8. | na koniec świata |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry
Spojrzałem po raz 7 na drzwi tak znanego mi baru i pierwszy raz zawahałem się nad wejściem do niego. Dobrze wiedziałem, że Hermiona dałaby mi pogadankę na ten temat, ale z perspektywy czasu chciałbym usłyszeć choć jedno słowo wypowiedziane w moją stronę z jej ust. Wiem, że martwiłaby się o mnie i gdziekolwiek teraz jest zastanawia się czy daję sobie radę.
Moja noga mimowolnie zrobiła krok w stronę wejścia i kolejny, który doprowadził mnie do środka baru.

-Witaj Harry! — uśmiechnął się w moją stronę właściciel baru, który codziennie mimo mojego złego nastroju przyjmował mnie z uśmiechem na twarzy.

-Cześć Derek. — odparłem siadając na jednym z obracanych stołków barowych.

-Co podać? — spytał przecierając szklankę jedną ze szmat leżących na barku.

-To co zawsze. — rzuciłem i rozejrzałem się po ludziach znajdujących się w barze. Mój wzrok spoczął na jednym miejscu, którego nigdy dotąd nie widziałem. W rogu baru stał niewielki fortepian, a grająca na nim kobieta miała równie cudowne włosy co Hermiona. — Od kiedy masz tu fortepian? — zapytałem zaciekawiony.

-Właśnie dzisiaj przyszło mi to cacko i odrazu przyszła jakaś kobieta obiecując granie co wieczor za mała sumkę. — odparł patrząc w stronę kobiety i podał mi szklankę wypełnioną jedynym typem alkoholu, który w pewnym stopniu akceptowałem. 

Zabrałem szklankę i podszedłem bliżej tajemniczej kobiety, która wydawała mi się być tak bardzo znajoma. Z każdym krokiem, z coraz mniejszą odległością oddzielająca nasze ciała czułem ten malinowy szampon, który wyczułem lata temu w amortencji na szóstym roku.

-Hermiona? — spytałem sam siebie nie oczekując żadnej reakcji ze strony nieznajomej.

-Że co proszę? — szepnęła zdziwiona nie odwracając się do mnie.

-Przepraszam, przypomina mi Pani moją przyjaciółkę... — odparłem lekko zmieszany zaistniałą sytuacją.

-Skąd zna pan moje imię? — zapytała odsłaniając kawałek swojej twarzy spod burzy loków.

-Jak już mówiłem przypomina mi Pani moją przyjaciółkę. — powtórzyłem nie przyglądając się twarzy kobiety.

-Harry? — szepnęła, a ja ujrzałem osamotnioną łzę spływająca po jej twarzy, która po chwili zamieniła się w potok łez wylanych na moje ramię. W tym momencie nie zwracałem uwagi na to jak bardzo mokre i zimne moje ramie jest od jej łez, liczyło się to, że miałem ją w moich objęciach. Tylko dla siebie. Miałem ją na własność i nie zamierzałem wypuszczać, trzymałem ją tak mocno jakby zaraz miała uciec sprzed tego fortepianu na koniec świata.

                                           ***

Hejka! Wracam po trochę długiej przerwie i wstawiam taki krótki rozdzialik abyście mnie nie zjedli. Jak zwykle robię wam polsacik, ale No cóż.

Do zobaczenia za dwa miesiące!
(Żarcik, mam nadzieje)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro