☠ Rozdział 7. ☠

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Zawsze sobie pomożemy ponieważ jesteśmy braćmi"

 Słowa ośmioletniego Dantego do swojego brata.

Dante

Kurwa! Dlaczego dwóch szefów musi być gejami? Na samą myśl o tym, że mam robić za żigolaka czuje dreszcze. Dodatkowo na moje nieszczęście to najłatwiejszy sposób dostania się do środka i zabicia dwóch naraz. Kurwa! No ja pierdole! Po robocie idę na dziwki nie ma bata. Musze się jakoś odstresować. Wyszedłem z przebieralni w burdelu Elein, a ta czekała już na mnie.

 I jak wyglądam?   spytałem lekko zirytowany.

 Wyglądasz jak milion baksów. Nie chcesz zatrudnić się u mnie na stałe?   Jej ton głosu był poważny. O nie, kurwa nic z tego! Nie będę kręcił zadem dla żadnej kobiety! Tym bardziej dla faceta!

 Wybacz Elein, ale muszę odmówić.    Udało się powiedzieć to spokojnie i łagodnie. Tak kurwa! — Wolę moją teraźniejszą pracę. Wiesz sam sobą żądze i tak dalej...

 Jak chcesz.   Wzruszyła ramionami.  Jak zmienisz zdanie wiesz, gdzie mnie szukać.

Pokiwałem tylko twierdząco głową i ruszyłem za resztą chłopaków, którzy mieli dziś zabawiać dwójkę mafiosów. Wszyscy chłopacy wiedzieli co zamierzam zrobić. Więc nie musiałem się martwić o wizytę policji. Szedłem za nimi wzdłuż czerwonych korytarzy cały czas czując na sobie nieprzyjemny dreszcz. W takich momentach nienawidzę tej roboty... Wraz z chłopakami weszliśmy do czerwonego pomieszczenia w którym siedzieli szefowie. Spojrzeli na nas i zaczęli oceniać. Tak, jak wspominała Elein mieli wybrać po jednym z nas. Na moje pieprzone nieszczęście... albo szczęście obaj wybrali mnie, odsyłając przy tym pozostałych.

 Podejdź   powiedział jeden z nich. Mężczyzna o czarnych włosach na których było już widać ślady siwizny. Zrobiłem tak jak kazał, a drugi z nich oglądał mnie łakomym wzrokiem, oblizując się przy tym.

Tylko coś spróbujecie, a zginiecie powoli w męczarniach. Coraz bardziej denerwował mnie ich wzrok na moim ciele. Gość, który stał za mną chciał pomacać mnie po dupie. Nie pozwoliłem mu na to, wykręcając mu rękę także ten zaczął syczeć z bólu.

 Co ty wyprawiasz!   krzyknął drugi.

 Wykonuję zlecenie.    Uśmiechnąłem się.   Miałem wam dać małą atrakcję, więc ją dostaniecie.

Wyjąłem nóż i poderznąłem jednemu z nich gardło, a jego krew ochlapała wszystko wokół. Od razu zrobiło mi się lepiej z tego powodu. Zabójstwo pod wieczór, niema niczego lepszego. Ten który przeżył wyciągnął pistolet i zaczął do mnie mierzyć.

 Kim ty jesteś?   Ton jego głosu był podniosły, można było wyczuć w nim strach.

 Ja?    Wskazałem na siebie i powiedziałem niewinnie.    Ależ nikim...    skoczyłem w jego kierunku i wyrwałem serce z piersi i zmiażdżyłem je. Uwielbiam tą rękawicę z pazurami. Niby do tortur, a można nią w efektywny sposób zabić    ...tylko diabłem.

Wytarłem swoje zabawki o ich zwłoki. I wyszedłem mając na twarzy szeroki uśmiech.

☠Nero☠

Po nocnej zmianie wróciłem w końcu do domu. Otworzyłem drzwi i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kobiece spodnie na podłodze. Wszedłem w głąb, a ubrań było coraz więcej. Wszystkie prowadziły do jednego miejsca... do mojej sypialni, otworzyłem od niej drzwi i wszedłem do środka. Nie no kurwa! Zabije cie! Na moim łóżku leżał goły Dante w towarzystwie czterech dziwek.

— Wypierdalać mi z domu!    krzyknąłem, a wystraszone dziwki wyskoczyły nagie z łóżka i uciekły z pokoju. Brat w ogóle nie zareagował. Czego ja się niby spodziewałem?    Dante! Wstawaj kurwa!

 Co do...    poderwał się i syknął   kurwa! jebany kac...

 Co ty robisz w moim domu?!

 Nie krzycz młody...  z łapał się za skroń   łeb mnie napierdala.

Co ty tu robisz?   powiedziałem, hamując wściekłość.

 Pieprzyłem się z dziwkami... nie widać?    Wskazał na łóżko.   Radzę ci zmienić pościel, bo było tu ostro.

Trzymajcie mnie bo mu zaraz pierdolnę. Czemu on zawsze mnie irytuje? To jest ta tak zwana "braterska miłość"? Jak tak to podziękuje za nią...

 Czemu akurat u mnie?    Idealnie maskowałem chęć zabicia go.

 Było bliżej...

 Skąd ty w ogóle masz do mojego domu kluczyki?

 Dorobiłem ostatnim razem...

 Ja cie kiedyś zabije...

— Pamiętaj tylko, że jestem warty niezłą sumkę.    Uśmiechnął się rozbawiony.

 Ubieraj się rozmowa z tobą w takim stanie będzie bezowocna...

 Ta jest kapitanie...   Wstał nagi z mojego łóżka i szedł w stronę swoich bokserek. Odwróciłem się zniesmaczony na sam widok jego "kolegi".    No już nie wstydź się tak... mamy podobne ciała, więc co za różnica.  W jego głosie było słychać rozbawienie.

 Taka, że nie mam ochoty oglądać cię nago...

 Jaki wstydzioszek.    Zaśmiał się.  W slamsach nie przeszkadzało ci to.

Gdzie ja mam ten pistolet... a no tak w kurtce. Milczenie będzie chyba najlepszą opcją. Poczułem jak coś spada mi na głowę. Zdjąłem to coś i podstawiłem pod oczy. Był to czarny koronkowy stanik.

— Masz daj to tej swojej pani detektyw.    Dalej się śmiał.

 Ona nie jest moja  powiedziałem oburzony.

— Mhm... brata nie oszukasz   powiedział kładąc głowę na moim ramieniu.    Widziałem jak na ciebie patrzy i mogę stwierdzić, że na ciebie leci. Bierz ją młody puki ciepła.

Uderzyłem go pięścią w twarz, a ten cofnął się trzymając za nią.

 Moja cierpliwość się kończy...   wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

— Ale drażliwy...    Rozmasował twarz i uśmiechnął się.

Odwróciłem się od niego i wyszedłem z pomieszczenia. Wszedłem do kuchni i nastawiłem wodę na kawę. Dante przyszedł za mną i usiadł przy stole.

 Przy okazji jak już tu jestem....   drapał się po nie ogolonej brodzie   szef familii Buffalo został zabity.

Gratulacje, a co z resztą?    Postawiłem przed nim kubek z kawą.

 Pracuje nad tym.    Uniósł go i upił łyk.

☠Dante☠

Po trzech godzinach w końcu opuściłem dom Nera. Kto by pomyślał, że nie wywali mnie od razu tylko zemną porozmawia. Normalnie chyba się popłacze. Jednak nie mam na to ochoty. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze do pogodzenia się, wystarczy tylko trochę czasu. Może wyskoczymy do baru? Max ma mieć nowe browary ściągnięte z zagranicy. Marzy mi się coś skandynawskiego... najlepiej to mocne sprzed dwóch lat. Na sam jego smak się rozmarzyłem. Mała impreza z bratem raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Trzeba w końcu po tych kilku latach naprawić braterskie więzi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro