Rozdział 1. Volterra,czyli jak nerwy odebrały mi mowę.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęły się wakacje. Moja rodzina postanowiła zabrać mnie do Włoch, twierdząc, że jest tam dwójka dzieci w moim wieku. Wszystko fajnie,tylko nie raczyli wspomnieć ,że te ,, dzieci " stanowią  podstawę ofensywy Volturi. Nie powiedzieli mi tego pewnie dlatego, żeby mnie nie przestraszyć. Ale teraz siedzę w samolocie totalnie przerażona. Mamy być tam miesiąc,a więc pół wakacji będzie u mnie jak w horrorze. Pewnie później będzie mi leciała krew z nosa .* Ale jakby nie patrzeć, stres też jest potrzebny. 
Kiedy znaleźliśmy się w Toskanii, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Volterry. Na miejscu było strasznie gorąco. Znaleźliśmy się w pięknym pałacu z beżowymi ścianami i podłogą wyłożoną wykładziną w kolorze butelkowego szkła. Za kremowym kontuarem stała śniada brunetka z zielonymi oczami . Przedstawiła się jako Gianna i  mówiąc coś po włosku, wskazała na ciemno zieloną kanapę . Mówiąc to jej wzrok zjechał na moje pokryte bliznami nogi. Przyzwyczaiłam się do tego. W pewnej chwili zobaczyłam dwie osoby zmierzające w moim kierunku. Niska blondynka i trochę wyższy brunet. Oboje byli ubrani w czarne płaszcze. Świdrowali mnie swoimi czerwonymi oczami. Być może jestem nienormalna ,ale podobały mi się te oczy. Chłopak podszedł do mnie z miłym uśmiechem na twarzy . Stanął naprzeciwko mnie i powiedział:
-Hej, jestem Alexander*, ale każdy mówi do mnie Alec. To moja siostra, Jane.- dodał ,wskazując na blondynkę.
-Pola.- odpowiedziałam. Z nerwów zapomniałam ,jak brzmi moje pełne imię.
-Może chciałabyś pójść do naszego pokoju? Pogadamy i poznamy się trochę lepiej. - zaproponowała Jane. W odpowiedzi kiwnęłam głową.
Idąc po schodach skupiłam się na tym,żeby nie upaść . Zdawało mi się, że idę szybko,ale w porównaniu do wampirów, poruszałam się w ślimaczym tempie. Przypominało mi o tym znudzone posapywanie Jane idącej za mną. Pewnie w myślach powtwrzała coś w stylu,,Dziewczyno,błagam Cię, idź szybciej ".
Wreszcie doszliśmy do tego pokoju . Okazało się, że w rzeczywistości pokój był Aleca,ale Jane często mówi ,że jest ich. Siedziałam na krześle i się nie odzywałam. Nawet jako osoba dość wygadana, nie wiedziałam ,co mam powiedzieć.  Zobaczyłam ,jak Jane podchodzi do biurka, bierze długopis i idzie z nim do mnie. Początkowo myślałam, że chce mi nim wydłubać oko ,albo coś . Zatrzymała się blisko mnie i powiedziała:
-To długopis. Wiesz,co to długopis? Kurde, chyba pomyślała ,że jestem upośledzona.
-Daj jej spokój, Jane. To ,że nic nie mówi nie znaczy,że jest niedorozwinięta . Założę się ,że wie ,czym jest długopis . -powiedział Alec.  Jane zrobiła minę urażonej i stanęła w drzwiach.  Alec usiadł koło mnie ,dotknął mojego kolana i wyszeptał:
-Musisz zacząć coś mówć.
-Wiem ,czym jest długopis- powiedziałam . Resztę dnia spędziłam czytając książkę....
*Krwotok z nosa jest reakcją Poli na stres
*Imię Aleca zmieniłam na Alexander. Tak jakoś bardziej mi do niego pasuje.

Hej:-)
Pierwszy rozdział (i chyba najdłuższy w tej książce)
Dajcie znać, jak Wam się podoba!
Do następnego
Autorka 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro