkie ściany. Jakoś nie kręci mnie porno. Nie lubię być widzem, zdecydowanie wolę brać czynny udział.

— Ach, no tak. To jednak nie dobroduszność. Skoro nic ode mnie nie chcesz, to może sobie pójdziesz, co? Jestem zajęta.

— Czym? — zapytał i wsunął dłonie w kieszenie swoich białych spodni.

Mimowolnie zlustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie brązową koszulkę na krótki rękaw. Odsłaniała większość z jego tatuaży. Miałam słabość do facetów z dziarami. Uch... Czy on musiał być taki przystojny?

— Mam zamiar siedzieć na tyłku cały wieczór, obejrzę jakiś dobry film katastroficzny. Dodatkowo będę podczas seansu jadła niezdrowe chipsy i mam zamiar popijać je równie niezdrową, lodowato zimną colą zero. Jak widzisz, jestem bardzo zajęta, więc zmykaj już. No już, sio! — Pomachałam ręką w stronę drzwi, jakbym odganiała natrętną muchę.

Uznałam, że po wczorajszym wspólnym piciu groźba, jaką wcześniej mi przedstawił, nie miała już racji bytu. Poza tym od dłuższego czasu przestał mi o niej przypominać i nie miałam zamiaru przestrzegać jego „wytycznych". Przynajmniej dopóki znowu nie stanie się skończonym sukinsynem i nie zacznie ponownie mnie szantażować.

Zamiast odejść, tak jak tego chciałam, stał tam i zaczął się ze mnie śmiać.

Boże, jak ja go nie znosiłam.

— Rany, jesteś nienormalna — stwierdził i przeczesał dłonią włosy. — Cóż, miałem zamiar wyciągnąć cię na miasto, żeby pokazać ci Łuk Triumfalny oraz wieżę Eiffla. Obie te atrakcje czynne są do północy. Ale skoro zamiast tego wolisz żreć chipsy...

Dobra, to były dobre, logiczne argumenty przemawiające za tym, abym spędziła z nim jeszcze trochę czasu. Otworzyłam szerzej drzwi apartamentu.

— Dobra, już — przerwałam mu zniecierpliwiona. — Właź. Muszę się jakoś ogarnąć, zanim wyjdę do ludzi.

Na jego ustach pojawił się uśmieszek zadowolenia. Wszedł bez słowa do środka i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się z zainteresowaniem po salonie, aż w końcu jego spojrzenie ponownie spoczęło na mnie.

— Tylko obiecaj mi jedno, Innocenti — zaczął poważnym tonem. — Nie ugryziesz mnie dzisiaj. Dalej mam ślad. Obawiam się zakażenia.

— Dupek. — Zazgrzytałam zębami i wymaszerowałam z salonu, głośno tupiąc.

Poszłam do sypialni, chcąc się przebrać i ujarzmić wielki kołtun na mojej głowie. Postanowiłam się jednak nie malować. Nie chciałam stroić się specjalnie dla niego, aby nie uznał tego przypadkiem za zielone światło. Nie chciałam, aby uznał mnie za potencjalną zdobycz, bo mężczyźni tacy jak on zmieniali kobiety jak rękawiczki.

Zmieniłam tylko koszulkę, na białą na ramiączka. Przynajmniej była czysta i mniej pognieciona od pozostałych. Zwyczajnie przed wylotem z Rzymu nie miałam czasu udać się do pralni. Planowałam wyprać ubrania następnego dnia. Sięgnęłam po szczotkę i zabrałam się za czesanie włosów. I to była po prostu katorga, bo po wczorajszej imprezie, gdy rozplątałam dwa koki, jakie nosiłam cały wieczór i noc, nie chciało mi się ich rozczesywać. Były dodatkowo wcześniej spryskane lakierem, aby fryzura podczas koncertu się nie popsuła. Nie zdążyłam rano przed wylotem umyć głowy, tylko związałam włosy w kucyk, żeby jakoś to wyglądało.

Mamrotałam pod nosem włoskie przekleństwa i zaczęłam szarpać szczotką swoje kudły. Po kilku minutach do sypialni wszedł zirytowany Sheridan, nawet nie zapukał.

— Kurwa, co tutaj tak długo robisz? Siedzisz tu już dwadzieścia minut. Zanim się wyszykujesz, to wszystko nam zamkną i nici z wycieczki.

— Czeszę włosy, jakbyś nie zauważył — prychnęłam i po chwili syknęłam z bólu, ponieważ z powodu zdenerwowania mocniej pociągnęłam szczotką i byłam niemal pewna, że wyrwałam sobie trochę włosów. — Idź stąd! Przeszkadzasz mi.

Zmrużył oczy, obserwując moje wyczyny. W końcu mruknął coś pod nosem, nie dosłyszałam. I chyba dobrze dla mnie, bo bardziej bym się wkurzyła.

Podszedł do mnie i zabrał mi z ręki szczotkę. Wyciągnął z niej sporą ilość włosów i rzucił je na szafkę. Spojrzałam na niego i gniewnie zmrużyłam oczy.

— Co ty sobie wyobrażasz? Oddawaj!

— Siadaj na łóżku — rozkazał władczo.

Otworzyłam szeroko oczy, słysząc to, co powiedział. Co mu, do jasnej cholery, chodziło po głowie? Zacisnęłam dłonie w pięści i pokręciłam gwałtownie głową.

— Nawet nie ma takiej opcji. Oddawaj szczotkę, złodzieju. — Wskazałam ręką na drzwi. — I wyjdź stąd!

Nie chciałam go mieć w swojej sypialni. Nawet jeśli była tylko hotelowa. Miałam na tyle bujną wyobraźnię, że gdy miałam jednocześnie przed oczami Sheridana i łóżko, w głowie pojawiały mi się niechciane obrazy.

— Kurwa, uspokój się! Chcę ci tylko pomóc z włosami — warknął zdenerwowany. — Mam młodszą siostrę, Rosalie. Często ją czeszę. Uratowałem jej czuprynę od ścięcia, gdy wsadziła w nią gumę do żucia. Skoro wygrałem z czymś takim, to twoje włosy nie stanowią dla mnie wyzwania. A teraz siadaj na tym cholernym łóżku, bo nigdy stąd nie wyjdziemy.

Nie wiedziałam o jego siostrze. Jakoś zmiękłam, słysząc taką historię. Musiał być świetnym starszym bratem, jednak ciężko mi było sobie wyobrazić, jak spokojnie wyciągał gumę do żucia z włosów małej dziewczynki. Bardzo szybko się denerwował, a do czegoś takiego potrzeba było dużo cierpliwości. Wręcz anielskiej.

— Nie mów do mnie takim tonem. Nie znoszę tego — mruknęłam nieco łagodniej i usiadłam bokiem na łóżku.

Sheridan usiadł za mną i położył dłoń na mojej głowie. Przymknęłam oczy i westchnęłam. Cholera, jednak nie umiałam nad sobą panować, kiedy przebywał tak blisko mnie. Przyłożył szczotkę do dolnej części moich włosów, czułam ją na swoich plecach, i zaczął rozczesywać kołtuny. Zacisnęłam zęby, spodziewając się bólu, ale nic takiego nie nastąpiło. Nic nie bolało. Byłam zaskoczona jego delikatnością. Przez chwilę w sypialni słychać było tylko cichy szelest szczotki sunącej po moich włosach.

— Ile ma lat twoja siostra? — zapytałam w końcu zaciekawiona.

— Niedawno skończyła osiem — odpowiedział. Nie przestając mnie czesać, przesunął dłoń na lewą część mojej głowy. Przytrzymał włosy na samej górze i zaczął rozczesywać kolejną część poplątanych kosmyków.

— Masz jeszcze jakieś rodzeństwo?

— Tak, mam jeszcze brata. Ashton ma 6 lat. Masz rodzeństwo? — spytał niemal automatycznie skupiony na czynności, jaką wykonywał.

— Nie. Jestem jedynaczką — przyznałam i przygryzłam dolną wargę, starając się ignorować sposób, w jaki jego dłoń głaskała moją głowę, kiedy mnie czesał.

To było przyjemne. Zbyt przyjemne. Dodatkowo ponownie poczułam jego zapach. Kawa, mięta i dym papierosowy. Mój oddech stał się nieco szybszy, zacisnęłam dłonie na kolanach.

Milczałam przez resztę czasu, nie chcąc go rozpraszać, aby trwało to jak najkrócej. W końcu skończył i oddał mi szczotkę. Było na niej zaledwie kilka włosów.

Uniosłam brew zaskoczona. Dobry był, skubany.

— No... To dzięki — odezwałam się i wstałam pospiesznie z łóżka.

Schowałam szczotkę do kosmetyczki.

— Dobra, zbieraj się — powiedział, ponownie w jego głosie usłyszałam irytację. — Chcę stąd wyjść przed północą.

Przewróciłam oczami i złapałam swoją torbę. Pospiesznie sprawdziłam, czy miałam w niej dokumenty i portfel. Zarzuciłam ją na ramię i nasunęłam na stopy sandały.

— Już, jestem gotowa — oświadczyłam i ruszyłam wraz z Sheridanem w kierunku drzwi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro