Rozdział 17. Piekło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jadę do Łodzi. Dziś, po trzech miesiącach od operacji,wyjmą mi śrubę z kolana i ostrzykną toksyną botulinową w łydki ,żeby zapobiec ewentualnemu bólowi po wyjęciu ze mnie metalu. Nie wiem, po co, skoro i zastrzyki w mięśnie, i wyjmowanie śrub boli jak cholera. Zastanawiam się, czemu takich rzeczy nie robią ze znieczuleniem. Teoretycznie można użyć maści znieczulającej miejscowo,ale na mnie to nie działa. Za dużo nie chodzę. Zdecydowanie częściej poruszam się na wózku. Nienawidzę tego dwukołowego cholerstwa. Nie. Ja po prostu nienawidzę ograniczeń. Może zabrzmi to dziwnie,ale lubię moje porażenie. Nie mówię tu o jakimś specjalnym traktowaniu albo coś. Nie. Lubię je dlatego, że mogę nim komuś pomóc. To znaczy, zmotywować i pokazać, że jeśli ma się marzenia, można dokonać wszystkiego. Niezależnie od tego, czy jeździ się na wózku, chodzi z balkonikiem,czy białą laską i psem przewodnikiem. Unikam słowa,,choroba ",bo najzwyczajniej w świecie, nie czuję się chora. Dla siebie jestem normalna i chciałabym być traktowana jak każda osoba pełnosprawna.

-Żyjesz?- Marcin spojrzał na mnie z obojętnością w głosie.

-Jeszcze.  Jak mnie Zieliński weźmie w obroty,mogę stamtąd nie wyjechać w jednym kawałku. On miał na studiach wykłady o znieczulicy,mówię Ci!- zaśmiałam się, czując, że pas wżyna mi się w skórę na szyi.

-Może nie będzie aż tak bolało- próbował mnie przekonać.

-Już się profesorek postara, żeby bolało- mruknęłam.

- Nie rób z niego potwora.

-Jak mam z niego nie robić potwora, kiedy on nim jest?

- Nie przesadzaj.

-Po prostu mówię, jak jest. Ale przynajmniej pozbędę się tego żelastwa.

-Pod kliniką czeka na Ciebie niespodzianka- zaczął.

-Co? Zieliński się nie spóźni cztery godziny tak jak ostatnio, bo mu się niby operacja przedłużyła?- prychnęłam, przygryzając dolną wargę.

- Nie o to chodzi.

⭐⭐⭐

Jesteśmy na miejscu. Stoimy,a właściwie to Marcin z rodzicami stoją,ja siedzę na wózku, przed otwieranymi automatycznie drzwiami do kliniki. Nagle coś czarnego zasłoniło mi oczy,a na twarzy poczułam chłód. To była ta niespodzianka.

-Co. Ty. Tu. Robisz?- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

-Przyleciałem Cię zobaczyć i...

- I posłuchać jak się drę , jakbym była  palona na stosie?- przerwałam mu.

- Miałem na myśli dotrzymywanie Ci towarzystwa- powiedział.

-No nic. Witam w piekle,Alexander.

⭐⭐⭐

Czekam. Czuję,jak trzęsą mi się ręce. Wbijam sobie paznokcie w udo,żeby przyzwyczaić się do bólu, który za chwilę miałam odczuć. Robi mi się słabo, gdy słyszę własne imię.

- No dzień dobry, moja ulubiona pacjentko- Zieliński uścisnął moją prawą dłoń,którą do niego wyciągnęłam.

-Dzień dobry.

-Połóż się na brzuchu -zakomenderował.  Grzecznie wykonałam polecenie. Czekałam,aż rzuci jakimś chorym tekstem odnośnie mojego ciała.

-Chyba Ci się trochę bioderka zaokrągliły,co?

Dobra,mamy to. Nic się nie zmieniło, pomyślałam. Zignorowałam jego bezczelny komentarz, koncentrując się na oknie przede mną. Spryskał mi nogi sprayem antyseptycznym. Zapnijcie pasy,zaczynamy przejażdżkę rollercoasterem bólu i rozpaczy!

Wbił mi pierwszą igłę w łydkę. Zacisnęłam wargi,co miało spowodować, że nie zacznę krzyczeć. Działało. Nie krzyczałam,jednak po chwili w oczach stanęły mi łzy. Kolejna igła. Jeszcze dwie ,druga noga i tam też cztery zastrzyki. Potem jeszcze wyjmie mi śrubę z kolana i koniec. Zleci,nie?

-Alec...-zawyłam,gdy ból był zbyt silny,by milczeć.

- Co?

-Boli....-jęknęłam, zaciskając powieki.

-Wiem- zapewnił.

-Jakkolwiek sobie to wyobrażasz,na pewno jest gorzej.

⭐⭐⭐

Leżałam na plecach i czekałam, aż wyciągną mi śrubę. Ponownie próbuję nie myśleć o bólu,który zaraz nadejdzie.

-Odwróć głowę - profesor rzucił mi jedno, puste spojrzenie. Mój wzrok natomiast powędrował na kremową ścianę. Czułam,że od ataku paniki dzielą mnie ułamki sekund.

-Patrz na mnie- Alec chwycił moją rękę, lustrując mnie pełnym żalu wzrokiem.

Moje odcinanie się od bólu trwało krótką chwilę. Zdawało mi się, że obserwuję całą sytuację z zaświatów. Słyszałam swój własny wrzask, przepełniony złością głos profesora i oczywiście Alexandra próbującego jakimś sposobem przebić się przez mur,który nieświadomie wokół siebie zbudowałam i jakoś do mnie dotrzeć.  Kiedy z powrotem odzyskałam świadomość tego, co się dzieje,dalej leżałam. Teraz już tylko po to,żeby nie zakręciło mi się w głowie, gdy będę się podnosiła. Całą drogę do domu przespałam na tylnym siedzeniu samochodu.


Cześć,kochani!
Kolejny rozdział!
Koniecznie dajcie znać, co o nim sądzicie!
Do następnego!
Autorka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro