Rozdział 11. Wyjście.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jestem teraz w Łodzi. W mieście, którego nienawidzę bardziej, niż cokolwiek innego na tym świecie. Pewnie nasuwa się Wam teraz pytanie,,Ale czemu ona tak nienawidzi Łodzi? Przecież to takie piękne miasto. "Już wyjaśniam. Otóż  właśnie tu miałam wszystkie operacje,zabiegi i wszystkie inne rzeczy sprawiające mi niewyobrażalny ból. Jestem absolutnym przeciwieństwem mojego tanecznego partnera, Marcina, który Łódź traktuje jak drugi dom. Pewnie dlatego ,że studiuje tu jego siostra, Malwina. Nawet tu ze mną przyjechał. Tylko w innej sprawie. I tak jest od dwóch lat. Ja do kliniki,on do Malwiny. Na szczęście jest jeszcze Alec.  Odkąd tu jest, chodzi za mną jak cień. Powód jest prosty. Był ciekawy, jak na codzień żyję z porażeniem. Pokazywałam mu,jak dla mnie wygląda świat. A uwierzcie mi, przy porażeniu wygląda trochę inaczej.

...

Wchodzimy do kliniki. Od razu się spinam. Marcin podchodzi do mnie i się uśmiecha. Klepie mnie po ramieniu jak kumpla i mówi:

-Niech moc będzie z Tobą.

Wybucham nerwowym śmiechem.

-Pozdrów Malwinę- rzucam.

-Da się zrobić, kierowniczko- znów się uśmiecha i salutuje jak żołnierz na pożegnanie. Wychodzi, a ja odprowadzam go wzrokiem.

Siadam. Alexander i Jane oczywiście koło mnie.

-Pomyśl o czymś przyjemnym- zasugerował,chwytając moją rękę.

-Spróbuję.

...

Czekam dalej. Zamieram,gdy słyszę swoje imię i nazwisko. Idę do gabinetu, czując, jak miękną mi kolana. Profesor Zieliński to starszy człowiek. Na moje oko ma jakieś 50,może 60 lat. Szanuję go tylko ze względu na tytuł naukowy. Jest strasznie dziwną osobą. Rzuca czerstwymi,w ogóle nieśmiesznymi żartami,z których śmieje się tylko on sam. Dziwny typ. Naprawdę, bardzo dziwny.

Teraz leżę, a on wykręca mi nogi. Tak naprawdę rozciąga mi ścięgna, ale żeby to zrobić, musi powykręcać mi nogi. Przeszywający ból przechodzi mi aż do głowy. Wrażenie jest takie, jakby ktoś wiercił mi dziurę w czaszce. Krzyczę. Nie tyle z bólu,co z przytłaczającej bezsilności. Czasem odnoszę wrażenie, że tego dziada podnieca moment ,w którym drę się,płaczę i błagam o pomoc,bo im głośniej krzyczę, tym mocniej on mnie trzyma. W pewnym momencie wyrwał mi się wrzask. Profesor chwicił mnie za kolano,na które upadłam kilka dni wcześniej.

-Weź się, kur*a, nie drzyj! Dzieci w poczekalni straszysz!-jego głos rozniósł się po sali. Wstrzymałam oddech.

-No,bez przesady. Oddychać możesz. Mówiłem tylko, żebyś przestała się drzeć na pół miasta.

Dziękuję za pozwolenie.

...
Wreszcie stamtąd wyszłam. W drodze do Wadowic strasznie chciało mi się spać.  Zjechałam lekko na fotelu.

-Chcesz pogadać?-spytał Alec.

-Niby o czym? O tym,że za miesiąc zrobią mi operację, wsadzą śruby w kolana i będę wyglądać jak dziecko Frankensteina?- prychnęłam.

-Możemy rozmawiać o tym ,jeśli chcesz.

-Nie chcę.

-Wcale się nie dziwię. Też bym nie chciał o tym rozmawiać na Twoim miejscu- przyznał. Położyłam głowę na jego kolanach i słuchaliśmy muzyki dobiegającej z radia. Nucił pod nosem piosenkę,w którą za bardzo się nie wsłuchiwałam. Usłyszałam tyle,że jest zakochany we mnie i w moim ciele ,i że odkąd ostatnio u niego byłam, wszystko w jego sypialni ma mój zapach.

...
Wróciliśmy do domu. Położyłam się w łóżku i przymknęłam oczy. Minęło trochę czasu. Nie mogłam zasnąć, mimo że było około 4 nad ranem. Po prostu nie mogłam przestać myśleć o tym, co stanie się za miesiąc. W Domu Dziecka nikogo nie obchodziło,czy się boję,czy czegoś nie potrzebuję. Więc brałam termofor,wlewałam do niego gorącą wodę,zakręcałam i wracałam do łóżka. Tam go do siebie przytulałam i często właśnie tak zasypiałam. Im było mi cieplej, tym szybciej usypiałam. Wiem ,dziwny sposób, ale przynajmniej skuteczny. W pewnej chwili zauważyłam, że Alec stoi w progu mojego pokoju i mi się przygląda. Skinęłam głową, dając mu pozwolenie na to, żeby wszedł.

-Jest 4 nad ranem, wiesz?

-Wiem. I co z tego?

-To z tego, że nie spałaś.

-Skąd wiesz?

-Bo Cię znam.

Uśmiechnął się i pozwolił,żebym się do niego przytuliła. Było mi tak paradoksalnie ciepło. Cały dzień miałam wrażenie, że czegoś mu nie powiedziałam. Wreszcie sobie o tym przypomniałam.

-Muszę Ci coś powiedzieć- zaczęłam.

-Shhh. Później mi powiesz.

-Ale to jest ważne, Alexander. Kocham Cię i chcę już wyjść z tego cholernego friendzone- powiedziałam.

-Co?

-Kocham Cię.  Chciałabym już wyjść z friendzone- powtórzyłam.

-Ty mi czytasz w myślach,czy jak?

-Mam wiele talentów- uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. To była najbardziej szalona rzecz,jaką kiedykolwiek zrobiłam....



Kolejny rozdział!
Miał być wczoraj, ale nie czułam się najlepiej, więc napisałam go dziś.
Mam nadzieję, że Wam się podoba!
Ps. Jak myślicie, o jakiej piosence była mowa?
Piszcie w komentarzach!
Miłego wieczoru 😘
Autorka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro