☠ Rozdział 1. ☠

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W ciepły marcowy dzień. Jeden na oko siedmioletni chłopczyk, uciekał przed grubym mężczyzną. Czemu chłopczyk uciekał? Czemu grubas go gonił? Odpowiedź na te pytania jest prosta. Chłopczyk był złodziejem, który ukradł dwa bochenki świeżego pieczywa. Potrzebował ich by on i jego młodszy brat nie umarli z głodu. Slamsy nie są przyjaznym miejscem, zwłaszcza dla sierot. Kradzieże, prostytucja czy morderstwa były i są na początku dziennym. Siedmiolatek uciekł przed trzydziestoparoletnim mężczyzną chowając się w ciemnej alejce. Powoli wyglądał z alejki rozglądając się czy na pewno zgubił ogon, gdy był już tego pewny zaczął kierować się w stronę swojego "domu".

☠Dante☠    

Dante! Wstawaj ty jebany dziwkarzu! Usłyszałem nad swoim uchem krzyk dziewczyny, a potem poczułem jak bezczelnie zabiera mi pościel. Jest prawie druga, a ty dalej śpisz! Miałem gdzieś jej pierdolenie i przekręciłem się na drugi bok. Po wczorajszej robocie byłem tak zmęczony, że potrzebowałem dużej ilości snu.

Chyba zrozumiała, że nic nie wskóra bo jej kroki powędrowały w stronę łazienki. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i bardziej wtuliłem się w poduszkę. Mój błogi sen nie trwał długo, gdyż poczułem jak ktoś nade mną stoi. Jednym szybkim ruchem złapałem za nadgarstek jegomościa i wykręciłem mu rękę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zdezorientowaną szatynkę z nożem przystawionym przeze mnie pod gardło.

Eli? Co ty do cholery odwalasz? spytałem puszczając ją na łóżko i rzucając nożem w środek tarczy do rzutek. Ile razy mam ci mówić, ze jak wracam późno z roboty to masz mnie nie budzić? Zwłaszcza pierdolonym nożem! Chcesz żebym, któregoś pięknego razu poderżnął ci gardło?! Spojrzałem na nią swoimi czerwonymi, zaspanymi oczami.

Wybacz przystojniaczku, ale miałam już dość twojego wylegiwania się odpowiedziała siadając i patrząc mi w oczy. A poza tym Rick przyszedł i masz robotę. Na ostatnie zdanie ciężko westchnąłem. Zawsze coś musi dla mnie mieć? Za jakie kurwa grzechy?

Zero odpoczynku... wymamrotałem wstając z wyrka. Poczułem jak niebieskie oczy dziewczyny przyglądają się moim umięśnionym plecom. Pełnym różnorakich blizn i tatuażu śmierci na lewej łopatce. Wypad stąd... chce się ubrać i nie mam ochoty paradować przed tobą bez bielizny.

Jak bym chciała oglądać cię nago! prychnęła i wyszła z pokoju. Irytująca z niej dziewczyna...

Ruszyłem w stronę szafy, z której wyjąłem białą koszulkę z czerwoną czaszką, czarne jeansy i skórzaną kurtkę. Założyłem też kabury na plecy i schowałem tam dwa moje pistolety. Ruszyłem w kierunku drzwi po drodze zabierając nóż wbity w tarczę i zszedłem na dół. Ze schodów dostrzegłem siwego mężczyznę po pięćdziesiątce, który siedział w kuchni i delektował się kawą.

Śpiąca królewna w końcu raczyła ruszyć dupę. Odłożył kawę na stół i spojrzał na mnie z pieprzonym uśmiechem. Przyrzekam, że kiedyś mu za to wsadzę nóż w dupę...

Zamilcz dziadku i mów co dla mnie masz. Usiadłem przed nim i zacząłem jeść kanapki przygotowane przez Elizabeth.

Wracasz do swojego rodzinnego miasta. Okey... jego słowa mocno mnie zdziwiły, ale nie dałem tego po sobie poznać. Gdybym go za dobrze nie znał, pomyślałbym że żartuje. Na moje pieprzone nieszczęście on rzadko to robi. Jest tam sporo do roboty, więc na nudę narzekać nie będziesz.

Zajebiście. Przewróciłem oczami i sięgnąłem po łyk kawy. Kiedy mam lecieć? Kłótnia z nim nie miała sensu. Wiedziałem, że mi tego nie daruje, więc wolałem uniknąć bezsensownej wymiany zdań. Z jednej strony chciałem tam wrócić, ze względu na bary i napalone włoszki, a z drugiej miałem złe wspomnienia związane z tym miastem.

Wylatujesz jeszcze dzisiaj. Samolot będziesz miał o siódmej, więc leć pakować manatki. Odłożył pusty kubek, wstał i ruszył do drzwi. Radzę ci nic nie kombinować. Rozumiemy się? Wysłał w moim kierunku mordercze spojrzenie i opuścił dom.

Kląłem na Ricka, we wszystkich znanych mi językach. Doczekam się kiedyś dnia, w którym starzec padnie na zawał lub zostanie zastrzelony.

Siedziałem w swojej impali i obserwowałem dom mojego celu. Był już wieczór, a przed nim pojawił się zmęczony pracą mężczyzna. Otworzył kluczem drzwi i wszedł do środka. Mieszkanie było puste, bez żony i dzieci. Pracodawca mówił, że mają oni przeżyć, więc czekałem na moment, w którym nie będzie ich w domu. Widziałem jak w środku zapala się światło, a potem cały budynek wylatuje w powietrze. Kto by pomyślał, że wystarczy dwa kilo zmielonej mąki i uszkodzona żarówka, by spowodować tak piękne widowisko. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem telefon. Napisałem do zleceniodawcy, że cel został wyeliminowany. Od razu mi odpisał: "Pieniądze są już na koncie". Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył i wyjąłem z telefonu kartę, po czym ją złamałem i wyrzuciłem za okno. Odpaliłem mój czarny samochód i ruszyłem w stronę ulubionego baru. Ciekawe co tam u Maxa? Dawno go nie widziałem. Droga nie była długa i po kilku minutach byłem już przed budynkiem najlepszego baru, w tym zapyziałym mieście. Opuściłem samochód i wszedłem do środka. Bez namysłu poszedłem w stronę barmana.

Co podać? spytał czarnoskóry, trzydziestoletni mężczyzna.

To co zawsze, Max. Uśmiechnąłem się w stronę swojego starego kumpla.

Dante? Kopę lat! Odwzajemnił uśmiech i położył przede mną szklankę z whisky. Co cię sprowadza do tego pierdolonego miasta?

To co zawsze... robota westchnąłem i wypiłem zawartość podanej szklanki. Działo się coś ciekawego przez pięć lat?

Trochę się podziało.

Opowiadaj, mam czas powiedziałem wypijając kolejną szklankę whisky.

Przez większość wieczoru Max opowiadał mi, o tym co działo się przez te parę lat. Przyznam się bez bicia, przy końcówce jego historii trochę mnie zamuliło. Postanowiłem, więc wrócić do domu i wypocząć. Prowadzenie po pijaku nie było dla mnie wybitnie trudne. Wsiadasz za kółko i jedziesz. Chociaż zapięcie pasów było wyzwaniem. Dziesięć minut potem byłem już w garażu domu. Zostawiłem w nim mój samochód, przy motorze i poszedłem na górę. Zaletą tego domu było to, że znajdował się na uboczu miasta, więc żaden hałas nie będzie mnie wkurwiać na kacu. Nie chciało mi się iść do pokoju, więc rozwaliłem się na kanapie w salonie i udałem się w objęcia snu.

☠Jess

Siedziałam wraz z brunetem w gabinecie szefa. Po co nas tu wezwał? Chciałam się tego dowiedzieć jak najszybciej.

Więc? Czemu szef nas wezwał? Nero przerwał w końcu męczącą mnie ciszę.

Jess, Nero mam dla was zadanie. Spojrzeliśmy na siebie z chłopakiem i zastanawialiśmy się co nasz "ukochany" szef mógł dla nas wymyślić. Musicie złapać Devila powiedział spokojnie, a ja wytrzeszczyłam oczy.

Devila? spytałam Przecież nie ma go w mieście od kilku lat.

Wrócił, wczorajszy wybuch to jego sprawka.

Skąd ta pewność? spytał lekko poddenerwowany Nero. Wybuch mógł spowodować wyciek gazu.

W tym rzecz, że nie znaleziono żadnych uszczelek, więc gaz nie mógł wyciec.

Czyli to było zaplanowane zabójstwo? zapytałam patrząc się na szefa zielonymi oczami.

Ktoś sporo zapłacił, by wyglądało to na zwykły wypadek. Podrapał się po łysej głowie. Więc podejmiecie się schwytania go?

Schwytania? Nie lepiej go zabić? Szef spojrzał na mnie wymownie, a Nero nic nie powiedział.

Potrzebny jest nam żywy! A teraz wynocha!

Wstaliśmy i wyszliśmy z brunetem od szefa. Kierowaliśmy się w stronę gabinetu chłopaka.

Co sądzisz o Devilu? Spojrzałam na niego, a jego chłodne niebieskie oczy niczego nie wyrażały.

Sądzę, że to psychopatyczny morderca, który zrobi wszystko za pieniądze. W jego głosie wyczułam niepokój.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro