Rozdział 2.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uścisnęłam lekko dłoń Jamesa i westchnęłam. Ból pleców narastał. Podejrzewałam, że po prostu środki przeciwbólowe przestają działać. Z każdą chwilą było mi coraz trudniej.

— Jim, boli mnie... — wyszeptałam w końcu. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Mocniej zacisnęłam dłoń na jego ręce. — Coraz bardziej.

James natychmiast nacisnął guzik przy moim łóżku, nawet nie czekał, aż skończę mówić.

— Cholera, powinienem był wezwać pielęgniarkę od razu, jak się obudziłaś... — mruknął z poczuciem winy. — Już, zaraz przestanie. Wytrzymaj chwilkę, słońce. Skup się na mnie.

Mówił do mnie, ale nie mogłam się skoncentrować na słowach. Zamiast tego starałam się oddychać spokojnie i nie miażdżyć jego palców. Jednak James zupełnie nie przejmował się tym, jak mocno go ściskam. W ogóle nie dawał po sobie znać, że sprawiam mu ból.

W końcu do sali weszła pielęgniarka. Niska, pulchna, jasnowłosa kobieta.

— Obudziłaś się, skarbie. To bardzo dobrze — odezwała się z pogodnym uśmiechem. — Ten młody dżentelmen nie opuszczał cię na dłużej niż kilka minut, co naprawdę się chwali. Jednak jest już trzecia w nocy i uważam, że twój chłopak powinien w końcu odpocząć. Nadmiar kofeiny szkodzi.

Byłam w lekkim szoku, dowiedziawszy się, że James cały czas był przy mnie. Poczułam, jak moje serce wypełnia ciepło. Spojrzałam na mojego chłopaka i uśmiechnęłam się do niego słabo, ponieważ ból utrudniał mi skupienie się na czymkolwiek.

Nie miałam pojęcia, czy w tym szpitalu godziny odwiedzin były elastyczne, czy może Jim zapłacił za możliwość bycia przy mnie przez cały czas.

— Jedź do hotelu i się prześpij — poprosiłam i pogłaskałam wolno kciukiem wierzch jego dłoni. — Nic mi nie będzie.

— Zdrzemnę się na krześle — odpowiedział i zmrużył nieznacznie oczy, co było oznaką tego, że nie zamierza odpuścić. Co za uparty facet. Mój kochany, uparty facet. — Nie martw się o mnie.

Pielęgniarka przewróciła oczami i podeszła do mnie ze strzykawką. Wstrzyknęła do woreczka z kroplówką całą jej zawartość i pokiwała głową z zadowoleniem.

— No, za minutkę przestanie boleć i zaśniesz. Sen to coś, czego potrzebujesz do regeneracji — wyjaśniła. — Gdybyś czegoś potrzebowała, to wystarczy, że naciśniesz guzik przy łóżku, w porządku? Przyjdę tak szybko, jak to możliwe.

Pokiwałam wolno głową, co było błędem, ponieważ znowu poczułam zawroty. Jednak zniknęły niemal tak szybko, jak się pojawiły.

— W porządku. Dziękuję.

Czułam, jak uczucie pieczenia znika, westchnęłam z ulgą.

Kobieta wyszła z sali i cicho zamknęła za sobą drzwi. Kiedy ból zaczął ustępować, czułam coraz bardziej narastającą senność. Pikanie maszyny stawało się przytłumione, moje powieki opadały. Dotarło do mnie, że oprócz leków przeciwbólowych dostałam coś na sen. Ale nie chciałam spać. Nie chciałam wrócić do koszmarów. Starałam się z tym walczyć, żeby móc dalej patrzeć na Jamesa, ale nie byłam wystarczająco silna.

— Śpij, kochanie. — Usłyszałam ciche słowa, a potem poczułam jego ciepłe usta na moich. — Będę tu, gdy się obudzisz.

Miałam zamiar powiedzieć, żeby się nie wygłupiał i pojechał do siebie się przespać, ale nie dałam rady nawet otworzyć ust. Z drugiej strony naprawdę uspokajała i cieszyła mnie myśl, że James będzie tuż obok mnie przez cały czas. Czułam jego dotyk na moim policzku, jego dłoń trzymającą moją, otaczał mnie jego zapach.

James zaczął cicho śpiewać kołysankę, lecz jej słowa nie docierały do mnie. Ale to nie miało znaczenia. Kąciki moich ust uniosły się ku górze w słabym uśmiechu i odpłynęłam. Jego kołysanka uspokoiła mnie na tyle, żebym zasnęła... Ale nie uchroniła mnie od przerażających złych snów wymieszanych z moimi wspomnieniami.

Po raz kolejny przeżyłam chwilę wybuchu. Ponownie ujrzałam tamtą ranną dziewczynę z rozszarpaną nogą. Patrzyła na mnie oskarżająco, jakby pytała, dlaczego ja przeżyłam, a ona nie. W moim koszmarze byłam świadkiem, jak kilku małych chłopców stojących obok walizki zostaje rozerwanych na strzępy. Podświadomie wiedziałam, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, podobnie jak ogień zamieniający się w krew i obmywający mnie. Jednak wtedy, gdy spałam, przeżywałam to wszystko, jakby było prawdziwe, i co najgorsze, nie mogłam się obudzić. 

Nie potrafiłam.

***

Następnego dnia w szpitalu odwiedzili mnie Lena i Zafir. Nie miałam ochoty spotykać jego kolegów, znałam ich zaledwie jeden dzień, w dodatku większość czasu byli wtedy pijani. Czułam się kiepsko, byłam otumaniona przez silne środki przeciwbólowe, jakimi mnie faszerowali. Chciałam widzieć się tylko z bliskimi osobami. Na całe szczęście wszyscy to rozumieli.

Odkryłam także, kto ofiarował mi pozostałe dwa bukiety: jeden był od Jamesa, a drugi od Aleksa. Camden tylko wysłał mi kwiaty, nie dzwonił ani nie pisał. Wiedziałam od Zafira, że pytał o mnie, gdy dotarła do niego wiadomość o zamachu. Mój przyjaciel powiedział Camdenowi, że nic mi nie jest, i ta wiadomość na razie mu wystarczyła. Byłam wdzięczna Aleksowi, że nie przyjechał i nie był natrętny. Nie chciałam się z nim widzieć, jeszcze nie. Poza tym naprawdę nie miałabym siły na konfrontację. Psychicznie czułam się równie źle jak fizycznie.

Silne leki nie tłumiły całkowicie bólu poparzonej na plecach skóry, odczuwałam lekkie pieczenie, ale było ono do zniesienia. Pielęgniarka trzy razy dziennie zmieniała mi opatrunek. Starałam się leżeć cały czas na boku, żeby dodatkowo nie podrażniać ran ciężarem ciała. Jednak w nocy podczas snu bezwiednie przekręcałam się na plecy i co rano budziłam się z piekielnym bólem.

Jakby tego było mało, Alexis wysłała mi SMS tuż po tym, jak zapewniłam ją, że nic mi nie jest, i powiadomiła mnie, że Colton Jones jest mało zadowolony, oględnie mówiąc. Miałam być jedną z dwóch głównych tancerek w jego nowym klipie. Nagrania planowano zacząć już następnego dnia. Nie mogłam się na nich pojawić z oczywistych powodów. Mimo wszystko naprawdę czułam się źle z tego powodu, że Colton został na lodzie, a przecież ścigały go terminy, jak zresztą każdego z nas w branży.

Alexis wraz z prawnikiem Jamesa starała się obejść karę narzuconą w kontrakcie za niewykonanie zlecenia. James wcześniej oddał raperowi zaliczkę, którą ten mi wypłacił. Prawnik mojego ukochanego, pan Rice, twierdził, że nie powinno być problemu z wygraniem sprawy w sądzie, jeśli wkurzony raper taką założy. Byłam ofiarą zamachu terrorystycznego, na litość boską. To nie tak, że zaspałam na samolot czy po prostu mi się nie chciało.

________________________________________________

  Dzień dobry wszystkim! ♥  

Rozdzialik do porannej kawki/herbaty, co Wy na to?   ;)

Miłego dnia w pracy/szkole! Już niedługo weekend :D

Chwalcie się: kiedy macie ferie zimowe? ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro